Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2014, 05:51   #31
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
10 Althuriak

Dogryzanie Pentora miał zamiar jakoś znieść. Przyjęcie nie było już dla niego aż tak wspaniałe. Głównie dlatego, że nie lubił tłumów, nawet tak barwnych i żywych jak tego dnia. Dusił się i miał ochotę zniknąć, tym razem nie tylko nie wypadało, ale też nie miał zbytniego wyboru. Stado kruków niespokojnie krążyło nad Rovanem, próbując załatwić swoje mniej lub bardziej prywatne interesy. Podziękowali z Ronią wszystkim za prezenty. Stanowiły z jednej strony przyjemny dodatek, z drugiej zagrożenie, w nacji czarodziejów można się było spodziewać wszystkiego, zwłaszcza tego, że w prezentach znajduję się magiczna niespodzianka.

Propozycja San Otaku była intrygująca. Z tego co Tiran orientował się wśród sąsiadów, był jednym z mających głowę na karku i dość przedsiębiorczych. Mengowi najwyraźniej wyrwało się coś z ust odrobinę za wcześnie. Miał już co prawda pomysł na zajęcia i jak zmotywować a jednocześnie nagrodzić uczniów do jak najmocniejszego przykładania się do zajęć, mimo to całość nie była jeszcze całkiem gotowa. Już na chwilę obecną był zabiegany, nie był pewien czy podoła dodatkowym obowiązkom ani czy chce brać na swoje barki nauczanie syna hrabiego.

Nie zostawał ani na chwilę sam, kiedy Pentor lub kto inny porywał jego małżonkę do tańca, natychmiast pojawiał się ktoś, chcący zamienić z margrabią choć kilka słów. Na szczęście poza Hitorisamą, która ignorowała jego obecność w każdy możliwy sposób. Zastanawiał się, czy niedoszły zabójca nie działał za jej sprawką, ale mimo że miała ku temu powód, nie miał żadnych dowodów, zaś jawna oziębłość nie była jeszcze nawet poszlaką. Prowadził luźne rozmowy kiedy było trzeba, wątpił by szybko nadarzyła się okazja do ponownego spotkania a uznał że warto lepiej poznać sąsiadów osobiście.

W końcu udało im się opuścić przyjęcie, zostawiając gości w rękach Tabithy i Pentora. Można by ją nazwać prawdziwą chwilą samotności, gdyby nie rovaniony, jastrząb Rovana i golem grzecznie stojący w sypialni. Oboje byli wystarczająco zmęczeni, żeby marudzić w łóżku zbyt długo zanim położyli się spać.

11 Althuriak
Rovan z zadumą spojrzał na swoją młodziutką małżonkę, sama nie była dużo starsza niż jego najstarsza córka. Na dodatek wzięła na siebie częściowo wychowanie smoczątka, które bywało momentami utrapieniem. Od bardzo dawna nie myślał o rodzinie i co ona oznacza, wbity w tryby codziennego starania się o dobro mieszkańców jak i samej twierdzy.
- Oczywiście że mogą dołączyć i z przyjemnością zajmę się jej nauką kiedy tylko będę w stanie. Przynajmniej będę się starał jak tylko mogę. – Uśmiechnął się do Ronii. Dopiero po chwili uderzyła go pełna świadomość faktu, że jeśli faktycznie przyjmie Ronię jako swoją własną córkę, tak samo jak smoczycę, to będzie miał cztery córki i żadnego syna, z córkami zaś zawsze było sporawo kłopotu. Powstrzymał się od westchnięcia. Może był dzień po zaślubinach, ale miał mnóstwo na głowie. Głównie dlatego nigdy nie ciągnęło go żeby być na jakimś stanowisku. Mimo wszystko teraz nie bardzo miał jak się od tego wywinąć, biorąc pod uwagę jego poczucie obowiązku oraz konsekwencje, jakie mogły wyniknąć gdyby sobie na nieco odpuścił.

