Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2014, 14:08   #21
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Niech Ci będzie - Sam podszedł do drabinki i zaczął schodzić ku czerni, która zakrywała dno.
Drabinka była śliska, jakby pokryta resztkami smaru, czy czegoś w tym rodzaju. Dodatkowo była dość ciepła co detektyw od razu odnotował jako coś zupełnie niecodziennego.
Po chwili stanął na ziemi. Piach był też ciepły, a właściwie to chyba gorący bo przez buty czuł jego temperaturę.
-Robi się gorąco! - krzyknął widząc nad sobą całkiem zgrabny tyłek Pani archeolog.
-A zamknij się! - odpowiedziała w swoim stylu - I tak wiem, że gapisz się na mój tyłek!
Sam wzruszył ramionami. W końcu co miał robić skoro na dole wiało nudą.
-Nie rozumiem czegoś... - zaczął rozmowę nim ich przewodniczka zdążyła zeskoczyć z kilku ostatnich szczebli - Przecież te ruiny zostały odkryte przez poszukiwaczy wraków. Dlaczego więc kopiecie w kopalni?
-Bo wrak był na jej dnie i oni tutaj zeszli - odpowiedziała beznamiętnie - Ktokolwiek inwestował w wydobycie nie lubił szastać forsą. Towary z dna kopalni wyciągały małe wahadłowce typu "Raptor", a wrak jednego z nich jest tu do dzisiaj - pokazała palcem w stronę dalszej części tej pieczary, tam gdzie mrok zasłaniał wszystko - O tam jest.
-Aha... - Sobiesky odpowiedział głupkowato kwitując wszystko trzema literami, jego doszukiwaniu nieścisłości poszło na marne... Chyba że kłamała.
Serbs nie traciła czasu. Szarpnęła go za ramię i wskazała miejsce gdzie idą. Na koniec ordynarnie pchnęła go choć jej wątła figura nie była w stanie przesunąć żołnierskiego ramienia nawet o centymetr.
-Tam! - pokazała ostentacyjnie
Sambor odchylił płaszcz, teraz to on robił to samo co przed chwilą zrobił policjant. Chciał mieć swoje blastery pod ręką bo w końcu nigdy nie wiadomo kiedy w ciemnej i opuszczonej kopalni mogą się przydać.
Poruszali się do przodu w milczeniu. Słychać było tylko oddechy i wiatr wyjący gdzieś w górnych partiach tej jamy. Mrok systematycznie gęstniał co powodowało, iż Sobiesky co raz gorzej widział choć dostosował implanty do warunków nocnych. Niewielki mechanizm w jego źrenicy obracał się kilka razy, aż w końcu wyświetlił mu komunikat o awarii. Pierwszy raz od dziesięciu lat się zepsuł.
Nie widząc nic na dalej niż pół metra, zatrzymał się i otworzył komunikator. Światło hologramu rozmyło mrok, a policjantowi i pani archeolog ukazał się pusty pulpit przyozdobiony tapetą najnowszego modelu Ferrari Gallactic.
-Będziesz teraz wiadomości pisał!? - Jennifer wyryczała oburzona
-Coś muszę widzieć... - Sam odpowiedział spokojnie, choć nerwy powoli mu puszczały
Odwracając się do swoich kompanów zobaczył, że Serbs była co raz bardziej poirytowana zupełnie jakby chciała by to wszystko się już skończyło i by mogła wrócić do bazy zająć się resztą zamieszania. Niestety na jej drodze stał upierdliwy prywatny detektyw, który na domiar złego teraz dosłownie stał w miejscu i nie ruszał się.
-No dalej! Idziemy! - popchnęła go znowu
-Zaraz tylko zobaczę gdzie... - światło hologramu nie było silne, ale wystarczyło by dostrzec kontury prymitywnych, chyba glinianych zabudowań znajdujących się w pieczarze - To te znalezione budynki?
-Tak - odpowiedziała zmęczona - Konstrukcja z tutejszej, glinopodobnej substancji. Dość prymitywne. Cywilizacja prawdopodobnie lokalna.
Sam nie podejmował rozmowy po prostu ruszył dalej przypatrując się przez chwilę niewielkiemu otworowi w ścianie jednego z budynków. Pomyślał, że to musiały być drzwi co oznaczałoby, że mieszkańcy tych niskich domków byli wyjątkowo małymi istotami.
Nie zastanawiał się jednak nad tym. Po prostu ruszył dalej oświetlając sobie drogę światłem hologramu.
Po kilku minutach milczenia doszli do jaskini, którą za cel wyznaczyła Serbs. Wejście do groty zastawione było zakurzonymi gratami, które ciężko było rozpoznać w mroku. Gdy podeszli bliżej Sam dojrzał minikoparkę, przenośne wiertło na platformie gąsienicowej, dwa może trzy dezaktywowane boty robocze - identyczne jak te, które widział w bazie. Do tego było jeszcze kilkanaście skrzyń, jakieś płyty, wyłączone oświetlenie. Wszystko pokryte kurzem, nieruszane od miesięcy albo nawet dłużej.
Detektyw nie mógł oprzeć się ciekawości i podszedł do jednego z botów. Przyłożył palec do jego płyty piersiowej i przeciągnął go po niej zostawiając białą smugę.
-Długo nieruszane? - sam nie wiedział jak zagadać o ten temat, więc po prostu spytał
-Prace przeniosły się głębiej. Większość tych rzeczy nie było nam już potrzebnych - krótka odpowiedź wydawała się wręcz zbyt zdawkową
-Od dłuższego czasu ciekawi mnie kilka spraw. Czy będziemy mogli porozmawiać z resztą archeologów?
-Wchodzimy do jaskini. Tam - Jennifer nawet nie udawała, że chce odpowiadać na to pytanie. Może już czuła, że dawno przestała być wiarygodną.
Sam spojrzał na Belmonto, który wyglądał jakby brał wszystko na zimno. Może to wyćwiczona poza, którą nabył jako śledczy, a może rzeczywiście był takim twardzielem, że to go nie ruszało? Sambor nie wierzył, że policjant nie uznał za dziwne widoku jaki ukazał się ich oczom. Nie wierzył też, że nie zauważył lepkiej substancji na szczeblach drabinki - drobnego, ale wyraźnego śladu, że ktoś tędy się przemieszczał. Pytanie po co skoro wejście do jaskini wyglądało na zupełnie opuszczone.
-Pani Serbs... Gdzie spotkaliście tego łowcę nagród? - Sam spytał jakby było to zupełnie naturalne pytanie
-Na górze. Po wyjściu - znowu wskazała ręką nieprzenikniony mrok przed nimi - Musimy tam iść.
-Po co?
-Bo tam macie swoje cholerne odpowiedzi!
-W jaskini, w której nikogo nigdy nie było! - Sam przestał bawić się w kurtuazję
-Tutaj ostatni raz widziałam Kai i jeśli chcecie ją znaleźć to musicie...
-Musimy wejść do stacji, w której autoryzujecie nielegalnych?
Jennifer Serbs pierwszy raz od kiedy ją poznał zrzuciła z twarzy maskę. Teraz była autentycznie zaskoczona.
-Mamy tam zajrzeć i zobaczyć, że najemnicy, którzy Was ochraniają to szumowiny z PT 37, które ściągacie do tej bazy, ubieracie w mundury najemników wynajętych w celu ochrony załogi naukowej, a później tylko czekacie aż wasi hakerzy na Marsie stworzą im idealne podróbki awatarów wirtuanetowych? Co? To mamy zobaczyć pani Serbs!? - kobieta widocznie już zrozumiała, że Sam wie więcej niż by chciała, ale postanowiła grać dalej
- Panie Lakkai! Ten człowiek to jakiś wariat! - rzuciła się z płaczem na szyję policjanta - On mnie oskarża o jakieś chore rzeczy!
-Uważaj na gnata - rzucił od niechcenia w stronę policjanta - Wracając do tematu Pani Serbs. Nie chcę być gołosłownym. Na komunikatorze mam informacje o Marcusie Hertz, czy właściwie Roy'u Rolls, poszukiwanemu w całym Związku Ziemskim renegatowi, który dopuszczał się takich rzeczy jak ludobójstwo, udział w nielegalnych akcjach zbrojnych, handel bronią, zamachy polityczne, podżeganie do buntów, szpiegostwo na rzecz obcych agencji wywiadowczych. Lista jest długa.
Sobiesky skończył swój wywód. Chciał usłyszeć co do powiedzenia ma pani Serbs jednak ona nie wydawała się poddawać.
-Jesteś walnięty! Wy cholerni kontraktorzy publiczni! Macie jakieś tam uprawnienia, ale działacie na własną rękę! Tylko biegacie i szukacie podstaw żeby oskarżać innych ludzi i dostawać za to pieniądze! Prywatni detektywi, łowcy nagród, korporacyjni śledczy! Tfu! - podczas całej tyrady nawet nie oderwała się od Belmonto, jedyne co się zmieniło to jej ton kiedy zwracała się do Sambora - Panie Lakkai, pan jest uczciwym policjantem! Proszę mi pomóc!
-Kim są ludzie w bazie i gdzie są osoby, które powinny się tam znajdować? Chciałbym o tym porozmawiać z innymi archeologami. - Sam drążył dalej - I skoro już szczerze rozmawiamy, to jak można wyjaśnić, że firma Inter Security Ltd. od ponad roku zgłasza śmierć praktycznie każdego najemnika, który tutaj przylatuje? I dlaczego podwykonawcą do spraw rekrutacji w Inter Security Ltd. jest firma zarejestrowana na nazwisko Joe Losh? Przecież Joe Losh to pani fałszywy awatar w wirtuanecie, prawda? Połączenia mówią same za siebie. A no i jeszcze jedno. Skąd zbiry, które przywiozły tutaj Pani ulubionego policjanta - nie darowałby sobie gdyby nie mógł wtrącić odrobiny sarkazmu - wiedziały gdzie znajduje się stacja? Przecież jej status mówi wyraźnie, że jest to poufna lokalizacja. Nikt bez rządowej licencji nie może poznać położenia obiektu, a tutaj widać, że bez problemu można sobie po prostu podjechać, postrzelać - Sobiesky przerwał na chwilę - Czy to Pani pomogła Kai rozpłynąć się w powietrzu?
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 27-01-2014 o 14:53. Powód: stylistyczne poprawki
Volkodav jest offline  
Stary 28-01-2014, 13:38   #22
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
- OK, OK, spokojnie - chwilę zanim pani archeolog rzuciła się na niego, Belmonto wypluł papierosa i patrzył na dogasający czerwony punkcik. Siedemdziesiąt kilogramów niebrzydkiej kobiety uczepiło się go w teatralnym geście, jak nastolatka chcąca wyprosić przysługę u nadopiekuńczego ojca.
- Ten człowiek oskarża mnie o jakieś straszne rzeczy! - zawodziła Jennifer, a Sambor referował własną, rozbudowaną teorię na temat wykroczeń popełnianych w obozie.
Jedna z kilku rzeczy, na które Lakkai był uczulony, to nadmierne dramatyzowanie. Normalnie mógłby uznać, że Serbs zwyczajnie próbuje grać na emocjach (i to kiepsko), ale w tym wypadku był bliżej zdania, że jeszcze raz dała dowód swojego niezrównoważenia.
- Proszę mnie puścić - uśmiechnął się najbardziej profesjonalnym uśmiechem, jaki posiadał, jakby takie sytuacje zdarzały mu się co dzień. Nie zdarzały się, ale nie należało się nad tym zatrzymywać. Delikatnie odepchnął od siebie kobietę, żeby odzyskać swoją osobistą przestrzeń. Cofnęła się bez oporu, a on sprawdził odruchowo broń, która spokojnie tkwiła na swoim miejscu.

