Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2014, 12:42   #81
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź został wyciągnięty i dostarczony do zamku - przy cichych sarknięciach nielicznych niezadowolonych na tyle, by jakoś to zaznaczyć. Wyprawiono ucztę.
W trakcie uczty ku czci dostarczycieli potężnej ilości mięsa – ach, no tak, i oswobodzicieli jakiegoś chłopskiego smarkacza – szczęśliwcy, których dopuszczono do stołu, co i raz chcieli, by powtórzyć im jakiś fragment historii.

Cios Magnusa zdobył mu powszechną aprobatę, padło jednak jedno pytanie, który wszystkich zdumiało. Zadał je Uisnech. Uisnech był Middenlandczykiem i otwarcie obnosił się ze swą wiarą w Ulryka i niechęcią do sigmarytów. Kiedy wpadał w melancholię, kończyło się to zwykle złamaniami kości, gdyż obiecał panu, że nikogo nie zabije, ani poważnie nie uszkodzi. Bez wątpienia był najlepszym wojownikiem na zamku – i przeważnie musiał na nim zostawać, gdy hrabia gdzieś wyjeżdżał. Wówczas dostawał melancholii. Po kilku zakończonych rozległymi obrażeniami próbach dowiedzenia się o nim czegoś więcej ustaliła się jego pozycja na warowni – samotnika, który jakiekolwiek relacje utrzymywał jedynie z głównym psiarczykiem. Wyglądało na to, że walki psów były jego hobby. Nie nadawał się do dowodzenia ludźmi i sam nie dawał się dowodzić. Rozpogadzał się tylko, jeżeli ktoś obraził hrabiego lub jego rodzinę, a jego pan nie zamierzał tej sprawy załatwiać dyplomatycznie. On to zwrócił się do Magnusa:
-Co czułeś, kiedy zadawałeś ten cios?
Szok, że się publicznie odezwał bez obrażania kogoś był mniejszy tylko od zdumienia, że Uisnech pytał o coś takiego, jak uczucia. Wszystkich paliła ciekawość, jednak nikt nie zamierzał się narażać, pytając o intencje woja.

Jakert odczuł skutki popularności, gdy poszedł do kowala, porozmawiać o rohatynie. Ten naprawił ją za darmo, lecz wyzwał drwala do siłowania się na ręce, gdy ten będzie czuł się na siłach. Podczas opowieści Jakerta mamrotał coś o dźwigniach i pracy nóg, i że można by się tym zająć. Jakert dowiedział się też od najmłodszego syna kowala, że miotał niedźwiedziem swobodnie jak ścierką na kiju i musiał sobie radzić z bandą nieletnich wielbicieli, którzy zamiast paść gęsi, wyrzucać gnój czy robić inne tego typu pasjonujące zajęcia, poświęcali swój czas, na – jak akcentowali to ich rodzice pomiędzy kolejnymi edukacyjnymi pasami – głupoty. Zainteresowanie przestawało być miłe, gdy Jakert musiał się wypróżnić, a jego uszu dolatywały pouczenia starszych chłopców dla gówniarzy, co według legend bohaterowie, oprócz siły, mieli dużego i ciekawe, czy to prawda.

Axel i Lang ściągnęli na siebie baczny wzrok kuzynki hrabiego. Axel, gdy mówił o ściągnięciu na siebie niedźwiedzia, a Lang, gdy mówił o zeskoku. To ostatnie wzbudziło powszechną wesołość, ale szlachcianka w niej uczestniczyła jedynie maskującym uśmiechem. Gdy rozmyślała o podejmowanym przez Axela i Langa ryzyku, wydawała się na nich patrzeć tak, jak księżna na swe dwórki, gdy ustala, które mają czuły słuch i cichy krok, które miłe buzie, które dałyby mata w pięciu ruchach i sprawiały przy tym wrażenie słodkich idiotek – i które łączą te cechy w jednej osobie. Taka żeńska wersja przeglądu wojsk przed bitwą. Uczucia, które wzbudzał taki przegląd można opisać jako złożone i sprzeczne. Jedno było pewne – przestali być anonimowymi, mobilnymi zestawami uzbrojenia reagującymi na rozkaz. Na dobre czy na złe.

Pieter , wydawałoby się, umknął zainteresowaniu szerszej publiczności, ale gdy chciał nabyć strzały, pokierowano go do Alaina. Alain był niegdyś znakomitym strzelcem, zdobywał dla herbu pana wiele nagród w turniejach. Obecnie opiekował się sprzętem strzeleckim hrabiego i jego rodziny, wyposażeniem pospólstwa się nie zajmował. To od niego Pieter wytargował zgrabny rabat w zamian za solidne strzały. Alain był pół-Bretończykiem, a legenda mówiła, że jak chodzi o długie łuki, są oni lepsi w strzelaniu od Hochlandczyków i Talabecklandczyków. Baby w kuchni natomiast mówiły, że Alain z pozycji jeńca wojennego zdołał dzięki swym zasługom nakłonić pana do wysłania jego dzieci do miast na nauki i dobrze je pożenić czy za mąż wydać. Zgadzały się do tego, że był przebiegły. Sam łucznik poprosił Pietera, by oddał kilka strzałów do tarczy i by odwiedził go czasem, jeśli będzie miał ochotę poćwiczyć.


Minęło kilka dni, spokojnie i sennie. Wszyscy oddawali się porannemu rytuałowi karmienia koni owsem. Zwykle robili to stajenni, a powszechnie znane powiedzenie, że w domu stajennego owsianka jest zawsze za darmo zwykle nie przeszkadzało, ale w przednówek konie dokarmiane owsem przez stajennych dostawały nagle przerażającego apetytu, a kwatermistrz nie chciał wydawać większej ilości zboża. Pozostawienie koni na samej trawie było kiepskim pomysłem, gdyż ich praca była mniej efektywna. Szczególnie tyczyło to konia bojowego Axela. Także to, co pozostawało, to zabierać worki obroku ze sobą i karmić nim wierzchowce osobiście, pod tęsknymi spojrzeniami koniuchów.

-Zbieg! Ucieka! Spod bramy! Do Lasu! Gońcie go! – Sapał dowódca straży, Udo Gerloch, wpadłszy znienacka do stajni. Przedwiośnie pozbawiło go sprej części kałduna, który sobie wyhodował na wygodnej służbie, ale po krótkim biegu wychodziły liczne wieczory z piwkiem. Pomimo swoich wad, cieszył się zaufaniem hrabiego.

-Przeklęty smarkacz! Na koń!

No tak. Łatwiej wydać rozkaz, niż wykonać. Konie nie są osiodłane. Siodłanie trochę zajmie (siodło 6 rund, sprawdzenie i poprawki 6 rund, uprząż 3 rundy, sprawdzenie i poprawki 3 rundy). Można założyć szybko, bez sprawdzania – ale co, jeżeli konia obetrze? Głodówka, nocna warta, dzień w dybach? Można też na oklep (zwykła jazda – bez testu, ale galop, manewry, walka – wymagają testu albo zsuwa się z konia). Z kolei ten „smarkacz” – kimkolwiek by nie był – musiał być szybszy od chłopaków stojących na warcie. No i kto normalny ucieka do lasu? Przecież tam wszystko, co złe!

No i co z owsem? Lepiej nie prosić Udo o przypilnowanie, bo się wścieknie - za ważny jest. A stajenni bardzo chętnie się zaopiekują, o tak...oczyma duszy już widzą owsiankę w swoich domach. Tyle, że bez owsa konie zmarnieją.
 
Reinhard jest offline