Jeszcze przed śniadaniem przygotował zaklęcia potrzebne na ten dzień, w większej mierze mające mu powiedzieć czy i które z prezentów miały na celu jakieś dodatkowe cele samych obdarowujących. Przyglądał się podarkom przez rubinową soczewkę w poszukiwaniu jakichkolwiek szkodliwych, śledzących, czy zmyślnie zamaskowanych splotów magii. Zajęło to trochę, ale udało mu się uwinąć jeszcze przed spotkaniem z San Otakiem.

Wraz z hrabią przedyskutowali sprawę przyjęcia syna na naukę, i dodatkowe zajęcia pod okiem samego Rovana. Przy okazji poruszyli sprawy ożywienia handlu między ich ziemiami jak i możliwości rozwoju rzemiosła. Margrabia zdecydował się na przyjęcie młodego Otaka na naukę, ale co było oczywiste na swoich warunkach. Jeśli młodzieniec miał uczyć się pod jego okiem, to musiał zaakceptować to, że Tiran narzuci mu odpowiednią dyscyplinę. Wszystko to jednak było uwarunkowane tym, czy chłopak dostanie się do akademii, co wydawało się niemalże pewne. Rovan nie miał zamiaru zmieniać pewnych kategorii naboru niezależnie od mogącym temu towarzyszyć lukratywnym umowom.


13 Althuriak


Dochodzące go raporty mocno go martwiły. Częściowo odrywając od badań, planowania i tworzenia w laboratorium. Mimo wszystko starał się prowadzić naukę sztuki Anabel jak i bywać na posiłkach w miarę regularnie. Tak żeby spędzać czas z rodziną. Przeglądając grimuary zgromadzone obecnie w skarbcu, ciągle wracał do jednego zaklęcia. Długi, dość kosztowny rytuał dawał wiele możliwości, częściowo nawet w zapobieżeniu śmierci w przypadku napadu rebeliantów. Od dawna marzył o stworzeniu całkiem nowego a obecne okoliczności jak i samo zaklęcie nie dawały mu spokoju. Puszysty Ogon przyglądał się z zaciekawieniem symbolom zaklęcia z kolan Rovana, Chirroki zaś z ramienia. Po krótkiej jednoosobowej naradzie zapadła decyzja. Zostawało jedynie wcielić ją w życie.

- Pokrótce, chcesz za pomocą zaklęcia zmienić ludzi na istoty ziemi, jednocześnie na rok przejmując nad nimi całkowitą kontrolę? – Pentorowi nieco nie podobała się ta ostatnia część zaklęcia.
- W zasadzie tak, silniejszych, wytrzymalszych, zwłaszcza na ciosy, a co najważniejsze, mogą się poruszać w ziemi i widzą doskonale w ciemności. Doskonale nadadzą się jako strażnicy a gdyby zaszła potrzeba, mogą się ukryć lub uciec w bezpieczne miejsce. – Odparł Rovan z przekonaniem.
- To prawda, w ciągu ostatniego miesiąca było przynajmniej kilka sytuacji w których by to pomogło. – Zamyślił się kapłan.
- Dokładnie, na dodatek zaproponujemy to tylko zaufanym ochotnikom, najlepiej małżeństwom jeszcze bez dzieci, nie ma co narażać dzieciaków lub ciężarnych na zawirowania magii. – Mag z kapłanem do późna dyskutowali na ten temat, zanim w końcu przedłożono propozycję mieszkańcom zamku. Wieść rozeszła sie błyskawicznie wśród osób powiąazanych z obydwojgiem.

