Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2014, 03:11   #47
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Sytuacja drużyny nie rysowała się w jasnych barwach. Zaatakowani przez przeważające siły rdzewiaczy najemnicy przeszli do defensywy, mając na uwadze zdrowie tak swoje jak i swojego metalowego ekwipunku. Wokół poszukiwaczy przygód zrobiło się nagle gęsto – stwory otoczyły ich tuż po tym jak znaleźli się w komnacie.

Potężny atak Grunalda chybił, krzesząc chmurę iskier na wykutej z ciemnego kamienia podłodze. W tym samym czasie Borys stawał na rzęsach broniąc swoje cenne wyposażenie przed smagnięciami rdzawych czułków. Uderzenia nie były wyjątkowo mocne i drewniana tarcza bez problemu przyjmowała na siebie ich impet, ale giętkie, podobne biczom odnóża były diabelnie szybkie i atakowały z niespodziewanych kątów. Wojownik wiedział że długo tego tańca nie wytrzyma – pot płynął mu po czole i gryzł w oczy.

Na szczęście flankę grupki osłaniały krasnoludy. Ów górski lud nie grzeszył co prawda nadmiarem wzrostu, słynął za to z praktycznych umysłów i pomysłowych rozwiązań problemów, czego świadkami stały się chroboczące wszędzie rdzewiacze. Dębowy stół okazał się niezłą obroną przed insektoidalnymi agresorami, zwłaszcza poparty muskułami dwóch krzepkich, ciężkozbrojnych brodaczy. Mimo to, odkryte łydki wojowników wkrótce pokryły się siateczką rdzawych nalotów – czułki najmniejszych ze stworów stworzyły pierzasty gąszcz na krawędziach improwizowanego pawęża, szukając w obleczonych w stal wojownikach łatwego kąska, powoli rozgryzając stół pracowitymi szczękami w strzępy.

Quinn i Neth posyłali w przeciwników strzałę za strzałą. Lotki furkotały niebezpiecznie blisko uszu i bioder ich towarzyszy, ale na takim dystansie trafienie w któregoś zakrawałoby na umyślne działanie. Wysiłki dwójki łuczników nie przynosiły jednak spodziewanego efektu – jeden ze stworów padł co prawda, przypominając raczej jeża niż pancernika, lecz chityna większych monstrów była zbyt gruba, a one same zbyt szybkie, by im porządnie zaszkodzić.

Największy ze stworów wydał z siebie ostrzegawczy skrzek, gotując się do szarży. Wyczuwając właściwy moment, Marcel zogniskował czar i komnata wnet zaiskrzyła się feerią tęczowych barw. Oślepione i zdezorientowane rdzewiacze zaczęły rzucać się i wpadać na siebie, mieląc szczękami i strzelając czułkami na oślep. Mama rdzewiacz zatoczyła się, blokując tłustym odwłokiem wejście do komnaty, stojąc między poszukiwaczami a drogą ucieczki.
 
K.D. jest offline