Teraz mógł błysnąć profesjonalizmem i potrzebował tego, żeby dodać własnym działaniom pewności siebie.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni, pogmerał chwilę i wyjął czarny przedmiot przypominający długopis, lub mazak. Płynnie wyciągnął pistolet i wkręcił maleńką latarkę w odpowiednie miejsce pod lufą. Sprawdził oba tryby działania: wąski promień światła sięgający do 20 metrów naprzód, lub bardziej rozproszony, odsłaniający najbliższe otoczenie w szerszym spektrum.
Włączył drugi i poświecił wokół. Serbs splotła ręce na piersi i czekała chyba wciąż na spełnienie swojej prośby (a może żądania?). Parę kroków za nią, Sobiesky stał przy zabarykadowanym ejściu wgłąb jaskini i oglądał graty w świetle swojego hologramu.

- Sugeruję pozwać go za naruszenie dóbr osobistych - powiedział, zgodnie zresztą z prawdą - Policja nie zajmuje się pomówieniami. Pominę już fakt, że jestem tu jako osoba prywatna, tak jakby. Dopóki nie zagrozi pani czymś... nieetycznym - zawiesił głos, zerkając na najemnika. "Nieetyczne groźby", należało podejrzewać, należały do szerokiego wachlarza środków, jakimi się posługiwał - nie widzę problemu.
Kiedy stała wciąż, wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi, Lakkai przeszedł do botów roboczych i skrzyń, poświecił na wejście za nimi - zamknięta metalowa ściana. Absurdalność sytuacji była niewyobrażalna i nawet dziecko zauważyłoby, że coś zostało pominięte, przemilczane.
Korzystając z tego, że dotąd szedł na końcu, przyjrzał się wszystkiemu uważnie, słuchał wszystkich rozmów i wnioskował. Nie znał się na kopalniach, ani ich pojazdach, więc nie potrafił określić jaka część opowieści była prawdziwa. Operował tylko na faktach: jaskinia była nieoświetlona, faktycznie porzucona, lub maskowana. Ziemia emitowała ciepło typowe dla niektórych złóż lub technologii. Brak było śladów jakichkolwiek prac archeologicznych z prawidziwego zdarzenia. Bo i kto miałbyje robić, jedna kobieta na powierzchni kilku hektarów?
- Ujmę to tak - Lakkai mówił dyplomatycznie, chciał doprowadzić ją do współpracy. Musiał mówić jasno - Cokolwiek tu odstawiacie nielegalnego, to wasz problem. Zatrudniacie przestępców? Po PT-37 nie spodziewałbym się czegoś innego - pominął uwagę, że zdawali się zadać sobie specjalny trud w ściągnięciu najbrudniejszych szumowin dostępnych w szarej strefie - Powiedz, co tu jest.
Jennifer zacisnęła zęby, wyprostowała rękę i pokazała palcem:
- Tam. Macie. Swoją. Kai - warczała, niby powtarzając lekcję tępym uczniom.
Kiwnął głową, widząc, że mogą albo wrócić, albo doprowadzić tą szopkę do końca. Byleby szybko.
- Prowadź - pokazał jej - I wcale nie dlatego, że chcę popatrzeć na twój tyłek - nie miał zamiaru nigdy więcej odwrócić się do niej plecami. Choć była o głowę niższa i sprawiała wrażenie niezdolnej do podjęcia udanej ryzykownej akcji, budziła w nim ostrożność. Zazdrosna konkubina szefa gangu, przywódczyni kilkuosobowej sekty, pielęgniarka szukająca zemsty po latach za zranienia z dzieciństwa - wszystkie je łączył zadziwiający potencjał i pomysłowość, gdy szło o odwalenie zimnej, zaplanowanej zbrodni. Na tym etapie Lakkai był blisko dopisania do listy pani archeolog strzegącej swoich podziemnych skarbów.
Chciała się kłócić, ale zdała sobie sprawę, że nie prowadziło to donikąd. Popatrzyła na jednego i drugiego; Belmonto odnotował, że Sambor miał się na baczności, trzymał dłonie w pobliżu broni.
Serbs wzruszyła ramionami, odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się głośno, od razu ruszając do przejścia. Zdmuchnęła warstwę kurzu z najbliższego bota roboczego i otworzyła jego panel kontrolny na korpusie. Poruszała palcami, wpisała coś i za skrzyniami szczęknął metal. Bot był tylko dekoracją?
Przeszła zręcznie między skrzyniami, a za nią wsunął się Lakkai, trzymając broń w charakterze lampy. Przedtem jednolita i masywna ściana, łatwo dała odsunąć się na bok z głośnym skrzypieniem. Pluskający dźwięk pod butami, popatrzył w dół: znowu maź, ta sama co i na drabinie. Była w paru miejscach na drzwiach, na podłodze, na jego rękach. Benzynopodobny zapach i drobnoziarnista struktura powiedziały, z czym mieli do czynienia: suportezyd. Substancja spotykana przy rożnorakich procesach wymagających konserwacji. W podstawowej wersji, bezsensownie drogi smar do jeszcze droższych sprzętów, po pewnym ubogaceniu, świetny przewodnik dla struktur cybernetycznych, podstawa kontruktów bioelektroniki, lub odżywka dla organizmów żywych. Składu Lakkai nie znał, ale wiedział, że w czymś takim trzymali czasem ciała postrzelonych ofiar, bo substancja dawała ogromne szanse przedłużenia funkcji życiowych i opóźnionej reanimacji.
W tej sytuacji? W tej sytuacji suportezyd mógł znaczyć wszystko.
Minął obskurne drzwi i chwilę rozglądął się, zanim skupił wzrok. Przed nim otwierała się właśnie kolejna jaskinia, wielkości średniego magazynu. Schodziło się do niej kilkoma schodkami i Jennifer dokładnie to zrobiła: zostawiła buty i płaszcz przy drzwiach i z podwiniętymi nogawkami dobiegła już do połowy jaskini. Zmrużył oczy, przesunął latarką, dostosował rozproszenie. Serbs brodziła prawie po kolana w kisielowatym żelu, machała do niego ręką i pokazywała na coś za nią. Nie krzyczała, nic też nie mówiła. Dopiero wtedy poświecił dalej i przyjrzał się.
- Ja. Pitolę - powiedział tylko, patrząc ponad głową pani archeolog. Otrząsnął się i obrócił - Panie Sobiesky? Chyba, chyba trzeba tam nas dwóch, proszę to zobaczyć - zanim najemnik przecisnął się między skrzyniami, Lakkai chłonął widok.
 
bayashi jest offline  
Stary 29-01-2014, 19:19   #23
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z piwnicy, Vincent ruszył dalej, już ostrożniej wybierając drogę. Nie chciał znów spaść do jakiejś piwnicy czy innego dołu, a tym bardziej jeśli było by tam więcej tych robotów.
Po około 10 minutach odezwał się Glorb:
- Poszukałem w sieci o tej twojej maszynce. Trochę to zajęło, jakieś zakłócenia.
- No i co znalazłeś?
- O to chodzi że nic. Nikt nigdy takiego modelu nie produkował. Nawet nie oficjalnie.
- Jak to nic? Nigdzie ich nie widzieli?
- No mówi ci że nie. Musiały być produkowane, a nawet i wymyślone tutaj. Może mieszkańcy tej planety nigdy nie wyszli poza swój układ, może nawet nie opuścili tej planety.
- Pięknie. To gdzie się podziali? I co tu się do cholery stało?
- Nie mam pojęcia. Ale lepiej się pośpiesz i sprawdź tamten wrak. Chcę już spieprzać z tej planety.
- Jasne. Bez odbioru.
Pół-karrianin rozejrzał się po okolicy.
- Gdzieśmy trafili? - powiedział cicho do siebie, po czym ruszył dalej.

