Zachariel przysłuchiwał się orędziu z daleka. kucając na jednej z wszechobecnych, wysokich kup złomu, złożonej ze starych pojazdów. Dla oddalonych od niego pobratymców, ubrany w długi, elegancki, ciemny płaszcz, zapinany z przodu na guziki i kapelusz w tym samym klimacie, mógł uchodzić z zwykłą, czarną plamę na tle nieba. Jedynie białe włosy opadające na plecy kontrastowały z ciemną tonacją. Gdy przemowa się zakończyła, wzrokiem odprowadził pierwszego kolosa, należącego do skrzydła, w którym miał zaszczyt działać, a którego mógł nazywać jednym z niewielu, prawdziwych braci. Następnie przyszła kolej na drugiego, który to w swoim stylu, zrobił mały pokaz swych umiejętności. Podczas gdy inni wpatrywali się w puste miejsce, Zarachiel uniósł niezauważalnie kącik ust ku górze, znając zwyczaje Videona.
Wreszcie przyszła kolej i na Seraphima, który to płynnie powstał i ruszył bez wahania przez zezłomowaną, nierówną trasę, ukazując swoją szczupłą, a zarazem umięśnioną sylwetkę. Po kilku krokach dotarł na krawędź i bez chwili zwłoki, runął w kilkumetrową przepaść. Wylądował gładko, odczekując chwilę, by poły płaszcza wróciły na swoje miejsce, po czym poprawiwszy lenonki, ruszył żwawym krokiem w stronę klęczącej grupy. W swej ludzkiej postaci nie przewyższał reszty zebranych, mieszcząc się w przeciętnym wzroście. Nie przywdział anielskiego oblicza, zupełnie jakby starał się pokazać o jego dużej przynależności do śmiertelników, których poprzysiągł bronić. Nie ukazał swych trzech par skrzydeł, ani nie pozwolił, by jego spojrzenie rozdarło na strzępy spokój patrzących na niego. W lewej dłoni trzymał czarną laskę, ze srebrną rączką w kształcie głowy smoka, której jednak nie używał w tej chwili do podpierania się w czasie chodu.
Gdy wreszcie podszedł do swych braci, w prawicę ujął kapelusz i zdjął go z głowy, przyciskając następnie do piersi. Lewa dłoń, trzymająca wciąż laskę, przesunęła się za plecy, gdzie znieruchomiała. Wtedy to mężczyzna, na oko mających ze cztery dekady i o bardzo pospolitej fizjonomii, klęknął.
Witaj, Egzarcho Lucielu - Zaczął, a jego donośny głos wypełnił ciszę. - Zachariel, Seraphim z klanu Aratrona - Diakon Czerwonych Orłów, przybywa po twe rozkazy. - Anioł nawet na moment nie spojrzał w bok. Pochylona głowa, z przymkniętymi oczyma oraz totalny bezruch sprawiał wrażenie, że nasz bohater zastygł i przemienił się w posąg. Jedynie z rzadka unosząca się klatka piersiowa i powiewające na wietrze włosy świadczyły, że jest żywa istotą. |