Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2014, 00:27   #11
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Marcus Summers, agent bractwa, który na siłę próbował zaprzyjaźnić się z członkami zespołu. Przechwałkami i jarmarcznymi pokazami na pewno nie był na dobrej drodze do zdobycia zaufania Corteza. Szczególnie, kiedy z jego ręki zniknęła puszka z resztką piwa. Na szczęście pod ręką było ich jeszcze sporo, więc zignorował popisy, powiedział tylko jedno słowo suchym, spokojnym i ostatecznym jak seria z ckmu w potylicę głosem.
- Raz. – Następnie otworzył koleiną puszkę i do samego lądowania ignorował wystrojonego na biało pajaca.

Lądowanie samo w sobie było wspaniałym widokiem, co prawda miewał już przyjemność czy też nieszczęście lądować w wielu miejscach, niektórych bardzo odległych od jakichkolwiek choćby zalążków cywilizacji, jednak kosmodrom na Merkurym i podejście miały to coś. Widać w tym było rękę antycznych budowniczych, którzy po tym jak już zniszczyli Ziemię, mieli przebłysk geniuszu i połączyli siły w celu odtworzenia namiastki raju. Ta planeta z kolei była tu specyficzna, przekształcanie terenu w ogóle nie objęło powierzchni. Na Marsie części terenów nie dało się odmienić, ale tutaj po prostu nadano jej dualizm. Twardą jak miłość dziwki do swoich dzieci zewnętrzną skorupę, oraz miękkie i przeżarte ludzkim robakiem wnętrze. Wnętrze to jednak miało swój klejnot koronny, Ogród Tygrysa. Raj w piekle, według innych piekło na ziemi, na pewno największa świątynia dekadencji w nie objętych władzą mrocznej harmonii zakątkach znanego wszechświata. To był główny powód dla którego nie przefasonował Summersowi nosa, był częściowo podekscytowany możliwą wizytą i nie chciał, żeby podczas szamotaniny został uszkodzony statek, mogliby tego nie przeżyć, a to byłaby wielka szkoda.

Czuł się źle, kiedy dowiedział się że cały sprzęt utknął na kontroli celnej i zapewne trochę minie nim ujrzą go ponownie. Nie czuł się nagi bez broni, bardziej chodziło o to, że przeczuwał, że wysłali ich tu na kolejne samobójcze zadanie, a nie miał przy sobie swojej Gehenny. Zanim agenci zapakowali ich do samochodów, zdążył jeszcze wysłać kartkę, jak zwykle pustą, jedynie z adresem.

W czasie drogi wsłuchiwał się w komentarze Kenshiro, był tutejszym ekspertem. Szczególną uwagę zwracał, kiedy wspominał o Ogrodzie Tygrysa i Zakazanej Wyspie.
- Stawiam zgrzewkę, jeśli nie właśnie tam nas wyślą. – Mruknął przyglądając się majaczącemu w oddali kształtowi. Ciekawiło go co takiego może się tam kryć, poza Łowcami, że była zakazana. Wykładu Braxtona słuchał tylko jednym uchem, skoncentrował się za to w pełni, kiedy poduszkowca dosięgła seria pocisków.
- Pięknie, jesteśmy tu już godzinę i dopiero próbują nas zabić! – Rzucił ponad hukiem wystrzałów i warczeniem silników. W czasie kiedy próbował się jakoś schować mimo małej przestrzeni, szczęśliwa kula w końcu trafiła coś więcej niż poszycie, Mishimczyk stojący za sterami padł ścięty trafieniem. Dusty szybko przejął stery, zaś Cortez sprawdził czy pechowiec nie miał przy sobie jakiejś broni i w jakim jest stanie. Żył jeszcze, ale miał przy sobie tylko wakizashi. – Mishimo... z wami jest jeden pieprzony problem, na strzelaninę przychodzicie z nożami. – Rzucił tylko i podał mu znalezione ostrze, najlepiej zresztą wiedział jak go używać. – Białas, rusz dupę i pokaż jak spaliłeś tego Nefarytę na tamtej łajbie, Dustin, kieruj się na nich, tracimy powietrze, niedługo będziemy płynąć na flaku, a te szybko toną! – Rzucił do reszty i sam zajął strategiczną pozycję nisko na pokładzie, nie miał zamiaru się wychylać o ile nie będzie to konieczne.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-01-2014, 22:35   #12
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nowa osoba w drużynie była dość niespodziewanym zjawiskiem. Zwłaszcza, że nie była to przydzielona dla nich "opiekunka do dzieci", z zadaniem pilnowania aby nie rozrabiali. Mistyk był ich częścią i miał potencjał, a konkretniej to jego sztuka mogła się okazać bardzo przydatna. Oby tylko nie okazało się, że Marcus ma jakieś problemy alkoholowe - Sara zauważyła, że nie żałował sobie Brandy, a to nie był słaby trunek... Zresztą nawet jeśli ma, to jego sprawa, nie jej.

Merkury. Sara była już na tej planecie, trzy razy. Takeru Nomino, Ayako Kora i dziewięcio-osobowa grupa zarządu "Kwiat bzu". Za każdym razem udało się wykonać powierzone jej zadanie. Wszystkie jednak miały miejsce w innej części planety, daleko od Longshore. Kobieta wiedziała więc, że znajdzie się na nieznanym terenie i niezbyt jej to odpowiadało. Nie wiedziała, czy będą mogli osobiście zrobić rekonesans, ćwiczenia i co tak właściwie mają tam zrobić.
Widok z pokładu statku kosmicznego był jednak nieziemski. Dzieło jakie wykonali pionierzy Mishimy robiło wrażenie. Urządzanie czegokolwiek na powierzchni Merkurego nie miało sensu, ale pod nią były tętniące życiem miasta, morza, pola uprawne, drogi i nie tylko. Zupełnie jakby ta kilkuset metrowa warstwa skały, w połączeniu z odpowiednimi filtrami, stanowiły barierę, pod którą znajdowała się - nie wypalona słońcem i promieniowaniem - ale w pełni żyjąca planeta... Choć oczywiście Bauhaus też miał się czym chwalić w swych osiągnięciach kolonizacyjnych.

