Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2014, 20:56   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny Kerm & Abishai

Ryozo rozejrzał się po pustym korytarzu, paradoksalnie bardziej uspokojony tym widokiem. Przynajmniej nie była to sztuczna maska nałożona na rzeczywistość. Ujął mocniej w dłonie karabinek samopowtarzalny, z którego obecności czerpał otuchę. Następnym razem, gdy napotka na wilkopodobne kreatury, będzie bardziej przygotowany.
Ryozo nie zmienił się tak drastycznie jak Sonny, niemniej jego wygląd


wędrownego buddyjskiego mnicha kontrastował z trzymanym w rękach egzemplarzem najnowocześniejszej techniki militarnej. Tuż za Ryzozo stała młoda dziewczyna ubrana w wariację na temat stroju miko i uzbrojona w miecz. Była rysunkowa i realna zarazem… wyjątkowe wyzwanie dla percepcji. Była też awatarem Ryozo.
Sakamoto spojrzał na Sonny’ego.
-Prowadź do tego dzieciaka. My będziemy cię osłaniać - rzekł spokojnym głosem.
W oczach Johna klinika wyglądała jak kwintesencja szpitalnej sterylności. W przeciwieństwie do Sony’ego i Ryozo, którzy nijak nie pasowali do białych ścian.
Swoją drogą John, w którym najwyraźniej odezwała się krew barbarzyńskich przodków, również nie pasował do otaczających ich murów. Tak jak i broń, którą trzymał w dłoniach. Zdecydowanie lepszy byłby potężny miecz.


- Możemy iść - stwierdził.

Szli i szli, powoli i metodycznie przeszukując każde pomieszczenie po kolei. Nie wyglądało na to, by miało się to szybko skończyć.
Jak się bowiem okazało Sonny nie potrafił zlokalizować poszukiwanego chłopaka za pomocą swej magyi. Ryozo miał nadzieję, że Hokorii przynajmniej wie jak ów dzieciak wygląda. Zresztą, nie było to zmartwieniem Sakamoto… Jego problemy wiązały się z wilczkiem i kałamarnicą, a nie z nastolatkiem faszerowanym psychotropami.
Dlatego narzucił reszcie kierunek wprost ku centrum szpitala, bowiem założył że tam też musi znajdować się centrum bariery okalającej budynek. Tam też muszą kryć się jakieś przesłanki za tożsamością maga, który ją stworzył.
Ryozo współczuł dzieciakowi i rozumiał motywy działań Sonny’ego, ale także miał tu własne sprawy do załatwienia.
Z początku szpital wydawał się dość schludny i pusty…zimny i bezosobowy budynek był przynajmniej naturalny. Nie napotykali jak dotąd, żadnych stworzeń… w tym i duchów. Najwyraźniej sferyczna bariera czyniła to miejscem bezpiecznym. Tylko… dla kogo została stworzona? I po co?
Dopiero po jakimś czasie napotkali widmo… odbicie żywego śmiertelnika po drugiej stronie rękawicy. Nie tej osoby jednak szukali, więc podążali dalej… ku centrum.
- Czy wy w ogóle wiecie, dokąd chcecie iść, czy też może będziemy się włóczyć po całej klinice? - spytał John. - Przydałby się nam jakiś plan budynku - dodał.
Nie najlepsza organizacja, pomyślał.
- Plan budynku niewiele by nam dał - zauważył Sony - Umbralne odbicie kliniki tylko częściowo przypomina rzeczywistość.

Hokorii przyznał to, co Sakamoto podejrzewał już od jakiegoś czasu. Choć Ryozo był w szpitalu raptem raz, czy dwa razy, jego uwadze nie umknęły drzwi i korytarze, których - dałby sobie za to uciąć rękę - w realnym świecie w tym miejscu nie było. Umbralna klinika nie była prostym odbiciem tej rzeczywistej.
Ryozo spojrzał na Johna i wzruszył ramionami dodając.
- Badamy teren, szukamy wskazówek, które są tu ukryte… Jaki plan mógłby w tym pomóc? Na żadnym z planów nie umieszcza się tego, co się chce ukryć w duchowym wymiarze.
Potarł podbródek dodając. - Dlatego może lepiej zacząć sprawdzanie od tych korytarzy, które nie istnieją w naszej rzeczywistości.
- Wtedy od razu byśmy wiedzieli, co jest niezgodne z planem - odparł John. - Ale może się dowiem dokładniej, czego szukamy? Żebym nie było tak, że nadepnę na wskazówkę i jej nie rozpoznam.
-Zobaczysz zapewne jak… się natkniesz.- odparł Ryozo zastanawiając się, jak właściwie wyszkolony był John, skoro zadawał takie pytania. I co właściwie umiał i wiedział?
- Tam, kawałek dalej, jest pokój, w którym może znajdziesz coś ciekawego. - John wskazał kierunek.
Ryozo wzruszył ramionami i udał się we wskazanym przez Johna kierunku. W końcu ten kierunek był dobry jak każdy inny.

Szli we wskazanym przez Johna kierunku. Choć Eteryta stwierdził, że to tylko kawałek, szli i szli, a końca nie było widać. Kilka razy Ryozo zdawało się, że któryś raz z kolei mijają te same drzwi, a przecież skręcali tylko raz, czy dwa. Ten budynek wyraźnie płatał figla ich zmysłom. Doktor Kaewe również to dostrzegł, nie mniej jednak był pewien, w którą stronę mają iść i nie przerwał marszu.

Ryozo był cierpliwy, podążająca za nim Riku spokojna. Niemniej Sakamoto zerkał na Sonny’ego… w końcu to on nalegał na pośpiech, w końcu to jemu zależało. Ryozo zaś w zasadzie nigdzie się nie spieszył. Za to obserwował otoczenie starając się dostrzec charakterystyczne punkty każdego korytarza, po którym przechodzili.
Japończyk martwił się… czy aby Sonny’emu starczy cierpliwości. I czy ta wędrówka miała dalszy sens dla niego. Nie mógł zajrzeć do świata rzeczywistego. Byli więc głusi i ślepi. Ryozo jednak szukał szczenięcia, które nachodziło go poprzez Umbrę, więc tym się akurat nie martwił.

Ponoć wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ta jednak była - przynajmniej według Johna - zadziwiająco kręta. Mimo wszystko był pewien, że w końcu dotrze do miejsca, gdzie znajduje się coś dziwnego, coś, co zwróciło na siebie jego uwagę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline