- Na bogów! - nie wytrzymała w końcu elfka. Nie miało już znaczenia czy są cicho. Sioban i tak darł się wniebogłosy.
- Ani mi się waż cokolwiek z nim robić Helvgrim! - wydarła się do dziury - zamęczysz go!
Ze wściekłym spojrzeniem odwróciła się do Lotara.
- Nic nie wiesz o zajmowaniu się rannymi więc zawrzyj gębę - wycedziła przez zęby. Lotar gadał jakby inna żywa istota, w dodatku jego kompan, była tylko przedmiotem i to na dodatek zbyt hałaśliwym. Być może Youviel żywiła pewną urazę do ludzi, jednak w tym przeklętym miejscu od wszystkich zależało ich przeżycie. Niemądry szlachetka postanowił zadziałać beż pomyślunku i ma za swoje. Jednak weszli tu razem i wyjdą razem.
- Potrzebne mi deski bądź drzewce albo drugi krótki miecz wraz z pochwą - powiedziała spokojniej ale ponuro - i twój nóż - wskazała na Wolfa - oraz spora ilość alkoholu. Dajcie co jeszcze wam zostało - sama przejrzała pozostałości tego co jej zostało po tym jak podwiązywała i opatrywała rannych wcześniej.
- Jakiekolwiek inne macie bandaże i szmaty dajcie - powiedziała ponownie rzeczowym tonem - zejdę go opatrzyć na tyle by przeżył podróż w górę. Jak dam znak wciągniecie go. Musicie ze sobą współpracować by mu się nic więcej nie stało po drodze. Potem go wyjmiecie i położycie na podłodze. Pod żadnym pozorem nie pozwólcie mu się ruszyć dopóki nie wyjdę. Zrozumiano?
Youviel stanęła na krawędzi studni. Spojrzała na niewielki okrąg światła dobiegający gdzieś z dołu. Usiadła i spuściła nogi. Wszystkie potrzebne rzeczy przytachała do plecaka lub schowała w jego wnętrzu. Cokolwiek nie udało się uzbierać z tej szybkiej zrzutki musiało wystarczyć. Jeśli nikt nie miał odpowiedniego miecza elfka posłuży się czymkolwiek innym, bądź noga będzie usztywniona tylko z jednej strony.
Na wszelki wypadek kobieta wciągnęła linę i przewiązała ją sobie w pasie.
- Powinniście mnie utrzymać - odparła na koniec podając zwój mężczyznom - pilnuj ich Lauro - rzuciła na koniec do fanatyczki. |