14 Althuriak


Atak na kupców był częściowo spodziewany, do tej pory atakowali okoliczne ziemie i szeryfostwa, ostatnimi czasy koncentrując się bardziej na Samotnym Jeziorze. Jednak list lekko zagotował krew Rovana, nie pchał się na to stanowisko, dbał o podległych mu ludzi, nie palił wiosek ani nie mordował niewinnych nadziewając ich na pal. Do niedawna brał jeszcze możliwość negocjacji z rebeliantami, ale w ostatnich dniach całkowicie zaprzepaścili tą możliwość dzięki swojemu bestialstwu i okrucieństwu. Rozumiał mieszkańców wiosek siła wcielonych do rebeliantów, miał zamiar im postawić jedno ultimatum, kiedy już odnajdą kryjówkę ich sił. Rzucić broń lub zginąć. Co do magów przewodzących całej rebelii, miał kilka pomysłów, z czego jedynie część nie była iście barbarzyńska. Najwyraźniej trzeba było użyć zdecydowanych środków.

Wszystkie te rozmyślania nieco odbiły się na wyobraźni Rovana i rzucanych przez niego tego dnia zaklęciach. Zwłaszcza w wystrojach wnętrz i pancerzach dla półsmoczych słoni. Pomieszczenia wyglądały lekko niepokojąco, zwłaszcza laboratorium nekromancji, zaś pancerze zwyczajnie groźnie, z ozdobnymi kolcami, czaszkami oraz płytami zdobionymi scenami ze słoniami depczącymi wrogów. Z resztą pancerzy czekał na dostawę skóry, w okolicy było pod dostatkiem żelaza, ale reszta surowców stanowiła lekkie problemy. Złota Kiść po cichu i spokojnie szykowała się do rozprawy z siłami samozwańców z Samotnego Jeziora.




15 Althuriak

Ronia po raz kolejny okazała się nieoceniona, ze swoimi pomysłami, jak i okiem do ważnych szczegółów. Zgwałcone nie były same niczemu winne, poza tym że miały pecha a ktoś wziął je siła, a na dodatek nie był to człowiek. W Halruaa mieszańce z kolei nie były zbyt często spotykane ani nie miały łatwego życia.
- To wspaniała wiadomość. – Rovan chwycił swoją żone w ramiona. – Jeśli chodzi o treserki nieco mniej, ale to i tak lepsze wieści, niż gdyby orczy rytuał się powiódł. Masz rację że kobiety nie są sobie nic winne a zdarza się że ktoś je traktuje w fatalny sposób, ba nawet często. Samo wprowadzenie jakiegoś prawa nic tutaj nie da, potrzeba głębszej zmiany. Wyciągnę Pentora z laboratorium jeśli dam radę, ostatnio zaczął pracować nad jakimś nowym winem lub brandy. Nie wspominając o zbliżającym się eksperymencie. Zobaczymy czy uda mu się zmienić nastawienie samych ludzi, z Tabithą porozmawiam o prawnym aspekcie wszystkiego. – Odparł na wysnute przez Ronię zastrzeżenia odnośnie kobiet a raczej reszty społeczeństwa. Podzielił się z nią również notatkami odnośnie mającego nastąpić już wkrótce eksperymentu jak i projektu urządzenia, które pomoże w tworzeniu biblioteki dla akademii, obecnie znajdowały się tam głównie puste półki.


Mimo dnia pełnego zajęć, postanowił spędzić nieco więcej czasu z rodziną, planował wspólne oglądanie zachodu słońca wraz z kolacją na świeżym powietrzu, niestety pogoda dawała o sobie znać, solidną ulewą krzyżując plany. Zastąpił więc wycieczkę spotkaniem w bawialni, okraszając spotkanie dodatkową lekcja dla Ronii i Anabel, maluchy miały dość radości z efektów jakie przy niej powstały. Rovan miał już prawie gotowe plany rozbudowy zamku o część mieszkalną, gdzie mieliby wspólną przestrzeń, bez konieczności oddzielania części zamku na jakiś czas. To musiało jednak poczekać.


