Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2014, 23:06   #24
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Pisany z Ali

Sáurio spojrzał w kierunku wejścia do bazy, musiał zostać zauważonym bowiem ktoś ruszył w jego stronę. Andoird? Cyborg? Z tej odległości nie mógł stwierdzić jednoznacznie z czym będzie miał do czynienia. Za nim pojawiło się dwóch ludzi, jak zauważył przez wizjery pancerza. Nie wiedział czy się cieszyć, czy też na odwrót, ale taka pomoc była lepsza od żadnej. Czekał aż „rezydenci” podejdą bliżej.
Pierwszy przy nich był cyborg, jego „ego” wydawało się mniej sztuczne. Sáurio gardzili czymś takim, tak samo jak SI, WI i właśnie cyborgów. Jakiś załogant zauważył go, wycelował w niego karabin, cyborg się zatrzymał. Aed Rast musiał się obrócić do ludzi i ich uspokoić, nie wierzył że są tak silnie uprzedzeni sáurio, ale widać było ich sporo nawet w takich czasach.
- Jestem Goedwin aed Rast, mamy rannego i mój pokładowy lekarz potrzebuje lepszego sprzętu, pokierowano nas tutaj. Jesteście w stanie pomóc? – gadzie oczy wlepiły się w te syntetyczne w oczekiwaniu odpowiedzi – Obiecujemy odlecieć jak tylko nasz pilot znów wstanie na nogi.
Mózg cyborga trawił informacje i chyba się zastanawiał. Bez większego trudu, z użyciem statku on i jego oddział mogliby spacyfikować to miejsce, ale aed Rast nie chciał więcej rozlewu krwi, która jeszcze nie zdążyła zaschnąć na jego szablach.
- Niech pójdzie za mną. Pomożemy wam tak jak będziemy umieli – padło w końcu, a wszystkim wokoło spadł kamień z serca.
Lekarz, ranny pilot na noszach oraz dwóch innych załogantów ruszyło za biologiczno-stalowym ewenementem.

Daniels z zaciekawieniem obserował mijającą go grupkę. Wśród idących znajdował się również Hertz, który zmierzył spojrzeniem łowcę. Joe mógł przysiąc, że nie kryła się w nim sympatia. - Joe Daniels, łowca głów. Moje uszanowanie - skinął głową blondyn, kiedy wreszcie podszedł do sáurio stojącego na trapie. Można było odnieść wrażenie, że człowiekowi brakowało tylko kapelusza, którego ronda mógłby dotknąć w tym śmiesznym powitalnym geście spotykanym u niektórych ludzi. Koszulę, w którą był ubrany, pokrywały liczne plamy krwi. Nie wyglądał na rannego, a jego pogodny, uprzejmy wyraz twarzy również nie wskazywał na odmienną sytuację. Na ramieniu ciążyła mu torba, w rękach niedbale trzymał strzelbę, zaś kilka kroków od niego trzymał się zdezorientowany młodzieniec. - Ciężki dzień? - zagadnął blondyn, jak gdyby nigdy nic. Pomimo wyciągniętej broni, nie zdawał się być wrogi.

- Goedwin Al-Raszada vin Tealkiddin aed Rast, kapitan na służbie Zjednoczonego Królestwa Sáurio – jaszczu również skinął głową, imitując powitanie człowieka.
Na zapytanie, czy dzień był ciężki, odmruknął potakując głową:
- Wyjątkowo od kilku miesięcy…

Łowca ze zrozumieniem pokiwał głową i uważnie przyjrzał się okrętowi. - Piraci? Ostatnio stali się kompletnie bezczelni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie atakowałby waszego statku. Już dawno powinno się wzmóc kontrole w tej części galaktyki, ale nikomu się nie śpieszy do wzięcia tego ciężaru na własne barki. - Mężczyzna mówił, lekko mrużąc oczy, czy to z gorąca, czy w akompaniamencie do poważnego tonu, który przybrał. Brzmiał, jakby ten problem naprawdę spędzał mu sen z powiek. Zaraz jednak na powrót się rozchmurzył. - Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale interes to interes, a wasze pojawienie się tu jest dla mnie, jak znak od Boga. - Wzniósł oczy ku niebu, nie dając po sobie poznać, czy ta religijna gadka to tylko żart. - Mój statek pozostawia wiele do życzenia. Potrzebuję paru części i najchętniej sprawnych rąk, które naprawiłyby to i owo za mnie. Zaoszczędzę sobie paru przekleństw i trochę podreperuję nerwy. No chyba, że cenicie się ponad moje miary. - Uśmiechnął się serdecznie, gwałtownym ruchem podrzucając ześlizgującą mu się z ramienia torbę, by z powrotem trafiła na swoje miejsce. Sáurio mógł zauważyć, jak chłopak z tyłu wzdryga się na ten widok i gada coś z obrzydzeniem pod nosem. Sam chyba nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

