Rozgorączkowany walką oddychał ciężko. Kłęby pary buchały z jego ust. Miał ochotę rzucić się w pościg za uciekającym pomiotem, lecz powstrzymał się wysiłkiem woli i rozsądku. Wbrew pozorom fanatyk potrafił ocenić ryzyko. Nie miał na tyle rozwiniętych zmysłów, by nie zgubić się w leśnych ostępach. Mimo że księżyce jaśniały na niebie, ten mniejszy zielonkawą poświatą, mrok gąszczu boru pozostawał nieprzenikniony. - To długa noc... - pomyślał Eusebio, czując, że ma za sobą dopiero początek wyzwań. Uspokoił się nieco, gotów podjąć wędrówkę po zbawienie. Płomień jego wiary palił się mocno, rozgrzewając ciało. - Dzięki Ci Sigmarze, uradowałeś duszę wojownika! - dotknął sakwy, gdzie ukryta była święta księga ze słowem Boga. Traktował ją jak najcenniejszą relikwię. - Stawiaj potwory na drodze swego wiernego sługi, by na chwałę twego imienia wypleniał zło z tej krainy...
Z religijnego uniesienia wyrwało go zamieszanie nad ciałem rannego cudzoziemca. Jeden z wioskowych trzymał w rękach siekierę w czytelnym zamiarze... To było jawne złamanie przykazań. - Nie ty jesteś sędzią, ani katem! - zachrypiał Eusebio w amoku. - Nie tobie decydować o losie tego nieszczęśnika! Nie bezcześć ziemi w której mieszkacie! Nie oczyścisz jej wtedy inaczej jak przelaną krwią własną i swoich pobratymców! Broń ze śladami walki z ghoulem, spoczywała spokojnie w jego ręku, choć silnie zacisnął dłoń na rękojeści. Nieobliczalność biczownika kazała dobrze zastanowić się nad kolejnym ruchem...
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 23-01-2014 o 11:34.
|