****

Po wyjściu zza jednego z budynków Vincent zauważył rozbity statek. Pomimo tego że nie prezentował się najlepiej, to nie wyglądał na uszkodzony, ale pół-karrianin nie był mechanikiem, nie znał się na tym a i tak z tej odległości jaka go dzieliła nie mógł powiedzieć dokładnie.
- No jeszcze trochę. - popatrzył się na niebo - ściemnia się powoli, chyba przenocuję w środku, o ile wejdę.
I poszedł dalej w kierunku wraku. Gdy zbliżał się do kanonierki poczuł że coś tu nie gra, jego wyczulone zmysły i lata praktyki mówiły mu wyraźnie że nie jest tu sam. O ile roboty były w stanie jakoś go czasami zmylić, o tyle żywym organizmom już nie było tak łatwo. Szybko odwrócił się, pierwsze co zobaczył jeszcze w trakcie obrotu, to wymierzona prosto w niego strzelba. Chwycił ją jednym płynnym ruchem, jakby od samego początku, zanim jeszcze ją zauważył chciał to zrobić, i wyrwał ją z rąk właściciela, a w zasadzie właścicielki jak po chwili zauważył. Lynianka była zaskoczona jego szybkością, On był zaskoczony że to lynianka. Ale doświadczenie wzięło górę nad reakcjami, doskoczył szybko zanim była w stanie cokolwiek jeszcze zrobić, podciął jej nogi żeby upadła na ziemie i wycelował w nią strzelbę. Poprawił swoją pozycję nad nią na bardziej stabilną, by gdyby chciał go podciąć nie udało jej się to.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - zapytał.
- O to samo mogłabym zapytać Ciebie.
- Tak ale to ja ma teraz wycelowaną w Ciebie strzelbę. Więc?
- Nazywam się Samino, rozbiłam się razem z przyjacielem, na tej planecie.
- To jeden statek. A drugi?
- To piraci, złapali nas jak przelatywaliśmy tędy.
- Super. - powiedział z sarkazmem w głosie. - Puszczę cię, nie chcę ci zrobić krzywdy, nazywam się Vincent, też jestem tu rozbitkiem. Wasz statek sprawny? - kiedy skończył mówić pomógł wstać Samino i oddał jej strzelbę.
- Tak, sprawny… prawie, podobno jakaś jedna rzecz jest uszkodzona. Właśnie chciałam iść poszukać jej. - powiedziała nie do końca ufając obcej osobie na nieznanej planecie.
- Odradzam iść samej, szczególnie na noc. Jeśli ci piraci przeżyli spotkanie z ziemią, a pewnie przeżyli sądząc po tym że wy żyjecie rozbijając się czymś takim, to oni są stanowią jakieś zagrożenie. Po za nimi są jeszcze co najmniej dwa inne na tej planecie, natknąłem się na jakieś nie znane roboty, no i jeszcze jest jeden Lurpek, bardzo nie bezpieczny. A teraz chodźmy jeśli nie masz nic przeciwko przenocować u was.
- Nie nie mam, ale jak tylko…
- … zrobię coś podejrzanego odstrzelisz mi łeb, wiem. Nie bój się nie zamierzam. A teraz skontaktuję się ze swoim przyjacielem, Ty prowadź.
Gdy lynianka ruszyła Vincent poszedł za nią, włączył komunikator.
- Glorb, znalazłem wrak, działa wszystko poza jedną częścią. Później ci powiem dokładniej co i jak. Aha, uważaj bo poza naszym więźniem jeszcze piraci się rozbili. W razie czego wiesz co robić.
- Tak jasne. Idź i załatw co masz do załatwienia a potem wracaj. A teraz idę spać. - Niberr rozłączył się.
- Denerwujesz mię czasami. Wiesz? - powiedział pod nosem Vincent.
- Coś nie tak? - zapytała Samino.
- Nie, nic. Niberr. Wiesz jacy są czasami denerwujący?
- Wiem, jak pewnie każdy.
Kiedy po kilkunastu minutach doszli do statku Kel’turan był przerażony widokiem, to co z daleko wyglądało kiepsko, z bliska było jeszcze gorszę. “Latająca trumna” przyszło mu do głowy.
- Przecież to ma z 30lat, ledwo kupy się trzyma. Jak wy tym chcieliście lecieć?
- To samo pomyślałam, ale jednak dało się jakoś latać. Chodź do środka.
W środku było trochę lepiej, nie licząc zwisających kabli w kilku miejscach z sufitu. Lynianka prowadziła go dalej korytarzami, kilka śluz były ewidentnie uszkodzono, poznał to po tym że były w połowie zamknięte no chyba że w połowie otwarte, zależy jak kto patrzył. Zaprowadziła go do ładowni w której zobaczył siedzącego i coś majstrującego Urka.
- To Farex mój przyjaciel. Farex to Vincent, inny rozbitek.
Vincent kiwnął głową na przywitanie.
- Vincent? Pół-karrianin pół-człowiek, ciekawe. Rzadko spotykane połączenie genowe. W jakim sensie rozbitek, jeden z piratów? I go tu wpuściłaś?
- Spokojnie podobno nie ma złych zamiarów.
W czasie jak oni się rozmawiali ze sobą, łowca głów rozglądał się po ładowni, w pewnym momencie jego wzrok spoczął na wielkiej, jak na początku pomyślał skrzyni, dopiero po chwili dotarło do nie go co zobaczył. Robot, wielki, stary chociaż w miarę dobrze utrzymany robot.
To go zaskoczyło, kto używa jeszcze tak starych modeli?
 
Raist2 jest offline  
Stary 31-01-2014, 23:06   #24
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Pisany z Ali

Sáurio spojrzał w kierunku wejścia do bazy, musiał zostać zauważonym bowiem ktoś ruszył w jego stronę. Andoird? Cyborg? Z tej odległości nie mógł stwierdzić jednoznacznie z czym będzie miał do czynienia. Za nim pojawiło się dwóch ludzi, jak zauważył przez wizjery pancerza. Nie wiedział czy się cieszyć, czy też na odwrót, ale taka pomoc była lepsza od żadnej. Czekał aż „rezydenci” podejdą bliżej.
Pierwszy przy nich był cyborg, jego „ego” wydawało się mniej sztuczne. Sáurio gardzili czymś takim, tak samo jak SI, WI i właśnie cyborgów. Jakiś załogant zauważył go, wycelował w niego karabin, cyborg się zatrzymał. Aed Rast musiał się obrócić do ludzi i ich uspokoić, nie wierzył że są tak silnie uprzedzeni sáurio, ale widać było ich sporo nawet w takich czasach.
- Jestem Goedwin aed Rast, mamy rannego i mój pokładowy lekarz potrzebuje lepszego sprzętu, pokierowano nas tutaj. Jesteście w stanie pomóc? – gadzie oczy wlepiły się w te syntetyczne w oczekiwaniu odpowiedzi – Obiecujemy odlecieć jak tylko nasz pilot znów wstanie na nogi.
Mózg cyborga trawił informacje i chyba się zastanawiał. Bez większego trudu, z użyciem statku on i jego oddział mogliby spacyfikować to miejsce, ale aed Rast nie chciał więcej rozlewu krwi, która jeszcze nie zdążyła zaschnąć na jego szablach.
- Niech pójdzie za mną. Pomożemy wam tak jak będziemy umieli – padło w końcu, a wszystkim wokoło spadł kamień z serca.
Lekarz, ranny pilot na noszach oraz dwóch innych załogantów ruszyło za biologiczno-stalowym ewenementem.

Daniels z zaciekawieniem obserował mijającą go grupkę. Wśród idących znajdował się również Hertz, który zmierzył spojrzeniem łowcę. Joe mógł przysiąc, że nie kryła się w nim sympatia. - Joe Daniels, łowca głów. Moje uszanowanie - skinął głową blondyn, kiedy wreszcie podszedł do sáurio stojącego na trapie. Można było odnieść wrażenie, że człowiekowi brakowało tylko kapelusza, którego ronda mógłby dotknąć w tym śmiesznym powitalnym geście spotykanym u niektórych ludzi. Koszulę, w którą był ubrany, pokrywały liczne plamy krwi. Nie wyglądał na rannego, a jego pogodny, uprzejmy wyraz twarzy również nie wskazywał na odmienną sytuację. Na ramieniu ciążyła mu torba, w rękach niedbale trzymał strzelbę, zaś kilka kroków od niego trzymał się zdezorientowany młodzieniec. - Ciężki dzień? - zagadnął blondyn, jak gdyby nigdy nic. Pomimo wyciągniętej broni, nie zdawał się być wrogi.