16 – 26 Althuriak

W rzęsistym deszczu rozpoczeto prace nad dokończeniem murów i budynków na zachód od miasta. Nad bardami rozstawiono namiot by chronić ich przed ulewą, tak samo jak cenne instrumenty. Mimo że magia zwykle wspomagała przedmioty, dając im wytrzymałość nawet na takie warunki, to jednak zwłaszcza liry kiepsko znosiły zbyt dużą wilgoć. Mimo ściany deszczu, praca posuwała się do przodu i w okolicach południa wszystko zostało ukończone. Przynajmniej chwilowo liry nie były potrzebne bezpośrednio w mieście i można ich było użyć w okolicy. Na pierwszym miejscu były mury Rozdroży i budynki potrzebne by móc odróżnić je od przerośniętej wioski.

Po zakończeniu nadzoru nad budową Rovan wrócił do swojego laboratorium, można powiedzieć że się tam zaszył. W czasie, gdy Pentora można było zobaczyć bardziej publicznie, zwłaszcza gdy badał ochotników do eksperymentu jaki niedługo miał przeprowadzić Tiran w celu stworzenia nowej rasy. Czas dzielił pomiędzy opracowywanie pierwowzoru dla magicznego urządzenia kopiującego również ryciny, przygotowania do mineralizacji, rodzinę a nawet tworzenie dzieł zbytku. Dwa posągi oraz bogato zdobiona księga, mogąca zachwycić nawet ignorującego wiedzę króla. Chciał nimi nie tylko nieco wspomóc skarbiec, ale też wzbudzić zainteresowanie dla przedmiotów zbytku wśród kupców. Nie miał problemów z pozbywaniem się swoich niemagicznych dzieł, nawet gdyby miały opuścić rodzinne Halruaa. Nikomu poza najbliższymi współpracownikami nie wspominał jednak o stosie książek ze stronami z metalowej folii, który powoli choć samoczynnie zapełniał się zapiskami pod czujnym okiem Jamrosa i Aureliusza.



Poszukiwania ochotników szły nadzwyczaj dobrze, mieli ich około pięćdziesięciu, niestety z powodu obostrzeń, jakie postanowili wprowadzić Tiran i Pentor, zostało z nich wybranych jedenaście par. Samo sprawdzanie ich pod każdym kątem zajęło dość długo, w porównaniu do tego, sam rytuał, który trwał wraz z przygotowaniem sarkofagów ponad godzinę był niemalże mrugnięciem oka. Zajmowało to sporo czasu, nawet pomimo tego, że zaklęcie dało się rzucić na dwie osoby jednocześnie.

Po ukończeniu pierwszego rytuału zniecierpliwiony niczym uczniak zaglądał do środka skrzyń i pomagał wyjść nowo powstałym mineralnym wojownikom. W zasadzie to wojownikiem był tylko Delan, Sofia była jedną z łuczarek pracujących w twierdzy. Oboje wyglądali jakby zamieniono ich w kamień, mimo tego, bez problemu się poruszali, całkiem jakby nic się nie stało. Oboje byli jednak silniejsi i wytrzymalsi, mocno zmienił się również ich wygląd. Co było jednak dla Rovana najbardziej zaskakujące, to fakt, że byli również naznaczeni Farzes. Najwyraźniej rzucanie zaklęcia w węźle ziemi, miało swoje dodatkowe implikacje, na szczęście bardzo pozytywne. Zapisał to w swoich notatkach zanim wrócił do inkantacji nad kolejnymi ochotnikami. Po wszystkim był zmęczony, miał schrypnięty głos, mdlejące ręce, ale za to z jego twarzy można było na odległość wyczytać zadowolenie z siebie. Wieczorem jednak Ronii długo zajęło wykrzesanie z niego choćby iskierkę energii.


