Po uderzeniu natychmiast cofnął się o krok. Nie bez powodu zwierzętom podcinało się najpierw żyły, by krew spłynęła, zanim się je życia pozbawiało. Chłop zaklął szpetnie, bo trochę kropel posoki opryskało jego ubranie i ręce. Poza tym nawet nie mrugnął. Śmierć Araba kompletnie go nie obeszła, mimo, że to on dokończył dzieła zaczętego przez upiory.
- Da! - przytaknął ochoczo na słowa Konrada, jednocześnie wycierając ostrze siekiery bardzo dokładnie o te bardziej czyste części odzienia zabitego. Skończył i wyprostował się, opierając stylisko narzędzia o swój bark.
- Duhi vidjeti - wydawało się, że to według Żyły kończyło całą dyskusję o tym, co należy zrobić. Nie był zbyt gadatliwy. Bo i po jaką cholerę, z obcymi gadać? Chcieli upiory, dostali upiory. A mieszkańcy Volkenplatz wcale nie byli w tak małej sile, by dało się nimi pomiatać. Chłop podlazł jeszcze do nawiedzonego dziwaka i klepnął go w ramię, wskazując na trupy ghuli.
- Twaje božanstva... nie vlasti w Sylvania.
Wyszczerzył się ponuro, a do Eusebio dotarł mocny zapach czosnku. Olaf doczepił ponownie siekierę do pasa i złapał kosę.
- Povratak? - spytał towarzyszy ze wsi. - Możem gadać, da my daszli i samo duhi byli. Glevy bieżem - dodał na użytek obcych, w łamanym reikspielu, by mieli szanse go zrozumieć. |