- Goedwin Al-Raszada vin Tealkiddin aed Rast, kapitan na służbie Zjednoczonego Królestwa Sáurio – jaszczu również skinął głową, imitując powitanie człowieka.
Na zapytanie, czy dzień był ciężki, odmruknął potakując głową:
- Wyjątkowo od kilku miesięcy…

Łowca ze zrozumieniem pokiwał głową i uważnie przyjrzał się okrętowi. - Piraci? Ostatnio stali się kompletnie bezczelni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie atakowałby waszego statku. Już dawno powinno się wzmóc kontrole w tej części galaktyki, ale nikomu się nie śpieszy do wzięcia tego ciężaru na własne barki. - Mężczyzna mówił, lekko mrużąc oczy, czy to z gorąca, czy w akompaniamencie do poważnego tonu, który przybrał. Brzmiał, jakby ten problem naprawdę spędzał mu sen z powiek. Zaraz jednak na powrót się rozchmurzył. - Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale interes to interes, a wasze pojawienie się tu jest dla mnie, jak znak od Boga. - Wzniósł oczy ku niebu, nie dając po sobie poznać, czy ta religijna gadka to tylko żart. - Mój statek pozostawia wiele do życzenia. Potrzebuję paru części i najchętniej sprawnych rąk, które naprawiłyby to i owo za mnie. Zaoszczędzę sobie paru przekleństw i trochę podreperuję nerwy. No chyba, że cenicie się ponad moje miary. - Uśmiechnął się serdecznie, gwałtownym ruchem podrzucając ześlizgującą mu się z ramienia torbę, by z powrotem trafiła na swoje miejsce. Sáurio mógł zauważyć, jak chłopak z tyłu wzdryga się na ten widok i gada coś z obrzydzeniem pod nosem. Sam chyba nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

Było tylko kilka ras, które nie miały kompletnie mimiki, a niestety ludzie mimikę mieli bardzo ostrą. Sáurio nie musiał się wysilać aby dostrzec że mały blondyn coś kombinuje, ale nie chciał wchodzić w dywagacje na temat celu w jakim to robi. Była mowa o cenie, a główny inżynier bez problemu z pewnością dałby sobie radę z tym, o co mu chodzi. W końcu nie był sáurio, miał o wiele większe doświadczenie z nie tylko jaszczurzymi okrętami.
- Dobrze, pomożemy Ci – oznajmił – I tak trochę tu zostaniemy, rekonstrukcja ciała mojego pilota pewnie zajmie chwilę czasu.
Kapitan cofnął się młodego chłopaka by przez zaciśnięty na przedramieniu komputer wydać polecenia załodze. Czterej żołnierze mieli za zadanie zabezpieczyć okolice statku, Kehmler Xiyli miał zobaczyć co ze statkiem człowieka, lekarz przeprowadzał pod opieką cyborga chyba swój najtrudniejszy zabieg w życiu, a reszta załogi dostała zielone światło na rozerwanie się, choć wiedział że w bazie archeologów nie znajdą zbyt wiele do roboty. Może chociaż pograją w karty z jakimś personelem, albo coś w tym stylu.
- Twoim statkiem ktoś się zajmie. Tymczasem, możesz mi powiedzieć co to za miejsce, co tu szukają i czy coś już znaleźli?

Daniels wzruszył ramionami i sięgnął do kieszeni koszuli. O ile poszycie statku nie było łatwopalne - a być nie mogło - albo sáurio nie umierali od dymu - a ich obecność w barach wszelskiej maści była najlepszym dowodem temu przeczącym - nikt nie mógł zabronić mu zapalić. Nim zdobył się na jakąkolwiek odpowiedź, zaciągnął się kilkukrotnie papierosem. - Nie wiem. On też pewnie niewiele wie, patrząc po jego nieogarniętej mordzie - powiedział, ruchem głowy wskazując na najemnika, który oddalił się na kilkanaście metrów i żywo dyskutował przez komunikator, nerwowo zerkając w stronę rozmówców. - Dopóki nikt nie wyznaczy nagrody za ich głowy, nic mi do tego. Mogę się tylko domyślać, że oficjalnie chodzi o jakieś starożytne cywilizacje, zresztą czym innym zajmowaliby się archeologowie? W każdym razie musi to być coś cennego, skoro kopią na tej parszywej planecie, a pewna badawczyni była bardzo nie kontent z mojego przybycia. Współpracują zanadto chętnie, nie robią żadnych problemów... chcą się jak najszybciej pozbyć obcych, a mnie to nie przeszkadza. - Spojrzał z ukosa na jaszczura, powoli wypuszczając dym z płuc.

Sáurio patrzył na człowieka lekko z góry, papieros mu nie wadził, w kantynie sami jaszczuro-ludzie palili ich tradycyjne ziela z Tuliusa. Było też sporo alkoholu, ale było to raczej tylko piwo sáuriońskie. Kapitan pokiwał głową, przyjmując wiadomości.
- Czy są tam jakieś mapy galaktyczne? – wskazał dłonią w kierunku obozu archeologów, a potem zdjął z głowy hełm – Może się przejdziemy? Służę w Ekspedycyjnej Flocie, poszukuję nie zamieszkałych planet i układów. Jestem w stanie zapłacić za informację o takiej planecie i wszelkie mapy, nawet starożytnej rasy.

Człowiek zaśmiał się ochryple i pokręcił głową. - Obawiam się, że nie jestem tam dłużej mile widziany. Powiedzmy, że... kiepsko zacząłem z nimi znajomość. - Joe myślał przez dłuższą chwilę. - Mimo wszystko powinienem być w stanie ci pomóc. Jeśli jesteś zainteresowany, zapraszam na moją fregatę. To kawałek stąd. Twój załogant sprawdzi, co z moją naprawą, a my obgadamy sprawę map i informacji. Co ty na to, kapitanie?

Sáurio bacznie obserwował człowieka, co mogło głupio wyglądać, ale utwierdzało go to w przekonaniu, że Daniels nie planuje nic głupiego. Mimika nawet potrafiła zgubić.
- Nie widzę problemu, prowadź. Ty – wskazał na drugiego pilota – Przejmujesz dowodzenie na statku na czas mojej nieobecności.

Danielsowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Należało łapać swoją "srokę" za ogon, póki się nie rozmyśliła. Mężczyzna zszedł z trapu, rzucił resztkę papierosa na rozgrzaną ziemię i z ironicznym uśmieszkiem pożegnał się z młodym najemnikiem: - Czołem, pozdrowienia od Sergiu! - Poklepał dziarsko torbę i przez chwilę myślał, że ten "niewinny" żart skończy się dla niego tragicznie. Ochroniarz ograniczył się jednak do potoku przekleństw, który płynął, aż łowca nie zniknął mu z oczu. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiła się "Funny Valentine". Fregata, która na pierwszy rzut oka zdradzała, że lata świetności ma za sobą.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 03-02-2014, 23:31   #25
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Takich dwóch jak nas trzech... - Sam chciał zażartować, nie widział tego co zobaczył policjant, i na razie był bardziej zajęty szukaniem sensownej drogi w zagraconym przejściu -Poświeciłbyś tutaj... Nieważne.
Gdy prywatny detektyw stanął obok policjanta z początku miał problem z ostrością widzenia. Cholerny implant wariował, a awaria skucesywnie osłabiała jego wzrok do tego stopnia, że zamiast widzieć lepiej niż naturalnymi oczami, widział gorzej. Najbardziej męczące było to, że jego źrenice wolniej dostosowywały się do warunków i gdy skierował wzrok w stronę smugi światła generowanej przez latarkę Lakkai'a zobaczył jedną, wielką, białą plamę.
-No co mam zobaczyć? - spytał nadal nie wiedząc o co chodzi policjantowi - Słabo widzę...
Sam powoli przyzwyczajał się do słabego obrazu jaki implant przekazywał do mózgu, ale mimo wszystko czuł, że coś tutaj jest nie tak. Zresztą to było oczywiste. Implanty nie wariują 'ot tak'. Coś musiało to spowodować. Może to, dlatego że zeszli pod ziemię? Nie pamiętał kiedy ostatnio był tak głęboko, ale właściwie co mogło by być w tym problematycznego dla pary bioinżynieryjnie zmodyfikowanych oczu z dodatkami cybernetyki? Jakiś sygnał? Promieniowanie?
Gdy ta ostatnia myśl przemknęła mu przez głowę przypomniał sobie obcego, któremu rzucił broń. Kiedy spotkali się po raz pierwszy na drodze... Coś tam się stało. Atrianin też to odnotował. Ale to było promieniowanie radioaktywne... Albo... Sam właściwie nie sprawdził dokładnie co 'to' było. Po prostu zauważył, że czujnik w komunikatorze pokazuje podwyższone wskaźniki 'promieniowania'.
-Trzeba było czytać do końca... Idiota... - warknął pod nosem
Na domiar złego oprócz postępującej ślepoty nagle dotknął go niesamowicie intensywny ból głowy. W mgnieniu oka, nie wiadomo skąd i jak, pojawiło się przytłaczające uczucie, które prawie zwaliło go z nóg. W ciągu setnych cześci sekundy stał się zupełnie bezbronny i wprost pokonany przez niesamowitą migrenę. Powoli nie mógł już wytrzymać. Ból narastał i stawał się nieznośny do tego stopnia, że detektyw musiał ukucnąć i mocno ścisnąć głowę żeby nie zacząć krzyczeć.
Igła wbijająca się w jego czaszkę nagle zniknęła. Za jednym razem wrócił też wzrok. Wszystko wróciło do normy. W pomieszczeniu zapaliły się światła.
-Musiałam to wyłączyć! - Serbs stała na środku wielkiej sali wypełnionej czymś co wyglądało jak kisiel - Teraz powinno być wszystko dobrze. Pan Lakkai chyba dalej jest pod wpływem!
-Co!? Cholera jasna! - Sam rozglądał się zdezorientowany - Dopiero teraz ogarniam co się stało. Łoł! - potrząsnął głową - Co on robi?
Spojrzał na detektywa, który cały czas patrzył się w dal na gołą ścianę. Jego oczy były szeroko otwarte, a z nosa spływała delikatna struga krwi.
-Każdy przechodzi to na swój sposób. Ja osobiście spożywam dużo Orionu i to bardzo pomaga - Serbs stała się bardzo wylewna - Dajmy mu chwilę.
-Orion, tak? To by wiele wyjaśniało - Sobiesky rozejrzał się po pomieszczeniu - Co to jest?
-Stara hala administracyjna - omiotła wzrokiem opuszczoną przestrzeń - Jak przyjechaliśmy było tu pełno pulpitów, starego sprzętu i beczki z tym kisielem.
-Czy Pani była by w stanie w końcu rzucić trochę światła na to co się tutaj dzieje?
-Nie mam latarki - odpowiedziała opryskliwym tonem - Zresztą to co się tutaj dzieje nie jest istotne. Szukacie Kai, a ona jest tu - wskazała palcem żelatynową masę rozlewającą się po podłodze
-Gdzie?
-Tu! Dosłownie tu! - uparcie wskazywała palcem półpłynną substancję - Leży tam z innymi.
Sobiesky nie dowierzał, że kobieta może mówić całkiem na poważnie choć jej głos i gesty wskazywały jakby mówiła serio. Sam spojrzał na Lakkai'a, który powoli dochodził do siebie. Wydawało się jakby wzrokiem szukał odpowiedzi na pytanie gdzie jest i co widział. Sambor postanowił zostawić go w spokoju. Zszedł kilka schodków w dół i spojrzał na substancję,
-Cholera... - wycedził przez zęby - Czy oni żyją!?
-Tak, tak. Spokojnie - Serbs machała dłońmi jak idiotka - To stan zawieszenia kriogenicznego, a konkretnie to coś do niego podobnego.
Prywatny detektyw nie zobaczył tam Coloney, ale widział co najmniej trzy inne postaci zatopione w brei. Dwaj ludzie, mężczyźni i jakiś nieczłowiek, którego rasy nie poznał. Wyglądał trochę jak Zug lub Baultuk, ale był wyższy i bardzo szczupły. Cała budowa ciała tego obcego wyglądał tak jakby naturalnym dla jego rasy była wyciągnięta, koścista sylwetka.
Sam zauważył, że może już normalnie operować implantem wzroku. W myślach wyregulował obraz, zwiększył ostrość. Szybko dojrzał kolejne osoby leżące dalej, bliżej centrum hali. Wszystkie postaci wyglądały jakby spały, chociaż niektórym nieregularnie i spontanicznie drgały kończyny. Te drgania czasami wyglądały jak niewinne skurcze, a czasami przeradzały się w konwulsyjne spazmy trwające kilka sekund. Śpiący owinięci byli wątłymi, purpurowymi nićmi, które oplatały ich w nieregularny sposób. Wyglądało to tak jakby te z nitek, które dotykały skóry wrastały w nią tworząc jakąś symbiotyczną konstrukcję z żywym organizmem. Całość wyglądał dziwnie. Nie była to technologia jaką Sam kiedykolwiek by widział.
-To co Pan mówił o Marcusie to prawda? - pytanie Serbs wyrwało go ze zdumienia - Co?
-Tajemnica śledztwa. Nie mogę mówić wszystkiego - Sobiesky nie miał zamiaru zdradzać jej swego blefu bo o Hertz'u wiedział tyle co cyborg sam mu powiedział. Oczywiście Sam czuł, że to co usłyszał to stek bzdur, ale nie miał żadnych dowodów. Reszta jego wywodu była prawdą, częścią ustaleń jakie poczynił on i Flix w ramach prowadzonej sprawy. Wiele z tych informacji miało też swoje źródło w Chrisie Coloney, a jemu można było już wierzyć bez mrugnięcia okiem - w końcu miał dostęp do takich baz danych o jakich zwykli śmiertelnicy mogą tylko marzyć.
-Rozumiem. Zawsze był taki tajemniczy... - mówiła ze spuszczoną głową
-To on tu dowodzi? - spytał wprost
-To zależy co ma Pan na myśli...
Jej odpowiedź była wystarczająca. Cała historia tej stacji była jakąś zagmatwaną plątaniną, której Sam nie chciał nawet dotykać. Szkoda by było gdyby jakiś przebrany za najemnika morderca wpakował mu nóż w plecy, a to co się tu działo nie było chyba aż tak istotne jak ustalenie co stało się z Kai.
-Gdzie ona leży?
-Tam dalej. Obok przełącznika.
-I co właściwie daje jej ten stan?
Serbs uśmiechnęła się tajemniczo. Jej wyraz twarzy był aż głupkowaty, ale wyraźnie zdradzał, że musiała ostro ćpać już od dawna.
Sam nagle przypomniał sobie o raporcie zagrożeń komunikatora. Otworzył holograficzny pulpit i przeszedł do archiwum. Tam znalazł wpis, którego ostrzeżenia nie doczytał wcześniej.
-Promieniowanie Barnsa... - spojrzał na Serbs - Promieniowanie telepatyczne? - nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, tylko jakiś jęk ze strony policjanta.
Facet przecierał dłonią twarz i spoglądał na Sambora z trochę nieobecnym wzrokiem.
-Słyszał Pan? - dopytał niepewny, czy Belmonto w ogóle kojarzy co się do niego mówi
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 03-02-2014 o 23:41. Powód: literówki itd.
Volkodav jest offline  
Stary 06-02-2014, 18:54   #26
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
- Promieniowanie telepatyczne, słyszałem - jakby ktoś zapalił mu przed oczami ogromny ekran, Lakkai zobaczył znowu wszystko w realnych kształtach. Jeszcze przed momentem na ich miejscu były tylko wirujące bezsensownie kolory nakładające się na siebie. Czasem wypływały z nich twarze, mówiły coś i odpływały. Ponad ogólnym hałasem, który obejmował cały umysł, przebijały się wciąż powracające zwroty, coś jak "To jest głodne" i "Pomóż mi" na przemian. Bezsensowne i nieprzyjemne zarazem.
- A co poza tym? - zapytał naiwnie. Sobiesky pokazał na zalegającą podłogę maź i Lakkai musiał dobrze poprzecierać oczy, żeby dostrzec w brei kontury pływających ciał. Przedtem nie zauważył ich, a nie wiedząc, nie przypatrywał się bliżej substancji. Teraz widział kolejne ciała, od niego, aż do maszyny, która okazała się być...no właśnie, co to było? Wytwornica promieniowania telepatycznego? A więc gigantyczny zakłócacz? A może gigantyczny odbiornik? Na pewno coś, co go przerastało i z czym niezupełnie chciał się mierzyć. Przyszli tu koniec końców po jakieś odpowiedzi co do Kai Coloney AKA Alice Ballistri - i odpowiedzi otrzymali, bardzo konkretne i bardzo niepokojące.
Kiedy tylko do Belmonto dotarło co do niego mówili, wskoczył bez wahania w kałużę suportezydu. Więc ona, która rzekomo miała być niemożliwie trudna do znalezienia i w wielkim niebezpieczeństwie, tak sobie tu leżała? I na dodatek, Serbs po prostu przyprowadziła ich tu jak wycieczkę, pokazała zabawki... Nie, to stanowczo nie było dobrze.
Lakkai podszedł blisko maszyny, ledwie zauważając ciepło i łaskotanie, które wywoływała substancja. Nie koncentrował się na licznych osobnikach z róznych ras i miejsc pochodzenia, choć części z nich nigdy nie widział, przynajmniej nie poza filmami i koszmarami. Najbliżej ściany emitera promieniowania, zaczął chwytać kolejne ciała za ramiona i lekko unosić je w górę, żeby zobaczyć twarze. Jedna, druga, trzecia, wciąż obce osoby.
"Pomożesz mi się wydostać, prawda?" - zapytał ktoś kobiecym głosem.
- Skąd? - Lakkai obrócił się do Jennifer, pewny, że to ona pytała, ale ta czytała coś na swoim komunikatorze, nic nie mówiła.
Spojrzał na Sambora, który choćby chciał, nie mógł mówić w ten sposób. Wzruszył ramionami i pochylił się żeby szukać dalej.
"Ona też jest głodna" - powiedział ktoś, ale innym głosem, męskim. Tym razem był pewny, że to Sambor, więc się nawet nie podniósł. Trzymał właśnie ramię kobiety, której przypatrywał się uważnie. Poznawał ją, była znajoma, ale to nie była Alicia. Kai Coloney, prawdopodobnie tak. Rysy twarzy się zgadzały, ale detale nie. Zamiast zielonych oczu, kobieta miała biało-niebieskie, brak było blizny biegnącej od szyi do tyłu prawego ucha, różnił się też kolor włosów. Chociaż wiedział już, że nie znalazł tej, której szukał, patrzył w zadziwieniu na tak podobną do niej kobiety, jakby jej siostrę, lub sobowtóra. Pozwolił podnoszącym się emocjom opaść, musiał się odezwać do reszty.
Odchrząknął i przeczyścił gardło, odsuwając na bok zawiedzioną nadzieję.
- Znalazłem ją. Jak ją obudzić? - i gdy tylko to powiedział, zastanowiło go coś jeszcze. Po co właściwie ci wszyscy ludzie tu leżeli poukładani jak eksponaty?
Próbował unieść Kai z ziemi, ale zobaczył odchodzące z jej ciała: głowy i brzucha cienkie kable. Widok takiego upodlonego i uprzedmiotowionego ciała kobiety prawie identycznej z jego dawną miłością obudził w nim poczucie sprawiedliwości. Rozejrzał się wokół: ci ludzie nie powinni robić tu za źródło energii, ani za żaden inny cel, cokolwiek tu się działo.
- Trzeba ich wszystkich odłączyć - powiedział cicho, jakby obwieszczał nieodwołalną decyzję. Jennifer zaśmiała się histerycznie i zaczęła wyrzucać słowa:
- Ocknij się! Myślisz, że możemy? Są tu potrzebni, o ile nie chcesz zostać tu sam. Przestań gadać bzdur. Możemy skomunikować się z Coloney przez interfejs, ale nie możemy nikogo odłączyć. Mamy jeszcze cztery minuty i muszę włączyć maszynę.
Belmonto wstał, otrzepał dłonie ze śliskiej mazi i obrócił się do Serbs. Nie lubił tego uczucia, kiedy wiedział, że musi zrobić coś trudnego, czego prawdopodobnie będzie żałował. To jak przy próbie ratowania życia gangstera pomimo wiedzy, że za chwile spróbuje on zabić tego, kto byłby na tyle naiwny by mu pomóc.
-Odłączaj, wszystko - Lakkai pokazał palcem na Jennifer, kładąc pewie dłoń na kaburze pistoletu.
"Właśnie tak" - powiedział ktoś.
- Właśnie tak - powtórzył Lakkai.
 
