Zaparkował na tyłach knajpki, Ernest poszedł od tyłu, Chan od przodu. Nie był to bynajmniej objaw paranoi, po prostu chciał zdjąć z drzwi tabliczkę, "Zaraz wracam" napisaną we wszystkich znanych Ernestowi językach. Co prawda w środku był Chris, właściciel, ale on siedział na kasie i prowadził wojnę podjazdową ze skarbówką. Nie miał czasu na prowadzenie knajpy. - Cześć Chris, Ernest postoi trochę na kuchni. Ja muszę jeszcze sprawę załatwić.
- Będziesz w centrum?
- Mogę być - odparł ostrożnie Chan. - To będziesz, zawieź to do urzędu.
- No dobra, wrócę jak szybko się da. W razie czego pierogi są w lodówce, na lunch powinno starczyć, tylko niech Ernest nie podgrzewa tego w mikrofali. Na patelni! Albo w wodzie.
Wziął papiery w wyszedł na parking, najpierw zdecydował pojechać załatwić sprawę szefa, ale przy okazji wyglądał bankomatów, które były by lekko na uboczu i łatwo było się do nich dobrać. Notował je sobie w pamięci, bo później dokładniej się im przyjrzeć. |