Stempel był do dupy. Za ciężki jak na taką imprezę. Owszem jak się zaszło od tylca robala to jebudu, po czym zostawała zielona plama i pokręcone nogi z czułkami. Ale już tak od przodu skurwle były za ruchliwe. Duda porzucił więc swoją broń i złapał razem z drugim khazadem za stół. Buciory po których kąpały rdzawniki były na szczęście skórzane, ale nie można powiedzieć żeby to nie wkurzało krasnoluda. Łypnął okiem na Yorna, a kiedy wokół uderzyła kaprawa magia i rozlazła się jak wszy po gaciach, popchnęli górną krawędź stołu szybko tak by spadła na kilku przeciwników, po czym Duda z mściwym uśmieszkiem wskoczył na blat tak by zmiażdżyć to co znalazło się pod spodem. Po chwili zaś wyłamał dwie nogi i z już poręczniejszymi pałami skoczył w wir walki. Słomka nadal bezpiecznie tkwiła przewieszona przez plecy.
Widział że strzelcom idzie do dupy, doskoczył więc do Netki by ją wspomóc. Kiedy zaś zobaczył że jeden z kompanów bierze się za ujeżdżanie, wskazał go paluchem.
- Ewakuacja. Nie wiadomo ile ich tam jeszcze siedzi pod ziemią! |