Przemiana wszystkich ochotników zajęła dwa dni, w czasie których trwały również przygotowania do wyjazdu do Rozdroży. Przy obecnym stanie rzeczy konieczne było zbudowanie tam murów. Kasztel, który jeszcze do niedawna był po prostu strażnicą i bazą wypadową musiał natomiast przejąć dodatkowe funkcje, potrzebne były tam cele oraz biuro zarządcy. Samo miasteczko również potrzebowało kilku budynków, szkoły, karczmy czy też burdelu. Rovan był świadom że są to rzeczy potrzebne, choć osobiście nie ze wszystkim się godził, był jednak zbyt rozsądny żeby kierować się w tym wyłącznie swoimi pobudkami. Nim opuścił Rozdroża, z ich wychodzącymi na trzy strony świata bramami, upewnił się, że główne budynki stoją, chociażby puste i czekające na wykończenie, zaś mury są w dużym stopniu gotowe.

Po powrocie do Złotej Kiści zastała go miła niespodzianka, transport skóry wreszcie dotarł do zamku. Zawartość wozu czekała dawno rozładowana w zamkowych składach, podobnie jak żelazo potrzebne do stworzenia słoniowych pancerzy. Materiałów nie było wystarczająco, ale starczyło dla dwudziestu czterech już wytresowanych zwierząt. Poza dostawą skór do zamku powrócili również gońcy wysłani przez Tabithę w imieniu Rovana do przygranicznych wiosek najbardziej narażonych na ataki orków. Na chwilę obecną najprostszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem było przenieść mieszkańców w bardziej bezpieczne miejsca jak Dłoń, czy też Rozdroża. Rozwiązanie było oczywiste, jedynym problemem było porzucenie przez ludzi obecnych siedzib i wybudowanie nowych w odpowiednim miejscu..


27 Althuriak
Czekał na te wieści od dłuższego czasu, w zasadzie od pierwszego początku Althuriaka, kiedy tylko dowiedział sie czegoś o rokoszu. Cieszył się że stare nawyki w nim nie zamierają i ciągle ma pod ręką oczy i uszy, które można wysłać w odpowiednie miejsce po cichu. Bez zwiadowców, którzy znali się również na kilku innych rzeczach ciężko byłoby wytropić główną bazę rebelii zanim nie zostawiliby wszystkich okolicznych wiosek w zgliszczach. Przerwał przeglądanie wyników eksperymentu, chociaż właśnie porównywał pozytywne i negatywne strony przemiany, zdawała się nieco osłabiać zdolności umysłowe u osób, które ją przeszły. Odłożył papiery i zaczął szybko kopiować prezentowane plany. Liczby były dosyć spore, zwłaszcza że trzonem ich armii były oddziały służące niegdyś w Samotnym Jeziorze oraz barbarzyńcy z plemienia lwów. Sporo jazdy oraz łuczników, ale teren na jakim znajdowała się twierdza dawał pewne możliwości.

Szybko wydał rozkazy mobilizacji milicji jak i czarodziejów w ramach serwitutów. Do pozostałych szeryfów posłał zaś posłańca na cienistym wierzchowcu. Zapasy amunicji, tak samo jak i machiny zazwyczaj obronne były gotowe do transportu, a dzięki ilości słoni dało się to łatwo zaaranżować. Nie wszystkie mogły brać czynny udział w bitwie obecnie, jako że nie miał jeszcze dla wszystkich pancerzy, ale mogły stanowić cześć taboru. Goniec wyruszył również do Asvida, z prośbą, by w czasie nieobecności uważał nieco bardziej na okoliczne ziemie, zwłaszcza na możliwe ataki orków.


