Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2014, 05:51   #31
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
10 Althuriak

Dogryzanie Pentora miał zamiar jakoś znieść. Przyjęcie nie było już dla niego aż tak wspaniałe. Głównie dlatego, że nie lubił tłumów, nawet tak barwnych i żywych jak tego dnia. Dusił się i miał ochotę zniknąć, tym razem nie tylko nie wypadało, ale też nie miał zbytniego wyboru. Stado kruków niespokojnie krążyło nad Rovanem, próbując załatwić swoje mniej lub bardziej prywatne interesy. Podziękowali z Ronią wszystkim za prezenty. Stanowiły z jednej strony przyjemny dodatek, z drugiej zagrożenie, w nacji czarodziejów można się było spodziewać wszystkiego, zwłaszcza tego, że w prezentach znajduję się magiczna niespodzianka.

Propozycja San Otaku była intrygująca. Z tego co Tiran orientował się wśród sąsiadów, był jednym z mających głowę na karku i dość przedsiębiorczych. Mengowi najwyraźniej wyrwało się coś z ust odrobinę za wcześnie. Miał już co prawda pomysł na zajęcia i jak zmotywować a jednocześnie nagrodzić uczniów do jak najmocniejszego przykładania się do zajęć, mimo to całość nie była jeszcze całkiem gotowa. Już na chwilę obecną był zabiegany, nie był pewien czy podoła dodatkowym obowiązkom ani czy chce brać na swoje barki nauczanie syna hrabiego.

Nie zostawał ani na chwilę sam, kiedy Pentor lub kto inny porywał jego małżonkę do tańca, natychmiast pojawiał się ktoś, chcący zamienić z margrabią choć kilka słów. Na szczęście poza Hitorisamą, która ignorowała jego obecność w każdy możliwy sposób. Zastanawiał się, czy niedoszły zabójca nie działał za jej sprawką, ale mimo że miała ku temu powód, nie miał żadnych dowodów, zaś jawna oziębłość nie była jeszcze nawet poszlaką. Prowadził luźne rozmowy kiedy było trzeba, wątpił by szybko nadarzyła się okazja do ponownego spotkania a uznał że warto lepiej poznać sąsiadów osobiście.

W końcu udało im się opuścić przyjęcie, zostawiając gości w rękach Tabithy i Pentora. Można by ją nazwać prawdziwą chwilą samotności, gdyby nie rovaniony, jastrząb Rovana i golem grzecznie stojący w sypialni. Oboje byli wystarczająco zmęczeni, żeby marudzić w łóżku zbyt długo zanim położyli się spać.

11 Althuriak
Rovan z zadumą spojrzał na swoją młodziutką małżonkę, sama nie była dużo starsza niż jego najstarsza córka. Na dodatek wzięła na siebie częściowo wychowanie smoczątka, które bywało momentami utrapieniem. Od bardzo dawna nie myślał o rodzinie i co ona oznacza, wbity w tryby codziennego starania się o dobro mieszkańców jak i samej twierdzy.
- Oczywiście że mogą dołączyć i z przyjemnością zajmę się jej nauką kiedy tylko będę w stanie. Przynajmniej będę się starał jak tylko mogę. – Uśmiechnął się do Ronii. Dopiero po chwili uderzyła go pełna świadomość faktu, że jeśli faktycznie przyjmie Ronię jako swoją własną córkę, tak samo jak smoczycę, to będzie miał cztery córki i żadnego syna, z córkami zaś zawsze było sporawo kłopotu. Powstrzymał się od westchnięcia. Może był dzień po zaślubinach, ale miał mnóstwo na głowie. Głównie dlatego nigdy nie ciągnęło go żeby być na jakimś stanowisku. Mimo wszystko teraz nie bardzo miał jak się od tego wywinąć, biorąc pod uwagę jego poczucie obowiązku oraz konsekwencje, jakie mogły wyniknąć gdyby sobie na nieco odpuścił.

Jeszcze przed śniadaniem przygotował zaklęcia potrzebne na ten dzień, w większej mierze mające mu powiedzieć czy i które z prezentów miały na celu jakieś dodatkowe cele samych obdarowujących. Przyglądał się podarkom przez rubinową soczewkę w poszukiwaniu jakichkolwiek szkodliwych, śledzących, czy zmyślnie zamaskowanych splotów magii. Zajęło to trochę, ale udało mu się uwinąć jeszcze przed spotkaniem z San Otakiem.

Wraz z hrabią przedyskutowali sprawę przyjęcia syna na naukę, i dodatkowe zajęcia pod okiem samego Rovana. Przy okazji poruszyli sprawy ożywienia handlu między ich ziemiami jak i możliwości rozwoju rzemiosła. Margrabia zdecydował się na przyjęcie młodego Otaka na naukę, ale co było oczywiste na swoich warunkach. Jeśli młodzieniec miał uczyć się pod jego okiem, to musiał zaakceptować to, że Tiran narzuci mu odpowiednią dyscyplinę. Wszystko to jednak było uwarunkowane tym, czy chłopak dostanie się do akademii, co wydawało się niemalże pewne. Rovan nie miał zamiaru zmieniać pewnych kategorii naboru niezależnie od mogącym temu towarzyszyć lukratywnym umowom.


13 Althuriak


Dochodzące go raporty mocno go martwiły. Częściowo odrywając od badań, planowania i tworzenia w laboratorium. Mimo wszystko starał się prowadzić naukę sztuki Anabel jak i bywać na posiłkach w miarę regularnie. Tak żeby spędzać czas z rodziną. Przeglądając grimuary zgromadzone obecnie w skarbcu, ciągle wracał do jednego zaklęcia. Długi, dość kosztowny rytuał dawał wiele możliwości, częściowo nawet w zapobieżeniu śmierci w przypadku napadu rebeliantów. Od dawna marzył o stworzeniu całkiem nowego a obecne okoliczności jak i samo zaklęcie nie dawały mu spokoju. Puszysty Ogon przyglądał się z zaciekawieniem symbolom zaklęcia z kolan Rovana, Chirroki zaś z ramienia. Po krótkiej jednoosobowej naradzie zapadła decyzja. Zostawało jedynie wcielić ją w życie.

- Pokrótce, chcesz za pomocą zaklęcia zmienić ludzi na istoty ziemi, jednocześnie na rok przejmując nad nimi całkowitą kontrolę? – Pentorowi nieco nie podobała się ta ostatnia część zaklęcia.
- W zasadzie tak, silniejszych, wytrzymalszych, zwłaszcza na ciosy, a co najważniejsze, mogą się poruszać w ziemi i widzą doskonale w ciemności. Doskonale nadadzą się jako strażnicy a gdyby zaszła potrzeba, mogą się ukryć lub uciec w bezpieczne miejsce. – Odparł Rovan z przekonaniem.
- To prawda, w ciągu ostatniego miesiąca było przynajmniej kilka sytuacji w których by to pomogło. – Zamyślił się kapłan.
- Dokładnie, na dodatek zaproponujemy to tylko zaufanym ochotnikom, najlepiej małżeństwom jeszcze bez dzieci, nie ma co narażać dzieciaków lub ciężarnych na zawirowania magii. – Mag z kapłanem do późna dyskutowali na ten temat, zanim w końcu przedłożono propozycję mieszkańcom zamku. Wieść rozeszła sie błyskawicznie wśród osób powiąazanych z obydwojgiem.

14 Althuriak


Atak na kupców był częściowo spodziewany, do tej pory atakowali okoliczne ziemie i szeryfostwa, ostatnimi czasy koncentrując się bardziej na Samotnym Jeziorze. Jednak list lekko zagotował krew Rovana, nie pchał się na to stanowisko, dbał o podległych mu ludzi, nie palił wiosek ani nie mordował niewinnych nadziewając ich na pal. Do niedawna brał jeszcze możliwość negocjacji z rebeliantami, ale w ostatnich dniach całkowicie zaprzepaścili tą możliwość dzięki swojemu bestialstwu i okrucieństwu. Rozumiał mieszkańców wiosek siła wcielonych do rebeliantów, miał zamiar im postawić jedno ultimatum, kiedy już odnajdą kryjówkę ich sił. Rzucić broń lub zginąć. Co do magów przewodzących całej rebelii, miał kilka pomysłów, z czego jedynie część nie była iście barbarzyńska. Najwyraźniej trzeba było użyć zdecydowanych środków.

Wszystkie te rozmyślania nieco odbiły się na wyobraźni Rovana i rzucanych przez niego tego dnia zaklęciach. Zwłaszcza w wystrojach wnętrz i pancerzach dla półsmoczych słoni. Pomieszczenia wyglądały lekko niepokojąco, zwłaszcza laboratorium nekromancji, zaś pancerze zwyczajnie groźnie, z ozdobnymi kolcami, czaszkami oraz płytami zdobionymi scenami ze słoniami depczącymi wrogów. Z resztą pancerzy czekał na dostawę skóry, w okolicy było pod dostatkiem żelaza, ale reszta surowców stanowiła lekkie problemy. Złota Kiść po cichu i spokojnie szykowała się do rozprawy z siłami samozwańców z Samotnego Jeziora.




15 Althuriak

Ronia po raz kolejny okazała się nieoceniona, ze swoimi pomysłami, jak i okiem do ważnych szczegółów. Zgwałcone nie były same niczemu winne, poza tym że miały pecha a ktoś wziął je siła, a na dodatek nie był to człowiek. W Halruaa mieszańce z kolei nie były zbyt często spotykane ani nie miały łatwego życia.
- To wspaniała wiadomość. – Rovan chwycił swoją żone w ramiona. – Jeśli chodzi o treserki nieco mniej, ale to i tak lepsze wieści, niż gdyby orczy rytuał się powiódł. Masz rację że kobiety nie są sobie nic winne a zdarza się że ktoś je traktuje w fatalny sposób, ba nawet często. Samo wprowadzenie jakiegoś prawa nic tutaj nie da, potrzeba głębszej zmiany. Wyciągnę Pentora z laboratorium jeśli dam radę, ostatnio zaczął pracować nad jakimś nowym winem lub brandy. Nie wspominając o zbliżającym się eksperymencie. Zobaczymy czy uda mu się zmienić nastawienie samych ludzi, z Tabithą porozmawiam o prawnym aspekcie wszystkiego. – Odparł na wysnute przez Ronię zastrzeżenia odnośnie kobiet a raczej reszty społeczeństwa. Podzielił się z nią również notatkami odnośnie mającego nastąpić już wkrótce eksperymentu jak i projektu urządzenia, które pomoże w tworzeniu biblioteki dla akademii, obecnie znajdowały się tam głównie puste półki.


Mimo dnia pełnego zajęć, postanowił spędzić nieco więcej czasu z rodziną, planował wspólne oglądanie zachodu słońca wraz z kolacją na świeżym powietrzu, niestety pogoda dawała o sobie znać, solidną ulewą krzyżując plany. Zastąpił więc wycieczkę spotkaniem w bawialni, okraszając spotkanie dodatkową lekcja dla Ronii i Anabel, maluchy miały dość radości z efektów jakie przy niej powstały. Rovan miał już prawie gotowe plany rozbudowy zamku o część mieszkalną, gdzie mieliby wspólną przestrzeń, bez konieczności oddzielania części zamku na jakiś czas. To musiało jednak poczekać.


16 – 26 Althuriak

W rzęsistym deszczu rozpoczeto prace nad dokończeniem murów i budynków na zachód od miasta. Nad bardami rozstawiono namiot by chronić ich przed ulewą, tak samo jak cenne instrumenty. Mimo że magia zwykle wspomagała przedmioty, dając im wytrzymałość nawet na takie warunki, to jednak zwłaszcza liry kiepsko znosiły zbyt dużą wilgoć. Mimo ściany deszczu, praca posuwała się do przodu i w okolicach południa wszystko zostało ukończone. Przynajmniej chwilowo liry nie były potrzebne bezpośrednio w mieście i można ich było użyć w okolicy. Na pierwszym miejscu były mury Rozdroży i budynki potrzebne by móc odróżnić je od przerośniętej wioski.

Po zakończeniu nadzoru nad budową Rovan wrócił do swojego laboratorium, można powiedzieć że się tam zaszył. W czasie, gdy Pentora można było zobaczyć bardziej publicznie, zwłaszcza gdy badał ochotników do eksperymentu jaki niedługo miał przeprowadzić Tiran w celu stworzenia nowej rasy. Czas dzielił pomiędzy opracowywanie pierwowzoru dla magicznego urządzenia kopiującego również ryciny, przygotowania do mineralizacji, rodzinę a nawet tworzenie dzieł zbytku. Dwa posągi oraz bogato zdobiona księga, mogąca zachwycić nawet ignorującego wiedzę króla. Chciał nimi nie tylko nieco wspomóc skarbiec, ale też wzbudzić zainteresowanie dla przedmiotów zbytku wśród kupców. Nie miał problemów z pozbywaniem się swoich niemagicznych dzieł, nawet gdyby miały opuścić rodzinne Halruaa. Nikomu poza najbliższymi współpracownikami nie wspominał jednak o stosie książek ze stronami z metalowej folii, który powoli choć samoczynnie zapełniał się zapiskami pod czujnym okiem Jamrosa i Aureliusza.



Poszukiwania ochotników szły nadzwyczaj dobrze, mieli ich około pięćdziesięciu, niestety z powodu obostrzeń, jakie postanowili wprowadzić Tiran i Pentor, zostało z nich wybranych jedenaście par. Samo sprawdzanie ich pod każdym kątem zajęło dość długo, w porównaniu do tego, sam rytuał, który trwał wraz z przygotowaniem sarkofagów ponad godzinę był niemalże mrugnięciem oka. Zajmowało to sporo czasu, nawet pomimo tego, że zaklęcie dało się rzucić na dwie osoby jednocześnie.

Po ukończeniu pierwszego rytuału zniecierpliwiony niczym uczniak zaglądał do środka skrzyń i pomagał wyjść nowo powstałym mineralnym wojownikom. W zasadzie to wojownikiem był tylko Delan, Sofia była jedną z łuczarek pracujących w twierdzy. Oboje wyglądali jakby zamieniono ich w kamień, mimo tego, bez problemu się poruszali, całkiem jakby nic się nie stało. Oboje byli jednak silniejsi i wytrzymalsi, mocno zmienił się również ich wygląd. Co było jednak dla Rovana najbardziej zaskakujące, to fakt, że byli również naznaczeni Farzes. Najwyraźniej rzucanie zaklęcia w węźle ziemi, miało swoje dodatkowe implikacje, na szczęście bardzo pozytywne. Zapisał to w swoich notatkach zanim wrócił do inkantacji nad kolejnymi ochotnikami. Po wszystkim był zmęczony, miał schrypnięty głos, mdlejące ręce, ale za to z jego twarzy można było na odległość wyczytać zadowolenie z siebie. Wieczorem jednak Ronii długo zajęło wykrzesanie z niego choćby iskierkę energii.


Przemiana wszystkich ochotników zajęła dwa dni, w czasie których trwały również przygotowania do wyjazdu do Rozdroży. Przy obecnym stanie rzeczy konieczne było zbudowanie tam murów. Kasztel, który jeszcze do niedawna był po prostu strażnicą i bazą wypadową musiał natomiast przejąć dodatkowe funkcje, potrzebne były tam cele oraz biuro zarządcy. Samo miasteczko również potrzebowało kilku budynków, szkoły, karczmy czy też burdelu. Rovan był świadom że są to rzeczy potrzebne, choć osobiście nie ze wszystkim się godził, był jednak zbyt rozsądny żeby kierować się w tym wyłącznie swoimi pobudkami. Nim opuścił Rozdroża, z ich wychodzącymi na trzy strony świata bramami, upewnił się, że główne budynki stoją, chociażby puste i czekające na wykończenie, zaś mury są w dużym stopniu gotowe.

Po powrocie do Złotej Kiści zastała go miła niespodzianka, transport skóry wreszcie dotarł do zamku. Zawartość wozu czekała dawno rozładowana w zamkowych składach, podobnie jak żelazo potrzebne do stworzenia słoniowych pancerzy. Materiałów nie było wystarczająco, ale starczyło dla dwudziestu czterech już wytresowanych zwierząt. Poza dostawą skór do zamku powrócili również gońcy wysłani przez Tabithę w imieniu Rovana do przygranicznych wiosek najbardziej narażonych na ataki orków. Na chwilę obecną najprostszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem było przenieść mieszkańców w bardziej bezpieczne miejsca jak Dłoń, czy też Rozdroża. Rozwiązanie było oczywiste, jedynym problemem było porzucenie przez ludzi obecnych siedzib i wybudowanie nowych w odpowiednim miejscu..


27 Althuriak
Czekał na te wieści od dłuższego czasu, w zasadzie od pierwszego początku Althuriaka, kiedy tylko dowiedział sie czegoś o rokoszu. Cieszył się że stare nawyki w nim nie zamierają i ciągle ma pod ręką oczy i uszy, które można wysłać w odpowiednie miejsce po cichu. Bez zwiadowców, którzy znali się również na kilku innych rzeczach ciężko byłoby wytropić główną bazę rebelii zanim nie zostawiliby wszystkich okolicznych wiosek w zgliszczach. Przerwał przeglądanie wyników eksperymentu, chociaż właśnie porównywał pozytywne i negatywne strony przemiany, zdawała się nieco osłabiać zdolności umysłowe u osób, które ją przeszły. Odłożył papiery i zaczął szybko kopiować prezentowane plany. Liczby były dosyć spore, zwłaszcza że trzonem ich armii były oddziały służące niegdyś w Samotnym Jeziorze oraz barbarzyńcy z plemienia lwów. Sporo jazdy oraz łuczników, ale teren na jakim znajdowała się twierdza dawał pewne możliwości.

Szybko wydał rozkazy mobilizacji milicji jak i czarodziejów w ramach serwitutów. Do pozostałych szeryfów posłał zaś posłańca na cienistym wierzchowcu. Zapasy amunicji, tak samo jak i machiny zazwyczaj obronne były gotowe do transportu, a dzięki ilości słoni dało się to łatwo zaaranżować. Nie wszystkie mogły brać czynny udział w bitwie obecnie, jako że nie miał jeszcze dla wszystkich pancerzy, ale mogły stanowić cześć taboru. Goniec wyruszył również do Asvida, z prośbą, by w czasie nieobecności uważał nieco bardziej na okoliczne ziemie, zwłaszcza na możliwe ataki orków.


30 Althuriak

Siły prowadzone przez Rovana nadrabiały głównie ilością. Sporą część z przeszło tysiąca ludzi, stanowiła milicja uzbrojona w kosy, cepy i lekkie zbroje. Mieli niejakie wyszkolenie, jako że pilnowano regularnych ćwiczeń. Do tego dochodziły oddziały najemne, oraz spora część straży zamkowej i miejskiej. Największą niespodzianką jednak była ponad setka czarodziejów oraz słonie bojowe, w tym co lecące w pobliżu armii pół smocze słonie. Tiran liczył na obiecane posiłki innych szeryfów, Liliel miała zająć się opieką nad Ronią i jego córkami w czasie ataku, na wypadek gdyby coś poszło nie tak, z kolei Bloodrain i Shieldheart mieli brać czynny udział w oblężeniu. Gdy oddziały już rozstawiły się na pozycjach a machiny zostały złożone, wysoko nad twierdzą rebeliantów, poza zasięgiem strzał, przeleciał oddział olbrzymich jastrzębi, zasypując obrońców pergaminami z krótką, ale treściwą wiadomością. „Poddajcie się i wydajcie przywódców rebelii lub zgińcie.” Wątpił by było wielu chętnych się poddać na samym początku, biorąc jednak pod uwagę zbrodnie jakich się dopuścili, nie miał zamiaru za nimi płakać. Zwrócił się do swoich żołnierzy.
- Dzisiaj stajemy naprzeciw naszym sąsiadom, może nawet braciom czy siostrom, jednak niech wasze dłonie nie zadrżą. Jesteśmy tu po to, by bronić niewinnych, naszych rodzin, dzieci, żon, oraz tych, którzy sami nie potrafią się obronić. Tych, których te bestie mordowały bez litości w okrutny sposób. Te wściekłe psy porywały ludzi z domów i siłą przymuszały ich do pomocy w tym festiwalu okrucieństwa. Musimy im stawić czoła dzisiaj, tutaj, zanim będą w stanie skrzywdzić choćby jeszcze jedną bezbronną osobę. Nie pozwolimy by ktokolwiek deptał nasze życie, ciężką pracę i prawa! – Wykrzyczał do swoich podkomendnych, jeżdżąc z boku na bok przed zwartymi szeregami. Dopiero kiedy skończył przemawiać dał znak do rozpoczęcia ostrzału.


Na mury i fortecę poleciały głazy z trebuczetu i ciężkich katapult. W pierwszej kolejności chodziło o ocenę odległości i dostosowania naciągu, dopiero kiedy pociski zaczęły lądować mniej więcej tam gdzie załogi celowały, zaczęto ładować amunicję zapalającą. Twierdza była oblężona z ziemi i powietrza, jako że słonie co jakiś czas przelatywały nad twierdzą, zrzucając na nią i obrońców głazy spoza zasięgu strzał obrońców. Z celnością z takiej wysokości bywało różnie, ale chodziło raczej o to jak długo wytrzymają ostrzał, wysłanie podjazdu lub przeniesienie całej bitwy na otwarte pole było kwestią czasu. W tym czasie w wielkim wykopanym na szybko dole, Rovan stworzył masę korzenia Terinav. Na szybko była ładowana do garnców i worków, które później miały stanowić amunicję do mniejszych katapult zamontowanych na wieżach oblężniczych napędzanych przez słonie. Trucizna mogła odpowiednio ostudzić zapały przeciwnika i wpędzić go solidne tarapaty, w których i tak byłby, biorąc pod uwagę że trzon armii obrońców stanowiła konnica, która na podmokłym terenie przy samej twierdzy do niczego się nie nadawała. Walka na tym właśnie przyschniętym bagnie, była najlepszą szansą na zmniejszenie jakiejkolwiek przewagi przeciwnika i minimalizacji własnych strat.

Machiny bezustannie prowadziły ostrzał pozycji przeciwnika. Łucznicy szykowali się do zasypania wroga strzałami, zaś czarodzieje do kontrczarowania. Pozostawało jedynie czekać kiedy i czy rebelianci zdecydują się zaatakować na otwartym polu, żeby zwiadowcy wewnątrz mogli zablokować otwartą bramę. Huk metalu i chlupot kopyt na podmokłym gruncie obwieścił koniec czekania. Teraz czekała ich ta gorsza część.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 28-01-2014, 21:41   #32
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
10 Althuriak

Ansimon kochał wesela. Tym bardziej takie na których nie musiał bywać. Bankiet zorganizowany na cześć ożenku Rovana, jakoś nie interesował czarodzieja. Na szczęście będąc doradcą Liliel nie musiał się bawić wśród napuszonych magów i pozerów. Od tego byli szeryfowie. Nie musiał też się martwić o prezent dla Rovana. Same zyski…
Dlatego też czarodziej dość szybko wyrwał się z orszaku swej pani obiecując powrót na czas. I udał się do miejsc w których czuł się najlepiej. Karczm.
Tam były zabawy i uciechy do jakich przywykł i jakie lubił. Wszak także i miasto świętowało ślub swego pana. Ansimon zaś dołączył do tego świętowania, wspomagając bardów i innych grajków paroma sztuczkami. Nie byli to zazwyczaj artyści tak zdolni jak uczniowie kolegium, ich głosy nie były tak idealne, ich pieśni nie były tak dopieszczone w szczegółach, a rymy były siermiężne, ale…


Bardowie grający w karczmach miejskich śpiewali piosenki przaśne i dosadne. Pozbawione subtelności i finezji dworskich pieśni “miłosnych” i nie tylko. Ale Ansimon lubił taką dosadność i uwielbiał karczemne zabawy.

Niestety jak się okazało były i straty. Nie zdołał się spotkać z Arastianne na weselu. A to była niestety jedyna okazja. Mimo, że mag był tylko doradcą bez konkretnych stałych obowiązków i zadań. Posłańcem rzucanym przez kapłankę na obszary, wymagające bezpośredniego nadzoru… cóż… prawie bezpośredniego nadzoru Liliel. W dodatku zbliżała się wyprawa wojenna, w której poniekąd brał udział.

30 Althuriak


...Jako samodzielna jednostka.
Liliel nie przydzieliła mu konkretnych oddziałów, a i sam Ansimon nie zabiegał o to. Nie lubił bowiem odpowiadać za czyny i życie innych. Wystarczyło mu, że się musiał martwić o własne. Zresztą nie miał zielonego pojęcia o taktyce i strategii.
Zgromadzone przez Rovana oddziały były imponujące, to Ansimon musiał przyznać. Przemowa już znacznie mniej… ale cóż, jakoś trzeba inspirować oddziały do boju.
Gedreghost słuchając jej się nudził. Widać nie był stworzony do wojennego


Ruszyli. Pierwsze poleciały pociski na zamek, a wojska szykowały do boju. Ansimon też.. siedząc na widmowym wilku. Bestii której używał w boju, a która wzbudzała nienaturalny strach w zwykłych wojakach.
Osłonięty kilkoma zaklęciami Ansimon planował własną taktykę, której celem była minimalizacja strat własnych. Zostawiał szeryfom plany zdobycia zamku, jego własnym zadaniem było wspieranie magią wojsk władczyni której obecnie służył. Miał ku temu kilka czarów bojowych takich jak kula ognista, tęczowe uderzenie czy smoczy oddech. Ale jego głównym celem było rzucanie na wroga zaklęć które przede wszystkim wywołają chaos w szeregach. Pajęczyna, ściana lodu, zabójcza chmura, czy też nawet zwykła chmura mgły rzucona w odpowiednim momencie, miały służyć temu celowi.
Przyzwanie potwora miało zaś ochronić jego samego wraz z kilkoma zaklęciami, za pomocą których mógł zmienić postać na bardziej przydatną. Był gotowy do walki i miał na nią plany. Przedstawienie… czas zacząć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-01-2014, 21:14   #33
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Post wspólny Allehandro i Buki

10 Althuriak

Bawiły się dosyć wybornie, porywane do tańca przez wszelakich mężów, czy to nawet szpetnych, czy i przystojnych, gotowych pobawić się z powabnymi niewiastami, czy to oficjalnie, czy i całkiem poważnie… obie jednak zdecydowanie nie przejawiały ochoty na jakiekolwiek poważniejsze miłostki. Skończyło się więc jedynie na tańcach, bez żadnych ceregieli i miłostek, najważniejsze, by mieć dobry humor, niekoniecznie i u owych tanecznych partnerów…

Arastianne, ubrana w półprzezroczystą, czarną sukienkę, wywołała spore zainteresowanie na zabawie, jednak jakoś jej uwaga skupiła się na samej Saru…


Sarumrae przychodziły myśli jak to zwykle, czyby sobie jakiegoś młodzieńca nie okręcić dookoła palca, i przed sceną łóżkową nie czmychnąć, jak zwykle, lecz jednak one równie prędko odeszły, jak przyszły, sama nie wiedziała dlaczego. Może już tym była znudzona, lub zmęczona, kto wie. Jej wzrok w końcu skierował się na Czarodziejkę, zbliżyła się do niej.
-Przecudnie wyglądasz w tej sukience... lepiej niż ja.-wypowiedziała swoją opinię z zachwytem do Arastianne.

- Cukrujesz mi tu jak mało kto... - Uśmiechnęła się do niej szczerze, po czym chwyciła jej dłoń w swoją - Noc jeszcze młoda, nie czas ani miejsce na stanie w kącie... - Magini wprost porwała Bardkę do tańca, okręcając ją wokół siebie, przez co kilkanaście par oczu spoczęło na ich parze, Arastianne jednak się tym kompletnie nie przejmowała, w końcu wszak nie było czym?
- Ty również wyglądasz olśniewająco, niejeden by Cię porwał... - Zaśmiała się głośno, po czym odgarnęła niesforne kosmyki opadające na twarz, pochwyciła Sarumrae jedną ręką w pasie, i obie zaczęły wesołe pląsy w takt muzyki.
-Właśnie chciałam zapytać, czy tu zwyczaje pozwalają we dwie tańczyć, Siostro.-Bardka spróbowała znaleźć słowo lepsze niż pospolita “przyjaciółka”, na to jak ważna była dla niej Czarodziejka. -Przychodziły do mnie myśli, by jakiego sobie dookoła palca nawinąć, wiesz jaka bywam... ale.. nie chce, nie wiem dlaczego, może dorosłam?-zaśmiała się do niej promiennie, ciesząc się niezmiernie z tańca z nią.
- Ach tam, drobnostka - Zachichotała do jej ucha - Bo to coś gorszącego, jak dwie tańczące ze sobą przyjaciółki? Toć wszak nic niezwykłego, jak to na weseliskach... - Na drobną chwilę pogładziła ją wierzchem swej dłoni po policzku, po czym zaśmiała się znowu, okręcając ją w takt muzyki.
- A nawet jak, to co mnie to obchodzi! - Krzyknęła niemal, chcąc przegłuszyć muzykę. Być może już wypite wino działało...
-Chyba nie, oczywiście że nie, ale... ale.. chciałabym.. chciałabym tak..-zamilkła, i gdy
wykręcały koło, Sarumrae pośpiesznie pocałowała Arastianne, jakby nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył.-Przepraszam.. ja.. ja nie...-łzy stanęły jej w oczach, wyszła z objęć Czarodziejki, i popędziła gdzieś przed siebie, byleby dalej od ludzi i weseliska, w stronę pobliskiej rzeki.

Magini zrobiła wielkie “huuuh?” na takie zachowanie przyjaciółki, nie będąc jednak w ciemię bitą, czym prędzej i pognała za Saru, starając się oczywiście nie robić z tego wielkiego przedstawienia. Jeszcze jakieś paniczyki, czy i inne szlachciury miałyby temat gotowy na plotki, i być może sposób na oczernianie jej imienia, i samej Saru, a wszak - jak na władczynię twierdzy przystało - w pewnych momentach należało trzymać fason(i to mimo wypitych procentów).

Zjawiła się więc Arastianne w kilka chwil za Bardką, najpierw pod postacią obłoku mgły, materializując się w końcu u oboku przyjacióki, z dala od “zamieszania” obecnego wieczoru…
- Co się stało? - Spytała, zakładając rękę na rękę.

Sarumrae przysiadła na rzeką, zajmując swój czas rzucaniem “kaczek”, a przynajmniej próbowała. Aż podskoczyła, kiedy pojawiła się Czarodziejka.
-Przepraszam.. jeszcze przed jakimś ważnym bufonem Cię ośmieszyłam..-mówiła z trudem, choć już nie łzami[i]-Wcale nie chciałam.. nie chciałam tego zrob..[i]-urwała nagle, nie chcąc kłamać przed Arastianne-Arasti... może to nie najlepszy był moment ale.. tańcząc z Tobą... pragnęłam to bardzo zrobić. Nie wiem.. nie..-spuściła głowę jak i wzrok w kolana wbijając.
- Co zrobić?? - Zdziwiła się co nie miara Magini, siadając obok Saru.
-Nie jestem pijana..nie rozumiem ale.. po prostu chciałam Cię.. pocałować.Czułam się tak szczęśliwa tańcząc z Tobą że...-obróciła głowę w przeciwną stronę, gdzie Arastianne siedziała.
- Oj Ty... - Zachichotała, trącając ją łokciem -I co w tym takiego złego? Przecież się nie obraziłam?
-Nie... obraziłaś się..?-z wolna podniosła głowę w jej stronę.-Nie wiem czy to złe, ale.. pragnęłabym znów Cię całować, nie jak przyjaciółkę.-z drżącymi rękami objęła Arastianne w pasie, przytulając się.
Arastianne również ją objęła, przytulając się policzkiem do policzka, po czym szepnęła, niemal do ucha Sarumrae:
- Nie ma o co się obrażać... - Powiedziała, i dopiero jakby po chwili zrozumiała o co chodzi, lekko, choć stanowczo wyswobadzając się z jej objęć, choć dłońmi łapiąc jej dłonie.
- Znaczy się… że co?? - Zdziwiła się.
-Nie wie... jesteś kimś bliższym dla mnie, niż przyjaciółka czy siostra..-popłynęły jej łzy, czekała w napięciu na najgorsze, zadrżały jej dłonie.


Arastianne wstała, po czym zbliżyła się do rzeki. Metodą “noga o nogę” ściągnęła pantofelki, i weszła w wodę…
- Przyjemna - Stwierdziła krótko, przez dłuższy moment nie odwracając się do Saru - No chodź... - W końcu się do niej zwróciła uśmiechając, i wyciągając w jej kierunku rękę.
Sarumrae przestała płakać, zdziwiona spojrzała na Czarodziejkę chwilę krótką, i zdejmując swoje botki, poszła za nią w wodę, ujmując jej rękę, woda była przyjemnie zimna i kojąca.

Stały tak w rzeczce, poniżej kolan, w półmroku oświetlanym blaskiem księżyca, a Magini przejechała krótko palcami swej dłoni po dłoni Bardki.
- Najwyżej się utopimy... - Zachichotała nagle Arastianne - Mam jednak ochotę się wykąpać, co Ty na to? - Spojrzała jej prosto w oczy.
-Chcę się z Tobą... wykąpać.. nie pozwolę Ci utonąć, moja Ukochana-pociągnęła z kolei ona ją głębiej na wodę, objęła ją mokrą i namiętnie pocałowała w usta.
- Ty... - Magini przegładziła jej głowę po pocałunku, po czym chichocząc odstąpiła w tył. Następnie zaś ściągnęła z siebie sukienkę przez głowę, po czym niedbałe rzuciła ją na brzeg.
- Łobuzica z Ciebie... - Szepnęła, zanurzając się po sam nos w wodzie.
-Nie... nie jestem Łobuzicą...nie... -zarumieniła się, widząc chwilę nagą Arastianne, wciągnęła głębiej powietrze, i sama z siebie zdarła swoją, po czym zanurzyła się jak Arastianne, i objęła ją mocno, do siebie przytulając.

Wokół nich zaczęły z kolei krążyć pod wodą jakieś światła, oświetlając panujące ciemności, i tworząc dosyć niezwykły efekt… z pewnością była to sprawka Arastianne, powołując do istnienia jakąś zwyczajową magiczną sztuczkę, która jednak miała w chwili obecnej dosyć mocny efekt…
- Ska… Saru... - Szepnęła Magini, pocierając noskiem o policzek Bardki - Jesteśmy obie pijane… choć w sumie napiłabym się znowu - Zachichotała - Tęskniłam za Tobą, brakowało mi Ciebie… nie mam tu nikogo… - Chyba zaczął plątać jej się język.
-Nie... nie byłam nigdy tak... blisko kogoś, tym bardziej jak byłam pijana.. i mówię, to co mówię, bo jestem aż za bardzo trzeźwa..-twarz Sarumrae posmutniała.-Nie chce żebyś o tym jutro zapomniała.. nie wiem dlaczego teraz tak nagle to wyszło ze mnie, ale.. poczekam lepiej aż wytrzeźwiejesz.-stwierdziła. -Mi Ciebie też brakowało niepomiernie, że teraz to dopiero widzę i czuję, choć tyle poznałam znamienitych dusz przecież.-przytuliła ją znów do siebie.
- Wcale nie jestem pijanaaaa - Roześmiała się Arastianne, pocierając nosem o ucho Sarumrae - Mam ochotę nadal się bawić, tańczyć… pić, i żyć chwilą! - Poruszyła głową, a jej nieco rozczochrane włosy pogładziły Bardkę po twarzy. Magini zaś objęła jej szyję obiema rękami, pozostając w bezpośredniej bliskości, niemalże wtulona w swą przyjaciółkę całym ciałem.
- Myślisz, że wywołamy skandal? - Wypaliła nagle.
[i]-Chyba lepiej, jakbym ja była równie pijana, co Ty.. a mogą nadejść długie dni, kiedy nie będzie czasu na rozrywkę i odprężenie myśli..[/i[-pomyślała na głos Sarumrae. -Nie wiem jakie tu obyczaje panują.. nie wiem jakie i w Silvermoon panują obyczaje tego dotyczące... nie chcę, żeby twoja reputacja jako szeryf ucierpiała.. ale.. to nie jest skandal dla mnie, ani żaden kapłan dowolnego bóstwa nie wmówi mi, że to grzech. To, jak bardzo Ciebie pragnnie twoja ruda dziewica..-Jej niebieskie oczy zdały się pojaśnieć, a mokre rozczochrane włosy zdały się bardziej ognisty kolor przyjąć, i znów rozkosznie wpiła się w jej usta, nienasycona uczuciem, jakiego wcześniej nie poznała.

Arastianne zdawała się odwzajemniać ową chwilę namiętności, kąsając usta przyjaciółki miękko i delikatnie, nagle jednak oderwała się od nich, spoglądając na Saru wprost z przerażeniem.
- Coś… coś mnie dotknęło w nogę - Szepnęła.
-Lepiej wyjdźmy z wody... co co..może pływać w tej rzece groźnego?-przejęła się bardka, ciągnąc Arastianne w stronę brzegu.
- Pewnie nie mniej groźne niż Ty... - Zażartowała Magini, choć wyraźnie nie była w sosie… gdy zaś wyszły z wody, Arastianne czym prędzej sięgnęła po swą suknię.
- Wracamy? - Spytała.
-Może.. lepiej wracajmy, tak.-odpowiedziała nieswojo, niepewnie Sarumrae, także się przyodziewając, choć nie wiedziała coby dalej miała robić na weselu, i tak znów obawiała się, że dziś jej słowa mogły pójść na marne, jak i wytoczone łzy.

Ubrały się więc obie, po czym wróciły na zabawę(Arastianna zaś zapomniała o swoich pantofelkach, paradując już przez resztę wieczoru boso). Tam z kolei Magini znów piła w iście smoczych ilościach, nie odstępując jednak towarzyszki na krok, a i towarzyszka wzięła się za wychylanie kielichów, nie na darmo została przeszkolona w Złotej Rozpadlinie, ale nie tylko gorzałkę piła, ale też co i jej smaczniejszego Arastianne polała.. Ponownie również razem tańczyły i spędzały wspólnie czas, nie zwracając za bardzo uwagi na otaczające je towarzystwo. W końcu, gdzieś niemalże już nad rankiem, udały się do izb na spoczynek... a po niedługim odpoczynku Sarumrae troskliwie zajęła się Arastianne, która trunków za wiele wypiła, i teraz ciało oddawało swoje cierpienie. Bardka inaczej niż Czarodziejka, nie miała żadnych objawów nadmiernego picia trunków, w każdym razie, nie było widać po niej.





20 Althuriak

Sarumrae zmarszczyła czoło, spoglądając na dziewkę.
-Widać jednak byłam zbyt miła i pobłażliwa dla ciebie... i teraz jak sama słyszysz, czeka śmierć albo co gorszego.-powiedziała chłodno do niej. Oczy zebranych na sali tuzinów wbiły się w Bardkę, wyczekując, czy ma do powiedzenia co jeszcze… Podobnie zaś czyniła i Arastianna, jak i dziesiętnik trzymający dziewczynkę. Ta ostatnia z kolei, blada i przerażona, trzęsła się niczym osika...
-Naprawdę nic ciekawego się nie dzieje w Kamiennym Gryfie, o czym mogłabyś mi powiedzieć? Nie mówiłam że to ryzykowny proceder? Do mnie nie mogłaś przyjść, powiedzieć czego to potrzebujesz? Powiedziałam, że nie powiem nikomu, że mnie okradłaś.. ale znów to zrobiłaś. Skąd mam mieć pewność teraz, że znów tego nie zrobisz?I co teraz powiesz na swoje usprawiedliwienie? Skoro takie są prawa Halruii za kradzież, niech więc czeka ją już teraz szybka śmierć, niż na Bandyckich Pustkowiach.-powzięła dalej mówić, z nutą smutku na koniec.

~

Po skazaniu Grety bardka zamknęła się w swojej komnacie, i nie życzyła sobie żeby nikt do niej wchodził, ani o nic ją pytał.



21 albo późniejszy Althuriak.

Sarumrae stała na balkonie Twierdzy, spoglądając gdzieś daleko przed siebie, nie koncentrując wzroku na żadnym obiekcie. Westchnęła.

-Po co ja ją na weselu tańcząc pocałowałam.. i to wszystko potem...-zdawała się sobie samej zadawać pytanie.



30 Althuriak

I wreszcie nastał ten dzień, kiedy zebrano swe siły, i ruszono na bagno, by odpłacić pięknym za nadobne “zdrajcom” grabiącym i mordującym niewinny plebs. Jednostki naziemne i latające, żołnierze, wojownicy, milicja, Czarodzieje i Kapłani, a ras przeróżnych, na czele zaś - choć o wiele skromniejszej - małej armii, sama Arastianne obwieszona zwojami, gotowa palić i wysadzać wrogów swego ludu… swych wrogów.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 29-01-2014 o 21:20.
Buka jest offline  
Stary 02-02-2014, 17:17   #34
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
20 Althuriak 1972RD szeryfowstwo: Gryf. Twierdza i miasto Gryfii Kamień Szeryf: Arastianne Shieldheart.

Dziewczynka była przerażona, lecz nie straciła jednak całego rezonu.
- Wielmożna Pani Szeryf i wy Pani zarządco, ależ mam do opowiedzenia coś bardzo ważnego. Lecz to powinno trafić tylko do Waszych uszu, zaś tego pomawiającego mnie kupca należy zatrzymać aby nie zbiegł.

Arastianne machnęła na służbę i petentów.
- Zostawcie nas samych. Będę też bardzo niezadowolona jeśli kupiec ten oddalił się z korytarza.
- Ależ Wiel...
- Dziesiętniku czyż uważasz, że nie dam sobie rady przy pomocy mojej magii z tym dzieckiem?
- Racz wybaczyć Wielmożny Szeryfie.

Dziesiętnik zawstydzony skłonił się i wyszedł wraz z resztą służby.

- Było to przed południem - rozpoczęła opowieść Greta.
- Sprzątałam na sali "Gryfiego Przystanku". Wtedy to spostrzegłam parę dziwnie zachowujących się podróżnych, jednym z nich był ten kupiec.
Drugi, mimo półmroku panującego w gospodzie, zarzucony miał na głowę duży kaptur. Udało mi się jednak mimo półmroku dojrzeć półelfią twarz. Osobnik ten był blady, dziwnie blady, myślę iż czymś się wysmarował, jak to czynią białogłowy aby być piękniejszymi. Nie wie jeszcze czym to one robią, ale słyszałam o barwiczkach do ust i policzków. Pewnie są i takie co to maskują kolor skóry. Szeptali długo udało mi się usłyszeć " to cześć zapłaty za des.. despilatację sytuacji w Gryfowie, więcej będzie po robocie. W środku masz instrukcje" i wtedy podał mu sakiewkę. Wiedziałam, iż to coś bardzo ważnego, zatem w chwilę potem zwinęłam tą sakiewkę. Pani Sarumae od czasu naszego spotkani nie kradłam, no czasem zwędziłam jakiś owoc z kramu, wtedy gdy nie chciało mi się iść do sadu, ale nie kradłam.
Otworzyłam ją dopiero osadzie, znalazłam w niej pięćdziesiąt sztuk złota, które niepotrzebnie przerzuciłam do swoich kieszeni i niewielki pergamin, który dobrze ukryłam. W kilkanaście minut potem dopadł mnie ten kupiec, próbował odzyskać ten pergamin, ale się szarpałam i to zwróciło uwagę straży. Kupiec oskarżył mnie o kradzież, a przez moją głupotę znaleźli przy mnie złote monety. Musiała w tym być jakaś magia, bo jak...


Wtedy to Arastianne Shieldheart i Sarumrae poczuły zawirowanie sieci towarzyszące zwykle czarom teleportacji.
Zerwały się wybiegły z sali audiencyjnej. Na korytarzu ujrzały, uśpionych oraz ogłuszonych, oślepionych i oszołomionych strażników, służbę i petentów.
Po kupcu nie było śladu.

- Szaleniec, ciekawe gdzie go przerzuciła teleportacja bo, że nie w miejsce gdzie chciał to jest stuprocentowo pewne. Mam nadzieję, iż będzie to wnętrze czynnego wulkanu. - mruknęła czarodziejka do bardki.

Dziesiętnik doszedł jako pierwszy do siebie.

- Wielmożna pa...
- Dość. Szukać go, służbę zatrzymać, wóz i towary skonfiskować. Wezwę Was gdy skończę
. - powiedział do następnego służącego , który w międzyczasie doszedł do siebie.

W tym czasie mała złodziejka filował przez drzwi.

- Greto za mną i dokończ swoja opowieść. Gdzie masz ten pergamin?
- Przy sobie Wielmożna Szeryf.


Po czym podwinęła surcot, cotte i giezło po czym wyjęła z najtajniejszej skrytki nieco wilgotny zwojek welinu.

Widząc zaciekawione spojrzenia nieco się spłoniła. Potem jednak wzruszyła ramionami.

- Rzadko, która sierotka tak długo tułająca się po świecie jak ja, jest jeszcze dziewicą. Oto to pismo, musi być jakoś zaklęte, skoro tak szybko kupiec mnie odnalazł, a teraz ... on uciekł...

Cała krew odpłynęła z twarzy Grety, i tak jak przed chwilą przypominał piwonię, teraz była blada jak duch. Oczy rozszerzyły się jej ze strachu, gdy zrozumiała swoją obecną sytuację, potem wywróciły do góry ukazując białka, po czym padła zemdlona.

Do szeryf podleciał kruk, jej chowaniec.

- Pani dostałem informację, iż Veissa i Evii już tu idą, pomogą przy Grecie.

Za drzwiami po chwili usłyszały podniesione głosy.
- Zważ do kogo mówisz bo stracisz dowodzenie dziesiętniku. Jeśli Wielmożny Szeryf wzywa swą asystentkę, to nie tobie wchodzić jej w drogę. Zajmij się swoją robotą i zrób wreszcie porządek na korytarzu.

Do sali audiencyjnej jak burza wpadła młoda czarodziejka, poprzedzana przez kota biegnącego z wysoko uniesionym ogonem, za nią blond włosa dziewczynka o piwnych oczach.

- Evii zajmij się Gretą.
- Wielmożna Pani, tak dalej być nie może. Potrzeba zmian. Proszę abyś mnie wyznaczyła na dyrektorkę sierocińca, przynajmniej tytularną i o to abyś utworzyła takowy przybytek w Gryfowie. Jak wiem sam budynek to dla Twojej magii nie problem. Największe koszty to zawsze wyposażenie, ale i je można czarami ograniczyć. Oczywistą staje się tez kwestia dalszego losu Grety, myślę, iż należą jej się podziękowania oraz wyjątkowa łaska, bo mimo wszystko złamała prawo. W ramach tej łaski opieka i ochrona, mogę się nią zająć, chociaż wolałabym aby miał jakieś zdolności czarodziejskie.


Przez chwilę się zastanawiała.

- Wielmożna Pani, na kiedy się zapowiadał Margrabia Tiran na sprawdzanie zdolności czarodziejskich wśród ludności?
- Pani Veisso. Greta potrafi pięknie grać na harmonijce, wiele razy słyszałam jak gra.
- cicho odezwała się Evii.

- Może więc ma zdolności bardki. - stwierdziła asystentka.

- Dziewczynki pomogą mi odnaleźć w naszym grodzie wszystkie sieroty wykorzystywane cieleśnie. Będą wiedziały gdzie szukać i o co pytać. Niby zwyczajowo dozwolone jest takie korzystanie z sierot, jeśli nie dochodzi do gwałtów, myślę jednak, że w Gryfowie musimy wyplenić takie praktyki. Wykorzystanym należy się wiano, myślę iż sto sztuk złota będzie sprawiedliwą zapłatą, jeśli nie będą chcieli zapłacić to powiesi się ich za gwałt.

Uważnie przyjrzała się obu dziewczynkom.

- Wiem, że są na tyle silne aby temu podołać.

Po chwili zamyślenia, kontynuowała dalej.

- Druga kwestia potrzebujemy burdelu i jest to twarda prawda. Pani Sarumrae jest bywałą osobą. Myślę, iż najłatwiej odnajdzie odpowiednie kobiety i osobę do zarządzania takim przybytkiem. Nie można trzymać blisko dwóch setek wyposzczonych mężczyzn i kobiet, bez tego przybytku i oczekiwać dyscypliny.

- Widzę, iż Greta dochodzi do siebie. Wielmożna Szeryf, pani Sarumrae zabiorę teraz dziewczynki do moich komnat, tam Greta łatwej dojdzie do siebie.
Po tych słowach szybko dygnęła przed Arastianne Shieldheart i lekko skłoniła głową Sarumrae.

***

29 Althuriak 1372RD. Szeryfowstwo i twierdza Kaostel; miasto: Valiria; szeryf: Marcus Bloodrain.

Wojska były gotowe do wymarszu Marcus wraz z małżonką wyjechali w asyście głównych sił z Twierdzy. Na błoniach przed twierdzą czekało już pospolite ruszeni plemienia lwów.

Do Marcusa zbliżała się Starszyzna Rady Plemienia Lwów.

- To Twoja wina Marcus krew za krew, tako rzecze nasze prawo.

Najemnicy szybko zarzucili na szyje byłego już szeryfa arkany zaciskając pętle. Liriel starała się pomóc swojemu małżonkowi. Zaczęła splatać już zaklęcie gdy następne arkany świsnęły i zacisnęły się na jej szyi. Jeden z jeźdźców zakrzyknął.
- Ja wlecze, puszczajcie. - po tych słowach jego koń powlókł czarodziejkę po błoniach.

Po chwili było już po wszystkim. Marcus ujrzał bezwładne ciało swojej małżonki dowleczone do jego konia.

- Cała ta krew na Twoją głowę Marcusie - powtórzyli Starcy.
- Ciągnąć.

Szarpnięty przez cztery arkany Marcus kopnął jeszcze konia, który spod niego wyjechał. Zwisł na arkanach, po chwili jednak jego męka się zakończyła gdy konie w końcu złamały mu kark.

- Wracajcie sąsiedzi do siebie. Z winy poprzedniego szeryfa całe to nieszczęście. Nie będzie wyprawy przeciwko naszym ziomkom. Rachunek Krwi został wyrównany.

Halurańczycy zmieszani gwałtownymi zajściami powrócili do miasta.

- Starsi my jesteśmy wykonawcami Krwi i zapłaty za Krew według naszego prawa. Jest to sprzeczne z prawem Tych ziem, zatem opuszczamy je. - dowódca najemników z plemienia lwów głównych sił Kaostel podjechał do Rady Starszych.

- Jedźcie z naszym błogosławieństwem, prawu stało się zadość Krew za Krew. Znacie hasła do Teleportu więc znajdziecie się bezpiecznie na naszych ziemiach.

***

30 Althuriak 1372RD. Obrzeża Bagien Centralnych. Twierdza Renegatów.

Siły zebrane pod twierdzą były ledwo wystarczające do szturmu.

Zebrało się ledwie dwa tysiące żołnierzy. W tym prawie półtora tysiąca milicji złożonej z pospolitego ruszenia. Niewątpliwą siłą byli czarodzieje. Udało się ich sprowadzić blisko dwustu. Byli wielce przydatni. Już od początku oblężenia musieli kontrować wrogie czary rzucane przez czwórkę czarodziejów towarzyszących Worangowi Światłolicemu, bezprawnie mianującemu się Prawowitym Władcą Samotnego Jeziora.

Nie dotarły siły z szeryfowstwa Kaostel. Na udział łuczników z tego szeryfowstwa najbardziej liczył Tiran.

Pierwsze dwie godziny oblężenia nie obyły się bez strat po stronie koalicji.
Zginął jeden z czarodziejów wraz z oddziałem milicji kuszniczej z Gryfowa, nie udało mu się skontrować kuli ognistej.

Największe spustoszeni siały głazy spuszczane na mury przez półsmoki/półsłonie. Niszczyły magicznie wzmocnione blanki i machikuły.

Osłonięte deskami słonie w wieżach oblężniczych zaczęły mozolnie i powoli podtaczać je do murów obronnych.

Po dwóch godzinach oblężenia nagle opuszczony został most zwodzony i podniesione kraty.

Wykorzystali tą sposobność kierujący atakiem z powietrza. Dwa głazy umieszczone przez pół smoki w barbakanie zniszczyły mechanizmy opuszczania krat i podnoszenia mostu.

Na przedpole wyjechała jazda Renegata. Szybko i sprawnie sformowała szeregi do ataku. Na mury wystąpili asystenci i sam Renegat. Rozpoczął się pojedynek magiczny, wprawdzie bez wielkich fajerwerków lecz zacięty na kontrowanie magii przeciwnika.

Kawaleria wroga ruszyła tylko w niewielkim stopniu spowalniana podmokłym terenem. Jeźdźcy z plemienia Lwów wysłali do ataku towarzyszące im sokoły i orły.

Gdy znaleźli się w w odległości trzystu metrów od pozycji koalicjantów. Tiran wystrzelił magicznie racę.
Blisko dwa tysiące strzelców wyposażonych w długie łuki lub kusze uniosło je. Ustaliło stromo łukowe tory i na następną racę wystrzeliło swoje pociski. Strzały, bełty z łuków, kuszy i skorpionów przesłoniły niebo.
Wszystkie wrogie ptaki zostały trafione. Potem czarna chmura pocisków rozpoczęła swój lot ku ziemi. Na dystansie około dwustu siedemdziesięciu metrów dosięgły pierwszych wrogów. Ta pierwsza salwa zmiotła z siodeł blisko stu pięćdziesięciu jeźdźców.

Asystenci Renegata pod nawałą czarów czarodziejów z koalicji powoli padli jeden po drugim.

Strzelcy koalicji przeszli do strzelania opresyjnego, strzelały parzyste numery reszta ładowała, a potem zmiana. Strzały i bełty spadały na wrogą kawalerię już nie tak rzęsiście jak przy pierwszej salwie, ale spadły na wrogów cały czas. Na odległość stu metrów zdołało dotrzeć tylko pięćdziesięciu jeźdźców. Strzały ustały. Strzelcy ładowali swoją broń. Na odległości pięćdziesięciu kroków rozegrała się ostatnia odsłona dramatu szarży kawalerii Renegata.
Strzelając na wprost strzelcy zmasakrowali pozostałych jeźdźców.

Wtedy to też padł ostatni asystent Renegata.

Wtedy też stał się jasny plan Renegata.
Martwi jeźdźcy zaczęli wstawać i dosiadać swoich ożywionych nekromantyczną siłą wierzchowców. Blisko tysiąc ożywionych stworzeń ruszyło ponownie do szturmu na oddziały Koalicji.
Tym razem strzały i bełty chociaż masakrujące ciała ożywieńców nie były w stanie w stanie tak szybko odbierać im życia.

Z nieba na oddziały skonfederowane spadły ożywione orły i sokoły.
Szybko jednak znaleziono na nie sposób. Strącano je ciosami na wysokość dostępną dla psów towarzyszących oddziałom Tirana i innych szeryfów, a było tych psów blisko pięć setek. Psie kły szybko rozrywały ożywieńcze patki.

Strzelcy przeciwko ożywionej kawalerii nie dawali rady. Mimo powolności tej szarży udało się ustrzelić zaledwie dwieście ożywieńców. Pół tysiąca dotarło na odległość dwudziestu metrów gdzie ujawnił się kolejny etap planu Tirana. Ożywieńce wpadli na wilcze doły chroniące strzelców.
Przez nie przedarło się już tylko trzystu ożywieńców.

Uwikłany walkę z Rovanem, Arastianne i innymi magami Renegat w końcu salwował się magiczna ucieczką, skorzystał z węzłowych drzwi, przynajmniej tak zdawało się Rovanowi.

Przyszła w końcu pora na Pentora i kapłanów. Wokół przyjaciela Rovana martwiaki padały bez śladów plugawego życia. Inni kapłani również sobie radzili ożywieńcy z popłochem salwowali się ucieczką, ponownie przez wilcze doły ledwie setka stworzeń wyszło tej matni. Lecz nie był to koniec poprzedzone ostania salwą ruszyły do boju słonie. Resztki martwiczej armii wdeptane zostały w błoto.

W tym czasie na dziedzińcu Twierdzy Renegata trwała walka. Oddziały lojalne Renegatowi wystąpiły przeciwko werbowanym siła chłopom których podburzyli do walki szpiedzy Rovana.
Zdobyli i obsadzili mury, szyli z proc, kusz i łuków do kłębiących się po dziedzicu resztek oddziałów Samozwańca. Rzezi dopełniły wkraczające na dziedziniec słoni, ledwie dwudziestu zwolenników renegata poddało się.

Z murów rozległy się radosne okrzyki brańców.

Szybko euforia i radość opanowała wojska skonfederowanych. Udało się uratować trzystu z czterystu siła wcielonych chłopów, a starty po stronie Skonfederowanych były znikome.

Jednak zwycięstwo nie było pełne Samozwańczy Władca Samotnego Jeziora umknął sprawiedliwości.

***

2 Ches 1372RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Samotnego Jeziora; Miasto Jeziorzany; Twierdza: Stare Bagno; szeryf: p.o. Lilel Biała; właściciel: Margrabia Rovan Tiran.

- Wejść- głos Lilel Białej wyrwał zmyślenia Ansimona. Dumał właśnie dlaczego go o tak barbarzyńskiej porze niemal o świcie białym wzywają.

- Witaj Lady.

- Wiem, że z utęsknieniem oczekiwałeś samodzielnych zadań. Uważam, iż jesteś w stanie wyśledzić pochodzenie ładunku, smoczego jaja w jaki sposób było dostarczone tak daleko mimo wielokrotnych kontroli. wymagać to będzie dogłębnego i sprytnego śledztwa. Będziesz się musiał nim wspiąć na szczyt swoich umiejętności magicznych i wykazać sprytem i inteligencją. Drugie zadanie odkryć kto stoi za piratami którzy napadli na kupców i gdzie jest ich kryjówka. Najważniejsze jest jednak odkrycie kanałów przerzutowych wykorzystywanych przez Cintri.
Oczywiście wymagać to będzie dalekich podróży, bo zapewne gdzieś na wybrzeżu barka załadowana została. Oto lusterko łączności ja ma drugie, oczekiwać kontaktu będę każdego dziesiątego dnia miesiąca.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 06-02-2014 o 14:55.
Cedryk jest offline  
Stary 16-02-2014, 04:39   #35
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
1 Ches


Błonia pełne kości, trupów, unoszący się mimo deszczu zapach śmierci i rozkładu, potęgowany jedynie podmokłym terenem. Mimo ponurej scenerii, euforia udzieliła się praktycznie wszystkim, straty były niewielkie mimo braku pomocy ze strony Marcusa, sytuacja opanowana i do pełni szczęścia brakowało jedynie głowy renegata. Worang Świetlisty zbiegł z pola walki jak tchórz, lub jak ktoś, kto ma w zapasie jeszcze jakąś niemiłą niespodziankę. Na chwilę obecną zanosiło się jednak na to, że poza problemami z zablokowanym przez wroga węzłem w zdobycznej twierdzy nastał spokój. Jeśli można tak nazwać wrzawę, krzątaninę i ogólny rozgardiasz, który ciężko było opanować mimo rozkazów i częściowo wpojonej dyscypliny.



Trzy setki uratowanych ludzi, wcielonych wcześniej siłą do sił rebelianckich, było całkiem niezłym wynikiem, z lekkim zdziwieniem słuchał raportów na temat znalezionych towarów. Zdawało się, że większość zrabowanych dóbr była nienaruszona, poza towarem kupca winnego, te jednak pewnie zostały zużyte niemalże natychmiast, by dodać kurażu wojskom samozwańca. Kazał zabezpieczyć towary, chciał żeby wróciły do kupców w jak najbardziej nienaruszonym stanie. Zajął się rozdzielaniem pozostałych zdobyczy, których poza samą twierdzą stojącą na niezbyt dostępnych terenach, było nie za wiele. Wszystko poza lancami podzielił mniej więcej tak, by w ostatecznym rozrachunku wyszło dwa do jednego. Nie miał pojęcia czemu Marcus wraz z jego siłami nie dotarł, ale zachwiało to solidnie proporcjami sił, które mieli do dyspozycji w czasie bitwy. Połowa mieczy i siodeł poszła jako zdobycz dla sił szeryf Shieldheart, jak również jedna trzecia łuków i całej reszty pozostałych materiałów, w tym zdezelowanych pancerzy, choć te ostatnie nadawały się najwyżej do przeróbki lub łatania. Kazał również zostawic kilku ożywieńców w stanie nieżycia, złapać ich i zamknąć w klatkach. Nie lubił nekromancji, nie parał się nią zbytnio osobiście, ale mogły się przydać do prowadzenia zajęć w akademii, zwłaszcza przy zaklęciach pozwalających zatrzymać nieumarłych. Zwłoki adiutantów renegata kazał dostarczyć sobie, na wszelki wypadek, po odarciu ich z ubrań, zdezintegrował ciała i zapakował resztki do sakiewki. Nie chciał, żeby ktokolwiek był w stanie łatwo przywrócić ich do życia, czekała ich więc rola pionków na szachownicy Rovana, zamiast jakiegokolwiek pochówku.



W czasie inspekcji zdobycznej twierdzy, powoli zaczął mu świtać w głowie pomysł wykorzystania gmaszyska. Nie było najlepiej zaplanowane, miało głównie pomieścić w sobie koło tysiąca ludzi, w niekoniecznie dogodnych warunkach. Mnóstwo stajni nadawało miejscu swoisty zapach. Pech że obecnie większość z nich była martwa, a nawet nieumarła. Okoliczne ziemie były bardzo żyzne, to była główna zaleta miejsca, minusem była niedaleka obecność bagna i wszystkie komplikacje mogące z tego wynikać. Dawała jednak sposobność, po pewnych modyfikacjach, do relokacji wiosek zagrożonych najazdami orków. W wioskach mieszkało raptem kilkaset osób, przy odpowiedniej arażacji twierdzy i okolicy, mogło rozwiązać tymczasowo problem z zielonymi z gór. To jednak wymagało nakładu środków, nie tylko pieniężnych ale i siły roboczej. Odsunął rozważania o wykorzystaniu twierdzy na później, obecnie na głowie miał zamknięty przez żywego wroga węzeł, równie potężny jak ten pod jego własnym zamkiem.
Główna część wojsk miała zostać odesłana do domu, reszta pomagała w uporządkowywaniu pola bitwy. Było z czego, zarówno trupy jak i nieumarli, resztki broni i zbroi. Trzeba było oddzielić ciała lojalnych ludzi, od zdrajców. Szczątki nieumarłych trafiały do jednego zbiorczego dołu, który potem miał zostać potraktowany ścianą ognia. Kazał przygotować listy gończe za Worangiem Światłolicym, na wszystkie okoliczne szeryfostwa, była najwyższa pora rozprawić się z nim raz a dobrze. Listy poszły wraz z siłami powracającymi do Gryfowa, Jeziorzan i Złotej Kiści. Sam z niedużym oddziałem został na miejscu, pracując nad ponownym otworzeniem węzła.
- Powiedz wszystkim zainteresowanym, że mam się dobrze, tylko musze jakoś otworzyć to cholerstwo a potem zamknąć naszym kluczem, jest zbyt potężne, żeby zostawić je bez nadzoru. Gdybyś mógł i znalazł czas, możesz odszukać węzły na terenach Marchii, później się poszuka ich na innych terenach, ostatnio więcej z nich kłopotu niż pożytku. – Zwrócił się do Pentora, który prowadził zwycięskie siły Aelienthe z powrotem do twierdzy.
- Postaram się, tylko nie zasiedź się za długo, masz młodą żonę w domu, dzieciaki. – Pogroził ze śmiechem palcem magowi.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby dotrzeć na obiad... któryś. – Odciął się Tiran. – Co mi przypomina, kiedy skończę z tym węzłem, zapewne będe musiał ruszyć sprawdzić wszystkie dzieciaki z okolicznych szeryfostw na obecność darów, nie mam tylko pojęcia co zastanę na ziemiach Bloodrain’a, nie podoba mi się to, że nie dotarł tutaj ani on, ani żaden jego oddział. – Dokończył swój wywód.
- W takim razie pewnie będzie czekać na ciebie z chochlą w dłoni, na szczęście portal do miast już działa a i węzłami możesz się przenieść z powrotem. Uważaj na siebie i powodzenia z tym węzłem. – Powiedział spokojnie Pentor i uścisnął dłoń Rovana na pożegnanie. Niedługo po tym rozpoczął się wymarsz.





2 Ches


W czasie kiedy Tiran pracował nad węzłem, miał przy sobie ciągle czterech zbrojnych ze straży przybocznej. Wątpił by Światłolicy próbował szybkiego powrotu, ale wolał się zabezpieczyć. Wojownicy byli przyzwyczajeni do tego że w trakcie pracy Rovan mówi do siebie, żywo gestykuluje a czasem zastyga w całkowitym bezruchu. Chirroki w tym czasie robił mały zwiad nad terenami bagien i polował na króliki, wiedząc że jego ludzki towarzysz, przez większośc dnia będzie całkowicie skupiony na pracy. Nie oddalał się jednak zbyt daleko, żaden z nich tego nie lubił. Co kilka godzin mag robił sobie przerwę, żeby zająć się czymś bardziej lekkostrawnym dla umysłu niż proby manipulacją zaplecionymi nićmi żywiołu i nieujarzmionej magii stojąc w samym środku wzburzonego oceanu. Momentami praca nad tym przypominała mu wspinanie się na szklaną wieżę. W przerwach planował więc reorganizację twierdzy i okolicy. Planował część koszar przerobić na mieszkania, część zostawić. Taka budowla potrzebował obsady zbrojnych, chociażby podstawowej. Ilość stajni i żyzność okolicznej ziemi pozwalałyby na faktyczne założenie hodowli koni, rothów lub mastifów. Dałoby to zajęcie ludziom z przeniesionych wiosek, zabezpieczyło miejsce, a na dodatek pozwoliło zróżnicować nieco dochód. W przerwach więc kreślił w głowie plany, wyznaczał środki oraz organizował.



W Złotej Kiści nastroje były doskonałe, posłaniec doniósł o wyniku bitwy, a tak małe straty własne, oznaczały że będzie mniej płaczących wdów oraz sierot, matki mogły przestać się denerwować o synów. Dodatkowo, pokazywało to, że nie warto deptać okolicznym szeryfom na odciski, bo odpowiedź może być szybka i śmiertelnie poważna. Udowadniało też, że regularne szkolenia prowadzone dla milicji, są warte poświęconego na nie czasu.





3 Ches


Oddziały powróciły w końcu do miasta, nawet oddelegowana wcześniej do ochrony Jeziorzan setka. Teraz, kiedy główne zagrożenie zostało już wyeliminowane, nie byli tam potrzebni w aż takim stopniu, mimo że szeryfostwo nie było jeszcze tak bezpieczne jak powinno. Powitano ich radośnie, zabezpieczone towary kupców trafiły do skarbca, reszta, po podziale zgodnym z umowami zostało rozdzielone pomiędzy oddziały najemne, Pentora, Tabithę i skarbiec. Jednak dopiero po tym, jak biednym kapłan skończył się tłumaczyć Ronii, która wyczekiwała swojego małżonka. Kapłan, gdy tylko dowiedział się co dokładnie zaszło w Kaostel, ruszył na miejsce sprawdzić doniesienia, wkrótce powrócił z osieroconym maluchem na dłoniach. Decyzja o jego losie miała zapaść później, póki co został umieszczony w ochronce jako pierwsza sierota.



Rovan w tym czasie borykał się z innymi problemami, zamknięcie węzłów z natury było dość trwałym i solidnym zabezpieczeniem, jako że było dodatkowo wspierane przez wewnętrzną energię każdego z węzłów. Szło mu więc bardzo opornie, wysłał gońca, z poleceniami związanymi z wysłaniem materiałów do twierdzy, przysłania Anabel jak i wysłania posłańców, do wiosek położonych na terenach zagrożonych przez orki.



Bardowie z kolei zajęci byli dokańczaniem budowli i murów w Rozdrożu, nie było tego aż tak wiele, ale nakładami samych rąk zajęło by to sporo czasu. Magia zaś pomogła doprowadzić prace do stanu zamkniętego. To, co potrzebowało ostatecznego wykończenia, wymagało już złota, a raczej materiałów, które mogło ono nabyć.

5ty Ches

Anabel dotarła do twierdzy na bagnach dość nietypową dla siebie metodą. Na grzbiecie olbrzymiego jastrzębia. Była na tyle lekka, ze nie było z tym problemów. Wojska miały nieco odpoczynku, a oszczędzało to wysyłania eskorty w tym jedynie celu. Na grzbiecie powietrznego wierzchowca zaś, mogła wziąć udział w patrolu oraz zobaczyć okoliczne tereny z innej perspektywy.
Rovan miał akurat przerwę, przerabiając część koszar, na sypialnie. Poprosił od razu, by córka przyłączyła się do niego, co prawda jej umiejętności były jeszcze niewielkie, ale stwierdził że dobrze będzie, jeśli sam ją nieco poprowadzi, pokazując rzeczy, których w Ferblówce nie miałaby szans jeszcze poznać.
- Mam nadzieję że twoja mama nie będzie się na mnie złościć, za porwanie cię na kilka dni. Prawdopodobnie powinienem był ją zapytać o zdanie, ale rzadko kiedy zdarza się taka okazja. – Zagadnął Anabel.
- Raczej nie, chociaż nie wie za bardzo czemu akurat tylko ja miałam przyjechać. – Odparła dziewczyna z lekką nieśmiałością w głosie, na dobrą sprawę, nie minął nawet miesiąc odkąd poznała swojego ojca.
- Wyłącznie o naukę, nie mam zamiaru wykorzystywać cię jako krwawej ofiary czy do innych niecnych celów. – Roześmiał się Rovan i wstał, wskazując by córka podążyła za nim. – Jesteś moja córką, ktoś może próbować wykorzystać cię przeciwko mnie, a nawet jeśli sie tak nie zdarzy, to możliwe, że przypadnie ci w udziale kiedyś zarządzanie ziemiami. Nie mówię że tak będzie, nie mówię że nie będzie, ale chciałbym żebyś była przygotowana zarówno jako czarodziejka, oraz kobieta z głową na karku. – Dotarli do najwyższego punktu twierdzy, gdzie mag pokazał dziewczynie rozciągający się dookoła widok, z jednej strony bagna, z drugiej soczystą zieleń, nieco nieujarzmioną, ale już nie podmokłą. – Co widzisz?
- Bagno i łąki.? - Padła odpowiedź po krótkiej chwili namysłu. – Nieeeebo? Wodę? – Dodała po chwili, kiedy Rovan nic nie mówił. – Twierdzę pomiędzy bagnami a łąkami? – Powiedziała jeszcze bardziej niepewnie po przedłużającej się wyczekującej ciszy ze strony maga.
- Masz rację, wszystko co powiedziałaś znajduje się dookoła nas. Można to zostawić tak jak jest, lub coś z tym zrobić. Ja bym to nazwał okazją. Twierdzę można by zniszczyć i o wszystkim zapomnieć. Można jednak również jej użyć z głową, uznając za sposobność. Na obrzeżach Aelienthe i Samotnego Jeziora znajdują się wioski, które są narażone na ataki orków. Efekty takich napaści nie są miłe, chwilowo nie mamy środków ani zasobów, żeby przygotować jakieś uderzenie, pozwalające zapobiec tym napaściom. Można więc przenieść te wioski, pytanie gdzie i za co. – Rovan zakreślił koła dookoła siebie. – To niejako jest odpowiedź, dookoła jest bardzo żyzna ziemia, miejsce można przerobić tak, by pomieściło również cywili, nie tylko żołnierzy. Sprowadzić tutaj rodziny, zapewnić im mieszkania, obsadzić twierdzę, która i tak musi tutaj pozostać. Ziemia jest najżyźniejsza w okolicy, obecność żołnierzy daje poczucie bezpieczeństwa. Stada i plony w przyszłości pozwolą na godziwy zarobek lub wyżywienie rodzin. Rozwiązanie, które pozwoli zamknąć kilka problemów jednocześnie. – Mag przyjrzał się Anabel, która próbowała przetrawić wszystko, co przed chwilą powiedział Rovan.
- Czyli chcesz, żeby ludzie wyprowadzili się ze swoich domów i zamieszkali tutaj? Dlaczego mieliby to zrobić, co jeśli nie będą chcieli? – Dziewczyna dość łatwo przeszła do problematycznej kwestii całego zagadnienia.
- Tak, chcę, dla ich własnego bezpieczeństwa, nie mam zamiaru ich naciskać ani zmuszać, zaproponuję im możliwość. Wybór między bezsennymi nocami, w czasie których będą się martwić możliwym napadem orków, a z drugiej strony w miarę bezpieczne miejsce, obwarowane murami, obsadzone żołnierzami, do którego mogą się schronić w przypadku jakichkolwiek kłopotów. To dalej nasi ludzie, mogę ich prowadzić, wspierać i pomagać, ale nie mam zamiaru ich zmuszać, do póki bezpieczeństwo pozostałych nie będzie tym zagrożone.
Kontynuowali dyskusję w tym temacie jeszcze trochę, następnie Rovan zaprowadził córkę do węzła. Mimo jego mocy, dziewczyna potrzebowała pomocy maga, by go zobaczyć i wyczuć pulsującą w nim energię. Tiran próbował objaśniać córce co robi, idąc za stwierdzeniem, że najlepiej uczyć kogoś pływać, wrzucając od razu na głęboką wodę. Wiedział że w Złotej Kiści będzie nieco osób mogących wykrywać i korzystać z węzłów, jeśli jeszcze nie teraz, to za jakiś czas. Wypadało żeby jego córka orientowała się w tym zagadnieniu, wolałby żeby znała się doskonale, ale póki wiedziała co mówi i byłaby w stanie zrozumieć, kiedy ktoś mówił do niej o niebezpieczeństwach związanych z Farzes.
Tymczasem w okolicach Złotej Kiści zaczęli się pojawiać nomadzi, rozpoczynający eksodus z Kaostel, niepewni dalszych jego losów, tego kto przejmie władzę, a wraz z nim docierały wieści. Mało przyjemne, na przełomie roku na obszarze nowo powstałych czterech szeryfostw, zginął lub zaginął już drugi szeryf. Los Marcusa nie był zagadkowy, zemsta podburzonych plemion była zabójcza, jak przekonał się na swojej szyi wraz z małżonką. Prowodyrzy i sprawcy rozsądnie opuścili ziemie Halruaa. Nie było sensu za nimi ganiać w tym momencie, trzeba było po nich sprzątać.


9ty Ches

- Co się dzieje, kiedy to wszystko nie pomaga, nie działa ludzie nie mogą się porozumieć, albo słuchać dobrych rad? – Zapytała Anabel próbując nadążyć za wszystkim, co w ciągu ostatnich dni przekazał jej ojciec.
- Wtedy niestety dochodzi do konfliktów, wojen, ludzie giną zazwyczaj niepotrzebnie. Można to odbierać jako częściową prywatną porażkę. Natomiast, jeśli jest to obrona własnego domu i rodziny przed inwazją, to już konieczność. Efekty jednak zawsze są takie same. – Odparł Rovan.
- Takie same, czyli jakie? – Z zaciekawieniem dopytywała dziewczyna.
- Chodź, pokaże ci, nigdy nie są przyjemne czy warte oglądania a na koniec trzeba po prostu sprzątać. – Tiran zaprowadził córkę w pobliże dołu, w którym czekały na spalenie reszki nieumarłych. Większość została zniszczona już wcześniej, ale umarlaków było dużo, akcje porządkowe za pomocą okrojonych sił, które pozostały na miejscu, trwały odpowiednio dłużej. – Efekty wyglądają właśnie tak. Tu leżą trupy, gdzie indziej żyją wdowy, sieroty, rodziny, które straciły kogoś bliskiego. – Dokończył krótką, ale mocno zapadającą w pamięć lekcję. Przywołał ścianę ognia i podtrzymywał ją tak długo, aż wszystkie szczątki w dole zostały zwęglone. Dookoła latały iskry i płatki popiołu.



Wieczorem Rovan niemalże odtańczył taniec radości, udało mu się w końcu ustalić sposób na zdjęcie węzła. Sama procedura zajęła mu około godziny, ale w końcu się udało. Zostało jedynie zabezpieczyć go ponownie. Pentor w tym samym mniej więcej czasie ostatni raz sprawdzał jak przechodzi fermentacja jego nowego trunku. Nie był całkowicie pewien co mu wyjdzie, chociaż planował kordiał ziołowy na bazie winiaka. Rano miał ruszyć z małym oddziałem w poszukiwaniu węzłów. Jego przepis był jedną sprawą, grube mury piwnic pod Kamienną Łzą drugą, a trzecią fakt, że wszystko to siedziało na potężnym węźle ziemi.





10ty Ches


Rovan wraz z Anabel pojawili się w twierdzy późnym porankiem. Ronia wraz z Srebrnowłosą rzuciły mu się na szyję, kiedy tylko go zobaczyły. Rozminął się z kapłanem, który wcześniej wyruszył kierując się na południe, podążając za magiczną nicią zaklęcia wyszukującego węzły. Kiedy zobaczył jaki stos papierów czeka na niego w gabinecie, machnął tylko ręką i poszedł na spacer wraz ze swoją małżonką. Miał wystarczająco sprawnych ludzi, by donieśli mu o wszelkich kłopotach i ważniejszych sprawach. Anabel wróciła pod opiekę matki i do zajęć w Ferblówce, rzeczy, które przerabiał z nią w czasie badania węzła, różniły się sporo od programu szkolnego, ale były solidną podbudową do nadrabiania kilkudniowych zaległości.




11ty-16nasty Ches


Przez kolejne pięć dni Rovan dzielił swój czas między rodzinę a badania. Udało mu się wreszcie dokończyć Malakoriar. Prawdopodobnie istniało gdzieś podobne urządzenie, ale wątpił, by ktokolwiek przedstawił publicznie jego plany. W niewielkiej skrzyni, zamkniete było ciekawskie oko, które najpierw przyglądało się tekstom i ilustracjom, a następnie z zapałem kopiowało je na wskazany materiał, bez znaczenia było, czy miało kopiować na pergamin, kamień, czy stalową folię. Pod okiem Aureliusza zaczęło wykańczać skopiowane do tej pory księgi, wzbogacając je o ilustracje.


[media]http://fc09.deviantart.net/fs70/i/2012/088/0/a/celtic_chest_1___complete__by_arteymetal-d4ubsdg.jpg[/media]

Jak się okazało, rzeźby i księga szybko znalazły nowych właścicieli. Przy okazji kupcy złożyli zamówienie na dodatkowe posągi, zarówno w Złotej Kiści jak i Jeziorzanach. Na szczęście portal do najbliższych miast był już gotowy, przynajmniej w jedną stronę, więc nie musiał marnować zbyt wiele czasu na podróże. W Aelienthe zaś pojawiało się coraz więcej nomadów z Kaostel, które zostało oddane w protektorat pomiędzy Rovana a Arastianne. Obydwoje mieli wystarczająco dużo na głowie, ale najwyraźniej nomadzi wietrzyli pismo nosem, skoro Stare Bagno zostało przekazane Tiranowi. To Kaostel może trafić się Shieldheart. Mag zastanawiał się, komu można by podrzucić to kukułcze jajo, ale nikt nie przychodził mu chwilowo do głowy.





17nasty - 20sty Ches


Pierwsze w kolejności sprawdzania dzieci na obecność daru było Gryfowo. Dzieci obdarzonych darem było nieco mniej niż w Aelienthe, 85 w samym mieście, nieco poniżej trzech setek w całym szeryfostwie, co prawda z tego 150 było w stanie opanować co najwyżej najprostsze sztuczki, jednak nawet taki dar bez żadnej pomocy w jego opanowaniu mógł być niebezpieczny. W czasie gdy badał dzieci i młodzież, Veissa zaproponowała mu wymianę usług bardów wraz z harfami na gryfie jaja. Po krótkich targach, stanęlo na 22 gryfich jajach, w zamian za 20 użyć harfy wraz z bardami. Nie była to najgorsza oferta.





21 Ches


Pentor powrócił z wyprawy w poszukiwaniu węzłów dokładnie na czas targu odbywającego się w Złotej Kiści. Zbiory były bardzo dobre, więc miasto pękało w szwach. Doniesienia kapłana były równie ważne, co zaplanowane na później rozmowy. W całym szeryfostwie było ponad 20 węzłów, z czego większość dość słaba. Potężniejsze były jedynie dwa, z czego jeden zabezpieczony przez druidkę. Drugi znajdował się w zaatakowanej przez orki wiosce, nie tylko był on pobłogosławiony przez Chaunteę ale znaleźli w nim również samorodki żywego metalu.
Po południu w sali tronowej zgromadzili się przedstawiciele starszyzny zagrożonych wiosek oraz nomadów, którzy opuścili Kaostel.



Profilaktycznie, wszystkie golemy z zamku, poza tymi strzegącymi skarbca, zostały zgromadzone w sali audiencyjnej, wtapiając się pomiędzy rzeźby zazwyczaj ją ozdabiające. Wierzył w pokojowe intencje petentów, ale w spotkaniu brała udział Ronia, jak i Pentor z Tabithą, po tym co się stało z Marcusem nie miał zamiaru ryzykować.
Nomadzi chcieli zachować swój tryb życia, przynajmniej większość z nich, w zamian proponowali gotowość do obrony ziem w razie pospolitego ruszenia i chronienia ich na codzień, o ile będą zwolnieni z podatków. Proponowali z kolei pomoc w przygotowaniu terenów pod nowe szeryfostwo, na wolnych ziemiach ku zachodowi od Aelienthe, oraz rozwiązaniu problem armi ożywieńców. Brzmiało to o tyle sensownie, że Marchia była już mocno jak na Halruaa zaludniona, miało jednak swoją cenę, nadania ziem na nowo zajetych terenach. To jednak nie był problem, gdyby nie udało się niczego osiągnąć, niczego nie tracił. Poza złotem, nikt nie miał zamiaru narażać karku całkiem za darmo. Negocjacje trwały nieco, ale udało się ustalić sensowną dla Rovana kwotę, głównie dzięki jednemu z przedstawicieli młodzieży, który twierdził że nie będzie przyjmować rozkazów od kobiet. Tabitha po krótkiej szeptanej naradzie i za przytaknięciem starszyzny, zaprezentowała siłowo co się może stać z kimś nie okazującym szacunku przedstawicielowi margrabii Złotej Kiści. Po tym negocjacje odnośnie złota i podzialu łupów potoczyły się dużo łatwiej, mimo urażonej miny barbarzyńcy. W tym miejscu właczono do rozmów starszyznę wiosek zagrożonych atakami z gór. Zaproponowano im przeniesienie do twierdzy na bagnie, wraz z mieszkaniami, przeniesienie wiosek do lub w pobliże twierdzy, w celu zwiększenia obronności. Ziemia na miejscu była najżyźniejsza w okolicy, więc mimo protestów i wątpliwości przystali na propozycję. Nomadzi z kolei mieli zająć południowe i częściowo zachodnie tereny z dala od zamieszkałych na stałe przez obecnych mieszkańców. Nie sądził żeby doprowadziło to do większych problemó1w, zwłaszcza z powodu niezbyt stałej natury siedlisk jeźdźców.





22gi Ches 04 Tarsakh


W Samotnym Jeziorze ilość obdarzonych darem dzieci była niemalże identyczna, jak ta w Gryfie, tylko Kaostel mocniej odbiegało od przeciętnej, zapewne z powodu odpływu nomadów, ale także struktury ludności. Halruaańczyków, w których żyłach magia płynęła jakby chętniej i częściej. W szeryfostwie do niedawna zarządzanym przez Marcusa, osób z darem znalazł jedynie nieco ponad 230, z czego około 80 miało nigdy nie wykroczyć poza podstawy arkanów. Na ziemiach Aristona Brodatego znalazł niecałe trzy setki obdarzonych darem, z czego 140 jedynie w najmniejszym stopniu. Łącznie dawało to grubo ponad półtora tysiąca osób, które potrzebowały szkolenia, na szczęście nie wszystkie były gotowe na nie od razu. Część mogła trafić na różne roczniki do ferblówki, sporo osób było gotowych do akademii, inne mogły poczekać nawet do kilku lat, z racji zbyt młodego wieku. Wrócił do domu zmęczony, ale mocno zadowolony. Taki wynik tegorocznego przesiewu oznaczał mniejsze kłopoty później i pozwalał odpowiednio rozplanować naukę wszystkich.




07 Tarsakh


Rovan zajmował się organizacją transportu księgozbioru z Bagna do Złotej Kiści, Liliel nie miała nic przeciwko użyczeniu ich na jakiś czas. W najlepsze rozmawiał sobie z inkwizytorką i przeglądał zbiory, przy okazji załatwił sprawę zamówienia posągów dla tutejszych kupców.


W tym samym czasie nad Złotą Kiścią zauważono dwa czerwone kształty. Ronia akurat była na spacerze na błoniach w okolicy zachodnich kwater. Nie miały jeszcze żadnej innej nazwy, ale były soczyście zielone, zwłaszcza po ostatnich deszczach. Korzystając z nieco niższej temperatury po ostatnich deszczach, młoda kapłanka spacerowała po błoniach. Kształty zapikowały i wylądowały przed kobietą, teraz nie dało się ich pomylić z niczym innym. Ewidentnie były to smoki, dwa, czerwone, niezbyt stare. Z połyskliwą łuską i paszczami pełnymi zębów.
- Oddaj nam ssssssmoczątko. – Wysyczał jeden z jaszczurów. Po szybkiej odmowie smoki rzuciły się do ataku.


[media]http://fc03.deviantart.net/fs70/i/2012/212/7/d/red_dragon_by_caiomm-d599wlf.jpg[/media]

W powietrzu natychmiast zamigotały czary obronne i rozległy się dźwięki modlitwy. Ryki i zionięcia zaczęły się przeplatać z zaklęciami. Czarne macki oplotły jednego z czerwonych, ale drugi ciągle był w stanie się ruszać i był bardzo niebezpieczny. Ronia odskoczyła dalej i pozwoliła przyzywanym istotom zając się przejmowaniem największego niebezpieczeństwa. Cały ten huk i rumor zaalarmował wszystkich w okolicy, pierwsza na pomoc przygalopowała paladynka ze swoją kopią flankując nie spętanego smoka. Powietrze było coraz gęstsze od oparów, dymu i magii. Jedna z bestii była ciężko ranna kiedy nadbiegły oddziały milicji odbywające niedaleko ćwiczenia. Jednak nim posypały się strzały, zarówno Kapłanka Mystry, jak i służka Azutha zdążył zostać nieco nadszarpnięte smoczym zębem. Wkrótce było po wszystkim, naszpikowane strzałami truchła leżały spokojnie na swoje dalsze losy.

Rovan został o wszystkim poinformowany dość szybko, skrócił więc swoją wizytę w Jeziorzanach i powrócił do domu. Najpierw sprawdził czy z Ronią wszystko w porządku, ale szybko się uspokoił widząc ją w otoczeniu dzieci, służby i straży.
- Nie możesz się tak narażać, powinnaś była schronić się w zamku i pozwolić całej reszcie tym zająć. – Przytulił mocno swoją żonę. – Poradziłaś sobie jednak znakomicie, jestem z ciebie dumny. – Dodał cicho na ucho.
Po wszystkim przyszła pora na zdecydowanie co z truchłami. Nie było sensu marnować tak wartościowego materiału. Zebrał ludzi i kierował odpowiednim skórowaniem, podziałem mięsa, kości, organów a nawet krwi. Wszystko mogło się przydać i zostać użyte odpowiednio. Trzeba było jedynie odpowiednio o to zadbać.





