Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2014, 22:35   #12
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nowa osoba w drużynie była dość niespodziewanym zjawiskiem. Zwłaszcza, że nie była to przydzielona dla nich "opiekunka do dzieci", z zadaniem pilnowania aby nie rozrabiali. Mistyk był ich częścią i miał potencjał, a konkretniej to jego sztuka mogła się okazać bardzo przydatna. Oby tylko nie okazało się, że Marcus ma jakieś problemy alkoholowe - Sara zauważyła, że nie żałował sobie Brandy, a to nie był słaby trunek... Zresztą nawet jeśli ma, to jego sprawa, nie jej.

Merkury. Sara była już na tej planecie, trzy razy. Takeru Nomino, Ayako Kora i dziewięcio-osobowa grupa zarządu "Kwiat bzu". Za każdym razem udało się wykonać powierzone jej zadanie. Wszystkie jednak miały miejsce w innej części planety, daleko od Longshore. Kobieta wiedziała więc, że znajdzie się na nieznanym terenie i niezbyt jej to odpowiadało. Nie wiedziała, czy będą mogli osobiście zrobić rekonesans, ćwiczenia i co tak właściwie mają tam zrobić.
Widok z pokładu statku kosmicznego był jednak nieziemski. Dzieło jakie wykonali pionierzy Mishimy robiło wrażenie. Urządzanie czegokolwiek na powierzchni Merkurego nie miało sensu, ale pod nią były tętniące życiem miasta, morza, pola uprawne, drogi i nie tylko. Zupełnie jakby ta kilkuset metrowa warstwa skały, w połączeniu z odpowiednimi filtrami, stanowiły barierę, pod którą znajdowała się - nie wypalona słońcem i promieniowaniem - ale w pełni żyjąca planeta... Choć oczywiście Bauhaus też miał się czym chwalić w swych osiągnięciach kolonizacyjnych.

Dolecieli na miejsce bez przeszkód. Odprawa jednak pozostawiała wiele do życzenia. Sara nie raz musiała przemycać broń przez kontrolę i nie było to dla niej problemem. Teraz jednak tego nie robiła. Owszem podróżowali pojazdem cywilnym, ale byli siłami Kartelu, wykonującymi powierzone im zadanie. Takie rzeczy jak odprawa po wylądowaniu powinny być załatwione szybko i bezproblemowo. Roboty papierkowej było jednak dużo. Cel wizyty: Businesses.
Ale to nie papierki były problemem. Niestety ich broń utknęła. Jako dowódca oddziału, Thorne dyskutowała przez dobre pół godziny na temat ich sprzętu, domagając się jego wydania. Większość ludzi posiada broń. Porucznik Kartelu z drużyną żołnierzy wykonujący zadanie, plus jeszcze przedstawiciel Bractwa - argumenty były silne, a ona zdecydowana. Niestety rozmówcy byli nieugięci i w efekcie okazało się, że Team Six tracili tylko czas. A Sara także nerwy. Owszem mogła starać się dalej i nawet sięgnąć po pewne środki perswazji, a czas ich poganiał. Miano ich odebrać i nie mogli się spóźnić na to spotkanie.
Brak broni, jakiejkolwiek broni, był bardzo nieporządany. Sara czuła się nieswojo, jakby bez jednej ręki. Najbardziej frasobliło ją to, że dowódctwo Kartelu nie zadbało o tak ważną i zdawałoby się prostą rzecz. Podobnie jak ich zadanie: kiedy u licha będzie porządna odprawa? Wszystko śmierdziało jakąś intrygą, a że byli na widelcu, to naprawdę źle to wszystko wróżyło.
Od razu jak spotkali się z osobami, które ich odbierały z doków, Thorne powiedziała im, że broń i sprzęt Teamu utknęły podczas odprawy. Nie wyrażała swojego zdania na ten temat, ale teraz to nie ona, a inni mieli się tym zająć.
Jakby na pocieszenie podstawiono dla nich dwie limuzyny. Można by pomyśleć, że jadą na pogrzeb, no ale cóż. A może tak zahaczyć o jakiś sklep z bronią? Nawet sprzęt Mishimy to lepsze niż nic... podobno. Niestety nie było na to czasu - choć nie gnali też na złamanie karku...
Auta były za to wygodne, przestronne i miały dobrze zaopatrzony barek. Miło, ale zaoferowany im luksus budził pewne obawy, gdyż był dość niespotykanym zjawiskiem. Zwłaszcza wobec nich i tego co mieli u Welianda.
Póki co jednak można było odetchnąć i rozejrzeć się dookoła. A miasto było naprawdę interesujące. Nie było to zaznajomienie się z terenem, ale pewne lokacje które mijali były dostatecznie charakterystyczne i widoczne, aby stanowić dobry punkt orientacyjny.
Do portu dotarli bez przeszkód i przesiedli się na poduszkowca Mishimy. Nadal nie mieli broni, ale to nie powinno w niczym przeszkadzać. Kartel powinien odebrać ich sprzęt i dostarczyć im, zanim rozpoczną misję.
Tymczasem wycieczka trwała dalej, a widoki mijanych wysp i postawionych na nich budowli, były równie interesujące jak opowiadania o nich. Sara nigdy nie była typem turysty, który cykał jedno zdjęcie za drugim, zachwycjąc się widokami. Nie mniej jednak, nie należało odmawiać sobie przyjemności, ani tym bardziej pozyskanych dzięki Kenshiro informacji - każda wiedza może się kiedyś przydać. No i w końcu nie tylko śmiercią człowiek żyje... Znaczy się: pracą.

