Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2014, 09:36   #189
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Erland


Czuł strach, tak jak i wtedy, gdy Endehar wymordował rodzinę i zasiadł w Królewskim Domu. Znał boga Skagos, wiedział, do czego ten jest zdolny: do wszystkiego. A jednak wówczas uzyskał to, po co przyszedł.

Każdego można oszukać, pomyślał kapłan bluźnierczo. Nasz bóg nie jest wszechwiedzący, nie może być... Inaczej wszyscy bylibyśmy martwi.

Dziś zaś zaczynał z lepszej pozycji niż wtedy. Wtedy miał tylko słowa. Dziś dał Endeharowi córkę Pająka. Wszyscy to widzieli... Niestety, Erland wiedział też, że jeśli magnar zechce go zabić, żaden hojny dar go przed tym nie powstrzyma.

Willama Snowa ludzie boga zabrali na drugą stronę kurhanu. Po tej, skrępowany jak baran na rzeź i przywiązany do palików namiotu Moruad, oczekiwał na sąd Roddard Worsworn. W tumulcie walki zdołał wyciągnąć łuk i strzelić w stronę władcy Skagos i jego siostry. Strzała wbiła się w krtań jednego z wojowników, którzy strzegli magnara, ale ponury zwiadowca i tak nie mógł liczyć na litość. Co najwyżej na trochę czasu, zanim Endehar wymyśli dla niego naprawdę paskudny sposób na śmierć. Alysę rozdzielono z Tytusem i Urreqiem, trafiła do jednego z namiotów klanu Magnar, gdzie była trzymana pod strażą.

Erlanda i Hwarhena zostawiono samym sobie.
- Bóg włada kurhanem - rzucił Hwarhen cicho, a Erland przypomniał sobie morski brzeg, uciekające ku falom kraby i Moruad, uśmiechającą się okrwawionymi zębami.

Minęły dwie godziny, zanim po nich przysłano.

Endehar zajął namiot Moruad. Siedział na siodle okrytym skórami, nagi do pasa. Tuliła się do niego chuderlawa dziewczyna, tak młoda, że mogłaby być jego córką. Magnar wieszał właśnie naszyjnik na jej skromnych piersiach. Złoto pokrywał czerwonawy nalot ze skagoskiej soli, ozdoba pochodzić musiała z grobowców władców wyspy. Magnar się uśmiechał.

Moruad siedziała na piętach przy palenisku, blada i sztywna, jakby kij połknęła. Hwarhen chciał do niej podejść, przywitać się, już rozwierał ramiona, ale powstrzymała go ledwie widocznym gestem.

Endehar odepchnął dzierlatkę i z rozmachem uderzył się dłońmi po udach.
- Wielce się cieszę, widząc cię, Szepczący - zakrzyknął serdecznie. - Napić się ze mną musisz, za nasze nowe zdobycze. No, podejdź no... Co tak klęczysz? Nogi ci już osłabły i zwiędły? Może dziewki potrzebujesz, co ci w nocy chłód z kości wygna? - złapał dziewczynę za włosy i potrząsnął nią jak kotem. - Taka, albo inna... wybierzesz sobie i pokażesz palcem - ponownie odepchnął dziewkę.

Nalał w kielich miodu, lepka, złota struga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Wreszcie wyciągnął naczynie ku kapłanowi.
- Zatem, Erlandzie, druhu mój i przyjacielu. Jakie wieści ode wron przynosisz? I, zapomniałbym... - ciągle się uśmiechał w gęstwinach siwej brody. Ten uśmiech przywodził na myśl dobrotliwego dziaduńcia, który zaraz dzieciom baje pocznie prawić. A raczej przypominałby, gdyby nie zimne, złe oczy. - Gdzie jest ta mała kurwa, moja córka?
 
Asenat jest offline