10ty Tarsakh


Rankiem, kiedy Ronia wtulała się w Rovana po porannych harcach wspomniała o rozwiązaniu problemu z patrolami rzecznymi. Pomysł sam w sobie był niczego sobie, zwłaszcza że zawierał również straż przyboczną dla kapłanki. Trzeba było jedynie stworzyć dla nich odpowiednie kwatery, najlepiej przy dokach. Skoro miały patrolować rzekę, było to najlepsze miejsce na stworzenie ich bazy. Musiał jedynie wszystko zaplanować i wykonać na spółke z Pentorem, zwykłe sposoby zajęłyby za dużo czasu a harfy były obecnie oddelegowane do Gryfa. Wpisał budynek do swojej listy potrzebnych w okolicy kompleksów.



Tego samego dnia dotarły również weselne prezenty od druidki. Tego się żadne z nich nie spodziewało, Ronia dostała osiem wspaniałych młodych pegazów. Teraz mieli już u siebie prawdziwą menażerię. Oprócz nich, do zamku dotarła również przesyłka zawierająca specjalny klucz i hasło dla najpotężniejszych Grimuarów. Były wystarczająco dobrze zabezpieczone, żeby nierozważny śmiałek, otwierający je bez hasła bardzo szybko pożałował swojej decyzji.
Wolny czas, jeśli nie poświęcał go na badania, tworzenie przedmiotów czy wykańczanie budynków, miał zostać zajęty dodatkowo przez stawianie budynków. Miał jednak nadzieję że po Święcie Traw będzie miał nieco odpoczynku.





11ty – 28 Tarsakh


Przygotowania do otwarcia akademii pochłaniały większość czasu wszystkich w twierdzy, mimo tego trzeba było jeszcze znaleźć czas na zaradzenie problemom naturalnym. Upały, które spadły na Nath, były zabójcze. Żeby straż w ogóle mogła w jakikolwiek sposób funkcjonować, musiał szybko skonstruować kilka miejsc, w których mogliby się ochłodzić. Głównymi oczywiście były strażnice, oraz po jednej w środkowych wieżach na obrębie muru. Obie Ronie sporo czasu spędzały przy fontannach i w pobliżu chłodni, podobnie jak wielu ludzi z Dolin, ledwo znosząc upał. Więc w podobny sposób została ulepszona bawialnia i sala wspólna. Praca wrzała głównie rankiem i wieczorami, w ciągu południa słońce zdawało się przedzierać nawet przez grube ściany zamku. Raz dziennie pomiędzy kompleksem akademii a zamkiem, tworzona była nawet ściana lodu, żeby dać chociażby chwilowe wytchnienie.



Księgozbiory zaczynały zapełniać półki akademickiej biblioteczki, sale były przygotowane, jedna z bezzębnych czaszek czerwonego smoka leżała spokojnie w jednej z gablot komnaty trofeów. Wszystko było na dobrej drodze do tego, żeby bez większych problemów otworzyć akademię na czas. Warkocze Mystry były niemalże gotowe, cztery czajki czekały w dokach. Zbroje z żywego żelaza zostały stworzone przez Rovana i czekały jedynie na odebranie ich ze skarbca. W Rozdrożu powstała szkoła i niewielka karczma, ta druga w wersji minimalnej, składającej się póki co z sali wspólnej i wyszynku. Potrzebny był też tam jakiś zarządca, więc tą sprawę oddelegował Olafowi Garare, Pałacem Zmysłów, który wreszcie został ukończony zajęła się Karina Selinor, wyznawczyni Sharess, bardka o wielu talentach. Dźwięczna Nuta miał na głowie dość z samymi bardami i ferblówką, więc prowadzeniem szkoły został obarczony Feniks żwawe oko. W Jeziorzanach z kolei powstał zajazd i niewielki burdel, mimo niechęci Liliel do takich rozrywek, Rovan i wcale niemała liczba służących w mieście zbrojnych przekonały ją do słuszności tego rozwiązania. Nie żyli w końcu w idealnym świecie, nie każdy ze zbrojnych czy najemników chciał właśnie tam zakładać rodzinę.




29ty Tarsakh


Ronia poprosiła Rovana o zajrzenie do sali tronowej. Czekało tam już kilkoro służby, część na drabinach i trzymających zwykłe płótno nad ścianą. Kiedy małżeństwo już się pojawiło, zsunęli je, a oczom maga ukazał się przepiękny gobelin zajmujący sporą część ściany. Kapłanka musiała spędzić nad nim mnóstwo czasu, ale efekt był wart każdej poświęconej minuty.
- Nie wystawiajmy go jeszcze na widok publiczny, jest wspaniały i zasługuje na to, żeby wpleść w niego również małą niespodziankę. – Margrabia powiedział z uśmiechem do swojej żony. W tym temacie oboje się zgadzali, został więc zdjęty i zaniesiony ostrożnie do pracowni.



Wieczorem czytał raporty swoich zwiadowców, mieli się koncentrować ostatnio głównie na wewnętrznych zagrożeniach, poszukiwaniach Woranga, ale również na ziemiach i informacjach o San Otaku oraz jego rodzinie, Hitorisama i jej posunięcia również były pod lupą, choć głównie w sadzawce wieszczenia w pracowni Rovana. Sadzawka była używana zarówno przez Pentora, jak i Rovana, w Halruaa niestety trzeba było mieć oczy dookoła głowy. Podrapał sie po głowie i pomyślał nad stworzeniem kryształowej kuli, jednak była dopiero kolejna na jego liście. Wcześniej było dokończenie zbroi ze smoczej skóry zanim Pentor wyruszy z nomadami na zwiad potencjalnych terenów, a także perły mocy na prezenty. Trzeba było w końcu dopiąć sprawę Ronii Młodszej, póki co była przysposobiona, ale tak jak obiecał jej matce, miał zamiar doprowadzić do tego, żeby w oficjalnych spisach widniała jako również jego córka. Podszedł do okna i odetchnął nieco bardziej rześkim nocnym powietrzem, po chwili się roześmiał na głos. Przez głowę przemknęło mu, że nawet gdyby się rozdwoił, to zapewne problemów zacząłby mieć cztery razy więcej. Gwiżdząc nieco fałszywie ruszył do sypialni.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 17-02-2014 o 21:17. Powód: Paladynki biegające z lancami
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-04-2014, 17:02   #36
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
10 Tarsakh1972RD szeryfowstwo: Gryf. Twierdza i miasto Gryfii Kamień Szeryf: Arastianne Shieldheart.


Sytuacja nagle bez ostrzeżenia stała się krytyczna. Arastine właśnie przeglądała list donoszący o odnalezieniu i zakończeniu przez Sarumrae odpowiednich osób do obsady burdelu, zatem już niedługo miały się spotkać. Budynek pod burdel już był przygotowany przy wydatnej pomocy Bardów z Złotej Kiści wyposażonych w Liry Twardości. Planowane miasto również nabierało już kształtów. W chwili obecnej liczyło już około tysiąca pięciuset mieszkańców. Obwarowane było także zacnie.
Zawsze jednak może się wydarzyć coś co zepsuje magowi humor . Zawsze.

Do biura wpadł ledwo pukając i nie czekając na zaproszenie posłaniec.

- Wielmożna Pani Szeryf posłanie od Hrabiego Aristona Brodatego.

Po tych słowach podał pergamin z wielce ozdobną pieczęcią lakową.

Cytat:
8 Tarsakh1972RD Twierdza Trident

Szanowna Pani.

Doszły mnie zaiste zasmucające pogłoski potwierdzone u wielu źródeł.
Z obserwacji wynika, iż nie szanujesz naszych tradycji wolności seksualnej. Uważasz swoja miłość do kobiety za coś niemoralnego. Zapewne tedy też moje Zachowanie Pierwszej nocy z młódkami potępiasz, chociaż jest zgodne z Halruaańską tradycją wolności seksualnej. Takie postępowanie czyni Cię podatną na szantaże i innego rodzaju spiski.
Tedy na mocy nadanej Mi przez Radę z dniem dwudziestego Tarashaka odbieram ci szeryfowstwo Gryf i przekazuję je w pieczę Szanownemu Panu Godrykowi Płomiennolicemu.

Po czym następują pieczecie tytuły i podpis Hrabiego.
***


Południe 20 Tarsakh 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


I Ronię dopadły w końcu parce administracyjne. Czekały na nią dokumenty Ochronki i Sierocińca, które zaniedbała. Wprawdzie sprawa była ważna i warta tego, polepszanie nastrojów i postrzegania rodziny Tiran. Załatwić chciała też sprawę potomka zamordowanej pary z Kaostel.
"W końcu nie może być aby syn jej przyjaciółki wychowanych był w sierocińcu. Miejsce dla trzeciego niemowlęcia w rodzinie Tiran się znajdzie. Rovan zaś będzie musiał się pogodzić z większym rejwachem. Przyzna się Valyrianowi prawa jakie ma Srebrnowłosa będzie to sprawiedliwe."

Tą myśl i parce nad dokumentami przerwało ciche pukanie jednej z rękodajnych z Włosów Mystry.

- Wielmożna Margrabino Pewna dziewka chce się z tobą spotkać, mówi że być może ważne jest to dla bezpieczeństwa mieszkańców.


W tym czasie do biura przez otwarte okno wyfrunęła Piękny Wzorek Rovanion, przez chwilę krążyła po pokoju po czym, ociężale przysiadła przy Antracycie opiekunie Roni Młodszej i drugim z braci Pawim Oczku opiekunie Srebnowłosej. Piastujące w tej chwili dzieci rękodajne z Warkoczy Mystry były już przyzwyczajone do humorów chowańca Roni. kotka wygodnie się umościła pomiędzy niemowlakami, po czym zaczęła wylizywać metodycznie gruby brzuch.

- No na co czekacie, ileż razy mówiłam, iż jeśli ktoś ma do mnie sprawę ma być wprowadzony, zwłaszcza jeśli jest to kobieta. - po czym poczuła drgnięcie w łonie. Uśmiechnęła się i objęła opiekuńczo brzuch dłońmi.

- Coś się stało Pani? - zapytał Arianna jedna z wojowniczek dowodzących tą zmianą Rękodajnych.
- Nic, Arianno, dziecko się we mnie poruszyło, silny maluszek skoro tak wcześnie już jego ruchy czuję.

Do biura wprowadzono z wyglądu trzynastoletnią dziewczynę.

- Z czym przychodzisz?

- Wielmożna jestem Ollena jedna z "Pań Rozkoszy" z “Czerwonego Lewiatana”.

- Zatem o co chodzi? Chcesz zmienić dziecko pracę? A prawda mówiono mi, iż przychodzisz z informacjami o jakimś zagrożeniu. O co zatem chodzi. Ale siadaj.
- Wskazała na krzesło stojące przed biurkiem.

- Dziękuje za troskę Margrabino. Mogłam trafić gorzej, sprawiedliwie nas tam traktują, dbają o bezpieczeństwo i dobrze płacą. Wiem też, iż gdy zakończę prace otrzymam odpowiednią, odkładana przez Madame kwotę, która pozwoli mi założyć swój warsztat i ustatkować się.
Wczoraj miałam trzech klientów zbrojnych z ochrony karawan, przyszli we trzech, bo myśleli, iż w sile potęga i tak dziewce wygodzą " że ani ręką ani nogą po nich nie ruszy".
- po tych słowach roześmiał się, a potem pokraśniał gdy spostrzegła gdzie jest i w jakim towarzystwie.

Słysząc śmiech Piękny Wzorek przerwał wylizywanie brzucha. Rzuciła spojrzenie po czym majestatycznie przeleciała na padałek dziewczyny i zaczęła się na nim mościć.

- Nie bój się, Wzorek nic ci nie zrobi.
- Tak. Lubię ją, jest taka jak my Roniu.
-odpowiedziała enigmatycznie kotka.
- Co masz na myśli?
- Mam młode w brzuchu.
- Wielmożna Pani czy to prawda co mówi ten kot?
- Skoro tak mówi zapewne się nie myli. Lecz jeśli chcesz mogę to sprawdzić. Odsłoń tylko brzuch i nie ruszaj się przez chwilę gdy będę cię badała.

Po tych słowach podeszła, położyła dłoń na grzbiecie kotki oraz na brzuchu dziewczyny.
Margrabina wyczuła dziecko ale i nikłą nić mocy.

- Tak. Jesteś przy nadziei, było to osiem dni temu i mogę ci powiedzieć, iż ojcem jest jeden z Gwardii Tirana, dojrzały wiekiem. Mam pomóc Ci w tym aby uznał dziecko i ożenił się z Tobą?

- Pani. Nie gub mnie. To zakazane. Zapłacił za miłość, a dziecko jest problemem "Pani Rozkoszy".

- To czemuś dziecko się nie zabezpieczyła. Dziwowstręt jest darmowy, a jeśli sama nie chcesz zrywać to kupisz już za kilka sztuk miedzi na pierwszym starganie ziołowym.


- Los tak chciał Wielmożna Pani wylosowałam ciążę, bo Pani w każdej kategorii wiekowej, ma być jedna kobieta w ciąży lub karmiąca piersią, wypadło na mnie. Niektórzy klienci lubią kobiety z "chlebkiem w piecyku" lub karmiące piersią.
- Byłaś badana na obecność mocy magicznej?
- Nie, wielmożna żadna z nas nie była badana. Widocznie uznano, iż wśród "Pań Rozkoszy" mocy być nie może.
- Kontynuuj zatem to co miałaś powiedzieć.
- Słabymi byli kochankami. Nawet w trzech nie potrafili mnie zaspokoić. Żadnych umiejętności ars amandi. Wyczuli jednak, iż mój orgazm był udawany, nie jestem, aż tak dobra w udawaniu. Komentarz ich mnie zaniepokoił.
"Zimna kurwa, nawet dobrze udawać jej się nie chce. Przydało by się taką trafić jak tą z Karawany Berdy. Córeczka samego Berdy ta to dopiero kamraci fikała gdyśmy ją w trzech brali wbrew woli pamiętacie?" Jesteście Pani z Dolin jak słyszałam, zatem pewnie wiecie o tej napaści. wyróżnili wszystkich nawet kobiety i dzieci. Co zrobili kobietom nawet małym dziewczynkom opisywać nie będę. To ci z karawany gildii "Żelaznego Tronu" tych to co faktorię mają w Gryfowie.

- Dziękuję ci za informacje możesz odejść skoro więcej w niczym ci nie mogę pomóc, a i nie zapomnij zgłosić się do Pentora lub mojego męża, trzeba sprawdzić jak to u ciebie moja droga jest z magią.


***


Wieczór 20 Tarsakh 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Tak jak spodziewała się Ronia dyskusja na temat Nowego noworodka była gorąca, równie gorące jeśli nie bardziej było godzenie się po niej.

Gdy odpoczywali już w skotłowanej pościeli Ronia przeszła w końcu do sprawy. Wpierw zdał relację z całego dnia a potem przeszła do sprawy która ją od dłuższego czasu martwiła.

-Kochanie. Srebrnowłosa rośnie może tego nie widzisz bo wiele czasu przebywa w postaci ludzkiego noworodka. Już niedługo zabraknie mi pokarmu dla niej, biorąc pod uwagę, iż mam trzy niemowlęta do karmienia. Nadal będzie potrzebowała mojego mleka jako katalizatora dla przemian jedzenia ale większość mleka kobiecego mogą zapewnić mamki. Ja będą ją karmić tylko trochę.
wiem moje kochanie, ze ciebie dotknie to najbardziej bo trzeba będzie trzy obce baby gdzieś w naszych kwaterach zakwaterować. Trzeba będzie też wybrać je rozsądnie. Zachęcić jakoś do tego, bo sam fakt, iż dzieci ich będą mlecznym rodzeństwem, przybranego dziecka Margabiostwa może być zbyt małą zachętą. Rovanie ja wiem ze ty to załatwisz jak trzeba.


Po tych słowach zaczęła go przekonywać na swój sposób, bardzo ale to bardzo czule.

***


Wieczór 26 Tarsakh 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Ta melodramatyczność Szefa Tajnych Służb bywa czasami denerwująca, w końcu wiem ja Pentor i Tabitha, iż jest to Główny sprzedawca w naszym sklepie. - pomyślał po raz kolejny Rovan wyjmując z płaszcza nowy Raport miesięczny.

"Sytuacja Hrabstwa Triadent

Hitorisama - planuje zakłócenia uroczystości otwarcia, wysłał agentów aby tego dokonać, tożsamość agentów nie znana.
Z osad i wiosek dochodzą pierwsze głosy niezadowolenia. Zostały one pozbawione najlepszych fachowców i zbrojnych. W przypadku obu grup nadrobieni strat o ile uda nam się przekonać ludzi do szkolenia w tych kierunkach około roku zanim będziemy mieli pierwszych wyszkolonych.

Czerwony Czarownik nadal pozostaje na terenie Hrabstwa próbuje przekonać od zarządców do szeryfów do założenia Enklawy. Obecna cena to dwieście tysięcy za prawo założenia, zgoda na siła z danego terenu robocza przy budowie. Trzydzieści procent od sta jako podatek.
Przy ostatniej propozycji wyszła propozycja dokładnych negocjacji co na temat dokładnych praw enklawy.

Plemię Lwów cześć mniej aktywna bardzo zadowolona, młodzież zaczyna być niezadowolona z marazmu.

Nastroje wśród zbrojnych po zwycięstwie nad renegatami nadal bardzo dobre, wielki wpływ na ich poprawę miało również otwarcie burdeli."


Ostatni raz rozejrzał się po laboratorium wskaz swojemu asystentowi następne zadania, po czym przelazł Klonom czym mają się zająć w czasie jego nieobecności.

Zbliżając się już z daleka Rovan słyszał skoczną muzykę wygrywaną na cytrze, której wtórował wygrywana na organkach.
Po drzwiami swojego biura dojrzał grupę dzieci zabawiających się.
Izolda nadawał rytm na cymbałach jakaś mniej więcej ośmiolatka wtórował jej na harmonijce ustnej. Pomiędzy Anabel, a nieznana Rovanowi kolejną na oko ośmiolatką, w powietrzu porozmieszczały się szklane kulki zmierzwiając barwy. W pobliżu stała Veissa asystentka byłej szeryf Arastianne Shieldheart.

Stojący przy drzwiach mineralni należący do Gwardii Tirana Delan i Sofia, chyba z rozbawieniem obserwowali minę Margrabiego.

- Wielmożny Margrabio proszę o rozmowę w cztery oczy. - poprosiła nieśmiało młoda czarodziejka.

- Tak, owszem proszę za mną do gabinetu. - Rovan jednocześnie starał się wejść do swojego biura i oglądać zabawę dziewczynek.

- Słucham więc Veisso jakąż to sprawę ma do mnie Pani Arastianne.
- Wielmożny Margrabio Pani Arastianne opuściła Halruaa, ja zaś zdecydowałam się tutaj pozostać, jednakże nowy szeryf nie był zainteresowany moimi usługami. Przybyłam zatem do Waszej Miłości
w poszukiwaniu zatrudnienia.
- Co zdecydowało że postałaś, a nie ruszyłaś za Shieldheart. Zdawało się, iż jesteś do niej bardzo przywiązana i lojalna.
- To prawda jestem lojalna wobec Pani Arastianne, jednakże nie mogłam zabierać dziewczynek powierzonych mej opiece na tułaczkę, dlatego też z ciężkim sercem postanowiłam postać na tym terenie i poszukać innego mentora.


***

Południe 30 Tarsakh 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.

Biuro

Badania Rovan przerwało pukanie do drzwi. Do biura weszła Tabitha, a za nią szedł Edwin - kamerdyner Rovana z elegancką szatą w objęciach.

- Wielmożny Margrabio sygnaliści z wież zawiadomili o zbliżaniu się orszaku Hrabiego Aristona Brodatego. Zgodnie z zwyczajem powinieneś ich przyjąć za bramami miasta. Będzie jednak wcześniej czas abym zaznajomiła Waszą Miłość ze zwyczajami Hrabiego. Z murów będziemy mieli dobry widok na wjeżdżających do miasta, a na oficjalne powitanie zdążymy.

Po tych słowach Tabitha dyskretnie się wycofał

- Wielmożny Margrabio pozwólcie Twoja szata na oficjalne okazje. - Edwin z wprawą przystąpił do przyodziewania w wymyślną szatę Rovana.

Kilka minut później mury zewnętrzne, platforma nad barbakanem.

Orszak był wspaniały. Gdy zabrzmiały trąby obwieszczające podejście do miasta i proszące o pozwolenie na wkroczenie do miasta. Zwodzony most opał z hukiem, kraty powoli zaczęły się podnosić.

Rovan wraz z Tabithą miał jedno z najlepszych miejsc do obserwacji orszaku.
Jako pierwsze kroczył dostojne czwórka bojowych tricertopsów niosących na grzbietach howdat z załoga złożoną z krasnoludzkich wojów.
Następnie przez most przejechał oddział ciężkiej kawalerii, potem hrabia na przepięknym rumaku powozy z rodziną hrabiego, wozy z służbą , dwa odziały konnych łuczników. Pochód zamykały dwa bojowe triceratopsy z obsadą złożoną z krasnoludów.

Rovan z uwagą przyjrzał się Hrabiemu będącemu w końcu jego zwierzchnikiem senioralnym.
Aristona Brodatego charakteryzował się olbrzymia posturą i masą mięśni widocznych pod pięknie dziwerowaną pełną zbroją. Pierś zaś zdobił symbol Azutha, skrzący się szlachetnymi kamieniami.
Twarz była ozdobiona olbrzymią brodą czarnego koloru w wielu miejscach posiwiałą.

Rovanowi towarzyszyła tylko Tabitha. Gdy przejeżdżały powozy z rodziną hrabiego Wezyr Tabitha zaczęła referować.

- Jak zapewne pamiętasz Rovanie hrabia uznaje kilka zwyczajów nieco ekscentrycznych. Zatem pierwszym jest prawo do pierwszej mocy z każdą kobietą która przeżyła już pierwszą miesiączkę, a w tym czasie była mieszkanką szeryfowstwa Przełęczy. W zasadzie to prawo dotyczy całego Hrabstwa Trident, zatem i Twoich ziem Rovanie. Faktycznie jednak respektowane jest z całą surowością tylko w jednym szeryfowstwie.
Drugim jest wielożeństwo. W powozach widzisz żony oraz dzieci hrabiego. Widzę, że mam niepełne dane.
- mruknęła wskazując na może dwunastoletanią dziewczynę.

- Po miejscu które zajmuje w powozie i stroju wnioskuje, iż kilka dni temu wziął sobie jedenastą małżonkę nasz Hrabia. Informacyjnie w tej chwili Hrabia posiada już dwadzieścioro dziewięcioro potomków. Teraz jeszcze przypomnę ci tytulaturę. Małżonki Hrabiego to oczywiście Hrabiny, córki Hrabianki, synowie Hrabiątka. Tytułów przypisanych do ziem nie odmieniamy osobowo, zatem jeśli spotkasz się kobietą to będzie ona też Hrabią danych terenów, zaś mąż jej będzie tytułowany Hrabianem. - rozejrzała się.
- Teraz zaś czas przywitać gości, pospieszajmy Rovanie.

***

Ranek Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.

Powoli Rovan stawała się świadomy otoczenia, w miarę jak sen go opuszczał. Ramię miał zdrętwiałe bo zasnął obejmując nim małżonkę. Na piersi czuł ciężar spokojnie śpiącej Roni Młodszej. Na piersi Roni spokojnie spała Srebnowłosa, a pomiędzy nimi ich przybrany brat Valyrian, wczepiając się w przybrane siostry, tak jak to tylko niemowlęta potrafią. Margrabia sięgnął za siebie do sznura przyzywającego Anet albo Edwina. Po chwili kłaniając weszła do pokoju Anet.

- Anet, zabierz ze mnie dzieci i ułóż je w kołysce. - margrabia ledwo zwrócił uwagę na wyraz zdziwienia na twarzy pokojowej.

Gdy dzieci były zabierane zauważył, iż to nie nagość jego i Roni była powodem zdumienia Anet.

W czasie nocy Ronia się zmieniła. To coś co brał z początku za nogę swojej oblubienicy było ogonem, takim jaki to mają drapieżne koty, co więcej większość ciała Roni pokrywało bardzo krótkie, niezwykle delikatne antracytowe futerko. Nie pokrywało ono tylko czoła twarzy, przodu szyi i wewnętrznej strony dłoni. To co go z samego początku zaniepokoiło, to były ptasie skrzydła. Na grzbiecie natarcia czarne, a w całości białe. Teraz widoczne w prawie całej okazałości, gdyż Ronia przebudziła się i rozkosznie się przeciągała, a skrzydła rozpostarły się za nią z szumem.

- Roniu ty się przekształciłaś w ptako-kota? - Rovan zakrzyknął zaskoczony.

- Cicho bo pobudzisz dzieci. A siebie widziałeś? To lepiej przejrzyj się w lustrze. Godzinę temu, gdy karmiłam dzieci, tego jeszcze nie było. Nie tylko to się zmieniało. Węzeł ziemi się przekształci, jest teraz potężniejszy i to znacznie. Powinieneś na to zwrócić w pierwszej kolejności uwagę, zamiast zajmować się powierzchownym wyglądem. - odpowiedziała rozsądnie młoda żona. Wpatrując się zmienionymi również oczyma. Dotychczasowa zieleń tęczówek nabrała głębi i jaskrawości, po okręgu tęczówki zaś biegły drobne brązowe cętki.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 24-05-2014 o 23:05.
Cedryk jest offline  
Stary 23-04-2014, 18:19   #37
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=C2S9stD9qj0[/media]



26ty Tarsakh
Miasto niezależnie od tego, co ważnego działo się w murach twierdzy, było gwarne i ożywione. Do harmidru dołączały się ptaki, corrolaksy w niemałej liczbie, swobodnie przekraczającej sto tysięcy, wiecznie bawiły ludzi i siebie nawzajem swoim szczebiotem i wybuchami kolorowych barw. Jak nigdzie indziej były zżyte z mieszkańcami, dając się łatwo oswoić i sprawiając, że miasto nie potrzebowało kolorowych budynków czy draperii, by uniknąć szarości.


Stara prawda, która nigdy nie przemijała, jeśli nie masz zbyt wielu kłopotów, spraw sobie babę. To był najlepszy sposób na skończenie z nudą i zapewnienie sobie wielu nieprzewidzianych rozrywek. Branie na wychowanie nie swoich dzieci, szukanie mamek, zrobienie czegoś z ludźmi Żelaznego Tronu, któremu osobiście od razu odmówił. Wszystkie rzeczy trzeba było załatwiać po kolei, w miarę na bieżąco, inaczej mogło się to zakończyć totalnym chaosem. Nawet jeśli nie chaosem, to zrzędzeniem po nocach, przez chwilę zastanawiał się co gorsze.


Wysłał człowieka, z wieściami do miejsca, gdzie rzeczony napad ludzi Żelaznego Tronu miał miejsce, z wieściami odnośnie wyglądu strażników i z kim są powiązani. Bezpośrednio nie mógł nic z nimi zrobić, poza pilną obserwacją poczynań na miejscu. Zbrodnie o których była mowa, popełniono poza Halruaa, a to niejako wiązało mu ręce. Nie siedział przynajmniej biernie wobec całej sprawy. Zastanawiał się chwilę, czy celowo, czy też przypadkiem przeoczył dziewczyny z domu uciech w czasie badania na obecność daru, ale trzeba było to zmienić, szybko. Na szczęście nie było ich tak wiele i starczyła godzina wciśnięta między inne obowiązki żeby to nadrobić. W sprawie mamki częściowo naradził się z Tabithą i Pentorem. Poszukiwał kogoś z odpowiednim charakterem i rozsądkiem, żeby dzieciaki poza mlekiem wyssały również odpowiedni kręgosłup moralny. Oczywiście najlepiej ze sprawdzonych już ludzi, oraz lubiących się nawzajem. Gdyby samo to nie starczyło wraz z odpowiednim wynagrodzeniem, Rovan był gotów dorzucić po warsztacie dla każdej mamki. Do czasu, kiedy dziecko skończyłoby sześć lat, byłby w posiadaniu Rovana, chociaż zyski szły by do danej mamki, zaś po tym czasie, przechodziłby na jej własność. Miał nadzieję, że ta propozycja będzie wystarczająco kusząca.


