Grunald był zły, bardzo zły. Nie dość, że musiał walczyć z jakimś przerośniętym robactwem, jeszcze rozumiałby jakiegoś czerwia, czy inne oślizgłe pełzacze, ale nie te zżerające metal pluskwy. To jeszcze jego wypracowany przez lata treningu i praktyki cios chybił celu.
Gdy jeden z jego kompanów rzucił zaklęciem, po którym robactwo popadło w oszołomienie i zaczęło się ze sobą zderzać, osiłek zacisnął zęby i przygotował się do kolejne brawurowej akcji. Miał nadzieję, że tym razem będzie miał więcej szczęścia. Uniósł wysoko swój ciężki młot, ale tym razem chwycił za obuch, a nie za trzonek. Zrobił kilka szybkich kroków i wyskoczył w powietrze. Chciał wylądować na największym robalu i wrazić mu trzonek młota zakończony ostrzem, prosto w głowę. Lecąc w powietrzu, Grunald wrzeszczał bojowo:
- Na pohybel skurwolom!