Spokojnie zmierzali do celu, gdy nagle padły strzały! Zostali zaatakowani! Jedyne co Sara mogła określić z dużą dozą prawdopodobieństwa, to że nie mieli tu do czynienie z Legionem Ciemności. Szkoliła się w wykrywaniu Mrocznej Harmonii, a teraz nie czuła absolutnie nic. To zapewne była sprawka ludzi. Ale kto? Do tu się u licha działo?!
Wystawili ich? Cała misja była jednym picem na wodę? Ale były przecierz łatwiejsze sposoby na pozbycie się ludzi. Zresztą takich jak oni, najlepiej było wysyłać na niebezpieczne misje, gdzie mogą zrobić coś przydatnego dla korporacji. Niebezpieczne misje - tak, ale nie wystawiano by ich z pięściami przeciwko karabinom maszynowym. To nie miało sensu.
Bardziej prawdopodobne było, że ktoś dowiedział się, że są bezbronni i postanowił nie przegapić takiej okazji. To nie było takie trudne do wykonania, ani w pozyskaniu informacji, ani w wykonaniu ataku. Tylko po co, skoro nie mieli przy sobie nic cennego?
I jakim prawem, dali się wpakować w taką sytuację?! Aż tak ufali siłom Kartelu, że wsiedli na ich poduszkowca bez broni? Właściwie to był on Kartelu, czy Mishimy?
Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Powody nie miały znaczenia. Trzeba było działać, a to Sara dowodziła oddziałem.
Przede wszystkim powinni zdobyć broń. I wezwać wsparcie. Z tego co Sara się orientowała, na pokładzie znajdował się najwyżej pistolet na race świetlne. Jednostrzałowa broń o minimalnym stopniu rażenia. Nie umywało się do tego, czym dysponował ich przeciwnik, ale lepsze to niż nic.

- Głowy nisko. Zdobyć broń, choćby do walki wręcz - powiedziała zdecydowanie Sara, która sama padła na pokład, unikająć świszczących nad jej głową kul.
- Mallory, sprawdź co z rannym i pomóż mu - powiedziała spoglądając na ich doktora i wskazując ręką młodego Mishimiczyka, którego postrzelili jego właśni rodacy.
- Marcus, zabierz im ten karabin. Potraktuj go teleportacją, jak puszkę piwa - poleciła ich mistykowi. Gdyby udało mu się tego dokonać i mogli zrobić podobnie z pozostałą bronią napastników... To był ich pierwszy ruch, w walce, która nad nadciągnęła tak niespodziewanie.

Cortez zasugerował atak i skierowanie poduszkowca prosto na wroga. Słusznie! Sara zdawała sobie sprawę, że mieli mało czasu. Uszkodzone śmigło i przebity powietrzny “fartuch” powodowały, że tracili prędkość i zwrotność. Stawali się coraz łatwiejszym celem, nie wspominając o tym, że niedługo mogą zatonąć.
- Jeszcze nie, wystrzelają nas. Najpierw broń - odpowiedziała. - Derren rób uniki, gotowość do nawrotu. Marcus, liczymy na ciebie - dodała. Nie jeden by się poddał, ale oni do takich nie należeli - oni zaczeli działać.

Sara nie tylko wydała rozkazy. Nie tracąc czasu dopadła do radia. Tam gdzie płynęli, musiały być jakieś siły kartelu i powinny być jakieś łodzie... albo może artyleria? Wezwanie wsparcia było jak najbardziej na miejscu.
- Mayday! Mayday! Tu porucznik Thorne, transport z Heimburga. Zostaliśmy zaatakowani! Słyszysz mnie?! - nadała na ustawionej już wcześniej częstotliwości.
- Słyszę Cię. Gdzie jesteś? Jak sytuacja? - odpowiedział jej dość beznamiętny głos jakiegoś faceta. Sara odebrała wrażenie, jakby był trochę niezadowolony, że przerywa mu się picie bardzo ważnej cherbatki.
- Jakieś pięć kilometrów na północny zachód od Zakazanej Wyspy! Sytuacja tragiczna! Pospieszcie się, bo będziecie trzeba wyławiać nasze ciała z dna! - rzuciła szybko i mikrofon sam wypadł jej z ręki. Zdążyła jednak usłyszeć jeszcze jakieś potwierdzenie o przyjęciu zgłoszenia.
Sara nie wiedziała jak poważnie potraktują jej wezwanie, jednak cieszyła się, że nie natrafiła na obsługę automatyczną.

Miała nadzieję, że Marcusowi się powiedzie. Wówczas będą mogli przeprowadzić kontratak.
W przeciwnym razie, o ile nie wymyślą czegoś na poczekaniu, pozostanie im unikać ognia. A to oznaczało, że o ile wsparcie zaraz nie dotrze, to prędzej czy później wylądują w wodzie. A domyślać się można było, że ciężko będzie się dostać na pokład statku przeciwnika i pokonać ich - zwłaszcza występując z gołymi rękami, przeciwko karabinom. Ciężkie, ale zawsze możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 30-01-2014 o 14:06. Powód: Rozpisanie dialogu przez radio + poprawki.
Mekow jest offline