30 Althuriak

Siły prowadzone przez Rovana nadrabiały głównie ilością. Sporą część z przeszło tysiąca ludzi, stanowiła milicja uzbrojona w kosy, cepy i lekkie zbroje. Mieli niejakie wyszkolenie, jako że pilnowano regularnych ćwiczeń. Do tego dochodziły oddziały najemne, oraz spora część straży zamkowej i miejskiej. Największą niespodzianką jednak była ponad setka czarodziejów oraz słonie bojowe, w tym co lecące w pobliżu armii pół smocze słonie. Tiran liczył na obiecane posiłki innych szeryfów, Liliel miała zająć się opieką nad Ronią i jego córkami w czasie ataku, na wypadek gdyby coś poszło nie tak, z kolei Bloodrain i Shieldheart mieli brać czynny udział w oblężeniu. Gdy oddziały już rozstawiły się na pozycjach a machiny zostały złożone, wysoko nad twierdzą rebeliantów, poza zasięgiem strzał, przeleciał oddział olbrzymich jastrzębi, zasypując obrońców pergaminami z krótką, ale treściwą wiadomością. „Poddajcie się i wydajcie przywódców rebelii lub zgińcie.” Wątpił by było wielu chętnych się poddać na samym początku, biorąc jednak pod uwagę zbrodnie jakich się dopuścili, nie miał zamiaru za nimi płakać. Zwrócił się do swoich żołnierzy.
- Dzisiaj stajemy naprzeciw naszym sąsiadom, może nawet braciom czy siostrom, jednak niech wasze dłonie nie zadrżą. Jesteśmy tu po to, by bronić niewinnych, naszych rodzin, dzieci, żon, oraz tych, którzy sami nie potrafią się obronić. Tych, których te bestie mordowały bez litości w okrutny sposób. Te wściekłe psy porywały ludzi z domów i siłą przymuszały ich do pomocy w tym festiwalu okrucieństwa. Musimy im stawić czoła dzisiaj, tutaj, zanim będą w stanie skrzywdzić choćby jeszcze jedną bezbronną osobę. Nie pozwolimy by ktokolwiek deptał nasze życie, ciężką pracę i prawa! – Wykrzyczał do swoich podkomendnych, jeżdżąc z boku na bok przed zwartymi szeregami. Dopiero kiedy skończył przemawiać dał znak do rozpoczęcia ostrzału.


Na mury i fortecę poleciały głazy z trebuczetu i ciężkich katapult. W pierwszej kolejności chodziło o ocenę odległości i dostosowania naciągu, dopiero kiedy pociski zaczęły lądować mniej więcej tam gdzie załogi celowały, zaczęto ładować amunicję zapalającą. Twierdza była oblężona z ziemi i powietrza, jako że słonie co jakiś czas przelatywały nad twierdzą, zrzucając na nią i obrońców głazy spoza zasięgu strzał obrońców. Z celnością z takiej wysokości bywało różnie, ale chodziło raczej o to jak długo wytrzymają ostrzał, wysłanie podjazdu lub przeniesienie całej bitwy na otwarte pole było kwestią czasu. W tym czasie w wielkim wykopanym na szybko dole, Rovan stworzył masę korzenia Terinav. Na szybko była ładowana do garnców i worków, które później miały stanowić amunicję do mniejszych katapult zamontowanych na wieżach oblężniczych napędzanych przez słonie. Trucizna mogła odpowiednio ostudzić zapały przeciwnika i wpędzić go solidne tarapaty, w których i tak byłby, biorąc pod uwagę że trzon armii obrońców stanowiła konnica, która na podmokłym terenie przy samej twierdzy do niczego się nie nadawała. Walka na tym właśnie przyschniętym bagnie, była najlepszą szansą na zmniejszenie jakiejkolwiek przewagi przeciwnika i minimalizacji własnych strat.

Machiny bezustannie prowadziły ostrzał pozycji przeciwnika. Łucznicy szykowali się do zasypania wroga strzałami, zaś czarodzieje do kontrczarowania. Pozostawało jedynie czekać kiedy i czy rebelianci zdecydują się zaatakować na otwartym polu, żeby zwiadowcy wewnątrz mogli zablokować otwartą bramę. Huk metalu i chlupot kopyt na podmokłym gruncie obwieścił koniec czekania. Teraz czekała ich ta gorsza część.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline