Marcus Summers, agent bractwa, który na siłę próbował zaprzyjaźnić się z członkami zespołu. Przechwałkami i jarmarcznymi pokazami na pewno nie był na dobrej drodze do zdobycia zaufania Corteza. Szczególnie, kiedy z jego ręki zniknęła puszka z resztką piwa. Na szczęście pod ręką było ich jeszcze sporo, więc zignorował popisy, powiedział tylko jedno słowo suchym, spokojnym i ostatecznym jak seria z ckmu w potylicę głosem.
- Raz. – Następnie otworzył koleiną puszkę i do samego lądowania ignorował wystrojonego na biało pajaca.
Lądowanie samo w sobie było wspaniałym widokiem, co prawda miewał już przyjemność czy też nieszczęście lądować w wielu miejscach, niektórych bardzo odległych od jakichkolwiek choćby zalążków cywilizacji, jednak kosmodrom na Merkurym i podejście miały to coś. Widać w tym było rękę antycznych budowniczych, którzy po tym jak już zniszczyli Ziemię, mieli przebłysk geniuszu i połączyli siły w celu odtworzenia namiastki raju. Ta planeta z kolei była tu specyficzna, przekształcanie terenu w ogóle nie objęło powierzchni. Na Marsie części terenów nie dało się odmienić, ale tutaj po prostu nadano jej dualizm. Twardą jak miłość dziwki do swoich dzieci zewnętrzną skorupę, oraz miękkie i przeżarte ludzkim robakiem wnętrze. Wnętrze to jednak miało swój klejnot koronny, Ogród Tygrysa. Raj w piekle, według innych piekło na ziemi, na pewno największa świątynia dekadencji w nie objętych władzą mrocznej harmonii zakątkach znanego wszechświata. To był główny powód dla którego nie przefasonował Summersowi nosa, był częściowo podekscytowany możliwą wizytą i nie chciał, żeby podczas szamotaniny został uszkodzony statek, mogliby tego nie przeżyć, a to byłaby wielka szkoda.
Czuł się źle, kiedy dowiedział się że cały sprzęt utknął na kontroli celnej i zapewne trochę minie nim ujrzą go ponownie. Nie czuł się nagi bez broni, bardziej chodziło o to, że przeczuwał, że wysłali ich tu na kolejne samobójcze zadanie, a nie miał przy sobie swojej Gehenny. Zanim agenci zapakowali ich do samochodów, zdążył jeszcze wysłać kartkę, jak zwykle pustą, jedynie z adresem.
W czasie drogi wsłuchiwał się w komentarze Kenshiro, był tutejszym ekspertem. Szczególną uwagę zwracał, kiedy wspominał o Ogrodzie Tygrysa i Zakazanej Wyspie.
- Stawiam zgrzewkę, jeśli nie właśnie tam nas wyślą. – Mruknął przyglądając się majaczącemu w oddali kształtowi. Ciekawiło go co takiego może się tam kryć, poza Łowcami, że była zakazana. Wykładu Braxtona słuchał tylko jednym uchem, skoncentrował się za to w pełni, kiedy poduszkowca dosięgła seria pocisków.
- Pięknie, jesteśmy tu już godzinę i dopiero próbują nas zabić! – Rzucił ponad hukiem wystrzałów i warczeniem silników. W czasie kiedy próbował się jakoś schować mimo małej przestrzeni, szczęśliwa kula w końcu trafiła coś więcej niż poszycie, Mishimczyk stojący za sterami padł ścięty trafieniem. Dusty szybko przejął stery, zaś Cortez sprawdził czy pechowiec nie miał przy sobie jakiejś broni i w jakim jest stanie. Żył jeszcze, ale miał przy sobie tylko wakizashi. – Mishimo... z wami jest jeden pieprzony problem, na strzelaninę przychodzicie z nożami. – Rzucił tylko i podał mu znalezione ostrze, najlepiej zresztą wiedział jak go używać. – Białas, rusz dupę i pokaż jak spaliłeś tego Nefarytę na tamtej łajbie, Dustin, kieruj się na nich, tracimy powietrze, niedługo będziemy płynąć na flaku, a te szybko toną! – Rzucił do reszty i sam zajął strategiczną pozycję nisko na pokładzie, nie miał zamiaru się wychylać o ile nie będzie to konieczne.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |