Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2014, 13:19   #50
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Sytuacja nie wyglądała dobrze, a w umyśle kłusownika walczyły z sobą tezy czy więcej problemu będą mieli z umierającym arabem czy z Lyn. Miał wrażenie, że gdyby nie podpierające ją drzewo zwinęłaby się w kłębek starając odciąć od całego świata. Takie zachowanie u kogoś, kto miał im przewodzić, nie mogło zwiastować nic dobrego.
- Trzymasz się jakoś? - zapytał kucając przy dziewczynie, choć pytanie winno być raczej retoryczne, a nawet gdyby nie, to chyba nie chciał usłyszeć w odpowiedzi smutnej prawdy.

Gdy stwory uciekły opadła na kolana tuż obok. W takim ubraniu i zmroku nie było widać ani jej bladego lica ani jej drżących dłoni. Wielkie oczy i rozwarte usta powoli zmieniały wyraz twarzy, który mógł wskazywać na to, że jej głowa wróciła do pracy, a nawet pracowała ciężko. Choć pomimo odzyskania kontroli nad okolicą w dalszym ciągu siedziała nie ruszając się zbytnio. Również nie ruszyła się na zadane jej pytanie, przynajmniej z początku.

Kolejne uderzenia serca mijały jedno za drugim i choć tętno dziewczyny zauważalnie zwalniało, to nadal upływ czasu działał na ich niekorzyść. - Potrzebujemy cię dzierlatko - szepnął z lekkim uśmiechem, starając się jakkolwiek dotrzeć do nieobecnej Lyn. - Potrzebujemy by grupa nie rozpadała się dalej w takim tempie jak dopiero co straciliśmy dwóch z czternastu.
Spojrzał przez ramię na wianuszek gapiów wokół wykrwawiającego się wojownika, którego spisał już na straty. Młodzika, który pobiegł na oślep w las również nie spodziewał się już więcej ujrzeć, choć tu akurat strata wydawała się niewielka.
- Wiem, że nie jest łatwo, ale nie pojechaliśmy na piknik i chyba można było się tego domyślać. Nie wiem czym kierował się ten gnojek stawiając cię na czele, ale może właśnie tego co się dzieje. Może chciał zdezorientować, spowolnić o osłabić grupę. Może liczył na to, że się skłucimy i przyciągniemy uwagę wampira wybijając się wzajemnie.
Zrobił dłuższa przerwę zastanawiając się nad przypadkową mądrością wywodu, który właśnie wyszedł z jego własnych ust.
- Nie wiem jak ty, ale ja bardzo cenie sobie własną skórę i jeśli mam nią ryzykować to na własnych zasadach. Zrobię co mogę by ci pomóc, ale jesteś mi potrzebna tu i teraz by zebrać do kupy tę bandę, z której żaden nie ufa drugiemu. Nie zaufają mi, nie zaufają temu wioskowemu traperowi, w pojedynkę z lasu nie wyjdze nikt.
Przerwał po raz kolejny szukając argumentu czemu niby mieliby zaufać jej. Za jego plecami stał niespełna tuzin mężczyzn, z których żaden nie miał specjalnie dobrego powodu by uznać kobietę za swojego wodza, by iść za jaj słowem, za którym nie stało w ich oczach nic, ani doświadczenie, ani siła, tylko sztucznie nadana władza.
- Jesteś dla każdego z nich równie neutralna Lyn, możesz zaproponować w swojej osobie wyjście w którym nie muszą słuchać się wzajemnie.
Teoria była naciągana, ale Borys nie zostałby kłusownikiem, gdyby nadawał się bardziej na dyplomatę. Sytuacja była tak samo mało wygodna dla reszty jak dla niego samego. Bardziej od owej reszty pragnął jednak własnego życia i na jakieś rozwiązanie musiał postawić zdecydowanie. Padło na nią…

Od strony kobiety w dalszym ciągu nie było reakcji. Ciężko było stwierdzić, czy w ogóle słuchała kłusownika. Jej wzrok przeskakiwał ciągle z miejsca na miejsce z pewnością analizując kłębiące się w jej głowie myśli.

- Hej, księżniczko - potrząsnął nią lekko nie doczekawszy się żadnej reakcji - mrugnij choć, cmoknij w powietrze, albo złap mnie za tyłek. Cokolwiek, ale daj mi choć znak, że nadal mówimy w tym samym języku.
Bez jakiejkolwiek reakcji ze strony dziewczyny czuł, że za chwilę popadnie w taką samą ciemność jaką las spowił ich kwatermistrzynię. Wypatrywał choć złudnej nadziei, że dziewczyna jest gdzieś blisko...

Lyn lekko się ocknęła poruszając głową. W końcu po chwili odwróciła ją do swojego rozmówcy.

- Hmm? - odezwała się niemrawo wreszcie odpowiadając cokolwiek.

Od razu po tym jej wzrok wrócił do dość pustego stanu, ale coś poruszyło się. Ruszyła ręką, która wspierała drzewo, rękawiczka złapała za korę i podsniosła resztę ciała.
- Nie możemy tu zostać - wypaliła bez żadnego zastanowienia a nastepnie na ślepo skierowala się nie w tą stronę, co powinna. W tym wszystkim mogła by zabrać przynajmniej ze sobą pochodnię... najwidoczniej w tym przypadku nie była jej potrzebna.

W jednej chwili rozpalona radość z faktu iż okazała oznaki przytomności musiała ustąpić miejsca wszechogarniającemu zdziwieniu będącemu reakcją na jej słowa, a co gorsza czyny. Przez ułamki sekund nie wierzył w to co się dzieje, lecz wystarczyła migawka z wspomnień zachowań ich matki, by zaakceptował kobiece decyzje nie starając się analizować ich zasadności.
Doskoczył do niej szybciej niż głodny wilk dochodzi otępiałej łani. - Na wszystkich znanych bogów, gdzie leziesz idiotko!
Nie czuł jak mocno chwycił ją oburącz za ramiona starając się dotrzeć do jej świadomości wszelkimi możliwymi bodźcami. Krzyknęła. Ból choć nie zamierzony był prawdziwy, a jej reakcja pierwszą adekwatną od dłuższej chwili.

Grupka stojąca nad ciałem zareagowała. Borys miał świadomość, że najszybciej doczekają się reakcji jej zaprzysiężonego obrońcy, a tłumaczyć obydwojgu swoich racji nie zamierzał. Czas kurczył się więc niczym ogarek lichej świecy.

Silne uderzenie na odlew sprawiło, że aż przymknęła oczy. Czuł jak w jednej chwili wiotczej, by za moment ponownie nabrać sił i próbować się szarpnąć uwalniając z uścisku w jakim wciąż trzymał jej prawe ramię. Opór był dobrym znakiem. Wracała jej siła, a może i świadomość
- Na chuja pana, jeśli masz dość życia, to po prostu powiedz. Poświęcimy cię tak jak założył wicehrabia i wszyscy będą zadowoleni. Jeśli jednak miałaś dość jaj by dołączyć do orszaku tego knura, to miej je i teraz, kiedy są faktycznie potrzebne!
Uderzył ją po raz drugi. Nie musiał, ale sytuacja udzielała się i jemu. Satysfakcja jaką odczuł niebezpiecznie nasunęła mu skojarzenia z zachowaniami Kurta. Zwolnił uścisk pozwalają jej opaść z palcy na które wspinała się próbując zmniejszyć ból.

Dante i Niedźwiedź sunęli już w ich stronę…
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 26-01-2014 o 11:56.
Akwus jest offline