Julianna została porwana? A może z własnym przyzwoleniem, bo wolała zgrabnego chłopaczka niż utuczoną świnię, ze złotym jabłkiem w pysku? Zdarzały się i takie rzeczy, że panna innego wybrała, niż jej narzucano. A jeśli skarb swój najcenniejszy, dziewictwo, wcześniej straciła, to pewnie wolałaby się ulotnić, nim by się Oleksy o tym dowiedział i kazał głowy pozbawić...
Na tyle głupia, że innym zległa, i na tyle mądra, ze w czas uciekła. Kto wie.
Ale Medar winien być na tyle rozsądny, by takich rzeczy nie sugerować.
- Tak to czasem bywa - Tingis spróbował zatrzeć ewentualne złe wrażenie, jakie mogły wywrzeć słowa Bossończyka - że panna płocha i nierozsądna na jakiegoś gołodupca wzrok zwróci, miast na męża dostojnego, o pozycji znacznej, który złotem ją obsypie, który i jej samej, i jej rodowi splendoru doda. Ale sam wiesz najlepiej, panie, że jej uczucia były szczere i taki fakt nie mógł mieć miejsca.
- Jeśli dobrze zrozumiałem - Tingis przeszedł do tematu, ściszając głos tak, by tylko Oleksy mógł słyszeć, tudzież czworo kompanów - szliście akurat do komnaty. Jak daleko za wami były drzwi, przy których stali strażnicy? Ilu ich było - powtórzył pytanie Medara - i o której nastąpiła zmiana?
- Ile tam było wyjść? I czy było jakieś wyjście, o którym wiesz tylko ty, panie?
- Trzy są w zasadzie możliwości - podsumował swoje przemyślenia. - Albo ktoś ze strażnikami wszedł w zmowę i ich przekupił, albo tajnym jakimś wyjściem ktoś wszedł i wyszedł, albo, jeśli strażnicy nie spali i nic nie widzieli, mag jakiś swe ręce w tym maczał. Masz wśród magów jakichś wrogów, panie? |