Dolecieli na miejsce bez przeszkód. Odprawa jednak pozostawiała wiele do życzenia. Sara nie raz musiała przemycać broń przez kontrolę i nie było to dla niej problemem. Teraz jednak tego nie robiła. Owszem podróżowali pojazdem cywilnym, ale byli siłami Kartelu, wykonującymi powierzone im zadanie. Takie rzeczy jak odprawa po wylądowaniu powinny być załatwione szybko i bezproblemowo. Roboty papierkowej było jednak dużo. Cel wizyty: Businesses.
Ale to nie papierki były problemem. Niestety ich broń utknęła. Jako dowódca oddziału, Thorne dyskutowała przez dobre pół godziny na temat ich sprzętu, domagając się jego wydania. Większość ludzi posiada broń. Porucznik Kartelu z drużyną żołnierzy wykonujący zadanie, plus jeszcze przedstawiciel Bractwa - argumenty były silne, a ona zdecydowana. Niestety rozmówcy byli nieugięci i w efekcie okazało się, że Team Six tracili tylko czas. A Sara także nerwy. Owszem mogła starać się dalej i nawet sięgnąć po pewne środki perswazji, a czas ich poganiał. Miano ich odebrać i nie mogli się spóźnić na to spotkanie.
Brak broni, jakiejkolwiek broni, był bardzo nieporządany. Sara czuła się nieswojo, jakby bez jednej ręki. Najbardziej frasobliło ją to, że dowódctwo Kartelu nie zadbało o tak ważną i zdawałoby się prostą rzecz. Podobnie jak ich zadanie: kiedy u licha będzie porządna odprawa? Wszystko śmierdziało jakąś intrygą, a że byli na widelcu, to naprawdę źle to wszystko wróżyło.
Od razu jak spotkali się z osobami, które ich odbierały z doków, Thorne powiedziała im, że broń i sprzęt Teamu utknęły podczas odprawy. Nie wyrażała swojego zdania na ten temat, ale teraz to nie ona, a inni mieli się tym zająć.
Jakby na pocieszenie podstawiono dla nich dwie limuzyny. Można by pomyśleć, że jadą na pogrzeb, no ale cóż. A może tak zahaczyć o jakiś sklep z bronią? Nawet sprzęt Mishimy to lepsze niż nic... podobno. Niestety nie było na to czasu - choć nie gnali też na złamanie karku...
Auta były za to wygodne, przestronne i miały dobrze zaopatrzony barek. Miło, ale zaoferowany im luksus budził pewne obawy, gdyż był dość niespotykanym zjawiskiem. Zwłaszcza wobec nich i tego co mieli u Welianda.
Póki co jednak można było odetchnąć i rozejrzeć się dookoła. A miasto było naprawdę interesujące. Nie było to zaznajomienie się z terenem, ale pewne lokacje które mijali były dostatecznie charakterystyczne i widoczne, aby stanowić dobry punkt orientacyjny.
Do portu dotarli bez przeszkód i przesiedli się na poduszkowca Mishimy. Nadal nie mieli broni, ale to nie powinno w niczym przeszkadzać. Kartel powinien odebrać ich sprzęt i dostarczyć im, zanim rozpoczną misję.
Tymczasem wycieczka trwała dalej, a widoki mijanych wysp i postawionych na nich budowli, były równie interesujące jak opowiadania o nich. Sara nigdy nie była typem turysty, który cykał jedno zdjęcie za drugim, zachwycjąc się widokami. Nie mniej jednak, nie należało odmawiać sobie przyjemności, ani tym bardziej pozyskanych dzięki Kenshiro informacji - każda wiedza może się kiedyś przydać. No i w końcu nie tylko śmiercią człowiek żyje... Znaczy się: pracą.

Spokojnie zmierzali do celu, gdy nagle padły strzały! Zostali zaatakowani! Jedyne co Sara mogła określić z dużą dozą prawdopodobieństwa, to że nie mieli tu do czynienie z Legionem Ciemności. Szkoliła się w wykrywaniu Mrocznej Harmonii, a teraz nie czuła absolutnie nic. To zapewne była sprawka ludzi. Ale kto? Do tu się u licha działo?!
Wystawili ich? Cała misja była jednym picem na wodę? Ale były przecierz łatwiejsze sposoby na pozbycie się ludzi. Zresztą takich jak oni, najlepiej było wysyłać na niebezpieczne misje, gdzie mogą zrobić coś przydatnego dla korporacji. Niebezpieczne misje - tak, ale nie wystawiano by ich z pięściami przeciwko karabinom maszynowym. To nie miało sensu.
Bardziej prawdopodobne było, że ktoś dowiedział się, że są bezbronni i postanowił nie przegapić takiej okazji. To nie było takie trudne do wykonania, ani w pozyskaniu informacji, ani w wykonaniu ataku. Tylko po co, skoro nie mieli przy sobie nic cennego?
I jakim prawem, dali się wpakować w taką sytuację?! Aż tak ufali siłom Kartelu, że wsiedli na ich poduszkowca bez broni? Właściwie to był on Kartelu, czy Mishimy?
Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Powody nie miały znaczenia. Trzeba było działać, a to Sara dowodziła oddziałem.
Przede wszystkim powinni zdobyć broń. I wezwać wsparcie. Z tego co Sara się orientowała, na pokładzie znajdował się najwyżej pistolet na race świetlne. Jednostrzałowa broń o minimalnym stopniu rażenia. Nie umywało się do tego, czym dysponował ich przeciwnik, ale lepsze to niż nic.

- Głowy nisko. Zdobyć broń, choćby do walki wręcz - powiedziała zdecydowanie Sara, która sama padła na pokład, unikająć świszczących nad jej głową kul.
- Mallory, sprawdź co z rannym i pomóż mu - powiedziała spoglądając na ich doktora i wskazując ręką młodego Mishimiczyka, którego postrzelili jego właśni rodacy.
- Marcus, zabierz im ten karabin. Potraktuj go teleportacją, jak puszkę piwa - poleciła ich mistykowi. Gdyby udało mu się tego dokonać i mogli zrobić podobnie z pozostałą bronią napastników... To był ich pierwszy ruch, w walce, która nad nadciągnęła tak niespodziewanie.

Cortez zasugerował atak i skierowanie poduszkowca prosto na wroga. Słusznie! Sara zdawała sobie sprawę, że mieli mało czasu. Uszkodzone śmigło i przebity powietrzny “fartuch” powodowały, że tracili prędkość i zwrotność. Stawali się coraz łatwiejszym celem, nie wspominając o tym, że niedługo mogą zatonąć.
- Jeszcze nie, wystrzelają nas. Najpierw broń - odpowiedziała. - Derren rób uniki, gotowość do nawrotu. Marcus, liczymy na ciebie - dodała. Nie jeden by się poddał, ale oni do takich nie należeli - oni zaczeli działać.

Sara nie tylko wydała rozkazy. Nie tracąc czasu dopadła do radia. Tam gdzie płynęli, musiały być jakieś siły kartelu i powinny być jakieś łodzie... albo może artyleria? Wezwanie wsparcia było jak najbardziej na miejscu.
- Mayday! Mayday! Tu porucznik Thorne, transport z Heimburga. Zostaliśmy zaatakowani! Słyszysz mnie?! - nadała na ustawionej już wcześniej częstotliwości.
- Słyszę Cię. Gdzie jesteś? Jak sytuacja? - odpowiedział jej dość beznamiętny głos jakiegoś faceta. Sara odebrała wrażenie, jakby był trochę niezadowolony, że przerywa mu się picie bardzo ważnej cherbatki.
- Jakieś pięć kilometrów na północny zachód od Zakazanej Wyspy! Sytuacja tragiczna! Pospieszcie się, bo będziecie trzeba wyławiać nasze ciała z dna! - rzuciła szybko i mikrofon sam wypadł jej z ręki. Zdążyła jednak usłyszeć jeszcze jakieś potwierdzenie o przyjęciu zgłoszenia.
Sara nie wiedziała jak poważnie potraktują jej wezwanie, jednak cieszyła się, że nie natrafiła na obsługę automatyczną.

Miała nadzieję, że Marcusowi się powiedzie. Wówczas będą mogli przeprowadzić kontratak.
W przeciwnym razie, o ile nie wymyślą czegoś na poczekaniu, pozostanie im unikać ognia. A to oznaczało, że o ile wsparcie zaraz nie dotrze, to prędzej czy później wylądują w wodzie. A domyślać się można było, że ciężko będzie się dostać na pokład statku przeciwnika i pokonać ich - zwłaszcza występując z gołymi rękami, przeciwko karabinom. Ciężkie, ale zawsze możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 30-01-2014 o 14:06. Powód: Rozpisanie dialogu przez radio + poprawki.
Mekow jest offline  
Stary 30-01-2014, 11:33   #13
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Wzdrygnął się na pokaz sztuki w wykonaniu Mistyka. Jeśli chodzi o używanie Mrocznej Harmonii i Sztuki to Braxton nie miał nic przeciw temu, pod warunkiem, że używano jej gdzieś daleko. Najlepiej na jakimś miłym polu minowym, w najbliższej czarnej dziurze lub wnętrzu jakiejś przytulnej gwiazdy. Skrzywił się nieznacznie, znowu założył okulary i tym razem „spał” już do końca lotu.

Miasto na dnie krateru robiło wrażenie, szczególnie przyćmione światło przypadło mu do gustu. Po smutnej przeprawie na kosmodromie, gdzie celnicy prześwietlali mu bagaż z entuzjazmem jakby od tego zależało ich życie. Wzruszył ramionami i nawet nie próbował ukryć leniwego ziewnięcia. Jako cel wizyty wpisał: Zwiedzanie i tak właśnie się zachowywał. Jak turysta gapił się na wszystkich wokoło i zadręczał wszystkich, którzy stali w jego najbliższym otoczeniu niezmordowanymi pytaniami. Nie wahał się powtarzać tych samych pytań w nieskończoność i pytać wszystkich gdzie jest ubikacja. Co najmniej siedemset razy. Tak na wszelki wypadek gdyby się okazało, ze obsługa jest lekko przygłucha lub umysłowo ograniczona mówił do wszystkich GŁOŚNO I WYRAŹNIE. Widać było, że wycieczka sprawia mu frajdę i nie stresował się tym, że został przeszukany podwójnie skwapliwie. Na koniec podziękował szczerze, zapewniając, że mają tu najlepszą obsługę i że poleci ich lokal przyjaciołom.

Agenci Kartelu, którzy ich odebrali podchodzili pod kategorię „sztywny dupek”. Już po krótkiej chwili stracił nimi zainteresowanie bo równie dobrze mógłby pożartować sobie z automatem z batonikami. W sumie automat chyba byłby zabawniejszy. Na poduszkowcu okazało się, że Kenshiro jednak umie mówić. Facet rozkręcił się tak, że nawet Braxtonowi opadła szczęka. Puścił oko do Corteza i trzymał dziób na kłódkę by tamten nie przestawał nawijać. Zapamiętał tylko by odwiedzić Ogród Tygrysa, oczywiście z pobudek czysto naukowych. Kenshiro miał takie gadane, że Konowałowi udało się ledwie wtrącić zdanie gdy okazało się, że chyba komuś podpadli. Automatycznie skulił łeb zanim jego umysł rozpoznał wizg kul. Cóż, trening czyni mistrz. Ponoć. Trening z Rustym uczy chować łeb gdy do ciebie strzelają. Lazł już na czworakach do mishimczyka gdy Sara zaczęła wydawać im rozkazy. Podniósł rękę do czoła w parodii salutu.

- Taaa jest pani dyrektor. – I zaraz potem zajął się oglądaniem rannego sternika
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 30-01-2014 o 12:37.
malkawiasz jest offline  
Stary 31-01-2014, 09:37   #14
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Longshore – miasto Mishimy, inżynieryjny cud cywilizacji , wybudowany w kraterze i zamknięty pod plastikową kopułą. Jak zwykle, wyglądało pięknie – o tej porze roku „Niebiańska Tarcza” wyglądała nieomal jak gigantyczne pole siłowe. Marcus obserwował wielkie maisto, odobne do kopca termitów – widział wielki pałac Lorda Moya, i strzeliste wieżyce katedry, obudowane białą cegłą, które naświetlane przez panele oświetleniowe wielkiego krateru wydawały się być zbudowane jakby z samego światła. U podstawy kopca widać było ogromne miasto – nowoczesne kopuły wieżowców i tradycyjne, spadziste dachy. Imponujące połączenie tradycji z nowoczesnością. Marcus wiedział jednak, że poziom zepsucia w tym mieście jest równie imponujący jak jego architektoniczne cuda. Szczególnie, że z owym zepsuciem miał już do czynienia. Niespecjalnie się tym martwił, a nawet cieszył się z tej perspektywy.

Odprawa poszła w zasadzie tak, jak się tego spodziewał, czyli z problemami. Ewidentne działanie „życzliwych” urzędasów Mishimy było dla niego właściwie bez znaczenia bo swój sprzęt i tak musiałby pobrać z katedry lub kazać przesłać to czego potrzebuje bezpośrednio do bazy Kartelu, jednak jego towarzysze nie wyglądali na zachwyconych. Cóż, nigdy nie potrafił zrozumieć przywiązania ludzi do przedmiotów, ale postanowił to uszanować. Urzędnicy Mishimy byli jednak nieugięci agenci Kartelu szybko „ewakuowali” ich limuzynami z kosmodromu. Cóż, przynajmniej unikną dalszych formalności które niewątpliwie mogli im zaserwować urzędnicy Mishimy.
Ubolewał jedynie nad faktem, że nie zdążył odwiedzić katedry. Możliwe, że czekały tam dodatkowe instrukcje i dane, a możliwe, że niepotrzebnie się nastawiał na tą wizytę. Nauczony, że rozczarowanie jest tym większe im większe są oczekiwania postanowił sobie mniej sobie obiecywać a więcej improwizować i rozkoszować się tymi ostatnimi chwilami luksusu i spokoju. Podziwiał więc techno-feudalne miasto Mishimy przez przyciemnione szyby limuzyny.

Rozmowy z grupą na promie nie przełamały wielu lodów – grupa wciąż była nieufna, ale poza Cortezem większość była chyba bardziej przychylna. Możliwe, że znali się na żartach, a Cortez nie. Trudno. Problemy na odprawie pogłębiały jeszcze nie najlepsze nastroje. Większość grupy Team Six siedziała więc zasępiona w poduszkowcu mknącym nad wzburzoną Zatoką Longshore. Jedyny, który nie stracił humoru był milczący dotąd Kenshiro, który będąc w zasadzie u siebie nawet się rozgadał i postanowił zaserwować grupie wycieczkę krajoznawczą.
Marcus słuchał z zainteresowaniem opowieści o politycznej sytuacji na Merkurym – zawsze warto wiedzieć jak wygląda aktualny układ sił. O ile jest aktualny, bo Kenshiro mówił ogólnie, a szczegóły lubią się szybko zmieniać. Tymczasem zrobiło się ciemno i niespecjalnie było już co oglądać, skupienie się na opowieściach Kenshiro umilało nużącą podróż i pozwalało nieco ogarnąć natłok myśli.

Sielankę przerwał jasny strumień światła który niemal natychmiast oświetlił nadbudówkę. Pilot, młody Mishimczyk próbował uciec reflektorowi ale poduszkowiec to nie motorówka i wolno zareagował na jego desperackie próby. Które najpewniej dostrzegła oświetlająca ich jednostka, bo chwilę potem seria z działka pokładowego rozbiła się o nadbudówkę. Snopy iskier i brzęk tłuczonego szkła upewnił Marcusa, że o pomyłce raczej nie mogło być mowy, szczególnie, że ostrzał był długi i kule masakrowały bok poduszkowca, aby skupić się na końcu na nadbudówce. Odłamek pocisku trafił sternika, krew na stłuczonej przedniej szybie i bezwładne ciało osuwające się na fotelu świadczyły, że rana mogła być poważna.
Większość Team Six ładnie i przepisowo zareagowała na ostrzał – kryjąc się na podłodze. Cortez rzucił absurdalną propozycją ataku na słabo widoczną łódź uszkodzonym poduszkowcem z załogą bez broni, Sara zaś, nieświadoma jego możliwości zasugerowała tę samą sztuczkę, której użył na promie. Bez szans jednak na wykonanie, bo plan Sary był dobry i może udało by się uniknąć rozlewu krwi gdyby nie pewna mała przeszkoda.
„Najpierw trzeba widzieć ten karabin” Słup światła był niestety na tyle silny, że widać było jedynie zarys łodzi patrolowej, która ustawiała się akurat dziobem do nich i prawdopodobnie zamierzała użyć czegoś cięższego niż działko, które najpewniej i tak było przymocowane na stałe lub w wieżyczce. Pozostawała jedyna możliwość i nie za bardzo mu to odpowiadało. Ale wyboru nie było.
-Nie podnoście się!.



Skupił się na Sztuce i szybko poczuł przepływającą przez siebie moc żywiołów, koncentrując umysł na doskonale znanym zaklęciu. Szybkim ruchem ramion wyrzucił skupioną wiązkę mocy w kierunku patrolowca podziwiając jaskrawy łuk elektryczny który z sykiem przeskoczył z palców Marcusa na patrolowiec. Palce zapiekły kiedy z dziobu trafionej łodzi posypały się iskry. Reflektor momentalnie zgasł kiedy układ elektryczny łodzi został porażony zaklęciem Sztuki. Przez kilka sekund widać było iskry pełgające po całym patrolowcu który najwyraźniej stopował, sądząc po niknącym odkosie fali pod dziobem. Odgłos uderzenia podobny do uderzenia młota o kowadło przebił się nawet przez ryk silników poduszkowca.
-To powinno go zatrzymać.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 31-01-2014 o 12:12.
Asmodian jest offline  
Stary 31-01-2014, 11:34   #15
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Trafiona wyładowaniami jednostka, opleciona siecią iskier niczym ogniami św. Elma zaprzestała ostrzału. Cortez mruknął zadowolony, ciesząc się na myśl o abordażu... Coś poszło jednak nie tak... Gwałtowna eksplozja rozerwała kadłub łodzi. Była tak niespodziewana, że ponownie przysiedli z wrażenia, odruchowo chroniąc się przed fragmentami siekącymi powietrze. Pokaz siły mistyka wprawił ich w zakłopotanie. Radykalna reakcja ocaliła im skóry, jednocześnie zdali sobie sprawę, że jej efekt nie najlepiej wróży pobytowi na Merkurym. Pozostałości zniszczonej jednostki dryfowały na wodzie. Plama oleju paliła się wysokim płomieniem. Nigdzie nie dostrzegli ciał napastników. Kto mógł być agresorem?

Brat Marcus, który perfekcyjnie maskował targające nim uczucia, wspomagał sztuką dalszą podróż uszkodzonym poduszkowcem. W duszy był jednak zasmucony... Zginęli ludzie ... czy mógł tego uniknąć?

Sara nadała przez radio wiadomość o rannym do bazy Kartelu.

***



Światło reflektorów omiatało fale bijące w fortyfikacje. Nad ich głowami przeleciał śmigłowiec. Jeśli miał za zadanie wsparcie, była to wyraźnie spóźniona akcja.

Wpłynęli przez tunel do środka twierdzy. Na betonowym nadbrzeżu czekało kilka osób. Ekipa medyczna pospieszyła z pomocą Braxtonowi, który trzymał nieprzytomnego młodzieńca. Reszta drużyny wyszła na ląd.
Powitał ich wysoki, muskularny mężczyzna z przepaską na lewym oku, wzbudzający respekt. U wszystkich poza Cervantesem, który nie miał z tym problemu, bo dorównywał mu tężyzną.

Przedstawił się jako pułkownik William "Task Force" Harding.




- "Team Six" melduje się na Merkurym!
- zaakcentowała Sara. - Nie spodziewaliśmy się takiego przyjęcia pułkowniku... Byliśmy bez broni i eskorty...
- Gdziekolwiek się pojawiacie od razu wieszczycie kłopoty! - przerwał jej twardo przełożony z Kartelu. - Jutro rano zdasz mi raport!
O incydencie wie już port Longshore i panowie wszystkich okolicznych wysp... Możliwe, że wkrótce wiadomość dotrze do uszu Lorda Nozakiego. To najgorszy możliwy scenariusz. Nie wykluczam, że to prowokacja związana z waszym przybyciem.
- spojrzał w kierunku Kenshiro. - Sytuacja polityczna jest napięta. Nie chcę już teraz snuć teorii spiskowych. Mój adiutant Kern zaprowadzi was do kwater. Jutro czeka nas wszystkich ciężki dzień.
- Kantyna jest dziś zamknięta - dodał na odchodne.

***

W bazie poza "Team six" nie było innych korporacyjnych żołnierzy oprócz Mishimczyków. Dawali odczuć, że są niespecjalnie zadowoleni z przybycia "Drużyny Szóstej". Ich młody dowódca - Tatsu nieufnie i z wyższością spoglądał na nowoprzybyłych. Po kolacji na którą składały się zestawy cateringowe z glonami i innym dziwnym paskudztwem, rozeszli się do kwater przypominających klasztorne cele. Zostali sami ze swoimi myślami, a nie były one optymistyczne. Nieistniejące gwiazdy odbijały się na tafli oceanu.

***

Następnego dnia Thorne zdała raport z przebiegu wieczornego wypadku. Harding słuchał go obojętnie i z biernością. Sara zauważyła, że myślami był daleko, roztrząsając jakieś kwestie. To nie zapowiadało nic dobrego.

Wysepka była niewielka, otoczona potężnymi murami. Mogła być kiedyś więzieniem albo klasztorem. Nie było zbyt wiele miejsca do ćwiczeń. Samurajowie od rana gimnastykowali się, by później prezentować sztuki walki z różnych szkół. Kenshiro dołączył do nich. Akceptowali go najbardziej ze wszystkich członków drużyny, ale też dało się zauważyć pewien dystans. Coś wisiało w powietrzu.

Kern poinformował ich, że dostawa sprzętu się opóźni. Nie wiadomo czy była to decyzja polityczna czy urzędowa związana z prowadzonym śledztwem w sprawie wczorajszego zdarzenia. Równocześnie zdradził im poufnie, że prawdopodobnie obejdzie się bez przesłuchań, choć tajne służby Lorda miały pewnie na to wyjątkową ochotę. Wyjaśnił też niechęć chłopców z drużyny reprezentującej Mishimę. - Ma źródło w tym, że pierwotnie tylko oni mieli wyruszyć na misję. - Wasza obecność tutaj, to obraza ich honoru... Uważają bowiem , że nie potrzebują pomocy ze strony obcych korporacji nawet pod egidą Kartelu...

Brat Marcus był nieobecny, zaszył się w celi niczym pokutnik. Spędził niemal cały dzień na medytacjach. Znalazł jednak czas dla pułkownika Hardinga. Rozmowa z nim utwierdziła mistyka, że mają jednak protektora w katedrze. Dzięki osobistej interwencji biskupa, uniknęli przesłuchań i związanych z nimi konsekwencji.

Wieczorem dotarły skrzynie z bronią i pancerzami. Plomby były zerwane..
Z jednym wyjątkiem... Ekwipunek przedstawiciela Świętego Bractwa pozostał nienaruszony...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 31-01-2014 o 11:47.
Deszatie jest offline  
Stary 04-02-2014, 15:41   #16
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Piękne bum i kula ognia zmiotły wrogą łódź z powierzchni sztucznego zbiornika. Musiał przyznać, że sposób eliminacji był skuteczny, widowiskowy i końcowy efekt bardzo mu się podobał. Miał całkowicie gdzieś implikacje jak i życie tamtych. Reguły były jasne, jeśli otwierasz ogień, musisz się liczyć z tym, że ktoś może sprzątnąć i ciebie. Tylko kto tym razem chciał ich wykończyć. To pytanie nieco go zastanawiało, jednak z tego co słyszał o Mishimie ogólnie, jak i od Kenshiro, to Merkury był legowiskiem żmij. Miejscem gdzie honor przeplatał się z patologiami najwyższego szczebla. Życie jednostki bywało dobrem przeliczanym na zysk jeszcze bardziej niż w niektórych korporacjach. Owszem, były to niechlubne wyjątki, ale to one zawsze stanowiły o postrzeganiu całości i tym, jak daleko kalkuluje się możliwe posunięcie przeciwnika, lub tego jak nisko może upaść.

W czasie kolacji przyglądał sie spokojnie Mishimczykom, którym przydzielono ich jako aniołów stróży. Bezpłciowe glony wcale nie poprawiały mu humoru, o detalach misji jak zwykle każdy milczał do samego końca. Zupełnie jakby uważali że członkowie zespołu będą o tym paplać na prawo i lewo. Podirytowanie na Tatsu dość szybko zmieniło się w politowanie, kiedy przypomniał sobie co zostało z sił Kartelu i Bauhausu, kiedy już dostali swoje zadanie. Jeśli to miał być jeden z jego ostatnich posiłków, smakował do bani.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 07-02-2014, 07:38   #17
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Derren pobrał ze zbrojowni trzy sztuki broni, którą chciał wypróbować – pistolet Ronin, SMG Windrider oraz karabin szturmowy Shogun. Szczególnie ostatnia sztuka przykuła jego uwagę. Broń była niewielkich rozmiarów, niemal dwa razy lżejsza od imperialnego L&A MK. 43, funkcjonalna, wykonana z niebywałą precyzją i elegancka. Zabrał nowy sprzęt na strzelnicę, ustawił tarcze oraz ruchome makiety celów i rozpoczął trening. Shogun był celny i miał średnio silny odrzut. Pociski o wysokiej prędkości wylotowej były bardzo lekkie w porównaniu do amunicji używanej w innych broniach tego typu. Całość robiła na Imperialczyku dobre wrażenie. Gdy Derren rozpoczął strzelanie do ruchomych makiet, kątem oka zauważył Tatsu, który przyglądał się jego ćwiczeniom. Rusty skoncentrował się i nie pozwolił, aby to wybiło go z rytmu. Strzelał błyskawicznie i diablo celnie, kończąc ćwiczenie ze 100% skutecznością. Tatsu może i był pod wrażeniem niebywałego refleksu i zdolności strzeleckich Derrena, ale nie dał po sobie tego poznać. Imperialczyka irytowało już to wścibskie zachowanie. Czasami miał wrażenie, że nie może iść samodzielnie do kibla, żeby nie obserwował go jakiś Mishimczyk. No cóż, byli u siebie, więc niewiele mógł z tym fantem zrobić.
- Miałem kiedyś znajomego, który strzelał lepiej od ciebie – powiedział z wyższością dowódca samurajów - nazywał się Ryuu Azuki. Nasze ścieżki rozeszły się jednak, gdy zaczął podburzać lud przeciwko uciskowi lordów. Okryty hańbą musiał ratować się ucieczką z Longshore.
- Ryuu Azuki...
- zamyślił się Derren – pamiętam go. Pojawił się w Fukido i zaczął podburzać lud przeciwko Imperialowi, twierdząc, że podatki są za wysokie a swobody za małe. Miał odcięty kawałek prawego ucha i tatuaż nad prawym okiem. Smoka.
- Tak, to właśnie on! Co się z nim stało?
- Nadepnął na odcisk sierżantowi McBrideowi i już kilka godzin później leżał w bezimiennym grobie zakopany w starej żwirowni.
- Skąd wiesz?
- Nadal mam łopatę.

Tatsu trzymał nerwy na wodzy. Derren postanowił zirytować go jeszcze bardziej i sprawdzić granice jego odporności psychicznej. Jakby co, będzie się tłumaczył nieznajomością etykiety, choć mając na uwadze jego przydział na Fukido pewnie nikt w to nie uwierzy. Imperialczyk zabrał sprzęt i udał się na blanki fortecy. Miał zamiar poćwiczyć eliminację celów z dalszego dystansu oraz sprawdzić się w strzelaniu do rzutków. Najlepszym miejscem na tego typu akcje był wysunięty barbakan, z którego można było prowadzić ostrzał tarcz wysuniętych w morze. Był tam też wyrzutnik czerwonych dysków. Tatsu podążył za Derrenem niczym duch.
- W którą stronę na wyspę Łowców Demonów? I jak daleko? – zapytał Imperialczyk.
- Południe – południowy zachód, około dwadzieścia kilometrów.
- Dość daleko.
- Niewystarczająco. To przeklęte miejsce.
- Czy wy w Mishimie często rozmawiacie o bezpodstawnych uprzedzeniach względem innych?
- A wy w Imperialu często rozmawiacie o tym, jak odkryliście tablice na Plutonie i wyzwoliliście Legion Ciemności?
- Cały czas.

„Chyba nie zostaniemy przyjaciółmi” – pomyślał Derren.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 07-02-2014, 15:17   #18
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny. Udział wzieli: Asmodian, Plomiennoluski, Azrael1022, Malkawiasz i Mekow

TeamSix spotkali się we własnym gronie. Kantyna była zamknięta, więc padło na murek przy placu do ćwiczeń. Niewysoki, taki na niecałe półtora metra. Dobre miejsce aby usiąść i podziwiać ćwiczących, albo aby po prostu sobie pogadać.
- No, nie jest zbyt fajnie, ale do tego chyba jesteśmy przyzwyczajeni - Zaczęła Sara, która jakoś specjalnie nie dziwiła się postawie Hardinga. Nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie.
- Situation normal, all fucked up - przyznał Rusty.
- Markus, niezła robota - pochwaliła Mistyka, który jak widać pasował do drużyny. - Ale co ty właściwie zrobiłeś, że całą łódź rozwaliło? - zagadała z ciekawością.
- Trafił w zbiornik z paliwem jak na mój gust, ewentualnie skrzynię z materiałem wybuchowym. - Cortez wzruszył ramionami, sztuka sztuką, ale ciągle czekał na Nefarytę, którego braciszek będzie mógł spopielić na jego oczach. Za takie przedstawienie mógłby poświęcić puszkę.
Markus potwierdził przypuszczenia Corteza skinieniem głowy.
- Szkoda tych ludzi na łodzi, ale cóż.... nie dyskutuje się z CKMem.
- Ich życia mnie akurat nie obchodzą, tylko tyle, że dobrze byłoby mieć jakiegoś do przesłuchania. Teraz nie wiadomo kto i dlaczego. Szkoda, że twój atak trafił w czuły punkt, ale rozumiem, że był to przypadek - powiedziała Sara, spoglądając na mistyka. - Wiem, że nas uratowałeś, ale na przyszłość zrób to co mówię. A jeśli nie możesz, albo masz inny pomysł, to powiedz mi zanim zaczniesz działać. Łańcuch dowodzenia, praca zespołowa i takie tam, na pewno rozumiesz. Nie czepiam się ciebie, bo to dotyczy wszystkich. Tego się trzymamy, bo tak naprawdę to mamy tylko siebie - rzekła spokojnie do Marcusa, jednocześnie omiatając wzrokiem pozostałych zgromadzonych. Drużyna musiała pozostać dobrze działającą jednością, bez względu na nową osobę, czy zmianę dowódcy i to na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za to.
- Saro, nie chcę podważać autorytetu, ale z tego co pamiętam, krzyczałaś że liczymy na niego... wyeliminował zagrożenie całkowicie, bez narażania reszty drużyny na cokolwiek. W zasadzie to wypełnił rozkaz co do joty. - Cervates przestał na chwilę zamykać i otwierać swoją ukochana zapalniczkę.
Markus kiwnął głową w podziękowaniu za wsparcie.
- Jak już wspomniałem Saro, szkoda mi tych ludzi. Będę się za nich modlił do Kardynała. Pozostaje mieć nadzieję, że nasi ukryci wrogowie dwa razy przemyślą następną prowokację i unikniemy więcej ofiar.
Kobieta skrzywiła się lekko i westchnęła z nutą rezygnacji. Mistyk miał skłonności do samowolek i pod tym względem oczywiście znakomicie pasował do ich drużyny. To jeszcze rozumiała, ale niepokoiło ją, że Marcus żałował śmierci ich wrogów. Jak mieli powierzyć swoje życie komuś, kto obawiał się zabijać w ich obronie? Na polu bitwy, w siłach zbrojnych obowiązywały inne zasady.
- Ludzie będą ginąć. Zwykle tak jest, więc postaraj się być na to gotowym. Zawsze lepiej oni niż my - zauważyła, w odpowiedzi.

- Kill house’a pewnie tu nie uświadczymy, ale można by poćwiczyć na strzelnicy. Przy odpowiednim wsparciu od Hardinga powinniśmy dostać zgodę na pobranie ze zbrojowni karabinów szturmowych Shogun i pistoletów Ronin. To tak tymczasowo, dopóki nie dostaniemy naszego sprzętu. Od biedy dałoby się też przećwiczyć jakieś podstawowe przemieszczenia i sprawdzić, jak będziemy działali ze wsparciem Sztuki. - zaproponował Rusty.
- Dobry pomysł. To pozwoli uniknąć nieporozumień i da Sarze nieco pojęcia co możemy zrobić razem. Będzie mniejszy stres dla wszystkich. Co do sprzętu, mamy swój. Po co brać g….., wybacz Kenshiro, znaczy sprzęt Mishimy? Można od razu sprawdzić nasz. Wy macie pewnie swój od dawna, my zawsze dostajemy sprzęt z magazynu. Jedynie pancerz mam swój i jest dopasowany. Resztę wolałbym sprawdzić.
- Niby mamy, ale jeszcze trzymają go celnicy, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość i póki co zadowolić się sprzętem z Mishimy - dodał Derren.
- Jeśli trzeba, przydałoby się lepiej żeby Braxton sprawdził czy nie podłożyli nam jakichś pluskiew, do tego ogólny stan samego uzbrojenia, pancerzy amunicji. Zgodzisz się ze mną doktorku? Na dniach nas pewnie gdzieś wyślą, w kolejne miejsce o krok za daleko w stronę piekła, skoro jesteśmy wsparciem dla chłopców ze scyzorykami. Nie bierz tego osobiście Kenshiro, po prostu coś mi się zdaje że znowu zostawimy za sobą burdel i masę papierkowej roboty dla kogoś. - Postukał w zamyśleniu zapalniczką o murek.
- A propo pluskiew, zajrzysz też do mojego? Marcus popatrzył na Braxtona i uśmiechnął się. Skoro mieli coś na kształt kontrwywiadu, dlaczego nie skorzystać. - U nas też są papierki.
- Niech każdy sprawdzi swój sprzęt. Ja to na pewno zrobię. Brax też może zrobić doublecheck. A co do ćwiczeń, to zrobimy też i z bronią Mishimy. Nie jesteśmy do niej przyzwyczajeni, a możemy być zmuszeni do improwizowania. To będzie najbardziej prawdopodobna broń zdobyczna i warto umieć się nie posługiwać - poleciła Thorne.
- I jeszcze ta niestandardowa dla nas amunicja. Pociski małokalibrowe nie będą pasowały do mojego karabinu. Do waszych broni pewnie też nie, więc warto zaznajomić się z bronią sojuszników. Tak na wszelki wypadek. - Imperialczyk zgodził się z dowódcą.
Sara skinęła mu głową.
- Chciałbym też zaproponować nieco teorii i małą wymianę doświadczeń związanych z odwiecznym wrogiem ludzkości. Wiem, że zetknęliście się z Legionem ale nie wiem jak mocno doświadczeni jesteście, z kolei ja mam pewnie nieco wiedzy, którą chętnie się podzielę. Obiecuję, że nie będzie nudno. Jakiś projektor się tu znajdzie, więc może być nawet wesoło. A wróg znany, to wróg mniej groźny.
- Ćwiczeń nigdy za mało - zgodziła się Sara. W kwestiach związanych z Legionem Ciemności była szczególnie wyczulona, na co miały wpływ jej ostatnie treningi. Czuła, że będzie mogła bardziej dać im popalić niż dotychczas, a każde informacje, nowe czy powtórzone po raz setny, przyczynią się do zwiększenia skuteczności.
- A wiadomo coś o tym pilocie, którego nam postrzelili? Przeżył? - spytała, spoglądając na Malloryego. Widać jednak było, że pyta raczej z ciekawości niż troski.
- Żywy. Napchany prochami po uszy, ale żywy. Sprawdzałem dopóki mnie nie wyprosili. Pamiętasz naszych chłopaków z żandarmerii. Takich wielkości sporego orangutana? No to cię zaskoczę. Tutaj mają większych. - Wzruszył ramionami i uciął temat. - Sprzęt odszczurzę jak już wybierzecie. Jak zwykle. Bardzo bym się zdziwił jakby nie było w nim pluskiew. Właściwie to poczuł bym się lekko urażony. - Ziewnął lekko znudzony jakby akcja na łodzi przydarzyła się komuś innemu. - To co idziemy szukać żarcia?



Pogadanka, posiłek i zorganizowana przez Sarę solidna dawka ćwiczeń, gwarantująca wymianę wody w organizmie, co potocznie nazywało się wyciskaniem siódmych potów. Sara oczywiście też dawała z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej, jak to w wojsku.
Po godzinach osobiście rozmontowała swój sprzęt na części pierwsze, aby upewnić się co do jakości i sprawności każdego elementu. Nie bez powodu Bauhaus cieszył się renomą niezawodności i Sara nie miała zamiaru borykać się z sytuacją, w której coś będzie nie tak z jej sprzętem. Swego czasu sama o wszystko dbała, więc nie było to dla niej ani wyzwaniem, ani nieprzyjemnością.
 
Mekow jest offline  
Stary 07-02-2014, 18:45   #19
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mallory znalazł sporo pluskiew "made by Cybertronic"... Ktoś w Mishimie wiedział, co dobre...

Nie dostali wiele czasu, ale wykorzystali go maksymalnie na trening i pogadankę o siłach Legionu. Marcus miał zadatki na belfra z poczuciem humoru. Na wykładzie nie zabrakło figurek legionistów i potworów z popularnej gry wojenno-strategicznej...
Adiutant Hardinga wkrótce przerwał zabawę, informując ich o briefingu...

Niebawem wszyscy siedzieli w sali o surowym, nieco tandetnym wystroju. Plastikowe krzesła, identyczne stoły, interaktywna tablica, w kącie stojak z mapą. Skojarzenia z salką szkolną były nieuchronne. Mishimczycy ubrani jednakowo z czołami przepasanymi Hachimaki, tworzyli jednolitą drużynę "prymusów"...
Czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o Team six. Ci wyglądali bardziej na "chuliganów", no może z jednym wyjątkiem...
Pozornie grupa indywidualistów, nie pasujacych do siebie zupełnie. Prawda jednak leżała głębiej. Międzykorporacyjną hybrydę wiązało coś więcej, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka.

Pułkownik wszedł do sali pewnym krokiem, z miejsca zrobiło się jakby ciaśniej... Za nim jak cień podążał agent Kern, trzymając w ręku teczkę z dokumentami. Miny mieli poważne. - Znów to samo... - pomyślał "Rusty" - Ciekawe czy to będzie większe bagno niż na Wenus? Znał odpowiedź.

- Konsorcjum inżynieryjne Mayama... - "Task Force" natychmiast przeszedł do sedna sprawy - prowadziło odwierty na granicach Utraconych Prowinicji. Wszystko szło gładko... do pewnego momentu... Odnaleziono jakąś szczelinę , uskok, nieznany krater, nie wiemy dokładnie co.... Może jedno z dzieł dawnych budowniczych, pierwszych kolonizatorów Merkurego? Grupa badawcza wyruszyła na rekonesans. Jak się domyślacie nikt nie powrócił... Przepadł też oddział lokalnego Daimyō, który zainteresował się pracami prowadzonymi na jego terenie. Nasuwają się uzasadnione obawy, że Legion Ciemności uaktywnił swoje siły.
- Waszym celem będzie misja ratunkowa połączona ze zwiadem. Kartel niepokoi się zaistniałą sytuacją, a przedstawiciele Świętego Bractwa z katedry w Longshore przeczuwają, że kryć się za tym mogą mroczne intrygi któregoś z Apostołów...
Brat Marcus wytrzymał dłuższe spojrzenie Hardinga.
- Dwie drużyny sprawiają, że wzrasta szansa na powodzenie tego ryzykownego zadania. - odezwał się do tej pory milczący Kern. - Zespół wyselekcjonowany z jednostek Mishimy, pod przewodnictwem Tatsu, został wybrany osobiście przez Lorda Nozakiego. On też - wskazał na zadziornego Hatamoto.



zostaje głównym dowódcą i wasza ekipa. - skinął na Sarę. - musi podporządkować się jego rozkazom.
Konsorcjum przekazało również kilka kopii map geologicznych z rejonu gdzie prowadzono prace. Mogą się przydać, chociaż wyruszacie w nieznany teren jako eksploratorzy... Zbiórka za trzy godziny. Tatsu i jego towarzyszy proszę jeszcze o pozostanie w sali.

Wychodzili w milczeniu, obserwując wyraźny tryumf na twarzy młodego wojownika.

***

O ustalonym czasie zgromadzili się na dziedzińcu. Mishimczycy patrzyli wpierw ze zdziwieniem na Cervantesa chronionego przez pancerną skorupę, po chwili komentowali to między sobą ze śmiechem. Sami osłonięci byli przez lekkie pancerze, nie krępujące ruchów. Ich broń stanowiły w większości karabiny Kensai i miecze. Tatsu miał dodatkowo na plecach tajemniczo wyglądający pojemnik.

Śmigłowiec transportowy czekał na lądowisku.

- "Giretsu" to nazwa naszej drużyny tak też będziecie wywoływać nas w komunikacji. - poinformował Sarę młodzian, nim wsiedli do maszyny. - Wykonamy tę misję dla wiecznej chwały Cesarza Tysiąca Słońc! - zawołał, a odpowiedział mu chóralny okrzyk kompanów.
- Narwańcy i idealiści... - skomentował Braxton. - Tacy żyją wyjątkowo krótko...

Warkot wirników zagłuszył dalsze słowa.

***

W Longshore przesiedli się na kolej podziemną. Podstawiono dla nich specjalny skład. Na peronie kręcili się korporacyjni technicy i wojskowy personel. Wagony były przestronne i wygodne, dostosowane do transportu żołnierzy. Cortezowi zamarzył się normalny posiłek podlany piwem. Obiecał sobie, że gdy wróci znajdzie jakąś fast-foodową knajpę...

Ruszyli w sieć tuneli na spotkanie przeznaczenia. Derren i Marcus byli zaskoczeni, że nie zatrzymywano ich na checkpointach. Misja musiała mieć nadany priotytet. Nie odczuwali zawrotnej prędkości kilkuset mil na godzinę z jaką przemieszczali się w inną część planety...

***

Wysiedli na prowizorycznej stacyjce w niewielkiej jaskini. Opleciony siecią rusztowań peron wyglądał na świeżo wybudowany. Stalaktyty niczym zaostrzone włócznie wyrastały ze sklepienia, godząc w ich kierunku. Oddychało się ciężko, wentylacja musiała szwankować. Poza tym było gorąco.

Tunel o średnicy kilku metrów wydrążony w jednej ze ścian prowadził w czeluść rozjaśnioną bladym światłem pojedynczych diodowych lamp, wśród plątaniny różnej grubości kabli...

- "Team six", idziecie pierwsi! - zarządził Tatsu. - Meldować o wszystkim, co wyda się podejrzane. Ostrożność młokosa przy wcześniej deklarowanej pewności siebie zastanawiała. Albo zmądrzał w czasie podróży albo, co bardziej prawdopodobne, dostał jakieś odgórne instrukcje.
- Zanotowaliśmy intensywne rozbłyski słoneczne... - rozległ się w eterze tubalny głos Hardinga. - Magnetyczna burza i wiatr słoneczny mogą zakłócać łączność...
- Czyli jak zwykle, zdani na siebie... - mruknął niezadowolony "Puszka". - Po co taszczę na plecach to cholerne pudło?

