Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2014, 00:48   #77
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nas ft. Puff Daddy - You Can Hate Me Now - YouTube

Zabezpieczone magazyny Bronx.
Felipa skopiowała listę zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego Wayland ewakuował się w środku nocy nie poczekawszy na jej powrót? Wypadło mu coś pilnego? Wyszedł na chwilę? To się kupy i dupy nie trzymało. Ale teraz to miała średnie zapatrywania na powagę sytuacji. We łbie jej stukało, język stał kołkiem w gardle. Bullet zniknął nie dając jej czasu na reakcję na własną tyradę i zostawił Felipę półprzytomną, absorbującą przeciwbóle i rozmyślającą nad dalszymi alternatywami. Z odrętwienia wyrwał ją chrzęst otwieranych drzwi. Lexi.

Kiedy murzynka wyszła ze swojego pokoju Felipa czekała już w korytarzu z odrobinę zakłopotaną miną. - Posłuchaj Lexi... Wstawiłam się wczoraj. I zachowałam nieelegancko. Perdon.
- Wstawiłaś?! - murzynka prawie krzyknęła, a raczej zachowała w stylu zgodnym z kolorem skóry. - Zalana byłaś jak bela. - Machnęła ręką. - Zapomnijmy o tym, ale warto byś pokazała mu coś innego. Tyłek masz niezły, ale on musi widzieć w tobie coś więcej - wzruszyła ramionami, zamykając drzwi do swojego pokoju i kierując się na schody.

Felipa poszła za nią, choć musiała przełknąć resztki swojej skacowanej dumy. - Rzadko piję... ale teraz mam trochę problemów i... przyznaję, wyszło kiepsko. Nie chcę między nami nieczystej atmosfery. A co do Waylanda... Jest mi bliski i zawsze będzie ale nie jesteśmy już razem. Jestem związana z kimś innym - wyjaśniła sama się zastanawiając czy w ogóle mówi prawdę.

- Już dobrze, dziecinko - Lexi wyszczerzyła się, faktycznie nie wyglądając jakby chowała urazę. Czyżby te ostatnie słowa na to podziałały? - Tylko nie wplątuj go w kłopoty większe niż ma. Chociaż wiele o nich gadać nie chce. Nie pojawił się w nocy, co? Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Kręcą się tu czasami różne typy.
- Co masz na myśli? Jakie... typy?

- Narkomani, bezdomni, typki z ciemnych zaułków. To co zwykle - nie wydawała się tym tematem zaciekawiona. - Wczoraj jeden taki próbował się za mną na górę wcisnąć, wyobrażasz sobie? W środku miasta!

- Szlag... Mam nadzieję, że nikt nie dostał się do środka kiedy Wayland był tu sam... Muszę popytać w "Meduzie". Jeśli wyszedł z kimś to musieli minąć barmana.
- Pytaj. Ja muszę do pracy kochana, do zobaczenia wieczorkiem! - machnęła jej na pożegnanie, wychodząc z budynku.

Felpa była wrakiem. Mózg ledwo funkcjonował na zwolnionych obrotach. Doprowadziła się do ładu, zapakowała niezbędnik małego przepatrywacza slumsów i zwlokła się na parter do klubu. Barman, jak to bywa – najlepiej poinformowana osoba w okolicy, oświadczył, że owszem, Waylanda widział i najprawdopodobniej wyszedł w jej, Felipy, towarzystwie. Musiała się zaśmiać. Jak jej? Po głębszym przemyśleniu Jose, wielofunkcyjny i całkiem żywy operator baru sprostował, że mogła to być nie tyle Felipa co kobieta do niej niezwykle podobna. Ale jak podobna? Że długonoga i latynoska? To od razu podobna? Felipa była ewenementem i unikatem, jak jeden z tych szlachetnych kamieni, wielokrotnie fasetowanych i nazywanych skomplikowanymi imionami, wkładanych później za kuloodporną gablotę w muzeum i pilnie strzeżonych. Że Waylandowi mógł ktoś podstawić względnie wiarygodny falsyfikat i poszedł jak baranek na rzeź, pełne zaufanie i łykam co mi wtłaczacie do gardła niby tuczna gąska? Nie dowierzała. Mike znał ją nie z powierzchowności i ciętych zwyczajowych ripost ale kurwa musnął jej wnętrze. Zagubioną dziewczynkę, buntownika z wyboru, skomplikowaną w swoim nieskomplikowaniu, na przekór, bez zasad, uroczą, do wyrzygania przekorną, bo tak. Poznałby się gdyby stanął z impostorem minutę twarzą w twarz. Poszedł wobec tego z kimś innym, czego miał świadomość. Olał sytuację, jak wcześniej zapewniał, że na nią czeka ze ściśniętymi z oczekiwania pośladkami. Dla-kurwa-czego?! Nie pojmowała.

