Drzewo w barwie krwi. Widziałem już kiedyś coś takiego. Ze dwa lata wstecz, Któryś dzieciak zbrzuchacił córkę gospodarza. Nie chciał stanąć do pojedynku, zbyt dobrze wiedział co go wtedy czeka. Ojciec dziewczyny posiekałby go dla samej zabawy, a w tej sytuacji...Przywiązali i jego i jego przyjaciela do konaru. I naszpikowali strzałami.
Złe, zle myśli. A przed chwilą było tak przyjemnie.
A te kolorowe liście? Tak jak na tych wszystkich starych fotografiach. Co zdjęcie to inny kolor. Nie tak jak teraz: zaśniedziała stal w rękach, rdza przeżerająca karoserię i spojrzenia barwy rtęci. A tam? Śnieżnobiała biel śniegu. Nie to gówno co tutaj. Błękit i zieleń były bezpieczne. Co to kiedyś znalazł? Taki mały klocek, plastikowy. Wsadziłem go w łapę Signitowi, on tym się bawił.
I spędziliśmy nad tym długie noce
Ostatnia elektronika która mi nie zaszkodziła. Chyba.
-Skrzynki? Powinny być na pace. Jak ci się chce, to weź też szpadel. Posadzimy sobie takie koło domu-
Szlag. Od ucieczki od Jane nie miał domu. Obaj nie mieli.