Sugestie i już wydane polecenia zaprzątały mu głowę, kiedy wpadł na małą czeredę pod drzwiami swojego gabinetu. Zwykle było tu nieco ciszej. Ba, uznawał swoje biuro za jedną z oaz ciszy i spokoju w ostatnio mocno zatłoczonym zamku. Chirroki dołączył się do rejwachu, podskakując nieco na ramieniu maga. Zaprosił Veissę do środka i zamknął drzwi, był ciekaw co ona ma do powiedzenia i skąd się tu wzięła, skoro Shieldheart została usunięta ze stanowiska szeryfa. Co, biorąc pod uwagę pogłoski na temat oficjalnego powodu, było idiotycznym posunięciem. Jak do tej pory, z okolicznych ziem, to na Aristaine mógł liczyć najbardziej.
- Twoja propozycja jest co najmniej interesująca. Podoba mi się twoje poczucie obowiązku, ale rozumiem też porywy serca. Mogę zastanowić się nad zorganizowaniem opieki dla dziewczynek tutaj, jeśli chcesz, tak, żebyś miała możliwość dołączenia do niej. Jeśli zaś wolisz sama się nimi zajmować, to chętnie przedyskutuję warunki wzajemnej współpracy. Roboty jest dosyć dla sprawdzonych i kompetentnych ludzi, momentami nawet aż nadto. Powiedz mi moja droga, jakie masz talenty i zobaczymy do czego dojdziemy. - Rovan uśmiechnął się ciepło, nie mógł sobie pozwolić na zbyt wiele na chwilę obecną, biorąc pod uwagę palące inwestycje, ale Veissa była co najmniej kompetentna, z tego co się orientował.
- Ja jestem za nie odpowiedzialna i sama się będę nimi zajmować. Najlepiej znam się na sferach i istotach z nimi związanymi oraz szklarstwie. Zaś co do złota, myślę że gdybyś zapewnił mi jakieś kwatery odpowiednie dla mnie i dziewczynek na miejscu, oraz udostępnił jakoś księgi, które przysłano ze stolicy, mogłabym się zgodzić początkowo na mniejsze wynagrodzenie. - Odparła była prawa ręka Shieldheart. Rozmowa trwała jeszcze dłuższą chwilę, ale stanęło na zaproponowaniu Veissie domku w zachodniej dzielnicy, pracy w akademii na pozycji wykładowcy, oraz przyjęciu dziewczynek do szkoły ogólnej.



27 Tarsakh


Siedzieli w czwórkę w sali audiencyjnej, do wprowadzenia petentów było jeszcze trochę czasu, mieli za to wspólnie do poruszenia kilka kwestii. Mniej lub bardziej bieżących, ale wszystkie były na swój sposób ważne.
- Z wiosek i okolicznych osad ubywa wykwalifikowanych mieszkańców, rzemieślnicy to nie aż taki problem, bo kiedy migracja się uspokoi, jest szansa że część powróci do swoich rodzinnych miejsc. Gorzej jest z wojownikami, większość służy już w milicji lub straży miejskiej, a zdaje się że niedługo może nam zabraknąć przeszkolonych ludzi, żeby zapewnić bezpieczeństwo na miejscu. - Naświetliła jeden z problemów Tabitha, czekając aż ktoś wyjdzie z jakimś pomysłem.
- Dodatkowa fala migracji zwiększy tylko potrzeby, jeśli już, trzeba by przetrenować ludzi, których mamy na miejscu. Co powiecie na akademię wojskową. - Odparł po chwili Rovan, miał w głowie mocno nieoszlifowany projekt, ale mógł dać jakieś rezultaty.
- Mógłbyś rozwinąć ten pomysł? Akademia na pewno pomogłaby wyszkolić zbrojnych, ale skąd weźmiesz do niej chętnych, zamiast wysyłać dzieci do szkoły ludzie wolą zagonić je do pracy, bo inaczej braknie im rąk do pracy. - Wezyrka dość szybko wykazała słaby punkt pomysłu.
- To prawda, dlatego obawiam się że będziemy musieli na początku do tego dopłacać, proponując rekompensatę finansową za uczące się w klasach wojskowych czy akademii dzieci. Efekt nie będzie natychmiastowy, ale z czasem powinno to zaspokoić potrzeby Marchii. - Rozwinął pomysł czarodziej.
- Jest to jakiś pomysł, co mi przypomina, zgłosiło się przynajmniej kilku wojowników,chcących zostać przeszkolonych w arkanach, można by z nich utworzyć osobny oddział nawet, większość z nich jest całkiem dobra w tym co robią. - Dodała żona Pentora, zerkając w kierunku drzwi.
- Da się załatwić, nad tym oddziałem się zastanowię, trzeba będzie dla nich zapewne przeprowadzić osobne zajęcia, po pięćset od głowy myślę że będzie sensowną za to opłatą, ale najpierw trzeba będzie sprawdzić, którzy z nich mają dar, o ile nie byli jeszcze sprawdzani. Reszta spraw będzie musiała poczekać chwilę, zobaczmy kogo dzisiaj przywiało. - Rzucił Rovan i kazał otworzyć drzwi sali.


Wprowadzony został jeden ze starszych magów. Jego sprawa była dosyć prosta, chociaż nieco przeoczona w harmidrze jaki panował ostatnio. Chodziło mu o dostęp do ksiąg z zaklęciami dla magów, nie będących uczniami akademii. Oraz z zakresu potężniejszego niż ten, jaki nauka tam by obejmowała. Rovan w odpowiedzi na to, przedstawił propozycję, która może nie była idealna z punktu widzenia niezależnych magów, ale pozwalała na zrównoważenie kontroli i przywilejów związanych z dostępem do ksiąg. Tiran proponował założenie gildii magów, z przywilejami jak i obowiązkami. Stworzenie jej zajęłoby nieco czasu i nie każdy byłby zapewne chętny do przyłączenia się do niej, ale był to według niego sensowny pomysł.


Kiedy czarodziej opuścił salę, Tabitha poruszyła kolejny temat. Konkretnie Czerwonego Czarodzieja, który ciągle kręcił się po hrabstwie, proponując coraz lepsze warunki, włączając w to nawet wewnętrzne prawo enklawy, co nie zdarzało się chyba nigdy.
- Sugeruję się zgodzić, z czerwonymi zawsze są problemy, ale będziemy w stanie je kontrolować, a proponują całkiem spore pieniądze i dochody. - Powiedziała spokojnie wezyrka, mimo wagi swoich słów.
- Warunki lepsze już nie będą, tu faktycznie można im sprawić spore problemy, jeśli będą czegoś próbowali. Ewentualne negocjacje można by zacząć od ćwierci miliona i czterdziestu procent, a zobaczymy ile się uda wynegocjować. Jeśli się pojawi tutaj, sprowadźcie go do mnie - Tiran splótł dłonie na brzuchu, to było dość odważne posunięcie. Zaczęli dyskutować nad ewentualnymi zapisami w prawie enklawy i wymaganiach do znajdujących się tam ludzi. Powstała całkiem spora lista.



30ty Tarsakh, Ranek, Sala Audiencyjna

Sala audiencyjna była zamknięta i strzeżona, zaś za zamkniętymi drzwiami odbywały się rozmowy, między Soressanem a najważniejszymi osobami w Złotej Kiści.
- Obecnie proponowane warunki są lepsze, zwłaszcza zmiany w prawie enklawy. Jednak jeszcze nie do końca zadowalające. Proponujemy opłatę wstępną w wysokości dwustu pięćdziesięciu tysięcy, podatek czterdzieści od stu. Jeśli ktokolwiek powiązany z Thay zostanie złapany na terenie akademii, szkoły magii, skarbca Złotej Kiści, któregoś z Halruuańskich laboratoriów lub na próbach wykradzenia tutejszych sekretów magicznych, zostanie stracony a enklawa jako taka zostanie zrównana z ziemią. Żaden z obywateli Halruaa nie może zostać obrócony w niewolnika ani karany na gardlena terenie enklawy, na mocy waszego prawa. Nie wolno wam sytuować żadnej broni oblężniczej. Transport do enklawy jedynie drogą lądową. Badanie charakteru, w tym coroczne badanie charakteru wszystkich mieszkających w enklawie. O czymś zapomniałem? - Rovan zwrócił się do swoich towarzyszy obecnych podczas rozmów.
- Próba uwięzienia jakiegokolwiek mieszkańca Hrabstwa, musi być konsultowana z nami. - Przypomniała Tiranowi Tabitha.
- Tak, dziękuję za przypomnienie. - Margrabia skinął kobiecie.
- To dość ostre warunki, sądzę że jednak będę w stanie na nie przystać, maksymalnie dwieście dziesięć tysięcy sztuk złota i trzydzieści dwa od stu. Przy aż takich warunkach będę musiał uzyskać ostateczne potwierdzenie, to jednak kwestia dni, wstępnie mogę uznać umowę za zawartą. Oczywiście oczekuję że wchodzi w to również zezwolenie na wykorzystanie miejscowej siły roboczej. - Dodał Thayanin, ciężko było z niego wyczytać czy był zadowolony z warunków, czy było to dla niego zło konieczne.
- Tak, ale tylko zwykłych robotników, reszta i tak zapewne będzie w tym czasie zajęta, Złota Kiść się bardzo prężnie rozwija. - Dyskusje i ustalanie drobnych spraw trwało jeszcze nieco czasu, zanim wszyscy opuścili salę. Zdawało się że była to dobra umowa i kompromis, nikt nie był z niej do końca zadowolony.




30ty Althuriak – Południe

Przybycie Hrabiego wraz z całą świtą, było nieco niespodziewane. Samo przybycie seniora nie, za to cała reszta, włącznie z wszystkimi żonami i triceratopsami już tak. Rovan miał na szczęście coś na podorędziu na taki wypadek. Miejsca było pod dostatkiem we wspaniałych posiadłościach, przywołanych za pomocą czaru na tą właśnie okoliczność. Dwór Hrabiego zajął w zasadzie jedną z nich w całości. Stwierdzenie że niektóre zwyczaje rządcy Trident były lekko ekscentryczne, było niedopowiedzeniem. Mimo to udało się jakoś wszystkich pomieścić po oficjalnych powitaniach.



Święto Traw, Złota Kiść

Większość przygotowań do otwarcia akademii trwała nawet późno w nocy, było wiele rzeczy do dopięcia. W mieście zgromadziły się tłumy, ciężko było utrzymać pełen porządek nawet mimo ilości straży, jaka patrolowała miasto. Jednak w nocy na budynkach zaczęły się pojawiać kartki z paszkwilem na Rovana i całą rodzinę. Wspominając o Rovanie jako o smokofilu i niewybrednie opisując co z łuskowatymi wyprawia w sypialni. Większość z nich została pozrywana do rana, ale kilka się uchowało, wzbudzając zbulwersowanie wśród mieszkańców, i uśmieszki na twarzach co mniej wybrednych przyjezdnych.


Wieści o tym fakcie Rovanem niezbyt wstrząsnęły, zwłaszcza że był już po dość szokującej pobudce. Zmiana w Ronii pierwsza rzuciła mu się w oczy, bo zwyczajnie nie miał w zwyczaju patrzeć na siebie zaraz po przebudzeniu. Skóra jak żywy kamień, gałązki zamiast włosów, inne oczy i kilka innych mniej lub bardziej drobnych zmian mocno go zdziwiło. Największą jednak niespodzianką, były powstanie dwóch węzłów, dość potężnych, na obrębie obecnego, jak i wzmocnienie samego siedzącego pod zamkiem. Wymagało to badań, ale na to nie mieli czasu, czekała go uroczystość otwarcia akademii, jak i niespodzianki, które miała zgotować Hitorisama. Zdążyli jedynie wraz z Pentorem zabezpieczyć je przed niepowołanym użyciem.


Inauguracja przeciągała się, zwłaszcza że w pierwszym roczniku, trzeba było nadrobić wszystkich, którzy do tej pory nie byli przeszkoleni, choćby w minimalnym stopniu. Dzieci Halruaa, Dolin, nawet nieco potomków nomadycznych klanów. Wszyscy zgromadzeni w jednym miejscu, gotowi rozpocząć naukę o swoim darze, części towarzyszyli rodzice, inni, starsi zostali tu sami. Wszyscy pełni nadziei i niepewności. Corollaksy szczebiotały dookoła, zainteresowane zgromadzeniem i rozpraszając co poniektórych, nie nawykłych do aż takiej populacji kolorowych nicponiów w jednym miejscu.


Po przemówieniach i zapoznaniu uczniów z ich nowymi obowiązkami, oddelegowaniem do swoich opiekunów i tym podobnych, Rovan poprowadził hrabiego i innych notabli, na zwiedzanie ogólnodostępnych części kompleksu. Wszystko przebiegało spokojnie, do momentu, gdy prezentował część przeznaczoną na trofea, która już teraz szczyciła się czaszką czerwonego smoka. Gdy cała wycieczka podziwiała głowę bestii, ściana tuż obok zaczęła się kruszyć, odsłaniając fresk, który z pewnością nie był zamówiony przez nikogo z rodu Tiran. Prezentował on Ronię rozkładającą nogi, z głową odchyloną do tyłu, by można było dojrzeć dobrze jej twarz, i braną przez czerwonego smoka. Margrabia zapewne by nieco poczerwieniał na twarzy, na szczęście poranna przemiana i fakt że jego skóra wyglądała obecnie jak kamień, pozwoliły mu uniknąć spąsowienia.
- Muszę przyznać że to... intrygujący pomysł, będę musiał wypróbować w sypialni. - Skinął na Feniksa. - Mógłbyś dopilnować żeby przeniesiono fresk, razem z fragmentem ściany do moich sypialni? - Rovan uśmiechnał się i poprowadził wycieczkę dalej, starając się robić dobrą minę do złej gry. Zastanawiał się jak Hitorisamie udało się kogoś tu przemycić na tak długo, że był w stanie namalować obraz. Co prawda było ostatnio bardzo dużo zamieszania, ale nie podobało mu się że doszło do czegoś takiego. Zakończył oprowadzanie i zaprosił na kontynuację obchodów otwarcia akademii jak i Święta Traw, w nieco mniejszym gronie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 16-05-2014, 17:31   #38
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Ranek Zielone Trawy 1972RD Rzeka Matka Naht. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Brzegi rzeki zasnute były mgłą. Asalin szyper "Rogatego" w związku z tym szedł na częściowo zrefowanych żaglach. Cisze nagle przerwał okrzyk z bocianiego gniazda.

- Przed nami na sterburcie barkas "Zefir Południa".
- Bosman, co wiemy o załodze i towarze?
- Czterech strażników i standardowa załoga dla tego typu statku. Było więcej, ale udało mi się spić część ich ochrony i zatruć ich napoje, tak że nie byli w stanie wypłynąć.
- Wiesz jaki mają ładunek?
- Głupie pytanie Asalin, to tak jakbym dziewkę złapał, a nie wychędożył. Miał szczęście, wziął dość tanio duży ładunek szlachetnych skór. Jego szczęście, naszym szczęściem, nieprawdaż szyprze.
- Hej. Wioślarze do wioseł, podnieść do końca żagiel. Strzelcy zasypać ich pokład strzałami.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZmTzCLKvUzw[/MEDIA]

Po tych komendach na pokładzie zawrzało. Żagiel złapał pełen wiatr, wiosła jeszcze przyspieszyły barkas. Strzały wystrzelone z "Rogacza" nie przynosiły żadnych widocznych efektów.

- Hej tam patałachy. Celować dokładniej, nie marnować strzał, bo udział pomniejszę.

- Zakręt rzeki na bakburtcie. - ponowny okrzyk z bocianiego gniazda zmroził szypra.

- Przygotować się do zwrotu. - bosman przejął chwilowo dowodzenie.

Po zwrocie, gdy już wyszli z zakola rzeki, mgła na środku rzeki opadła.

- Czajka blokuje drogę. - kolejny okrzyk zmroził załogę.



W zasadzie nie był potrzebny. Około stu metrów przed dziobem, z zrzuconym żaglem dryfowała czajka. Szyper jej, rudowłosa kobieta przytykała właśnie do ust stalową tubę.

- Statek piracki "Rogaty", żagle precz, wiosła z wody, broń na pokład, przygotować się do poddania Straży Rzecznej Warkoczy Mystry Marchii Winnego Przedgórza.

Na "Rogatym" zaoponowała panika. Ścigali łatwy łup, a tu mają stanąć na przeciw Straży Rzecznej.

- To "Suki smoczej dziwki", już po nas. - pobladły bosman szepnął.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FdqdNjwNfQ0[/MEDIA]

- Weź się człowieku w garść, to tylko dziesięć głupich kurw, które dawno nie miały prawdziwego mężczyzny! Co nie chłopcy.
- Jeh!
- Taranujemy, przejdziemy przez tą ich łódeczkę jak gorący nóż przez masło. Potem, tym które wyłowimy, pokażemy kto jest prawdziwym mężczyzną. Po nas nie zapragną innych, ani nie będą mieć. Żywiej tymi wiosłami machać.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=f_C75NzNdxo&list=PL59D36A7E33B5E8B3&index= 10[/MEDIA]

Nie widząc oznak zatrzymywania się barkasu, szyper czajki wydał rozkaz odskocznia od przeciwnika. Wprawiony w ruch umiejętnymi ruchami wioseł stateczek, prawie w miejscu ustawił się rufą do przeciwnika i ruszył utrzymując stały dystans.

- Szybciej chłopcy, chyba nie powiecie mi, że kilku głupich dziwek nie dogonicie.

Tempo wiosłowania wzrosło.

Wtedy to iluzja mgły i roślinności rzecznej opadła, ukazując ustawione wzdłuż lewego brzegu cztery czajki Straży Rzecznej WM. Na ich pokładach stała lub klęczała cła ich załoga z przygotowanymi do strzału ciężkimi kuszami. Wszystko to było doskonale widoczne, gdyż odległość nie przekraczała trzydziestu metrów.

Po wodzie poniósł się okrzyk z kilkudziesięciu kobiecych gardeł.

- Mystro.

Wszystkie palce wskazały "Rogatego"

- Atak.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nso6Vhg0p9k[/MEDIA]

Z drzew na brzegu poderwała się chmara corrolaksów i pofrunęła w kierunku barkasu.
Zanim jednak tam dotarła zbrojne oddały pierwsza salwę. Czterdzieści cztery ciężkie bełty, wystrzelone z takiej odległości przebijały burty, ciał ludzi jak kartki papieru. Pierwsza salwa wyeliminował lub uśmierciła połowę załogi. Kilka pospiesznych strzał piratów, zabiło pięć z nadlatującej chmary corralaksów. Reszta ptaków pokryła cały pokład deszczem kolorów. Ostatnich kilku, nie wyeliminowanych deszczem kolorów, błąkających się po pokładzie piratów, wyeliminował druga salwa z zawczasu przygotowanych ciężkich kusz.

Przecknięcie się było bolesne. Asalin spostrzegł, iż "Rogaty" stoi na kotwicy, wokół zaś niego kotwiczy pięć czajek Straży Rzecznej. Po pokładzie krzątało się piętnaście zbrojnych z Warkoczy Mystry. Właśnie ostanie z ciał ładowane było do szalupy "Rogatego". Na śródokręciu zgromadzono rannych, niewielu ich było zresztą, raptem pięciu. Ciężkie kusze sieją straszliwe spustoszenie wśród chronionych tylko skórzniami ludzi. Pozostałych sprawnych z załogi, dziesięciu ludzi zbrojne kończyły wiązać do wioseł.
Teraz dopiero zaczynał rozumieć, iż zadarł z niewłaściwymi babami.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4bmJ3ffasOA[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=p1CDWDImjsg[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LX2Gk6sDk1g[/MEDIA]

Napierśnik, który nosiła jedna z stojących opodal dziesiętników, był wykonany z dobrze znanego mu żywego metalu.

- Czemu mnie więzicie, czemu zaatakowałyście spokojnych kupców. - postanowił grać i może Umberlle pomoże.
- O nasz pirat doszedł do siebie. Komendy do lin Fharlanghana poproszę, będzie wszystkim znacznie łatwiej. Nie zapomnij też podać położenia skrytki, klucza i hasła do niej.
- Żądam aby natychmiast wypuszczono moją załogę i mnie.
- Ty rybeńko nie masz już prawa niczego żądać. Czekam.
- Parszywe piratki.
- Ty już nie możesz mnie niczym obrazić, bo już w tej chwili jesteś karmą dla ryb. Dziewczyny przywiązać i szypra do wioseł. Dziesięć do żagla, reszt pilnuje naszych wioślarzy.


- Piracie, dobrześmy słyszały, iż chcieliście zapewnić nam niezapomniane przeżycia. Teraz zapewnimy wam równie niezapomniane. Też po spotkaniu z nami, nie będziecie już pragnęli żadnej kobiety, ani mogli ruszyć ręką czy nogą.

Usiadła na jednej z tylnych ławeczek. Od pasa odtroczyła konga, oparła o ławeczkę pomiędzy udami.

- Teraz prawdziwi mężczyźni pokażą na jak się wiosłuje. Zaś moje dziewczyny będą was do ciężkiej pracy czule zachęcały. Żartowałam. Kto nie utrzyma tempa będzie smagany kotem. Nie musicie żywi dotrzeć do Złotej Kiści. Wasze ciał wywieszone na murach Twierdzy Warkoczy Mystry też będą odpowiednią przestrogą dla innych piratów.

- Taa- daam, taa-daam - miarowo wybijane tępo poniosło się daleko po wodzie.


***


Tuż przed obiadem około godziny 14. Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Widząc fresk obrazujący Ronię w niedwuznacznej sytuacji Hrabia uśmiechnął się.

- Widzę, iż w pełni pojmujecie Halruaańskie zwyczaje Margrabino, przynajmniej o to Was posądzają. Nie mogli lepszej się o was wypowiedzieć bez nachalnego służalstwa. Lecz cóż to Rovanie myślę, iż nie należy przenosić tego fresku lecz zachować go w tym miejscu. Popatrz zresztą na swoja małżonkę wpisuje się całkowicie już w naszą kulturę, nawet zgodnie z modą czarodziejów zaczyna zmieniać swoje ciało.

Hrabia wskazał wzrokiem Ronię, która to wystąpiła na otwarciu Akademik Magicznej w białej balowej sukni, mocno wydekoltowanej odsłaniającej plecy, a co za tym idzie futerko i skrzydła. Antracytowe futerko wspaniale kontrastowało z bielą piór, zaś pomiędzy piersiami pysznił się platynowy symbol Mystry podarowany przez avatar tejże.

- Szanowni goście. - zabrała głos Wezyr Tabitha.
- Kończymy zwiedzanie Akademii Magicznej. Zapraszam na obiad do Zamku, potem zaś zgodnie z Waszą wolą możecie odpocząć przed wieczornym bankietem, lub wziąć udział w obchodach święta Zielonych Traw i zapoznać się z atrakcjami jakie przygotowaliśmy dla ludności, oraz atrakcjami samej Złotej Kiści.


*

Tuż po obiedzie około godziny 16. Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.

Po obiedzie Rovan wraz z rodziną wybrał się na festyn trwający w mieście.
Przodem szły w podskokach Izolda i Anabel. Izolda pogrywała na harmonijce. Zwyczaj ten przejęła od Roni. Zresztą idąc rywalizowała na wygrywane wariacje z Ronią.
Anabel stworzyła na pomarańczowej chuście obraz słonia, co jakiś czas poruszała nim przemieszczając w obrębie chusty.
Ronia na wyjście wybrała zwiewne sari w kwiatowe motywy.


Przepasała go równie wzorzystą szeroką szarfą. Postanowiła nie ukrywać skrzydeł, które złożone tworzyły na plecach coś na kształt pierzastego białego płaszcza z czarną obwódką. Spod niego wystawał kawałek płaszcza ofiarowanego przez Rovana.



Uważny obserwator dostrzegł by też na przedramionach Roni, karwasze zdobione dwoma smokami z elektrum. W chuście do noszenia dzieci, podarowanej przez Mystrę, po jednej stronie, objęte spoczywały Ronia Młodsza i mniejsza od niej, w tej postaci Srebrnowłosa, po drugiej przybrany syn Valyrian. Na harmonijce zaś wygrywała wariację na temat starej szanty.
Przodem, wyprzedzając nawet dziewczynki, torując też drogę dla Margarbiostwa szła Denera, jedna z kobiet Wstążek Mystry z osobistej ochrony Roni. Ludzie ustępowały nie tylko przed samą zbrojną, ale też przed dwoma gepardami, które szły przy jej nogach.
Dźwigała ona na plechach cytrę, na której często akompaniowała grającej Roni. Wyposażenie Osobistej Ochrony Roni też budzi szacunek. Uzbrojona w pełną zbroję płytową z żywej stali, zdobioną grawerunki gwiazdy Mystry oraz motywami winorośli, lewe ramię obciążała duża tarcza z takiego samego materiału, przez piersi biegną skrzyżowane bandolety, w których zatkniętych było sześć noży do rzucania. Pas obciążały z jednej strony sejmitar i kord tkwiące w jednej specjalnej pochwie, z drugiej ciężki nadziak, wszystko mistrzowsko wykonane.

Po prawej stronie Roni podążała Omi paladynka Mystry będąca jednym z dowódców OOR Warkoczy Mystry.
Nad głowami pary Margrabiowskiej krążyły, wszystkie istniejące do tej pory, nieco podobne do tressymów Rovaniony. One też były powodem, że corrolaksy trzymały się w dużej odległości .

Pochód zamykały dwie ostatnie, z tej zmiany OOR WM, siostry Maru Sato, Marui Sato. Maru dźwigała lutnię, na której grywała, często akompaniując Roni. Jej siostra za pasem zatknięty miała zaś obój. Zresztą Jest to jedna z charakterystycznych cech wyróżniających odział OOR WM, wszystkie szeregowe jego członkinie potrafią grać na jakimś instrumencie. Za nimi zaś, jak zwinne cienie, pomykały cztery gepardy.

Mieszkańcy ustępowali drogi z szacunkiem, gdy tylko dostrzegli podążającą grupę.
W pewnej chwili gdy już zbliżali się do rynku, drogę zastąpił im dostatnio ubrany kupiec, zataczając się od nadmiaru wrażeń i wina.

- Szy, szy, Szy to ta smocza , hik, kurwa?Ile bierzesz male...eńka.

Tłum zaszemrał z oburzenia. Głupca natychmiast pochwyciły silne ręce mieszkańców Złotej Kiści.

- Co nakażecie Wielmożny Margrabio, latarnie niedaleko w mig znajdzie się sznur! - zakrzyknął ktoś z tłumu.

Na te słowa wystąpiła Omi.

- Pozwólcie wielmożny Margabio, iż ja zajmę się tą sprawą. - Zwróciła się do Rovana.
- Mieszkańcy Złotej Kiści i wy Marchii Przedgórza Winnego. Takich paszkwilantów rozpowiadających to kłamstwo publicznie oddawać w ręce Straży Miejskiej, lub Warkoczy Mystry. Będą mieli oni zapewniony miły odpoczynek w dybach. Rozdających ulotki o tej treści i posiadających większą ich ilość, oddać w ręce straży lub Warkoczy Mystry. Tymże zostanie nakazane, aby dorosłych złapanych na tym procederze strącić do jamy otyugha, niechże i nasz "Czyściciel" ma radosne Zielone Trawy, młodzież zaś zakuć w dyby. O dalszym losie zatrzymanych zdecyduje Margrabia już po święcie. Margrabia z całego serca dziękuje też za waszą postawę.

Po tych słowach na ulicy rozległy się oklaski.

Rynek już z daleka wabił radosnym gwarem. Odbywał się na nim jarmark jaki tylko w czasie święta Zielonych traw może się odbywać. Kupcy ściągnęli z całej Halruaa i nie tylko, być może nawet z całego świata. Byli nawet kupcy którzy wracali z Kar Tum i przywieźli stamtąd bele najprzedniejszego jedwabiu i nie tylko. W wielu miejscach tłum gromadził się wokół wędrownych trup cyrkowców. O uwagę i przychylność, tłumu rywalizowało kilku minstreli.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Qf-KbBg7iJQ[/MEDIA]

Nad głowami zaś fruwała wielobarwna i różnokształtna masa Corollaksów. Niebo ozdabiał co jakiś czas deszcz kolorów, aktywowany przez te wesołe patki, dla swojej zabawy.

- Wielmożny Margrabio.
- do grupy podbiegł, około dziesięcioletnia dziewczynka odziana w wytworną kebaya i zarzucony na nią sarong. Ciągnęła za sobą kilkuletniego brzdąca odzianego tak jak i ona dostatnio. Niezdarnie dygnęła, zaś gdy jej brat próbował dworskiego ukłonu, wywrócił się, nie mogąc utrzymać równowagi.



- Wybacz Wielmożny Margrabio, nasz brak odpowiednich naszej klasie manier. Niestety szanowny nasz rodziciel zamiast zadbać o dobro rodziny, ciągle zatopiony siedzi w swoich księgach i badaniach magicznych, my zaś dziczejemy w tej jego samotni. Jestem Setsuo Furami, a to mój brat Setsuo Dabi, naszym ojcem jest czarodziej Setsuo. O zaniechaniach niech świadczy to, że zamiast wybrać się z nami na Święto Zielonych Traw znowu zatopił się w swoich badaniach. Postanowiłam zatem wziąć nasz los w moje ręce. Wielmożny Margrabio, Margrabino uniżenie proszę abyście przyjęli mnie w poczet dwórek, a mego brata na pazia. Jest to odpowiedni dla naszego stanu, sposób zdobycia ogłady odpowiedniej dla szlachty.

- Zapewne nie macie gdzie się zatrzymać, zatem dołączcie do nas . Musimy się zastanowić nad sprawą twojej propozycji przyjęcia was na nasz dwór. - Ronia szybko interweniowała, zanim Rovan był w stanie coś odpowiedzieć.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xaRNvJLKP1E[/MEDIA]

Nieco później, pod drugiej stronie rynku spacerując natknęli się na patrol Straży. Strażnik miejski, wspierany przez troje milicjantów, jednego ze zbrojnych z Gwardii Rovana któremu towarzyszyły dwa psy. Strażnik trzymał za ucho, wyrywając się dziewczynę, w szatach freblówki.

- Co tu się dzieje Strażniku, puść natychmiast to dziecko. - Ronia natychmiast interweniował niczym kawaleria.

- Nie puszczę, Wielmożna Margrabino, bo zaraz mi ucieknie. Czarem zniszczyła beczkę na deszczówkę oblewając przy tym jednego z ważnych gości. Ja tu jej życie ratuję, bo zagroził, iż zamieni ją w mysz, a w takiej postaci nie przeżyła by kilku minut, biorąc pod uwagę łowność naszych kotów. Prowadzę ją teraz do freblówki bo jest z Kaostel. Niech tam się nią zajmują. Urwanie głowy z tymi wszystkimi uczniami. Jak nie zamienią owocu w lód pal licho jednak z tym, gorzej gdy rękojeść miecza zmrożą, jak potem dotknąć to poparzy. Wszyscy jesteśmy źli za te głupie żarty. Jakby jakie Impy miasto opanowały. Przestaniesz się wyrywać niecnoto.

Po tych słowach skręcił ucho dziewczyny tak, że aż krzyknęła z bólu.

*

Godzina przed Uroczystym wieczornym bankietem. Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Wykorzystując wolny czas przed posiłkiem Rowan zaszył się w biurze, jednak wcześniej polecił jednemu z Gwardii Rovana wezwać do siebie Tabithę. Ta wpadła pędem odwołana od innych obowiązków.

- Już słyszałam Rovanie. Wpierw sprawa paszkwili rozwiązanie zaproponowane przez Omi było dobre, dało czas na przemyślenie kompleksowo sprawy.


Po tym wstrzelonym niemal jednym tchem zdaniu kilka razy ciężko odetchnęła, w końcu całą drogę z braku czasu przebyła biegnąc.

- Ten pijany głupek, to kupiec z Sembii powracający z Kar - Tur, który zboczył do nas w nadziei wymienienia towaru na magiczne przedmioty. Obraz taka karna jest często śmiercią, można też nakazać konfiskatę majątku i banicję z ziem Marchii. W tym przypadku sugeruje drugą opcję.
Co do innych złapanych na powtarzaniu tego paszkwilu sugeruję, dwadzieścia nahajek i zamknięcie w dybach na dobę, dzieci i młodzież zamknięci na dobę w dybach. Co zaś się tyczy młodzieży, czy też dzieci złapanych na rozdawaniu ulotek z paszkwilami, jeśli takie się zdarzą, proponuje podejście indywidualne do każdego przypadku.
Druga sprawa dzieci czarodzieja. Rovanie zwyczajem jest, iż czarodzieje piastujący stanowiska czują się w obowiązku tworzyć takie dwory. Ilość paziów i dwórek świadczy niejako o ich wpływach, gdyż pozyskuje się dzieci szlacheckie. Obowiązanymi ich jest dotrzymywanie towarzystwa, oraz drobne posługi typu przyniesienie lutni, poinstruowanie służących o czasie kąpieli i podobne. Przyjmujący zaś musi zadbać o ich edukację, nauczyć dworskich manier, często uczy się gry na instrumentach i jakiegoś szlachetnego rzemiosła np. tkanie, malowanie czy też kaligrafia. Naucza się też je nieżalenie od płci sztuki władania bronią. Problemem jest, iż trzeba im zapewnić odpowiednie zakwaterowanie, chociaż w przypadku tych dzieci można je w jednej z sypialni wytwornych umieścić . Wszak w każdej jest podwójne łóżko, chociaż przeważnie w nich kwateruje się pojedyncze osoby, bo rzadko zdarzają się pary. Proponuje aby kwaterować je dwójkami do dziesiątego roku życia. Ranga szlachcica określa też ilość dwórek lub paziów. Szeryf minowany przez właściciela może przyjąć czworo takich wychowanków. Szeryf mianowany przez radę ośmioro. Szeryf który ma nadane na własność ziemie szesnaścioro. Margrabia może przyjąć trzydzieści dwoje, hrabia zaś aż sześćdziesięcioro, książę dwie setki, zaś Netriarchy nic nie ogranicza w tym względzie. Oczywiście przyjmuje się tylko dzieci z rodzin szlacheckich, czyli głównie tych w których rodzicie są czarodziejami lub kapłanami Mystry lub Azutha. Oczywiście tylko te które nie wykazały podczas badania mocy magicznej. Czy przyjmiesz akurat te dzieci na dwór to już zależy od ciebie Rovanie.


Po tych słowach się roześmiała.

- A raczej do Roni. Teraz gdy Furami wykazał się taką zaradnością, wątpię abyś przekonał Ronie do oddalenia tych dzieci, a wybrania innych. Trzeba też wybrać jak najszybciej resztę, aby zapobiec rywalizacji czarodziejów o miejsce na Twoim dworze, dla ich progenitury. Zapewniam, że może być ona bardzo śmiertelna, a nie chcemy zmniejszeni się liczby czarodziejów w Marchii chyba? Myślę, iż Ronia będzie się najlepiej nadawała do wybierania tych dzieci. Unikniemy wielu problemów w ten sposób.

*

Bankiet Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Przygotowany bankiet był wspaniały. Dania zarówno Halruaańskie jak i z dolin pyszniły się na stołach. Przygrzewająca orkiestra była bardzo dobra chociaż nie składała się z bardów, a raczej z mających wolne członków Sieci i Gwardii Rowana.

W końcu rozległ się dźwięk kryształowego dzwonka. W ten sposób Hrabia Ariston Brodaty prosił zgromadzonych o uwagę. Zapadła cisza.

- Szanowni zgromadzeni niech będzie mi honorem wznieść pierwszy toast za Margrabiego Rovana Tirana i jego uroczą małżonkę.

Po spełnieniu toastu hrabia kontynuował.

- Niech będzie dane zatem w tym uroczystym dniu ogłosić dobre nowiny. My Hrabia Ariston Brodaty władający Hrabstwem Naht w imieniu Rady Magów i Netriarchy obwieszczamy co następuje. Z dniem święta Zielonych Traw nadjemy się, po wsze czasy, wasalowi naszemu ziemie szeryfowstwa Kaostel, nad którymi dotychczas sprawował tylko tymczasową opiekę.

Na sali rozległa się burza oklasków.

- Uciszcie się. To jeszcze nie wszystko. Jako, iż dowiedzieliśmy się, że planowana jest wyprawa na zachodnie ziemie Naht nad którymi do tej pory nie było formalnego zarządu Halruaańskiego, postanawiamy co następuje. Nakazujemy wasalowi naszemu Margrabiemu Tiranowi, aby wysłał wyprawę tak aby objąć władaniem resztę nie zarządzanych, do tej pory, formalnie ziem Doliny Naht. Nakazujemy odnaleźć na nim węzły ziemi. Nakazujemy też teren ten podzielić na cztery szeryfowstwa. Okazuje się co następuje wybudować tam cztery twierdze mogąc pomieścić co najmniej dwieście osób załogi, oraz przygotować mury i miejsce pod przyszłe osady. W zamian za to dajemy Margabiemu pierwszeństwo wyboru, jako swoich ziem, dowolnego z tych szeryfowstw. W zależności od długości tejże wyprawy określimy czas jaki Margrabia Rovan Tiran nie będzie musiał świadczyć serwitutów Mojej osobie.
Zdrowie Margrabiego Tirana.


Nieco skonsternowany Rovan wzniósł kielich i wychylił ten toast.
Wezyr Tabitha natychmiast interweniował zanim Margrabia zrobił by coś nieprzewidzianego.

- Wielmożny Margrabio - przemawiając cicho zwróciła się formalnie do Rovana.
- Chyba się nie spodziewaliście, iż Hrabia zrezygnuje z należnych jemu serwitutów. W końcu ty ich również wymagasz.. Jesteś najpotężniejszym wasalem Hrabiego. Serwituty od ciebie, to ni mniej ni więcej stawienie się, ze wszystkimi swoimi poplecznikami, na wezwanie Hrabiego. Dobrze że tego nie zażądał, bo to by wyludniło Złotą Kiść. Margrabio i tak miałeś w planach utworzenie szeryfowstwa, teraz utworzysz cztery. Jak widzę Hrabia jest na tyle mądry aby wielkość poszczególnych szeryfowstw pozostawić twojemu uznaniu, oczywiście w ramach rozsądku. Nie przymknie oka gdyby twoje szeryfowstwo było większe od pozostałych trzech, ale zbliżone do wielkości dwóch będzie akceptowalne. Co do umowy z starszyzną nadal obowiązuje. Nadasz im ziemie w swoim szeryfowstwie, jednak później będziesz musiał opłacić udział ich w poznawaniu dalszego terenu. Mimo wszystko i tak będzie to tańsze niż inne opcje. Co do twierdz skoro mają być na węzłach zatem problem transportu też jest zmniejszony. Zawsze można skorzystać z węzła. Sensowne będzie wspomóc słoniami tą wyprawę.

-

Tymczasem innej części sali brylowała Ronia w towarzystwie małżonek Hrabiego. Po toastach kobiety zaczęły się wymieniać plotkami o mężach i dzieciach.

- Dziwi cię Roniu, iż zezwalam mojemu mężowi aby żenił się z innymi kobietami? - powiedziała Sandra najstarsza i pierwsza, którą poślubił żona Hrabiego.

- Tak Sandro.

- Gdyby którąkolwiek z nas lub dzieci, od którejś z małżonek traktował inaczej jak wszystkie i nie dawał odpowiedniej ilości miłości nie miało by to racji bytu. Wszystkie małżeństwem poprawiły swój byt oraz swoich dzieci. Nie było wśród nas ani jednej urodzonej szlachcianki. Zaś jego ekstrawagancja co do kobiet. Cóż jest on zarazem jak stary cap i niedźwiedź. Daje, dokładnie to co chcą, kobietom. Zaś w Ars Amandi nie ma sobie równego, tak przynajmniej mówią kobiety, które muszą jego prawo wykonać, po nocy z nim spędzonej. Jest tak jak mówię, dokładnie. Była taka jedna, która wpiera poszła, nie powiem nawet z chęcią, potem jednak zmieniła zdanie. Powiedziała, że "Musisz mnie zgwałcić, bo dobrowolnie mnie mieć nie będziesz." Dostał dokładnie to o co prosiła. Kurowaliśmy ją później przez dwa tygodnie, zresztą jest ona teraz jedną z nas, to Ellis czwarta Hrabina.

Wskazał wzrokiem drobna rudowłosą piegowatą kobietę rozmawiająca w tej chwili z jedną z OOR WM.

- Od tego czasu uprzedzamy wszystkie, aby brały go na pochlebstwa, jak niedźwiedzia na miód, aby nie posmakowały jego pazurów. Nie drażni się niedźwiedzia.

Nad Ronią, Sandrą i młodą kobieta, a raczej dziewczyną zatoczył krąg w powietrzy chowaniec Roni Piękny Wzorek. Po czym wylądował na padołu dziewczyny.

- Zapewne to Twoja córka pani? - zwróciła uwagę na siedząca do tej pory milcząco dziewczynę.

- Mogło by tak być. Jest chyba niewiele starsza od mojej najstarszej córki, a ona ma dopiero jedenaście lat.. Jednak tak nie jest dzieci nie biorą udziału w przyjęciach. To ustania i najmłodsza żona. Iwoni. Nie mówi bo została jakimś czarem zaatakowana, podobno nie ma na to żadnej rady. Żadne czary nie działają na te rany. Dołączyła do nas dopiero dwa dni temu, dlatego jest taka nieśmiała. Wyniknął z tego niewielki problem, bo tak naprawdę nie wiemy ile rozumie z tego co się do niej mówi. Nie potrafimy się z nią w skomplikowanych sprawach porozumieć.
- Dobrze trafiliście. Mam doświadczanie w nauce pisania osób nie potrafiących mówić, słyszy normalnie?
- Z tego co udało się nam ustalić to tak.
- W dwa miesiące zdołam ją nauczyć pisać
.

Rozmowę przerwała Piękny Wzorek.

- Roniu przesiądź się bo ta pani zakłóca mi aurę siedząc pomiędzy wami. Lubię aury małych.
- Wzorek jesteś pewna, że dziewczyna jest w ciąży? To nie są żarty.
- Nie żartuję. Ma w sobie młode od dwóch dni. Wiem to tak samo dobrze, że tamta w bordowej sukni pani będzie rodziła za dwa dni. Nie pytaj się skąd, po prostu wiem.


- Czy to prawda co mówi ten kot?
- Tak Sandro, nigdy do tej pory się nie myliła. To nie kot. To Rowanion nowa rasa stworzona za sprawą woli Mystry. Musicie zatrzymać się dłużnej co najmniej na cztery dni. Dwa dni po połogu nie będzie Hakuko wstanie podróżować.
- popisała się Ronia pamięcią do imion żon Hrabiego

- To nie problem i tak Ariston planował zatrzymać się na kilka dni dłużej. Gorzej będzie z kwestią nauki pisania. Biorę to na siebie, udobrucham mojego męża. Przekonam, iż będzie to najlepsze wyjście.

-

Tymczasem pod drugiej stronie sali Margrabia i Wezyr skończyli rozmowę i wracali niespiesznie do Hrabiego.

- Zadowolenie jesteście Margrabio? Słyszałem jednak, iż zezwoliliście na powstanie enklawy Czerwonych Czarodziejów w Złotej Kiści. Mniema, iż zabezpieczycie dobrze nasze tajemnice przed dostaniem się w obce ręce. Ze swojej strony wprowadzam nakaz zgłaszania posiadania pieniądza Thayskiego i Zenckiego, oraz podatek od niego w wysokości dwudziestu od stu. W razie nie ujawnienia posiadania tych walut, znaleziona będzie konfiskowana, a posiadający będzie musiał zapłacić karę wysokości wartości zarekwirowanej waluty. Obowiązuje on w szeryfowstwach Przełęcz i Gryf.

Rozmowę przerwała jedna wnosząc po stroju ze Straży Rzecznej WM.

- Wielmożny Margrabio dziesiętnik Straży Rzecznej Wstążek Mystry Marchii Winnego Przedgórza Kitsune melduje pojmanie trzynastu piratów i zatrzymanie jako pryzu barkasu "Rogaty". Strat własnych brak.
- Gratuluje i dziękuje w imieniu Marchii. Możecie się oddalić.
- pogratulował Wezyr Tabitha.
-Dziesiętniku. - głos zabrał Hrabia.
- Macie dzieci lub jesteście mężatką?
- Nie, Wielmożny Hrabio.
- Zatem stawicie się dzisiaj w mojej komnacie.
- Stanie się wedle Twojego rozkazu wielmożny Hrabio.
- To się nazywa posłuszeństwo.
- odparł zadowolony Hrabia.

Następnie zwrócił się ponownie do Rovana.

- Słyszałem Margrabio, iż masz oddziały słoni, jestem wielce zaskoczony ich skutecznością w walce przy twierdzy. Mam zatem propozycje odłów i przeszkól dla mnie czterdzieści słoni bojowych. Ja w zamian odłowię i wyszkolę trzydzieści trzy hipogryfy. Umówmy się na wymianę pod koniec roku.


***


Przed północą. Zielone Trawy 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Anet opuściła już komnatę Margrabiowską. W końcu udało się jej wspólnie z ronią ułożyć Srebrnowłosą w kołysce. kołyska znowu się powiększyła, musiała wszak pomieścić, aż troje niemowląt, z których jedno mogło w każdej chwili zmienić kształt na smoczy, oraz często im towarzyszące Rovaniony. Ronia rozebrana nerwowo przechadzała się po komnacie. Rovan z łatwością się domyślił się nastroju młodej małżonki. Jej ogon chodził na strony, jak to jest w zwyczaju u kotów, gdy są zdenerwowane.
Przez chwilę oceniał w lustrze toaletki swoja figurę i wygląd. Uśmiechnęła się widząc zaokrąglony brzuch , pogładziła go czule. Potem z szumem rozpostarła skrzydła.
Zasiadła przed lustrem nerwowymi, szybkimi ruchami zaczęła rozczesywać kruczoczarne włosy. Szybko jednak odrzuciła szczotkę, przesunęła na środek cytrę. Brzęknęło kilka nut lecz melodia nie nadchodziła.


- Jak on może się tak szarogęsić w naszej Marchii. Pieprzony Stary Cap.

Rzuciła się z furgonem skrzydeł do Rovan i wskoczyła na łóżko koło niego.

- Potrzebuję Ciebie. Potrzebuje całej Twojej miłości, niech zabierze całą złość i wypełni innym ogniem.




***


Ranek około szóstej. Twierdza WM. 1 Mirtula 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Łazienkę wypełniały kłęby pary z gotującej się na piecu wody oraz balii. Dwie kobiety masowały leżące na szezlongach kobiety. W otwartej garderobie widać było oczyszczone mundury dziesiętników Straży Rzecznej WM.


- Jak było z Hrabią Kitsune?

Zagadnięta młoda kobieta przeciągnęła się i uśmiechnęła się tajemniczo.

- Ze "Starym Niedźwiedziem", zaskakująco dobrze. Oj, dopiec chciał Hrabia naszej parze Margrabiowskiej, ukazując swoją władzę nad ludźmi z Winnego Przedgórza. Tylko trafiła kosa na kamień. Nie dostał tego czego tak naprawdę chciał, mojego sprzeciwu. Współczuję pierwszej, która teraz odmówi. Znając jego prawo skończy się banicją do Dambarah, czyli koniec końców, wyląduje jako niewolnica u Cintri. Ahh... wyżej, tam gdzie blizna. Zawsze tam mi jakaś paskuda wchodzi na zamianę pogody.
- Zwróciła się do masującej kobiety.

- Sam hrabia jest zaskakująco czułym i dobrym kochankiem. Potrafi zaspokoić kobietę, nie tylko dać upust swoim chuciom. Dawno nie miałam tylko orgazmów za jednym razem. Tego mi było trzeba po potyczce. Dobre chędożenie, a teraz jeszcze masaż. Dobrze, że pryz trafił się przed naszym wolnym od służby.


- Och jak dobrze, gorące kamienie wyciągnął ze mnie całe zmęczenie.
- zareagował jej towarzyszka na układanie na plecach , przez masażystkę, nagrzanych kamieni.


***


Około dziesiątej. Akademia Magiczna; Freblówka. 1 Mirtula 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Od początku Ronia podejrzewał, iż Hrabia znowu będzie chciał udowodnić swoje prawa. Wizytacja na lekcjach w freblówce z początku odbywał się bez problemów.
Wzięli udział w lekcji praktycznego zastosowania magii. Poziom oczywiście był jaszcze niski w końcu jest to tylko szkoła przygotowawcza do Akademii Magicznej. Awantura wybuchła później. Ariston upatrzył sobie trzynastoletnią drobną blondynkę o orzechowych.

- Jak ci na imię moja droga.
- Gwendolina Wielmożny Hrabio.
- Czy krwawisz już jak kobieta.
- Tak.
- Masz dziecko lub jesteś mężatką.
- Nie.
Przyjdziesz zatem do moich komat dzisiaj po kolacji.
- Nie.


Twarz hrabiego stała się czerwona nawet pod brodą. Skiną na swoją ochronę.

- Brać, ją i odstawić na granicę z Dambarah.

- Wielmożny Hrabio. - Ronia piastując dzieci w chustach, wkroczyła pomiędzy hrabiego jego ochronę a dziewczynę.

- Pozwólcie mi pozmawiać z dziewczyną. Być może źle zrozumiała pytanie.

- Przychylę się o Twojej prośby, lecz jeśli nie zmieni zdania, nie odwołam mojego poleceni banicji.


Ronia rozpostarła skrzydła na pełne cztery metry i powoli nimi wachlowała. Szum piór zagłuszał prowadzoną normalnym głosem rozmowę i chronił przed podsłuchiwaniem. Podeszła do dziewczyny. Jej twarz wyrażała jednocześnie smutek i złość.

- Milcz. Jedyne słowo, które chce teraz od ciebie słyszeć to tak. Uczysz się aby zostać czarodziejką?
- Tak.
- Aby uwolnić siebie i swoje dzieci spod takich praw jak to o Pierwszej Krwi Miesięcznej?
- Tak.
- Rozumiesz, że jak zostaniesz skazana na banicję, nie zostaniesz czarodziejką a zapewne skończysz jako niewolnica?
- Tak.
- Jesteś dziewicą?
- Tak
- Zatem teraz przeprosisz Hrabiego. Powiesz, iż myślałaś, że chodzi o to czy byłaś już z mężczyzna i tego dotyczyła Twoja odpowiedź. Śpieszyłaś się aby dać mu dobrą odpowiedź i stąd błąd. Zrozumiałaś?
- Tak.
- Teraz rada, gdy już skończy się poczęstunek, weź go na lep pochlebstw. Jaki on doświadczony, a ty niedoświadczona, że będzie czuły i delikatny oraz zapewni rozkosz nawet tak młodej kobiecie jak ty. Zresztą zapytaj się starszych dziewcząt z freblówki i akademii, cóż to takiego mężczyźni lubią słyszeć od kobiet. Zrozumiałaś?
- Tak.
- Masz pozostać do czasu, aż pozwoli ci odejść. Czy to zrozumiałe?
- Tak.
- Wiesz czym się zabezpieczyć przed niechciana ciąża i jak tego użyć i skąd uzyskać?
- Tak, korzeń nara, dokładnie pogryźć na papkę przed połknięciem. Stosować co sześć dni. Zawsze leży na stole głównym przy kolacji, co szósty dzień.
- Zatem idź i udobruchaj Hrabiego.

Po tych słowach złożyła skrzydła.

- Wielmożny Hrabio wybacz moją pomyłkę. Śpieszyłam się, jak to w szkole, aby dać ci dobrą odpowiedź i odpowiedzi przygotowałam zawczasu, dlatego źle pojęłam Twoje pytanie. Myślałam, iż pytasz czy byłam już z mężczyzną. Nie byłam i tego dotyczyła moja odpowiedź. Oczywiście stawię się z radością wieczorem w Twoich komnatach.
- Zatem niech tak będzie.

Odparł.

- Margrabino proszę na słowo w osobności.

Gdy odeszli na bok, a straż zapewniła dyskrecję Hrabia przemówił.

- Aby się takie sceny nie powtórzyły się, zrobimy to cywilizowanie, tak jak to jest rozwiązane na Przełęczy. wyślesz przez swojego urzędnika, mojemu listę wszystkich kobiet z pierwszej freblówki jutro. W następnym dniu z drugiej i tak do czasu jak nie wyjadę. Unikniemy wtedy gorszących scen i prób ratunku. Nie myśl, iż nie wiem czemuś uratowała tą małą. Przejrzałem Waszą grę. Nie powtarzaj już takich sztuczek Margrabino.
Więcej nie zmienię swojej decyzji. Prawo musi być respektowane wszędzie.




***


Przed obiadem, około trzynastej godziny. Dziedziniec Twierdzy 1 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Rovan i Ronia wracali właśnie z wizytacji Akademii Magiczne. Na dziedzińcu zatrzymał ich jeden z pełniących Straż GR.

- Margrabio przez portal przybyły trzy półniebianki. Przynajmniej tak wnoszę po ich wyglądzie.

Przy portalu dyżurowało dwóch strażników, pilnujących w tej chwili trzy zjawiskowo piękne kobiety. O tym, że są pół niebiankami, wnioskować można było również po skrzydła, które niezwykłego wręcz śnieżnego koloru posiadały. Gdy podeszli pokłoniły się one.

- Wielmożni Państwo jesteśmy siostry Asante. Przybyłyśmy tu wraz z naszym bratem wiedzione błyskami wieszczymi. Jestem Mani Oddany Rycerz Mystry. Mój błysk dotyczył Twojej osoby Margrabino i oddziałów kobiecych Mystry, które tworzysz. Wiodę ze sobą trzy oddziały ciężkiej jazdy. Wszystkie cheremy dołączyć do Twoich oddziałów Margrabino Roniu Tiran. Moja siostra. - tu wskazał pół niebiankę rudymi włosami.

- Fare, Pracowała jako obrońca sprawiedliwości w Implitur, jej błysk również dotyczy Roni, ona również chce przystąpić do oddziałów kobiecych. Mane sama opowie o swoim błysku.

Na te słowa wystąpiła pół niebianka wyglądająca na najmłodszą.

- Moja siostra zapomniała nadmienić, iż wszystkie jesteśmy Halruaankami. Jestem kapłanka Lathandera w błyski widziałam toporną twierdzę na bagnach, a przed nią rzesze nieumarłych i atak słoni na nie. Potem ujrzałam gorejące słońce. Potem ujrzałam miasto nad rzeka z klifem, w którym ujrzałam drążone katakumby. Również chce złożyć przysięgę wierności Roni, lecz powaga Lathandera wymaga, aby powstał tu jego świątynia dla wyznawczyń, które wiodę ze sobą. Jest to też trzy oddziały ciężkiej piechoty z których utworzę Strażniczki Grobowców. Powaga Lathandera wymaga aby otrzymała też uposażenie, równe uposażeniu kapłanów Mystry mego doświadczenia.

Zabrała głos Mani

- Oddziały nasze czekają w Starym Bagnie, gdyż Straż nie chciała ich, bez opłaty, przepuścić przez portal. Czeka też trochę naszych cywilnych popleczników. Czeka tam też mój brat, który miał błysk dotyczący Margrabiego Rovana, a jego treść zdradzi tylko jemu. Moimi oddziałami dowodzi mój mąż Allan z Waterdeep, jest on Mistrzem Iaijutsu. Błysk jego dotyczył utworzenia szkoły w tym mieście i dyrektorowaniu jej. W Kara - Tum poznał on nowe sposoby walki, których by nauczał Twoich zbrojnych, szkolonych w szkole, wielmożny Margrabio. Zaś druga cześć dotyczy aresztowanego za obrazę Margrabiny kupca, a raczej jego towarów. Pomiędzy normalnymi wozami znajdują się dwa o specjalnej budowie. W jednym znajduje się chłodnia wypełniona liśćmi. W drugim, z szczelnymi moskitierami, znajdują się półki na których na sianie, w kokonach, spoczywają poczwarki jedwabników. Mój mąż wie jak należy się nimi zajmować. Potrafi też przeszkolić w tym zakresie osoby wyznaczone. Jak cenne są te poczwarki chyba nie muszę Margrabiemu uświadamiać.


W ostatniej chwili przypomniała sobie jeszcze o jednej sprawie.

- Wielmożny Margrabio, ja i moje siostry jesteśmy w stanie na życzenie tworzyć światło dnia. Możemy dzięki niemu oświetlić Twoje miasto. Światło nasze obejmuje obszar osiemnastu metrów i trwa ponad godzinę. Mani jest w tym nawet lepsza, jej światło dnia utrzymuje się osiem godzin i obejmuje obszar w promieniu trzydziestu sześciu metrów. W ramach powinności wobec miast jesteśmy gotowe oświetlać je we wskazanych miejscach. Najlepsze efekt oświetlający otrzyma się, gdy przygotuje się dla nas latarnie, czyli miejsc gdzie mamy światło dnia rzucać. W miejscach gdzie świtała nie potrzeba w nocy, ale tylko wieczorem, przy domach, światło rzucać będę ja i Fare. Tam latarnie winny być rozmieszczone w odległości ośmiu metrów i być na wysokości czterech metrów. Tam, gdzie będzie czary rzucała Mani, a światło jest potrzebne przez całą noc, to znaczy osiem godzin, miejsca rzucania powinny być oddalone o trzydzieści metrów, a przedmiot będący celem, powinien być umieszczony na wysokości dziesięciu metrów od podłoża, czy też muru. Jeśli dodatkowo przedmiot będący celem umieści się w kolorowej latarni, to światło dnia będzie kolorowe. Dodatkowo moja siostra oferuje się te samo światło dnia rzucić na pięćdziesiąt przedmiotów łatwych do przenoszeni, każdego wieczoru przed oblotem miasta, tak aby straż patrolująca mogła je wnieść nawet w te ciemne ulice, gdzie nie ma potrzeby stałego oświetlania. Mani jest gotowa zapalić światła dnia w tysiącu punktach, co wraz z przelotem pomiędzy punktami i zapaleniem przenośnych punktów światła dnia, zajmie jej około dwóch godzin.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 06-08-2014 o 19:20.
Cedryk jest offline  
Stary 16-05-2014, 17:32   #39
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
***

Po obiedzie, około szesnastej godziny. Wzgórze z wieżą nr 9. Las Druidki. 1 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Polanka była niewielka. Ogień rozpalony na jej środku trzaskał wesoło. Ognisko obsiadła szóstka dziewczynek. Anabel i Izolda, córki Rovana, Ewii i Greta, podopieczne czarodziejki Veissy, bliźniaczki Oroku, których rodzice byli w Gwardii Rovana.

- Patrzcie co mam! - wesoło zawołała Greta, wskazując na sakwę, z której poczęła wyjmować flasze z winem.
- Będzie po jednej dla każdej.
- Skąd masz?
- Anabel, aż poczerwieniała z zaciekawienia.
- Z magazynu.
- Jak?
- Wczoraj, jak wszyscy byli zajęci przyjęciem wślizgnęłam się do niego. Patrzcie co też było zaraz obok.

- Po czym z sakwy wyjęła zawinięty w len blok chałwy.

- No wyjmujcie kubki, mówiłam przecież byście zabrał. - po tych słowach zaczęła rozlewać wino do nadstawionych kubków.

Wyjętym z rękawa sztyletem szybko podzieliła blok na sześć części. Inne dzieci również wyjęły swoje narzędzia do jedzenia. Sprawnie operowały dzieląc kawałki na cześć i donosząc słodkości, na ich ostrzach, do ust.
Z flaszek coraz szybciej ubywało wina. Zaś ogień zaczął przygasać. Izabel skoczyła po opał do najbliższego krzaku, kilka szybkich cieć i już miała odpowiednią ilość drewna. Dorzuciła do ogniska podsycając ogień.

Nagle brzęknęły rozbite flaszki. W szklanych szczątkach flaszek tkwiły drgając, długie strzały. Dziewczynki z krzykiem poderwały się. Wtedy kolejne strzały wbite tuż przed ich stopami osadziły je w miejscu.
Z lasu przykłusował stwór będących jakby jeleniem o cechach ludzkich.



- Pani Ellestreaa ap Soallanell chce się z wami widzieć. Idźcie za mną. Lepiej, żebyście nie próbowały uciekać bo enty nie wybaczają. Teraz jedynie wola Pani Ellestreay chroni was przed rozdarciem na strzępy przez enty.

Szybki kłusem ruszył w las, po czym zwolnił, widząc iż dziewczynki zataczając się nie nadążają za nim.
Po kilkunastu minutach dotarli do wejścia do jaskini będącej siedzibą druidki. Przed nią stał wysoka elfka w trudnym do ustalenia wieku. Jedynie poważne,wiekowe oczy zdradzały jej prawdziwy wiek, temu kto potrafi patrzeć.

- Wiecie, że złamałyście prawo tego lasu, a przewidziana jest za to jedna kara - śmierć.

Mimo zmrocznienia winem Gwanda błyskawicznie wyciągnęła sztylet, Anabel zaczęła splatać czar, inne dziewczynki były zbyt zaskoczone aby cokolwiek uczynić.

Elfka roześmiał się głośno. Na polance przed dziećmi wylądował gryf. Ryknął, a potem przemówił.

- Spokój szczeniaki.

- Odważne ale głupie. Nie jesteście w stanie mi nic uczynić, w tej dziedzinie, błogosławionej przez Matkę Ziemię. Teraz słuchajcie, wyznaczę wam karę, póki nie uznam, że jesteście gotowe, będzie nad Wami to wisiało. Waszą karą będzie nauka natury i życia. Póki nie uznam, że wiecie już wszystko co powinnyście wiedzieć, a wasze postępowanie się zmieniło, będzie trwała ta kara. Macie się stawiać każdego dziewiątego dnia Dekadnia, tutaj o godzinie ósmej rano. Lepiej dla was abyście się przyznały rodzicom i opiekunom, bo będę z niektórymi mówiła. Teraz zmykajcie już.

Dziewczynki oszołomione wieściami i alkoholem nie ruszyły się.

- Zabiorę je Pani bo tak zamroczone mogą sobie kark skręcić schodząc ze wzgórza. - ryknął Gryf .
- wsiadajcie a szybko nie ma całego dania.

Dziewczynki, wspomagane silnymi rękoma Hybsila, zostały usadzone na grzbiecie Gryfa, który w chwilę potem wystartował.

Po kilkuminutowym locie wylądował na pastwisku przy młodych gryfach oddanych do wytresowania. Treserki otoczyły go kręcąc arkanami.

- Zsiadajcie. Witam panie, lepiej odłóżcie te arkany bo się obrażę. Jestem Słoneczny Dziób towarzysz Ellestreaa ap Soallanell druidki Matki Ziemi. Widzę, iż uczycie młodzież pod siodło i do walki. Lepiej dla was abym nie dowiedział się, że je źle traktujecie.

Po tych słowach odleciał.

***

Wieczór około dziewiętnastej. Twierdza Bibliteka. 1 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Biblioteka wspólna "Kamiennej Łzy" jest bardzo przyjemnym kameralnym miejscem. Nic też w tym dziwnego, iż rodzina Margrabiego wybrał je aby odpocząć w niej przed kolacją. Do Rovana, Roni piastującej jak zwykle niemowlaki, dołączyły córki Margrabiego, najnowsza niema żona Hrabiego oraz Wissena z podopiecznymi. Ronia powili uczyła Iwoni sztuki pisania i czytania. Greta i Izolda grały na harmonijkach jakąś piosenkę wskazaną przez Ronię. Anabel z Evii bawiły się zmieniając kolory szklanych kule, jednocześnie ćwicząc magię. Rovan z Visseną dyskutowali na temat węzłów ziemi.
Kobiety z OOR WM dyskretnie rozsiadły się w fotelach w różnych miejscach biblioteki.

Drzwi były otwarte, więc niczym dziwnym były odwiedziny zwierząt. Dlatego też nikt nie przeją się wlatującym corralaksem. Do czasu gdy nie przyjął on postaci wyniosłej Elfki.

- Margrabio. Oburzona jestem łamaniem praw, które zostały mi nadane.

Oczy elfki były nieporuszone.

- Twoje córki oraz ich przyjaciółki, wkroczyły na teren mi powierzony i złamały tam pokój Chantuei. Tylko moja interwencja spowodowała, iż nie zostały na miejscu rozdarte przez drzewce. Biorąc pod uwagę ich młody wiek naznaczyłam ich karę. Muszą się stawić każdego dziewiątego dnia Dekadnia o ósmej przy mojej siedzibie. Będą się uczyły wtedy o naturze i poszanowaniu dla niej. Jednakże i ty powinieneś zwrócić uwagę aby nie upijały się one po kryjomu. To czyniły na polanie w lesie zanim zniszczyły życie. Jeśli inna młodzież chce też poznać prawa natury niech wtedy przybędzie. Nauka jest dla wszytskich chętnych. Jedynie u ukaranych jest ona obowiązkowa.

Po tych słowach powiodła wzrokiem po komnacie. W końcu wzrok jej spoczął na Iwoni.
Podeszła do niej śpiesznym krokiem. Położyła jej dłonie na ramionach.

- Siostro. Drzemie w nas tak sama moc. Ty również przybądź dziewiątego dnia. Obudzę wtedy Twoją moc. Jednakże na zniszczone magicznie struny głosowe nie mogę nic poradzić. Jednakże będziesz się wypowiadał swoją muzyką.



***



Około 16godziny. Wewnętrzny dziedziniec Twierdzy WM. 7 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.




Na dziedzińcu odbywał się trening walki bronią. Ze wszystkich stron rozlegał się ogłuszający łomot stali. Nawet te Warkocze które miały wolne podnosiły swoje umiejętności.
Terenin przerwał głos rogu dobiegający z powietrza. Wszystkie głowy podniosły się w wypatrywaniu źródła dźwięku, być może potencjalnego zagrożenia. W powietrzu kołował hipogryf schodzący do lądowania. Rozległ się drugi naglący dźwięk rogu, oznaczający zamiar lądowania na dziedzińcu. Szybko zrobiło się miejsce dla hipogryfa. Jeździec sprawnie wylądował na dziedzińcu.

- Szukam dziesiętnika Kitsune.
- To ja.


Kitsune wyszła z tłumu.

- Dziesiętniku Kitsune Oto dar dla ciebie od wielmożnego Hrabiego Aristona Brodatego. - posłaniec wskazał na hipogryfa.

- Nazywa się Hepax. Hrabia ofiarował ci też tę złotą bransoletę. Jeśli wypowiesz imię Hepax zmaterializuje się on przy tobie, o ile tylko będziecie przebywali na planie materialnym. Jest jeszcze posłanie prywatne przeznaczone tylko dla uszu twoich.

Posłaniec zbliżył się do Kitsune i wyszeptał do ucha.

- Dziękuję, że rozumiesz powody.

Po tych słowach ukłonił się skonsternowanej kobiecie i ruszył w kierunku bramy.




***


12 Mirtula 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Trening milicji w Dzielnicy Twierdzy na terenie strzeleckim zachodził bez problemów. Rovan obserwował, jak miał to w zwyczaju, gdy tylko miał, wolny od obowiązków czas, trening. Jest coś fascynującego w gładko przeprowadzanych manewrach piechoty. Trenowano w oddziałach czterdziestoosobowych z których połowę stanowili strzelcy. W pobliżu trenowało tak stu dwudziestu milicjantów z dziesiętnikami. Pięć oddziałów Straży Rzecznej Warkoczy Mystry trenowało walkę w tłoku. Tłok i zamęt jaki w tym treningu kobiety czyniły, zwabiał coraz więcej gapiów. Nad tą ciżbą latało około tysiąca Corollaksów. Jedne pogwizdywały cierkały melodie, co poniektóre szczekały, a wielu wyrywało się szewskie przekleństwa. Innymi słowy nad głowami ćwiczących ptaki dobrze się bawiły, wyczyniając w powietrzu akrobacje, czasami zaś dla swojej zabawy niebo rozświetlały deszczem kolorów, przez które kręcąc rożne figury przelatywały. Rovan wiedział z ksiąg, iż nie spotyka się identycznych płatków śniegu, zapewne też nie było identycznych Corollaksów.

Do Rovana podszedł niewysoki ogorzały łysy człowiek w zwiewnej szacie. Za szerokim pasem zatknięty miał miecz o nietypowej budowie.
Człowieczek pokłonił się przed margrabią, łącząc zaciśnięte dłonie, gest ten przypominał gesty, które widywał u mnichów.

- Wielmożny Daimyo. Jestem Bokaru, mnich mistyk lśniących dłoni, mistrz stylów pustej ręki, stopy i pięści, wojennej medytacji. Wielmożny Daimyo dowiedziawszy się o dziele, który tutaj prowadzisz postanowiłem utworzyć tu Klasztor Lśniącej Dłoni. Moja propozycja Daimyo to abyś ufundował ten klasztor, w którym to mógłbym nauczać Drogi Azutha. Proszę też wielmożny Daimyo abyś przyjął mnie w poczet swoich wasali.

Twarz Rovana zastygła w wyrazie zaskoczenia. "Jak temu człowieczkowi udało się przejść przez towarzyszących mu oddział Gwardii Rovana nie zatrzymywanym".

- Wielmożny raczy wątpić moje umiejętności. Zatem gotów jestem udowodnić je. Obiję wszystkich tu ćwiczących. Próba będzie zdana jeśli wyeliminuje wszystkich i będę w gotowości do dalszej walki.

- Czemu nie, Bokaru. Jeśli to uczynisz zastanowię się nad Twoja propozycją. Pamiętaj wolno ci ich tylko obić i w ten sposób eliminować z walki. Jeśli jednak, zabijesz zapłacisz za to głową. Skoro ma to być dobry test umiejętności, wydam rozkaz zabicia ciebie, aby obawa konsekwencji nie zmniejszała ich umiejętności.

Skinął na jednego ze swoich Gwardzistów.

- Przerwijcie ćwiczenia milicji i Wstążek Mystry, mam coś do ogłoszenia.

Rozkaz został wykonany szybko i sprawnie.

- Obrońcy Złotej Kiści. - głos Rovana dochodził do najdalszych rzędów zgromadzonych ludzi.
- Ten oto człowiek chce udowodnić mi i Wam wszystkim, iż jest w stanie pokonać liczne odziały przeciwnika samodzielnie. Pragnie sprawdzianu z wami wszystkimi. Tak dufny jest w swoje umiejętności, iż twierdzi, że wszystkich was obije i zostanie sam na polu walki. Obrońcy Złotej kiści nakazuję wam zetrzeć ten uśmieszek z jego Twarzy i zabić. Sztuka złota dla każdego kto zada skuteczny cios, sto sztuk złota dla tego, który zabije tego człowieka. Te ustalenia ważne są tylko na czas tej jednej walki. Do sprawdzianu stanie z jednej strony dwanaście oddziałów milicji i pięć Straży Rzecznej. Przygotujcie się.

Trenujący szybko uformowali szyk trzy czworokąty po czterdziestu i czterech milicji i pięć samodzielnie działających dziesiątek Straży Rzecznej.

Rovan niespiesznie podszedł do micha.

- Masz jeszcze czas na wycofanie się z tej próby, wtedy też rozważę twoją uniżoną suplikę.
- Nie panie mam nad nimi przewagę, gdyż nie zostały tu wykorzystane prawdziwe siły Złotej Kiści.
- Zatem ustaw się
. - po czym zakrzyknął. - walka rozpocznie się gdy zabrzmi trzeci gwizdek.

Oddziały przygotowały się łucznicy zdjęli okrycia kołczanów, odsłaniając strzały. Dłonie zacisnęły się na broni. Atmosfera była gęsta.

Po trzecim gwizdku zdarzenia potoczyły się błyskawicznie.

W uszy wszystkich wwiercił się wysoki okrzyk.

- Kiiay.

Rovan z zaskoczeniem obserwował jak większość ludzi z oddziałów upuszcza trzymaną w dłoniach broń i rzuca się do ucieczki, jak najdalej od mnicha. Większości osobom, które oparły się się sile tego okrzyku nie dane było ruszyć do walki, czy też oddać strzału. Wpadali na nich uciekający towarzysze. Krążące nad swoimi przyjaciółmi ptaki nadal myślały, iż jest to nadal zabawa ich przyjaciół, do której mogą się dołączyć tylko na ich wyraźna prośbę, dlatego też nie zaatakowały mnicha.

Bokaru ruszył przeciwko tym kilku dziesiętniczkom Warkoczy Mystry, którym udało się ruszyć do ataku. Pierwszy błyskawiczny cios mnicha roztrzaskał wzniesiony do ciosu mistrzowski sejmitar. Drugi sparaliżował i wyeliminował z dalszej walki kobietę. Otoczony przez cztery pozostałe dziesiętniczki zawirował. Kopniakami z obrotu rozesłał je niezdolne do dalszej walki, w cztery strony świata. Potem błyskawicznie znalazł się w największym kłębowisku ludzkim. Po chwili zaczęli z niego wylatywać wyeliminowani wirującym kopniakiem mnicha milicjanci i zbrojni. W niecałą minutę wyeliminował sześćdziesiąt obrońców.
Widząc padające Warkocze Corollaksy do nich należące, a przynajmniej większość z nich, z własnej inicjatywy, zaatakowało deszczem kolorów mnicha. Jednakże te rozpaczliwe ataki nic nie dały.

- Zewrzeć szyki, łucz... - Rovanowi nie dane było poznać rozkazu dla łuczników.

- Kiiay.

Próby uporządkowania sytuacji spełzły na niczym, po kolejnym okrzyku mnicha.

Bokaru pędził i wirował po polu walki. W przeciągu dwóch następnych minut wyeliminował ciosami pięści lub kopniakami resztę sił wystawionych przeciwko niemu.

Tak jak walczył, tak szybko Bokaru stanął przede Margrabią.
Pokłonił się składając pięści w symbol kwiatu.

- Wielmożny Daimyo, próba zakończona, jesteś panie winien jednej z Warkoczy Mystry sztukę złota. Była sprytna, daleko zajdzie. Wyczekała na moment gdym w wirującym kopniaku eliminował kolejną dziesiątkę i wtedy wyprowadziła cios. Tylko dlatego drasnęła mnie. Łatwo będzie ją odnaleźć. Na ostrzu jej broni, jako jedynej, będzie krew. Zatem przejdźmy do konkretów Daimyo.
Moje uposażenie wynosić będzie miesięcznie siedemset pięćdziesiąt sztuk złota. Zapewniacie panie dla klasztoru wyżywienie.
Co zaś się tyczy samego klasztoru.
Powinien składać się z czterech budynków. W pierwszym powinno się znaleźć sypialnie dla pięćdziesięciu mnichów, pięć wspólnych sypialni dla uczniów, cztery sypialnie pięknie wykończone, łaźnie zapewniające gorąca wodę i zimną dla około stu osób. W drugim budynku powinny znaleźć się magazyny kuchnia mogąca obsłużyć sto osób, jedna jadalnia piękniej wyposażona, oraz jadalnie dla około dziewięćdziesięciu osób. Trzeba myśleć przyszłościowo. W nim jeszcze zbrojownia dla stu osób.
W trzecim powinny się znaleźć cztery sale wspólne, kaplica Azutha, łazienka z gorąca wodą, apartament pięknie przystrojony, oraz biblioteka zdolna pomieścić dziesięć tysięcy ksiąg.
W ostaniami budynku powinny znaleźć się sale do ćwiczeń dla mnichów na czas niepogody. Teren otoczony wysokim żywopłotem, a na nim zielniki oraz park na którego przygotowanie wyasygnujecie pieniądze. Wiem Wielmożny Daimyo, iż koszt ten nie jest wielki, skoro utworzenie klasztoru ma zapewnić zwiększeni bezpieczeństwa miasta i Marchii. Oprócz tego zyskujecie wielmożny Daimyo dostęp do księgozbioru mojego, a liczy on około sześciu tysięcy woluminów traktujących o religii i magii.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-05-2014 o 20:58.
Cedryk jest offline  
Stary 29-05-2014, 03:10   #40
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zielone Trawy

Rovan musiał utrzymywać swoje nerwy na wodzy. Dla hrabiego obraz był całkiem naturalny, dla Tirana na dobrą sprawę też, może nie był tak ekstrawagancki jak wielu magów w Halruaa, ale teraz bardziej martwił się o Ronię. Miał zamiar do pewnego stopnia przychylić się do życzenia hrabiego, ale tylko częściowo. Wieczorem czekała go eskapada w celu okrycia fresku iluzją, nieco zmieniającą zawartość obrazu, jego usunięciem mógł się zająć na spokojnie później. Póki co, była pora na obiad, bardziej cieszył się na samą możliwość odetchnięcia na chwilę od tłumu niż na posiłek, jakoś dziwnie nie był głodny.

Mimo wspaniałej uczty, jaka odbyła się na zamku, margrabia uszczknął zaledwie odrobinkę pieczeni i kawałek szarlotki. Edwin nawet dyskretnie dopytywał się czy wszystko w porządku, zwykle mag jadał o wiele więcej, zwłaszcza że praktycznie codziennie wiele wysiłku wkładał w okiełznanie magii w ten czy inny sposób. To samo było z Pentorem, ten zdawało się że nie tknął niczego poza winem. Ściągając na siebie nieco zaniepokojone spojrzenia Tabithy. Mimo to, żadnemu z nich nie burczało w brzuchu, ani nie wspominali nic na temat głodu. Po obiedzie z kolei przebrał się w białą jedwabną koszulę, z krótkimi rękawami oraz podobne spodnie, całe miasto tonęło w feerii barw, miał ochotę na coś skromnego i spokojnego, a w tych okolicznościach jednocześnie wyróżniającego się z tłumu. Przez jego nową skórę upał przesączał się nieco wolniej, ale ostatnie upały nieco go wykańczały, zawdzięczał to zapewne odzwyczajeniu się od biegania pod gołym niebem w pogoni za renegatami w ciągu ostatnich dwóch lat i spędzeniu ich w pracowniach lub za murami. W towarzystwie rodziny i całej obstawy ruszył w tłum ludzi, którzy zjechali się na święto.

Ludzie bawili się, nie żałując sobie miejscowego wina, więc mimo porządku jaki panował w mieście na co dzień, wiele mogło się dzisiaj zdarzyć. Nie trzeba było długo czekać, szybko znalazł się idiota z zapędami samobójczymi. Biorąc pod uwagę nastrój maga od samego rana, kupiec miał szczęście że Omi przejęła inicjatywę, bo Rovan zdążył rozproszyć zaklęcie, które już szykował na człowieka. Publiczna egzekucja z jego ręki zapewne zostałaby przyjęta gromkim wybuchem radości, ale musiał przyznać że rozwiązanie kobiety było sensowne.

Branie udziału w festynie i korzystanie z niego, było nieco utrudnione dla Tirana, z prostych względów, całej obstawy jaka im towarzyszyła. Biorąc jednak pod uwagę ostatnie wydarzenia, były to środki jak najbardziej uzasadnione. Między pokazem połykaczy ognia a tresera magicznych bestii, podbiegła do eskorty margrabiego dwójka dzieciaków. Reakcja Ronii na prośbę dziewczynki była błyskawiczna. Nie żeby miał coś przeciwko, ale według niego, najpierw trzeba było sprawdzić obydwoje. Mimo tego, pogratulował Furami rezolutności i podarował jej niewielką szklaną kulkę, z zamkniętym czarem przywołania.

Zielone Trawy – Wieczór

Rovan spokojnie słuchał co Tabitha ma do powiedzenia w temacie wcześniejszych incydentów, które zaszły w ciągu dnia. Większość mogła mieć później sporo komplikacji.
- W zasadzie, powinienem go przykładnie nadziać na pal, lub zrobić z niego świecę na środku głównego placu. Dla przykładu, ale nie pochodzi stąd, a miejscowi doskonale wiedzą co się może stać jeśli łamie się prawa, lub próbuje wykorzystywać moją rodzinę do swoich celów. - Mówił spokojnie, nieco zamyślony. - Na razie niech posiedzi w lochu, konfiskata mienia i wydalenie z Halruaa, osobiście teleportuję go na tereny Sembii, ale za kilka dni, niech wiedzą że bywamy litościwi. Jednorazowo. Teraz zaś co do całej sprawy z paszkwilem i resztą. - Mag wyciągnął raport na temat zaangażowania Hitorisamy w całą sprawę. - Oto i główny powód jego powstania, co do młodzieży i dorosłych z naszych terenów, jeśli kogoś złapiecie, nahajki jak najbardziej , co do dybów, też, ale wszystkich potem się podda obserwacji i wyłuska ewentualne kontakty. Niekoniecznie przesłuchaniem wprost. Większość będzie winna wyłącznie głupoty, inni chęci szybkiego zarobku, ale chcę wyłuskać jej agentów. Jak już ich się znajdzie, dojdzie się albo do niej, albo pozbędzie ich w humanitarny sposób. - Rovan zabębnił kamiennymi palcami po blacie biurka. - No dobrze, sprawa paziów, mówisz że z moim obecnym statusem, powinienem prowadzić dwór dla trzydziestki dwójki takich paziów? Dwójka już jest, niech zostaną, trzeba będzie za jakiś czas przygotować odpowiednio zamek przy takiej ilości. To jest w planach... ale musi poczekać chwileczkę, przynajmniej do czasu powstania gildii i akademii, może też jakichś mieszkań w zachodniej dzielnicy. Hrabia w swoim porywie zwolnił nas z umowy z Shieldheart, w końcu z nią była umowa, poprzez Weissę, a ona jest u nas. Co z kolei i tak kierowałoby liry do Aelienthe tak czy siak. Tak więc od jutra, ponownie ruszamy z rozbudową. Co do dzieci, proponuję przyjąć najpierw te, których rodzice dołączą do gildii, może dzieci zaprzyjaźnionych hrabiów. To propozycje z mojej strony, wierzę że Ronia jak się rozpędzi sama zrobi przesiew i to szybko, zanim zaczną się różnego rodzaju podchody i wzajemne mordowanie. Nie zrozumieją że potrzebujemy ich by Halruaa rosło w siłę a ich prywatne niesnaski i zależności mogą doprowadzić nie tylko do ich wzajemnych śmierci ale i ludzi dookoła. - Mag pokręcił głową zamyślony nad ludzką naturą. - Wracajmy lepiej na kolację, chyba już pora. - Uśmiechnął się do wezyrki, żona Pentora była nieoceniona, bez niej miałby dwa lub trzy razy więcej roboty a zapewne i kilka razy więcej problemów. Wstał i ruszyli w kierunku jadalni.

Po dniu spędzonym na dworze i atrakcjach, apetyt dalej mu nie dopisywał, zaczynał się zastanawiać, czy to nie przypadkiem przez porastające jego głowę gałązki i mech. Z zamyślenia i analizy struktury skóry wyrwał go dźwięk kryształowego dzwonka i obwieszczenie hrabiego. Przydział Kaostel nie był aż tak niespodziewany, chociaż to stawiało go na interesującej pozycji, miał pod sobą tereny podobne do hrabiego wielkością. Jednak rezygnacja z serwitutów w tym czasie była faktycznie zaskakująca.
- Dziękuję za zaufanie mojej osobie w tak wielkim przedsięwzięciu. Mam nadzieję że zarówno ja, jak i wybrani do tego dzieła ludzie, okażemy się go godni. - Odpowiedział z ukłonem w stronę seniora. - Tak, to było nieco niespodziewane, ale i zrozumiałe, jeśli faktycznie trafimy tam na nekromantę i jego siły, będziemy musieli tam przerzucić szybko spore siły. Przynajmniej prawdopodobnie, więc to niejako konieczność balansu, a gdyby doszło do inwazji ze strony wschodniej i tak będzie trzeba tam wysłać siły, żeby nie odbiło się to problemami u nas. Nie traci aż tak wiele. - Samo przygotowanie czterech zalążków miast mogło sporo kosztować, a jeśli miał te koszty pokryć ze swojej kieszeni, to trzeba było to jakoś zrekompensować.


Kolacja z oficjalnego posiłku przy stole, rozbiła się na dziesiątki mniejszych, bardziej mobilnych konwersacji. Z muzyką w tle, oraz stołami ciągle zastawionymi, gdyby ktoś jednak przypadkiem zgłodniał. Margrabia z hrabią spacerowali powoli w nieco mniej zatłoczonej części sali.
- Tak, stwierdziłem że lepiej żeby otworzyli placówkę tutaj, niż w jakimś mniej zabezpieczonym miejscu, gdzie indziej mogliby się skusić na złoto i zapomnieć o zabezpieczeniu, tutaj, nawet według umowy, jeśli zostaną sami, lub ktoś z nimi związany złapani na próbie kradzieży sekretów, to zapłacą gardłem i zamknięciem enklawy. Sama enklawa zaś będzie w ogniu krzyżowym z trzech punktów, miasta, zachodniej dzielnicy oraz akademii wojskowej, która wkrótce powstanie nad rzeką. Teleportować nic tutaj rady nie dadzą, sprowadzić czegoś drogą powietrzną raczej też nie, już tego dopilnują moi ludzie. Co do sprawy z walutą, myślę że za jakiś miesiąc wprowadzenie tego prawa i na ziemiach Marchii, będzie wystarczająco przyjemną niespodzianką dla czerwonych. - Rozmowę z seniorem przerwała jedna z dziesiętniczek Warkoczy, donosząc wieści o pokonaniu piratów. Szybko wykazały swoją skuteczność, skoro już teraz rozbiły pierwszych piratów. Obserwował dokładnie hrabiego i jego krótką wymianę zdań z kobietą. Powstrzymał się od komentarza na temat rozpasania starego capa. Miał więcej żon, niż Rovan miał ochotę pamiętać, a dalej rzucał się na mniej lub bardziej bezbronne młode kobiety. Prawo pierwszej nocy to jedno, ale Ariston chyba próbował coś udowodnić, nie wiedział tylko co.


- Hipogryfy w zamian za słonie? Postaram się, możliwe że czterdziestkę uda się znaleźć, może na sawannach, na które ruszą w poszukiwaniu dobrych terenów pod szeryfostwa, myślę że to dobra oferta, o ile słonie dostaną odpowiednie warunki. - Taki zastrzyk powietrznych stworzeń mocno wzmocniłby siły Złotej Kiści, pozwolił na zwiększenie patroli i zniwelował ewentualne problemy z próbami Thayczyków związanymi z transportem powietrznym. Tylko tą drogą mogliby próbować przeszmuglować niewolników.


Zielone Trawy Noc

Rovan przyglądał się jak małżonka próbuje przetrawić w sobie emocje, ciekawie wyglądało u niej stroszenie piór i to jak chodził jej ogon. Po części rozumiał jej bulwersację, nie pochodziła z Halruaa a z Dolin, tutaj panowała inna seksualność, prawa i zwyczaje, z niektórymi ciężko było się pogodzić nie dorastając z nimi, a nawet wtedy bywały ciężkie do przełknięcia.
- Może się boi, napływu nowych ludzi, spadku swojej pozycji, wizji na podstawie której w ogóle nas tu sprowadzono, w której sama twierdza Traident nie wystarcza. Próbuje sobie samemu udowodnić że jest potrzebny i ma władzę. Chodź tu, trzeba sprawdzić co to twoje kocie ciało potrafi. - Uśmiechnął się łobuzersko do żony i rzucił wraz z nią na łoże. Nawet gdyby zdążyli się znudzić swoimi ciałami, to teraz po ingerencji węzła, mieli całe nowe pole do popisu i mnóstwo nowych ciekawostek do poznania. Skrzydła ewidentnie łaskotały, nie mniej niż liście, wzajemna niezręczność w stosunku do nowych form, szybko przerodziła się w rozbawienie i wraz z uniesieniem powoli wypędzała kłopoty całego dnia.



1 Mirtula

Poranek i pierwszy dzień nauki w Ferblówce po napływie młodzieży z okolicy, wymagał specjalnego wystąpienia Teodora Dźwięcznej Nuty, wraz z Feniksem Żwawe Oko. Po wydarzeniach z Zielonych Traw, widać było dobitnie, że nie wszyscy potrafią się zachować odpowiednio, ani nie zdają sobie sprawy z konsekwencji, jakie mogą mieć ich czyny.
- Wczoraj w czasie trwania festynu, co najmniej piątka uczniów została zatrzymana i odstawiona do loszku dla ich własnego dobra. Nie była to zapewne dla nich najbardziej komfortowa noc i popołudnie, zwłaszcza że zostali wrzuceni do celi przeznaczonej dla magów, jednak z tego co mi wiadomo wszyscy są już doprowadzeni do normalnego stanu. Niech to będzie dla was nauczka i pamiętajcie że nadużywanie magii, może skończyć się nie tylko jednodniowym lochem, ogłupieniem czy wydaleniem ze szkoły. Tak, dobrze słyszeliście. Teraz chciałbym przekazać głos dyrektorowi Akademii, Feniksowi Żwawe Oko, on oświeci was co do innych możliwych konsekwencji. - Zakończył Teodor, ustępując miejsca mężczyźnie.
- Ja ze swojej strony chciałbym przypomnieć, że nadużywanie magii, oraz stosowanie jej w szkodliwych celach, nie będących samoobroną jest przestępstwem w Halruaa. Co prawda jesteście jeszcze w trakcie szkolenia, ale nadal stosuje się do was prawo. Jeśli coś okaże się zamierzonym użyciem magii w celu wywołaniu szkody materialnej lub uszczerbku na zdrowiu, musicie się liczyć z konsekwencjami. Ze strony prawnej może być to proces, kara adekwatna do czynu, lub nawet zainteresowanie ze strony Ogara Magów... zapewne słyszeliście o nich wystarczająco wiele, by nie chcieć zabiegać zbytnio o ich uwagę, a zwykle są bliżej, niż wam się wydaje. Ze strony samych poszkodowanych, musicie liczyć się z możliwą reakcją, jeśli noszą na sobie zaklęcia ochronne, które was spopielą, to będzie to uznane za samobójstwo. Jeśli źle rozpoznają zaklęcie, które na nich rzucacie lub rzuciliście, mogą odpowiedzieć śmiertelną siłą. Niektórzy nie będą się cackali i jeśli tylko zobaczą że rzucacie na nich zaklęcie, sięgną po ogary dziewięćdziesiątej sfery Acheronu. Magia żywi, uczy, pomaga, ale również zabija. Zwłaszcza osoby, które używają jej w niewłaściwy sposób. Jeśli zdawało się wam, że rytuały powitania wśród magów w Halruaa są infantylne, zbędne lub nieistotne, przemyślcie to jeszcze raz, najlepiej teraz, o ile nie chcecie, robić tego podgryzając ziarno jako mysz, bądź jako mokra plama na bruku czy ścianie. Mam nadzieję że wystarczająco dobitnie się wyraziłem. Teraz zaś życzę wam owocnej nauki i mam nadzieję że z wieloma z was spotkam się za kilka lat na zajęciach w Akademii. - Feniks skończył i zszedł z podwyższenia, które zajmował w trakcie przemowy. - No Teodor, jeszcze to samo w Akademii i możemy zaczynać wbijanie wiedzy do głów. - Poczekali aż uczniowie rozejdą się do swoich klas i ruszyli do Akademii, upewnić się że i starsi uczniowie całkowicie rozumieją ewentualne konsekwencje

Poranek w mieście z kolei minął na przygotowywaniu terenu pod gildię, po wczorajszym festynie, życie w Złotej Kiści powoli wracało do normalnego toku. W tym czasie Ronia z Rovanem towarzyszyli hrabiemu wizytującemu ferblówkę. Stary niedźwiedź najwyraźniej koniecznie chciał się popisać, niestety bez wyraźnego sprzeciwu ze strony margrabiego, mógł robić co chciał, zaś taki sprzeciw mógł się skończyć wojną domową. Tego wolał uniknąć, chociaż postępowanie hrabiego mocno irytowało margrabię i niejedną osobę z jego otoczenia. Rovan złożył odpowiednie instrukcje odnośnie list dla hrabiego, miały na niej przeważać imiona rodowitych Halruaanek, które miały szansę być z tradycją zaznajomione. Dziewczyny spoza, miały być częściowo omijane. Nie na tyle by wzbudzić jakieś podejrzenia, ale jednak.

Po powrocie z wizytacji, przed obiadem, zawołano ich do nieziemskiego zjawiska, jakim była trójka półniebianek. To co miały do przekazania, były co najmniej interesujące, chociaż błyski, które miały, były do pewnego stopnia niepokojące. Zdawało się że ludzie dookoła wiedzieli więcej niż sami najbardziej zainteresowani. Może nie do końca ludzie, ale w Halruaa ta definicja była często płynna.
- To dość interesująca propozycja,skoro chcecie służyć Ronii, to ona zadecyduje co do was, ale coś mi się widzi że się zgodzi. Nieumarła armia została już zniszczona, przynajmniej ta na wschodzie, możliwe że jeszcze jedna się kręci w okolicy. Jednak katakumby faktycznie się przydadzą, skoro mamy już gaj Chauntei, to równie dobrze możemy mieć kaplicę Lathandera... mając jednak na uwadze prawa Halruaa pod tym względem. Skoro jesteś Halruaanką, zakładam że wiesz doskonale jak się wypowiadają w tym temacie. Co do szkoły, jesteście lepiej poinformowane niż niektórzy miejscowi, ma dopiero powstać, ale przedyskutuję z twoim mężem tą kwestię. Sprawa jedwabników, jeszcze nie dostałem pełnego spisu, jeśli tam są, a Alan zna się na ich hodowli, postaram się jak najszybciej zaaranżować odpowiednie warunki dla ich hodowli. Punkty światła to ciekawy dodatek, może się przydać. Teraz wybaczcie mi panie, ale mam coś do załatwienia, myślę że chcecie omówić kilka tematów. - Przywołał do siebie jednego z gwardzistów i przekazał mu wiadomość dla Starego Bagna, mieli przepuścić osoby towarzyszące półniebiankom do Złotej Kiści. Sam zaś ruszył na błonia w pobliżu zachodniej dzielnicy, miał do zbudowania gildię.


Budynek jako taki w zasadzie już stał, bardowie z lirami zajęli się już tą sprawą. Nie był to pierwszy raz, kiedy robili coś zgodnie z planami, budynek gildii wraz z domem dla mamek nie wykorzystał w pełni potencjału harf, więc część niegdysiejszego ostrokołu została zastąpiona kamiennym murem. Tu zaczynała się praca dla Rovana, trzeba było wszystko wykończyć od środka, bo poza gołymi murami, nie było w środku jeszcze niczego, poza materiałami. Zaczął od sypialni na piętrze, które miały stanowić zaplecze na wypadek oblężenia, przedłużających się badań, czy zwyczajnie osób, które dojeżdżałyby z daleka. Toaletki, łóżka, krzesła i cała reszta zaczynały się formować pod wpływem magii. Dzięki umiejętnościom czarodzieja, pokryte były misternymi wzorami, jednocześnie łącząc w sobie klasę, wygodę i wytrzymałość. Fizyczna część wyposażenia, była jednak w miarę prosta, w porównaniu do tego, co miało stanowić serce całej gildii. Mag stopił się z kamieniem i zszedł w samo serce węzła, na którym leżał budynek. Dla jego wyczulonych oczu, był połączeniem żył magii oplatających ziemię i wiążących ją w jedno ze splotem. Rodzajem magicznego skrzyżowania, pozwalającego obznajomionym z nim, na zwiększenie swojego potencjału, oraz kilku innych przydatnych rzeczy. Rovan zajął się delikatnym zakrzywianiem niektórych linii i ścieżek, tak by tworzyły zapętlony zbiornik tuż pod powierzchnią budynku, zaraz obok samego serca węzła. Wyprowadził następnie ze zbiornika malutką strużkę energii i związał ją z własnym sercem. Następnie, za pomocą tych samych energii, których użył do stworzenia zbiornika, zaczął tworzyć amulet. Delikatną zdawałoby się konstrukcję, jednak opartą na mithrilu, z którego stworzył łańcuch łączący się z onyksowym centrum.




Wrócił do zamku zmęczony, ale zadowolony, z amuletem zwisającym mu z szyi. Budynek gildii był postawiony i zabezpieczony. Teraz trzeba było znaleźć do niej odpowiednich kandydatów. Którzy zasługiwaliby na amulet, umożliwiający dostęp do pracowni, jak i dostęp do źródła. Nim miał czas odpowiednio o tym porozmawiać z Ronią, do biblioteki weszła druidka, z dość solidnymi zarzutami w stronę kilku niesfornych latorośli. Tiran zaprosił Elestreę do gabinetu, by tam móc z nią swobodnie porozmawiać i wysłuchać pełni historii. Początkowa reakcja jego córek wystarczyła mu, żeby stwierdzić że zarzuty są co najmniej słuszne. Zdawało się że będzie to kolejny ciężki dzień. Zaproponował wystawienie obelisków z zasadami korzystania ze wzgórza i porastającego go lasu, by uniknąć części przyszłych nieporozumień. Wdali się również w dyskusję na temat innych spraw, jak chociażby zalesienie pewnych terenów, by zrównoważyć zapotrzebowanie twierdzy na drewno. Nie tylko zwykłe, ale również Zalatran. Utworzenie straży leśnej, by nie były one ścinane przed wyznaczonym terminem. Wspomniana była nawet kwestia drzew przeskoku dla ludzi odwdzięczających się za pomoc druidki sadzeniem drzew czy zalecanych przez nią roślin. Doszli nawet do zakrzewienia Złotej Kiści jako takiej, Tiran musiał przyznać że kamienne wnętrze miasto pozwalało utrzymać czystość, ale momentami wyglądało nieco ascetycznie. Gdy udało mu się załagodzić sprawy z druidką, przyszła pora na poważną rozmowę z dziewczynkami. Kazał sprowadzić całą szóstkę, która naważyła sobie piwa.

Kiedy już siedział sam naprzeciw sześciu młodych winowajczyń, potoczył po nich ciężkim wzrokiem. Chciał przeprowadzić z nimi tą rozmowę sam, bez ingerencji nikogo innego, zwłaszcza ich matek. Najpierw zaklaskał kilka razy w dłonie z lekko kamiennym podźwiękiem.
- Na początek chciałbym wam pogratulować, przeżyłyście. Niekoniecznie dzięki swojemu własnemu rozumowi czy umiejętnościom. Nie zmienia to faktu, że przeżyłyście i macie szansę na dalszą naukę tego co w życiu wolno, nie wolno a co wolno ale nie warto. Nie wnikam w to, które wpadło na genialny pomysł ścinania żywego krzaka w gaju druidzkim. Po pierwsze, suche drewno pali się o wiele lepiej, więc lepiej chwilę się ruszyć i nazbierać chrustu. Po drugie, drzewce i tym podobne istoty reagują na to furią i mordują, mogłyście przypadkiem ściąć sadzonkę przebudzonego krzewu czy drzewa, a to już mordowanie inteligentnej istoty. - Przerwał na chwilę, wstał i zaczął chodzić za biurkiem zanim kontynuował. -Zupełnie inną kwestią, jest sam fakt chodzenia samopas. Rozumiem młodzieńczą chęć nieograniczonej wolności, ale jak myślicie, jak niebezpieczne mogło to być dla całej waszej szóstki w momencie, kiedy miasto ciągle jest jeszcze pełne gości, którzy przybyli na festyn? Nie wszyscy są regularnymi, spokojnymi mieszkańcami kiści, są narwańcy, idioci, znajdą się zapewne jacyś przestępcy. Pominę tu kwestię skąd się u was wzięła taka ilość wina moje drogie. Popatrzcie tu chwilę.- Rovan stworzył serię krótkich, ale bardzo obrazowych iluzji, w jednej dziewczynki kończyły z poderżniętymi gardłami, w drugiej zaś, zapakowane do worków w drodze do gaju. - Przemyślcie sobie to, co zobaczyłyście, a teraz odmaszerować, Anabel i Izolda niech zostaną. - Poczekał aż reszta młodych odejdzie, co zrobiły zresztą w tempie błyskawicy. - Co do was dwóch, chciałbym żebyście pamiętały o innych sprawach. - Upewnił się że za drzwiami nikogo nie ma poza strażą przyboczną, a następnie zamknął je szczelnie. - Jesteście moimi córkami, co oznacza że jesteście w kolejce do objęcia Marchii, lub przynajmniej jej części. Możecie być zakładnikami, lub celami, wyłącznie po to, by ktoś uderzył za waszym pośrednictwem w wasze matki, mnie, lub Marchię. Nie prosiłem się nigdy o ten tytuł ani o niebezpieczeństwo jakie może z niego dla was wynikać, ale jednak istnieje i chciałbym żebyście o tym pamiętały. Na chwilę obecną myślę że stawianie się każdego dziewiątego dnia na nauki u druidki wam wystarczy jako kara. Izolda, ty pamiętaj żeby patrzeć co ścinasz i w tamtym gaju używać wyłącznie chrustu w miejscach do tego wyznaczonych. Anabel, magia często jest odpowiedzią i potrafi uratować z wielu opresji, ale czasem warto ocenić sytuację trzeźwym okiem, zanim podejmiesz działania ofensywne, oba punkty dotyczą się obydwóch z was w zasadzie. Teraz zmykać do biblioteki, zanim przypomnę sobie gdzie kija samobija zostawiłem. - Pogroził córkom palcem, a te wybiegły z biura jak wystrzelone z procy.


2 Mirtula

Poranek był ciężki dla Rovana, głównie ze względu na zmęczenie po tworzeniu źródła czarów dnia poprzedniego, jak i ponownego uspokajania Ronii, która miała mord w oczach na wspomnienie Brodatego. Dała się jednak nieco udobruchać, gdy na jej prośbę o umagicznienie trzydziestu ostrzy dla patroli rzecznych, co miało być pokryte z łupu zebranego na piratach, zdecydował się dopełnić liczbę ostrzy o kolejne dwadzieścia pięć, tak by pełna obsada była w stanie skuteczniej walczyć. Następnie przyszła pora na spotkanie z bratem półniebianek i Alanem z Waterdeep, który chciał objąć pieczę nad akademią, miało się odbyć w większym gronie, jako że półniebianki z kilkoma osobami ze swojej świty nie odstępowały chwilowo margrabiny na krok.

Roni zakręciło się nieco w głowie, gdy patrzyła na jednego z młodzieńców towarzyszących Mani i nieco zmieniła perspektywa, zupełnie jakby patrzyła znad swojej głowy, tylko że zamiast Heresponaxa, młodego Halruaańczyka, jak się przedstawił, , dostrzegła spiżowego smoka.
- Roniu, dlaczego patrzysz moimi oczami? - Zapytał rovanion unoszący się nad jej głową, po chwili zresztą wylądował na jej podołku.
- Nie wiedziałam że to twoje. - Odparła nieco skonfundowana z początku kapłanka. Po chwili spróbowała się skoncentrować na skrzydlatym kocie jeszcze raz. Efekt był podobny, lekki zawrót głowy i zmiana perspektywy. - Śliczny Wzorku, czy ty tam widzisz smoka? - Zapytała cicho swojego chowańca.
- Jak najbardziej - odparł jej młodzieniec, najwyraźniej miał dobry słuch - możesz w zasadzie myśleć o mnie jako kuzynie Srebrnowłosej. - Skłonił się szarmancko. Rovan w tym czasie najpierw zerknął przez swoją urzędową maskę, a następnie spróbował za przykładem swojej lubej, spojrzeć oczami rovaniona. Jednak nie przyniosło to żadnego efektu, najwyraźniej była to przewaga Rovanionów jako chowańców.
- Powiedz mi ilu potrzebujesz ludzi do nauki w akademii i do zajmowania się jedwabnikami. Możesz to równie dobrze przekazać Tabitcie, a ja sobie utnę pogawędkę z Sainem na osobności. - Margrabia zwrócił się do Alana, uśmiechając lekko na myśl o skrytej postaci Heresponaxa. Z tego co wiedział o tego rodzaju smokach, rzadko nawet żywiły się mięsem, prędzej rosą, a były za to dosyć wygadane. Pozostawił Ronię wraz ze smokiem i półniebiankami, pod czujnym okiem gwardii i golemów, sam zaś udał się na szczyt jednej z wież zamkowych, by porozmawiać z Sainem Asante, skrzydlatym bratem półniebianek. Rovan nie był do końca pewien, czemu przekaz był skierowany wyłącznie dla czarodzieja, nie był zbyt wielki, chodziło głównie o pomoc w niszczeniu nieumarłym, tym zresztą się głównie Sain zajmował do tej pory i to była jego specjalizacja. Przypominając sobie jednak wizję z sadzawki odnośnie zagrożeń dla Aelienthe i Złotej Kiści, czyhająca na zachodzie armia nieumarłych jawiła się jak żywa, mimo całej swojej nieśmierci. To dość szybko przekonało go do trzeciego z rodu Asante.




2 Mirtula - Wieczór
Wieczorem zebrał Ronię, Srebrnowłosą, oraz Anabel z Izoldą w swojej pracowni, trzy najmłodsze nie miały tutaj za bardzo wstępu, ale potrzebował wszystkie razem. Był najwyższy czas zaopatrzyć je w kilka podstawowych czarów, pozwalających ułatwić życie lub uniknąć niezręcznych sytuacji. Zaczynając od widzenia w ciemności, przez rozumienie języków, po całą resztę, którą dało się spokojnie utrwalić. Tylko Srebrnowłosa nie oberwała widzeniem w ciemności, było jej całkowicie zbyteczne, smoki z samej swojej natury miały tą zdolność.


Gdyby mało było komukolwiek na ten dzień wrażeń, żona hrabiego zaczęła rodzić, córeczkę. Rovana mało to obchodziło, bardziej Ronię, jak dla margrabiego, zarówno hrabina jaki i hrabia wraz z całym orszakiem mogli pójść w diabły czym prędzej. Sam Brodaty był w tym czasie zajęty w swojej sypialni z młódką z Ferblówki. Tiran miał nadzieję że wszystkie żony gremialnie solidnie utrudnią mu za to życie później.




3ci - 6ty Mirtula


Prośba Ronii zajmowała sporo czasu Rovana, wyposażenie straży rzecznej w umagicznione ostrza, mimo prześpieszenia czasu, poprzez zwiększenie nakładów, jednak zajmowało czas, tak samo, stworzenie błogosławionych ksiąg oraz magicznych świateł również, mimo że te ostatnie najmniej mimo ilości, to jednak było tego sporo. Pracownia w siedzibie gildii była wypełniona stertami komponentów, magicznych półproduktów i dymem. Wonne kadzidła zacierały nieco granice rzeczywistości dla zapracowanego czarodzieja. Jamros i cienisty klon Tirana ledwo nadążały z podawaniem kolejnych składników zaklęć lub powtarzaniem gestów i fraz potrzebnych do kontynuacji rytuałów. W tym czasie Chirroki zapoznawał się z pomieszczeniami, zwłaszcza ze stajniami dla powietrznych wierzchowców, znajdujących się na dachu. Najgorzej mieli strażnicy będący na zmianie przy wejściu do budynku. Nie byli przyzwyczajeni do tak intensywnych zapachów w tym upale i niemalże pomdleli. Zostali z początku zamienieni osobistą gwardią Rovana w formie mineralnych wojowników. Byli o wiele wytrzymalsi, a w miejscu tak bliskim serca węzła czuli się doskonale.








W momencie kiedy nie pracował nad umagicznieniami zajmował się wykańczaniem budynków dla Warkoczy Mystry. Biorąc pod uwagę niespodziewany napływ dodatkowych zbrojnych, chcących złożyć przysięgę wierności Roni, trzeba było się przygotować na ewentualne podobne niespodzianki w przyszłości.



Znalazł też w końcu nieco czasu na spotkanie z Olleną, niezbyt wiele zważając na okoliczności, ale wystarczająco dużo żeby dokładnie sprawdzić dziewczyne. Nie był pewien jak przemkneła się wcześniej przez sito, ale definitywnie miała w sobie moce kapłanki. W tej dziedzinie jego żona była o wiele lepiej obeznana, więc odesłał ją pod jej opiekę. Pentor był zbyt zajęty, nie tylko prowadził obecnie małe dochodzenie nad tym, skąd wzieły się dodatkowe węzły w Kiści, to jeszcze cześciowo zajmowały go przygotowania do wyprawy na zachodnie tereny.


6ty Mirtula - Wieczór


Margrabia siedział w swoim biurze, trzymając papiery o wiele za blisko swoich oczu, by uznać to za normalne. Od jakiegoś czasu zdawało się że zaczynał mieć problemy ze wzrokiem. Przyglądał się równym liniom zgrabnego kobiecego pisma. W ostatnich dniach oblężenie zarówno zamtuzu, jak i Pałacu Zmysłów było tak duże, że raporty stamtąd urosły w małą stertę. Nie było to jednak przesadnie dziwne, biorąc pod uwagę ilość znamienitych gości i skłonności łóżkowe halruaańskich magów. Nie wszystkie były przydatne czy prawdziwe, ale mogły się kiedyś przydać. To że mag Qorn był uzalezniony od kryształków suei, było raczej mało wartościowe na chwilę obecną. To że Fenir Siódmy ponoć zaczynał bawić się nekromancją, czy doniesienia że jednym z Sembijskich miast zaczęły znikać zwłoki, były już całkiem inną sprawą. Odpuścił całkiem wzmiankę o ukrytym przejściu do pracowni jednego z członków rady i przyjrzał się bliżej wzmiankom na temat reagentów do zaklęcia przemiany i eliksiru wydłużającego życie. Dalej była mowa o prawdopodobnym przymierzu Luskan z Zenthami i kupcu, który wspominał o dużej porcji Pyłu Podróżnych, jaką udało mu się tanio dostać w Lath. Ta ostatnia informacja zmartwiła go o tyle, że narkotyk był nie tylko nielegalny, ale również zabójczy. Zrobił kilka dopisków do raportów, głównie listę priorytetów i przekazał je Tanisowi do dostarczenia Sarionowi. Informacje niestety trzeba było najpierw sprawdzić, nie wszystko co niektórzy wypaplali w chwilach uniesienia było akurat zgodne z prawdą.



7my Mirtula



Złota Kiść powoli wracała do normalności, wraz z rozjeżdżaniem się gości przybyłych na święto. Brodaty koniec końców wybrał łacznie po dwie dziewczyny z Aelienthe i Gryfowa,oraz jędną ze Starego Bagna. Jedno trzeba mu było przyznać, trzymał się zwyczajów i każdej z nich wręczył po nocy podarek. Żadna jednak nie dostała takiego jak Kitsune. Przyszła jednak pora pomyśleć w końcu o mamkach. Podpytując tu i ówdzie, złożył wizytę u Wein Song. Zaproponował młodej matce, której sprawa namieszała nieco w Ferblówce, posadę mamki, wraz z przestronniejszym mieszkaniem i warsztatem. Udało się znaleźć również jedną inną, lutniczkę. Dzieci Wein zdawały się jeść dziwnie mało, gdy porozmawiał z koniuszymi i psiarczykami, zdawało się być to wspólne dla wszystkich istot naznaczonych Farzes.



Podczas wieczornego czytania raportów, wpadł mu w oko jeden ustęp, dotyczący śluz rzecznych, ostatnimi czasy zaniedbanych i wymagających uwagi. Były całkiem sensownym miejscem do utworzenia punktów mytniczych na rzece, a i tak były konieczne do utrzymania spławności samego ciągu wodnego. Na odwrocie raportu naszkicował kilka możliwych konfiguracji takiej placówki. Wiedział że przy śluzach istnieją już wioski, zostawiało to więc jedynie sprawę samego obsadzenia jak i przebudowy śluz. Wyciągnął osobny arkusz papieru i zaczął spisywać pomysły zagospodarowania zarówno rzeki, jak i jeziora w Starym Bagnie. Wypadało sprawdzić co dokładnie kryje się w tym ostatnim. Miał zamiar zarzucić młodego Otaku scenariuszami i symulacjami ekonomicznymi. Zajęcia z Rovanem miały być jako zajęcia ponadprogramowe. Na początek miał zamiar dawać mu zadania teoretyczne, sprawdzając jak sobie z nimi radzi, potem podnieść poprzeczkę, przechodząc do ćwiczeń na żywo.


8my - 9ty Mirtula


Poranek zgromadził jak zwykle sporą ciżbę gapiów, kiedy kolejne miejsce w Złotej Kiści zostało odgrodzone przez straż. Ilość magii użytej przy budowie, mogła sprawić, że nieco spowszedniała mieszkańcom, a mimo to, ci, którzy mogli, wyszli podziwiać z oddali powstawanie nowych budynków. Tym razem powstawała akademia wojskowa, o której mówiono głośno od kilku dni zaledwie. Wielka konstrukcja była okolona murem i sprawiała wrażenie solidnej, nic dziwnego, miała przecież szkolić wojowników a dodatkowo być punktem obronnym. Opatrzona w cztery narożne basteje i chyląca się częściowo nad rzeką. Mogąca pomieścić setki uczniów jak i mistrzów oręża, którzy mieli wprowadzać ich w tajniki stali i bitewnej gorączki. Przy okazji powstała też kaplica Lathandera, dla półniebianki, która miała sprawować pieczę nad miejskimi katakumbami wykutymi w klifie.
Same budynki były jednak dopiero początkiem. Należało jeszcze wykończyć wnętrza, zaopatrzyć zarówno zbrojownie jak i warsztaty, zaś skoro zajmował się już rynsztunkiem dla akademii, równie dobrze mógł lepiej wyposażyć lokalne oddziały. Z zamówionych wcześniej materiałów zaczął tworzyć skórznie, oraz resztę zbrój, z tym że te już z żywego żelaza. Dzięki temu, akademia miała do dyspozycji nie tylko lekkie, ale również średnie oraz ciężkie zbroje. Następne w kolejności były bokeny oraz naginaty, te drugie zarówno ze zwykłej stali, jak i żywego żelaza. Doskonale się nadawały dla najstarszych roczników mogących już trenować z ostrą bronią.
W międzyczasie, z samego rana, zanim Rovan rzucił się w wir obowiązków i pracy, upewnił się, że cała szóstka dziewczynek została pod eskortą doprowadzona do gaju druidki. Uważał że jak najbardziej należy im się pewna nauczka, przy okazji mogły się nauczyć co nieco o naturze i okolicy, co niewątpliwie mogło się przydać im na dłuższą metę. Gdy tylko tego dopilnował, zagłębił się ponownie w wykańczanie akademii i szykowanie jej wyposażenia.



Mniej więcej w połowie dnia przesłano mu wiadomość, że w Kamiennej Łzie pojawił się niespodziewany gość. Gdy tylko imię zetknęło się w omszałej czaszce maga ze wspomnieniami, dokończył rzucać czar i natychmiast ruszył do zamku. Geoff Sar pochodził z tego samego miejsca co Pentor, był jego dobrym znajomym, choć nieco starszym. Samo pojawienie się tego mężczyzny poza murami świątyni było wydarzeniem, na co dzień zajmował się świętymi zbiorami zgromadzonymi za potężnymi murami. Tym bardziej Pentor z Rovanem ucieszyli się na wieść o dyspensie dla Geoffa, oraz zgodzie na zajęcie się zbiorami Złotej Kiści. Tiran obiecał poświęcić staremu znajomemu więcej czasu wieczorem, wolał skończyć wykańczanie akademii, póki jeszcze miał do tego głowę. Starczyło mu, że następnego dnia miał wyruszyć z Ronią do Doliny Radła na negocjacje.



Spotkanie po latach przeciągnęło się prawie do północy. Sar podzielił się wieściami zza świątynnych murów, zaś Pentor z Rovanem opowiadali o swoich dziejach oraz perypetiach ze Złotą Kiścią jak i okolicami. Geoff pogroził im palcem, że nie dali mu znać wcześniej i pochwalił Malakoriar, o którym wspomniał czarodziej. Pióro kopisty było czasem skrzętnie schowane w niektórych bibliotekach, ale rzadko spotykało się przedmioty przenoszące zawartość na inne powierzchnie niż papier wraz z rysunkami.



10ty Mirtula

Rovan wraz z Ronią i niewielkim orszakiem ruszyli na spotkanie z radą Doliny Radła. Portal istniał w Dolinie od dłuższego czasu, zreszta wielu mieszkańców Złotej Kiści właśnie stamtąd pochodziło. Teraz chodziło głównie o zezwolenie na wybudowanie stałej placówki dookoła portalu. Zrobienie z niej placówki handlowej i dodatkowe zabezpieczenie samego kręgu. Co prawda magiczne zabezpieczenia wbudowane już w sam portal robiły swoje, ale można go było wykorzystać dwojako.



Ronia z Geoffem ruszyli do świątyni Mystry i biblioteki z niewielką obstawą doborowych wojowników, oraz niebiankami. Rovan wraz z Asante, Tabithą oraz czwórką mineralnych wojowników ruszyli na spotkanie z radą. Negocjacje nie były zbyt burzliwe, kontakty ze Złotą Kiścią trwały od dłuższego czasu a nie było żadnych incydentów. Targi dotyczyły głównie ceny za pozwolenie i formy placówki. Mur okalający kasztel był całkowicie poza dyskusją, co nie dziwiło, ale zwykły kasztel, w którym miał być prowadzony skład handlowy oraz gospoda jak najbardziej wchodził w grę. Cenę za zezwolenie ustalono na dziesięć tysięcy sztuk złota, podatki normalne. Dla Doliny też była to niejako okazja na łatwe sprowadzenie wielu egzotycznych w tych rejonach towarów. Zaś dla Złotej Kiści, potencjalne źródło zbytu jedwabiu na Morze Wewnętrzne. Wieczorem obie grupy spotkały się przy portalu, Ronia z Geoffem na czele dziesięciu amazonek, z wozem wypełnionym księgami. Zaś Rovan z glejtem dającym prawa do budowy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 01-06-2014 o 03:47. Powód: Smoki, Chowańce i przemowy
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172