Było tylko kilka ras, które nie miały kompletnie mimiki, a niestety ludzie mimikę mieli bardzo ostrą. Sáurio nie musiał się wysilać aby dostrzec że mały blondyn coś kombinuje, ale nie chciał wchodzić w dywagacje na temat celu w jakim to robi. Była mowa o cenie, a główny inżynier bez problemu z pewnością dałby sobie radę z tym, o co mu chodzi. W końcu nie był sáurio, miał o wiele większe doświadczenie z nie tylko jaszczurzymi okrętami.
- Dobrze, pomożemy Ci – oznajmił – I tak trochę tu zostaniemy, rekonstrukcja ciała mojego pilota pewnie zajmie chwilę czasu.
Kapitan cofnął się młodego chłopaka by przez zaciśnięty na przedramieniu komputer wydać polecenia załodze. Czterej żołnierze mieli za zadanie zabezpieczyć okolice statku, Kehmler Xiyli miał zobaczyć co ze statkiem człowieka, lekarz przeprowadzał pod opieką cyborga chyba swój najtrudniejszy zabieg w życiu, a reszta załogi dostała zielone światło na rozerwanie się, choć wiedział że w bazie archeologów nie znajdą zbyt wiele do roboty. Może chociaż pograją w karty z jakimś personelem, albo coś w tym stylu.
- Twoim statkiem ktoś się zajmie. Tymczasem, możesz mi powiedzieć co to za miejsce, co tu szukają i czy coś już znaleźli?

Daniels wzruszył ramionami i sięgnął do kieszeni koszuli. O ile poszycie statku nie było łatwopalne - a być nie mogło - albo sáurio nie umierali od dymu - a ich obecność w barach wszelskiej maści była najlepszym dowodem temu przeczącym - nikt nie mógł zabronić mu zapalić. Nim zdobył się na jakąkolwiek odpowiedź, zaciągnął się kilkukrotnie papierosem. - Nie wiem. On też pewnie niewiele wie, patrząc po jego nieogarniętej mordzie - powiedział, ruchem głowy wskazując na najemnika, który oddalił się na kilkanaście metrów i żywo dyskutował przez komunikator, nerwowo zerkając w stronę rozmówców. - Dopóki nikt nie wyznaczy nagrody za ich głowy, nic mi do tego. Mogę się tylko domyślać, że oficjalnie chodzi o jakieś starożytne cywilizacje, zresztą czym innym zajmowaliby się archeologowie? W każdym razie musi to być coś cennego, skoro kopią na tej parszywej planecie, a pewna badawczyni była bardzo nie kontent z mojego przybycia. Współpracują zanadto chętnie, nie robią żadnych problemów... chcą się jak najszybciej pozbyć obcych, a mnie to nie przeszkadza. - Spojrzał z ukosa na jaszczura, powoli wypuszczając dym z płuc.

Sáurio patrzył na człowieka lekko z góry, papieros mu nie wadził, w kantynie sami jaszczuro-ludzie palili ich tradycyjne ziela z Tuliusa. Było też sporo alkoholu, ale było to raczej tylko piwo sáuriońskie. Kapitan pokiwał głową, przyjmując wiadomości.
- Czy są tam jakieś mapy galaktyczne? – wskazał dłonią w kierunku obozu archeologów, a potem zdjął z głowy hełm – Może się przejdziemy? Służę w Ekspedycyjnej Flocie, poszukuję nie zamieszkałych planet i układów. Jestem w stanie zapłacić za informację o takiej planecie i wszelkie mapy, nawet starożytnej rasy.

Człowiek zaśmiał się ochryple i pokręcił głową. - Obawiam się, że nie jestem tam dłużej mile widziany. Powiedzmy, że... kiepsko zacząłem z nimi znajomość. - Joe myślał przez dłuższą chwilę. - Mimo wszystko powinienem być w stanie ci pomóc. Jeśli jesteś zainteresowany, zapraszam na moją fregatę. To kawałek stąd. Twój załogant sprawdzi, co z moją naprawą, a my obgadamy sprawę map i informacji. Co ty na to, kapitanie?

Sáurio bacznie obserwował człowieka, co mogło głupio wyglądać, ale utwierdzało go to w przekonaniu, że Daniels nie planuje nic głupiego. Mimika nawet potrafiła zgubić.
- Nie widzę problemu, prowadź. Ty – wskazał na drugiego pilota – Przejmujesz dowodzenie na statku na czas mojej nieobecności.

Danielsowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Należało łapać swoją "srokę" za ogon, póki się nie rozmyśliła. Mężczyzna zszedł z trapu, rzucił resztkę papierosa na rozgrzaną ziemię i z ironicznym uśmieszkiem pożegnał się z młodym najemnikiem: - Czołem, pozdrowienia od Sergiu! - Poklepał dziarsko torbę i przez chwilę myślał, że ten "niewinny" żart skończy się dla niego tragicznie. Ochroniarz ograniczył się jednak do potoku przekleństw, który płynął, aż łowca nie zniknął mu z oczu. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiła się "Funny Valentine". Fregata, która na pierwszy rzut oka zdradzała, że lata świetności ma za sobą.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline