Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2014, 22:58   #25
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Długo debatowaliście nad mapą hrabstwa i najbliższej okolicy. Trochę się sprzeczaliście, jakie ostatecznie wybrać miejsce docelowe przyszłej trasy. Trzydziestka dziewiątka, którą jechaliście, kończyła się w parku narodowym, alej były już tylko góry i rzeka Kentucky, nie było żadnych większych osiedli ludzkich, raczej wioski, a tam nie mieliście pewności, czy znajdziecie to co powinniście. Droga kończyła się w Lancaster, jak wynikało z mapy, było to spore miasteczko. Pojękiwania małej w gorączce sprawiły, że nawet Sanchez zbyt dużo nie marudził.

*****

Stary Ford, jak się wyraził Sanchez, był synonimem czasów, kiedy Amerykanie potrafili robić auta „nie do zajebania”. Choć podczas jazdy trząsł niemiłosiernie, co rusz coś warczało, skrzypiało czy trzaskało, to jednak połykał kolejne kilometry, może nie z zawrotną prędkością, ale jednak wystarczająco by bezpiecznie podróżować. Sanchez usiadł za kółkiem, choć sto razy bardziej wolałby jakiś motor, kiedy odpalał samochód, solennie sobie obiecywał, że musi sobie znaleźć jakiś porządny motor. Krayden zajął miejsce pasażera, po części po to, by mieć dobry pogląd na to co jest na drodze, a także szybko zareagować na niebezpieczeństwo, jeśli by jakieś zauważyli. Był też drugi powód, nie do końca jeszcze przekonał się do Byka, nie ufał wielkiemu motocykliście na tyle, by nie patrzeć mu na ręce.

Shoshanna z Tamarą zajęły miejsca z tyłu, by móc się opiekować rozchorowaną dziewczynką. Gorączka nie spadła, ale też nie podnosiła się znacznie, co trochę uspokoiło pannę Lerman, ta wiedziała jednak, że bez zaawansowanych antybiotyków i być może leków przeciwwirusowych, nie uda im się uratować dziewczynki. Na to nie mogła sobie pozwolić, w ostatnich dniach widziała zbyt dużo śmierci, by teraz odpuścić zapaleniu opon mózgowych, jak przypuszczała. Jason siedział na pace z tyłu milczący i skupiony.

*****

Droga była w miarę pusta, od czasu do czasu na poboczu mijali porzucone samochody, czy zdewastowane zajazdy, nie zatrzymywaliście się jednak na zbyt długo, bo czuliście, że czas nie jest waszym sprzymierzeńcem. Przy drodze kilka razy spotkaliście szwędacze, czasami pojedyncze sztuki, czasami w większych grupkach. Próbowały za Wami ruszać, zwabione warkotem samochodu, ale na szczęście nie było ich tyle, by mogły wam zaszkodzić. Sancheza kusiło, by parę z nich stuknąć masywnym zderzakiem, ale Shoshanna mu to wyperswadowała, stanowczo i stanowczo głośno. Poparła ją Tamara, rzucając pod nosem, coś o pieprzonym psychopacie, ale Byk nie był pewien czy dobrze usłyszał, silnik pracował przecież dość głośno.

Krayden pierwszy zauważył dym przed nimi, unosił się spod wiaduktu, pod którym mieli przejeżdżać. Conrad zwolnił bieg samochodu, redukując prędkość, tak by w razie niebezpieczeństwa mógł szybko zareagować. Powoli podjechał do wiaduktu, dym unosił się z resztek samochodu, samochodu, który bez problemu poznaliście. To był skradziony przez Cassidyego i Brewera Suv. Teraz zostały z niego dopalające się zgliszcza wbite w betonową podstawę wiaduktu, rozdzielająca pasy autostrady. Stanęliście z boku, patrząc na strzępy tego, co było kiedyś mocarną maszyną, na fotelu pasażera, zauważyliście makabryczną niespodziankę… resztki czegoś co kiedyś było jednym z szubrawców, którzy was ograbili. Spalone truchło wisiało na pasach bezpieczeństwa, groteskowo opierając nagą czaszkę o deskę rozdzielczą.

Conrad ruszył dalej, nie mieliście czego szukać w spalonym samochodzie, nie minął jeszcze końca wiaduktu, kiedy zauważył ruch po swojej stronie. Powłócząc złamaną nogą wścieklak, zwrócił swoje oblicze ku Wam. Ruszył w stronę Forda, a po resztkach ubrania, bo twarz była prawie, że nierozpoznawalna, zidentyfikowaliście Cassidyego. Sanchez bez ostrzeżenia zatrzymał pickupa, nie zdążyliście nawet zaprotestować, kiedy ruszył z łomem w dłoni w kierunku wścieklaka. Potężny cios wielkiego jak u niedźwiedzia ramienia uzbrojonego w metalowe narzędzie, prawie że oderwał głowę Cassidiego od reszty tułowia. Conrad kopnął jeszcze leżącego na ziemi trupa, splunął i wrócił do samochodu. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Reszta trasy upłynęła pod znakiem grobowego milczenia.

*****

„Boże błogosław tablice informacyjne” – skomentował krótko Krayden, wielki billboard stojący przy wjeździe do miasteczka. Wszystkie ważniejsze miejsca w miejscowości zostały ładnie zaznaczone. Przezornie Sho zrobiła zdjęcie tablicy swoim Ipponem, tak by w razie czego mieć przy sobie plan. Dowiedzieliście się, że w miasteczku znajduje się siedziba hrabstwa, więc ratusz, posterunek szeryfa, ośrodek zdrowia i szkoła podstawowa, a także przystanek autobusowy i stacja benzynowa. Miasteczko zbudowano jako typową ulicówkę, leżało trochę z boku autostrady, ale ulica będąca zjazdem, biegła przez całą miejscowość, od niej w bok odchodziły mniejsze uliczki.

Staliście na wjeździe do miasta, mając sporo decyzji do podjęcia. Nie widzieliście zbyt wielu szwendaczy na głównej drodze, tylko kilka błąkających się sztuk. Chociaż w sumie to miasteczko, na pewno było ich tu więcej. Niestety, śladów istot żywych też nie widzieliście.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 25-01-2014 o 23:02.
merill jest offline