Spojrzała na zegarek. Miała niewiele czasu. Jin-Tieo oczekiwał.
Pod koszulką wymacała srebrny łańcuszek z dyndającą na końcu obrączką. Przyglądała jej się z pewnym niedowierzaniem ale w końcu zwlekła i nasunęła na palec. Niech tam tkwi. Błyszczący dowód jej hipokryzji. Walters ma pełne prawo być wkurwiony. Ale Felipa nie przyzna się do błędu. Ma na to za dużo gównianej ulicznej dumy, ociekającej podrabianym goldem i tanimi frazesami z czarnych mainstreamowych kawałków podbijających listy przebojów dla białych dzieciaków. I'm still, I'm still Felipa from the block. Jakby kurwa mogło istnieć coś poza nimi.

Taksówka podjechała pod parking. Wsiadła automatycznie, gubiąc po drodze podejrzliwość, błąkając myślami gdzieś daleko. Mógłby ją teraz zabić. Ten choleny taksiarz, albo inny pasażer. Przeciąć tętnicę i nawet by nie pisnęła gapiąc się w gumową wycieraczkę. Dno. Odpłynęła z niej latynoska waleczność. Przez kaca zapewne. Albo i nie.

Wysłała jeszcze wiadomość do Bulleta. „Nie żebym panikowała carino, ale Mike'a mógł ktoś porwać. Jeśli zniknę bez słowa zacznij się kurwa niepokoić.”
Obraz za szklaną szybą migał jak kadry cyfrowego aparatu grzejącego klatka po klatce. Jeszcze do końca nie wytrzeźwiała. Myśli rozbiegły się na wszystkie strony, zalał ją niepokój. Zdała sobie sprawę, że właśnie tkwi w samym środku bagna, z którego usilnie chciała uciec. Z którego chciał wyciągnąć ich Walters. Może miał rację z tym swoim potokiem żali. Ale mógł się z nią obejść delikatniej, była kurwa wrażliwą istotą, splotem dylematów, ułomności, niedociągnięć . Ale jakie to już miało znaczenie...

Co ją w ogóle obchodziła walka o władzę w dzielnicy będącej jedynie ropiejącym wykwitem na wielkim jabłku? Śpiąca królewna chuchnęła w zaszronioną szybę taksówki ziewając przeciągle. Śpiąca królewna i jej ściskane w dłoni zatrute trucizną jabłko. Jeden kęs i śpisz snem wiecznym. Pachnące czerwoniutkie jabłuszko.... Kusi. I gryziesz. Wracasz. Bo nie znasz nic innego. Bo lubsz kurwa jabłka. Toczone słodkimi sokami miejskich arterii, industrialny sad nieprzerwanie płynących informacji. Bajka nowej ery.

To już nie był jej dom. Nie miała domu. Chyba nigdy w zasadzie... Ciemne myśli przelewały się jak strumień płynnej smoły, przywodziły złe wspomnienia, złe intencje. Pieprzyć ich wszystkich. Niech ją nienawidzą. Wayland. Walters. Lexi. Nawet Bullet. Jakoś jej wszystko zobojętniało.
Świt się dopiero budził. Było jej zimno. Szczelniej opatuliła się skórzaną kurtką i przywarła czołem do zimnej samochodowej szyby. Oczy się lepiły. Morale, jeśli w ogóle jakieś miała, padały na łeb na szyję.

C.D.N
 
liliel jest offline