***

Szli bardziej zaciemnionym odcinkiem, kiedy Braxton pierwszy zwrócił im uwagę na zbliżający się chrobot... Przygotowali się do spotkania z nieznanym. Nagle z góry spadł na nich segmentowy kształt. Powalił mistyka na ziemię impetem uderzenia, błyskawicznie oplótł odwłokiem nogi Dunsirna, unieruchamiając w uścisku. Jadowe szczękonóża wbiły się w nogę Corteza. Żołnierz poczuł przejmujący ból. Sara patrzyła zdumiona na okryte twardym pancerzem cielsko, które zaatakowało ich w ciasnym tunelu...

 
Deszatie jest offline  
Stary 10-02-2014, 21:50   #20
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Mallory nie był w dobrym humorze. Śniło mu się coś paskudnego. W sumie nie pierwszy raz i nie ostatni zważywszy na zawód jakim się parał. Rzadko kiedy jednak pamiętał to tak wyraźnie po przebudzeniu. Śniło mu się, ze przekrada się korytarzami Cytadeli jakiegoś mrocznego bóstwa. Nigdy nie był w Cytadeli lecz nie miał wątpliwości gdzie jest. Mroczne korytarze, ze ścianami jakby z żywej materii pulsujące zgniło zielonym światłem nie wyglądały mu na Katedrę. Do tego przytłaczający wrażenie otaczającej go Mrocznej Harmonii. Jeśli raz się doświadczyło, pamiętało się do końca życia. Skądinąd najczęściej krótkiego. Tym razem jednak wrażenie nie było tak przerażające i Mallory zastanawiał się czy może się na nią uodparnia. W sumie było by super. Drugą jego myślą było – „Gdzie jest do cholery reszta Szóstki?!” - Przekradał się trzymając w ręku swój miecz przed sobą jak tarczę. Nery miał napięte do granic i dochodząc do każdego skrętu korytarz spodziewał się nadziać na wroga. Nie miał pojęcia po jaką cholerę lezie do przodu zamiast uciekać. Może chciał sprawdzić co to za krwisto czerwone światło gdzieś tam w przedzie. Nie wiedział ile czasu zajęło mu dojście do wielkiej Sali. Na swój bluźnierczy sposób sala parodiowała główną nawę w Katedrze. Było nawet coś na kształt ołtarza. Wyglądało jak trzymetrowe, drzwi z czarnego obsydianu. I było tak kurewsko cicho, że słyszał każdy swój krok gdy zbliżał się do tych pieprzonych drzwi. Czuł pot spływający po plecach i każdy fragment rękojeści miecza, który ściskał jakby to miało go uratować. Gdy był już blisko zauważył jakiś ruch w kamieniu. Gotów na jakiś zdradziecki atak uniósł gardę i podszedł jeszcze bliżej. Dotarło do niego, ze w środku musi być zamknięty jakiś potwór. Widział go teraz wyraźnie. Stwór również dzierżył miecz i uśmiechał się głupio do niego. Mallory uznał, że miał wyjątkowo wredny wyraz pyska. Z czaszki wyrastały mu trzy rogi, ślepia miotały czerwone błyski co przy bladawej cerze nadawało stworowi iście przerażający widok.

Braxton nerwowo oblizał wargi i zobaczył, że tamten parodiuje ten ruch momentalnie. Wtedy do niego dotarło, że to nie stwór tylko jego odbicie. Spojrzał w dół na ręce trzymające miecz i dopiero teraz dostrzegł swoje szpony. Jak u stwora, który go zranił. Uniósł wzrok i spostrzegł, ze miecz jest cały we krwi. Ludzkiej krwi. Nie wiedział skąd to wie, ale był pewien. I wtedy się obudził. Siedział chwile spocony, trzęsąc się na pryczy. Jego ciało jednak pozbierało się nad wyraz szybko. Umysł dołączył po chwili.

„Nie trzeba było jeść dokładki. Cholerne owoce morza.”

***

By zając się czymś rano, no i zejść z oczu Sarze. Sprawdził cały sprzęt. Trzy razy. Efekt był cokolwiek dziwaczny. Oczywiście mnóstwo pluskiew, ale wszystkie produkcji Cybertronicu. Bez dwóch zdań robili najlepszy sprzęt, ale z tego co wiedział Mishima uparcie używała swojego badziewia. Pewnie zastanawiał by się nad tym dłużej, gdy coś innego nie przykuło jego uwagi. Cały sprzęt był zawszawiony oprócz Markusa. Podwójnie zastanawiające wszak Mishima ponoć nie kochała się z Bractwem. Fakt godny przemyślenia. Zachował go jednak dla siebie.
Odprawę i podróż po niej określić można było trzema słowami.
Nudy. Nudy. Nudy.
Druga drużyna była tak rozmowna i zabawna jak niektórzy agenci kartelu. Ci w gajerkach wycięci z żurnala.

***

Przestało być wesoło przed wylotem tunelu, do którego mieli zejść. No prawie. Tatsu błysnął dowcipem i zażartował, że Szóstka schodzi pierwsza. Po chwili okazało się, że jednak nie jest takim idiota jak się wydawało i wcale nie żartuje. Zebrał za to komplet ponurych spojrzeń i kilka mruknięć opisujących jego matkę i jej upodobania seksualne. Cichych mruknięć lecz bardzo opisowych. Większość autorstwa Braxtona.

Z ponurą determinacją szedł przed siebie lustrując bacznie okolicę. Teren był dosyć ciasny więc przesunął karabin na plecy i ściskał znowu swój miecz. Poprzednie zmagania z Legionem uświadomiły mu ich niezwykła żywotność i odporność na trucizny więc tym razem zaopatrzył się w inny zestaw. Zrezygnował z tych śmiertelnych na rzecz paraliżujących mięśnie. Mimo gównianej sytuacji jakaś cześć jego duszy cieszyła się na myśl, że będzie mógł sprawdzić swoje teorie empirycznie. Jeśli zawiedzie, może strącić swe życie. Podniecające uczucie. Zauważył, że jego wzrok wyjątkowo szybko dostosował się do półmroku. Ostatnio jego spojówki nie były w dobrej formie lecz ciemność tuneli działała na jego oczy kojąco. I ten cichy chroboczący dźwięk. Prawie jak kołysanka.

„Zaraz, jaki kurwa dźwięk.” – Zreflektował się gdy hałas się nasilił.

- Coś jest kurwa nie tak. – Jak zwykle w obliczu wroga zarzucił regulaminowe porozumiewanie się. Gdy liczy się każda sekunda lepiej być zrozumiałym, niż martwym. – Coś na nas lezie!

Niestety ciemności zmąciły mu słuch i nie zauważył, że faktycznie coś lazło, ale po suficie. Po chwili okazało się, ze jak zwykle wdepnęli w gówno. Jego układ dokrewny działał jak dobry samochód. Od zera do mordercy przyspieszał w mgnieniu oka. Mallory zawinął zgrabnie mieczem i trzymając oburącz wbił ostrze między pierścienie za głową robala. W sumie zgadywał, że to jest głowa bo tą stroną próbowało odgryźć nogę Corteza. Ostrze wlazło głęboko, a wiedząc jak żywotne są robale poruszał nim w lewo i prawo w nadziei, że przetnie mu kręgi zanim pancerz puszki puści w szwach. Profilaktycznie odpalił również dawkę trucizny w iniektorze zamontowanym w mieczu.
 
malkawiasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172