bayashi jest offline  
Stary 13-02-2014, 23:01   #27
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Sam przetarł dłonią twarz. Musiał sobie to wszystko poukładać, a brodzący po kolana w kisielu policjant mu tego nie ułatwiał.
-Mam nadzieję, że nie ześwirował - wycedził przez zęby
Sprawa wyglądał na porąbaną od samego początku, ale kiedy zszedł do tej kopalni okazało się, że kilkadziesiąt metrów pod ziemią odnalazł szczyt absurdu.
Przez chwilę zwątpił nawet, czy osoba leżąca tutaj to Kai. Wydawało się, że Belmonto był jakby rozczarowany widokiem odnalezionej kobiety i to trochę zastanawiało Sobiesky'ego. Na całe szczęście oblicze Coloney miał wryte w pamięć równie dobrze jak własne imię - setki godzin gapienia się na akta sprawy nie pozwoliły mu zwątpić. Ciekawe tylko kogo w takim razie szukał Lakkai? Jakieś wątpliwości nasuwały się w tych okolicznościach, ale Sambor pokojarzył fakty.
-Doskonały bailout z CSEL* - zwrócił się w stronę Jennifer - Resztę to nie wiem po co trzymacie. Czy to więźniowie, czy jacyś... sam nie wiem kto... Ale z Kai to piękne zagranie. Zostawić zachipowane ciało i po prostu wyskoczyć świadomością do wirtuanetu. Tak to wygląda prawda? Teraz pewnie skacze od klona do klona... Kto wie jak może wyglądać? Tak jak ona sama... tzn. jej ciało? Czy może jak przerośnięty heavy-G?
-Wie Pan... to nie ma większego znaczenia... - Serbs chowała się za sztucznym uśmieszkiem
-Fakt nie ma - warknął zagryzając zęby - Z kim rozmawiać o tym gdzie ona jest? Z Hertz'em?
Rozmowę przerwał Lakkai, który chciał by Jennifer odłączyła ludzi od maszyny, którą tu zainstalowali. Serbs odpowiedziała ostro, a swoje pięć groszy dorzucił jeszcze Sam:
-Nie wiem czy to ich nie zabije. Oni są odłączeni od swojej świadomości. Przynajmniej tak jest z Kai - zreflektował się - Właściwie to odłączenie może zabić ich ciała... pytanie co ze świadomością...
Sytuacja robiła się gorąca. Policjant położył dłoń na broni. Serbs zrobiła się wyjątkowo nerwowa. W powietrzu wisiała awantura.
I stało się. Kobieta nierozważnie rzuciła się na jeden z blasterów Sobiesky'ego. Stała na tyle blisko, że wystarczyło aby lekko wyciągnęła dłoń i już mogła zagarnąć gnata. Sam jednak miał refleks i szybko cofnął się o krok gdy tylko wyczuł, że archeolog coś kombinuje. Uderzeniem dłoni odtrącił jej rękę i sam wyciągnął blaster, który chciała zwinąć.
-No no no - pogroził palcem - Nie ładnie sięgać po gnata kolesia z Jericho. My lubimy nasze spluwy.
Jennifer była wściekła. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie - w środku dosłownie się gotowała.
-Szlag by Was trafił! - chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wybrała ucieczkę.
Ruszyła w stronę drzwi.
-Stać! - krzyknął
Serbs nie odpowiedziała. Odwróciła się tylko na chwilę z jakimiś szelmowskim uśmiechem i zniknęła w jaskini.
-Musimy ją złapać! - krzyknął rzucając się w pościg

*CSEL - Centralny System Ewidencji Ludności
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 13-02-2014 o 23:12.
Volkodav jest offline  
Stary 20-02-2014, 19:08   #28
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
"Teraz spokojnie, nie chcesz mieć problemu z najemnikiem" - zdążył pomyśleć Belmonto sam do siebie. Kiedy Jennifer rzuciła się na broń Sobiesky'ego i w wyniku porażki, wybiegła, na chwilę zostali we dwóch. Najemnik nie wyglądał na niebezpiecznego w tym momencie, chyba raczej równie zdziwionego.
Sprawa wyglądała trochę inaczej, skoro odłączenie ciał mogło zabić ich oryginalne osobowości, teraz podróżujące gdzieś po sieci. Lakkai nie znał się na tej technologii i nie chciał być odpowiedzialny za ostateczne odłączenie dziesiątek osobowości na skutek impulsu.
- OK, easy - opuścił broń w stronę ziemi tak, by Sambor to widział. W suportezydzie nie potrafił biegać i podziwiał nienaturalną gibkość Serbs, która praktycznie wyskoczyła z żelu. Słyszał jeszcze mokre odgłosy jej kroków, oddalały się szybko i nie było czasu do stracenia. Brakowało jeszcze, żeby wariatka porwała samochód i zostawiła ich tutaj. Policjant pracował grzbietem i całym ciałem, żeby wyrbnąć do wyjścia z kisielu. Zanim dotarł do schodów, zasapał się porządnie i dopiero wtedy przypomniał sobie o emiterze zakłóceń. Był wyłączony.
- Wa... Walić to - wysapał już na szczycie metalowych schodów, przy drzwiach. Zmęczył się jak po niezłym sprincie, choć pokonał kilkanaście metrów - Zabierze samochód - wykrztusił z siebie tylko tyle, ignorując zmęczenie nagle forsowanego organizmu. Teraz przypomniał sobie o potrzebie regularnych ćwiczeń formy. Pociemniało mu trochę przed oczami, ale obijając się od skrzyń, gnał dalej, choć nogi rozjeżdżały mu się dzięki śliskiej mazi, która oblepiała go po pas.
Minął skrzynie i graty ukrywające wejście, biegł wedle swojej najlepszej wiedzy przez ciemny korytarz, kręcąc niezręcznie latarką pod pistoletem, żeby ją uruchomić. Wątpił, że będzie potrafił dogonić zręczniejszą kobietę, ale wiedział, że jeśli dotrze na powierzchnię, przez długą chwilę będzie miał ją na celowniku i może zmusi ją do poddania się. Z wariatkami zawsze tak było, cholera, kończyło się bezsensownym bieganiem i jeśli udawało, to minimalnym szczęściem.
Nie widział nawet, o co się potknął, poczuł tylko jak jego kotka zahacza o coś, a reszta ciała leci pędem naprzód. Ledwie wysunął przed siebie dłonie, już widowiskowo uderzył w ziemię. Nie udało się uchronić całkiem, zarył twarzą w żwir podłogi i teraz wszystko kłuło, o utracie kierunku nie wspominając.
- Leżeć mięsko - tuż przy jego uchu odezwał się komiczny głos. Zacisnął dłoń na pistolecie i obrócił się za dźwiękiem, próbując kucnąć. Silne uderzenie spadło na plecy, jakby ktoś przeciągnął go gałęzią za karę. Zwinął się, ale próbował wytrzymać i sięgnął znowu po latarkę. W końcu wykonał odpowiedni ruch i pojawił się promień światła. Lakkai kipiał złością, ale oddychał przez nos żeby się uspokoić.
- Biała pani chyba nie lubi - głos był wysoki i skrzekliwy, jak dziecka udającego potwora. Właściwie powinien budzić uśmiech, ale nie w tych warunkach - Da ładny prezent za mięsko - Belmotno obracał się szybko. Nie wołał Sambora, żeby nie zdradzać jego obecności, więc musiał radzić sobie sam. Najpierw przeoczył dziwny kształt, bo chyba nie był gotowy coś takiego zobaczyć. Wrócił jednak do niego, kierując się ruchem na obrzeżu pola widzenia. To był drugi moment, w którym powinien by się uśmiechnąć ale naprawdę nie przeszło mu to przez myśl.
Niski, pokraczny potworek o ludzkiej sylwetce ale stanowczo nie ludzkim wyglądzie skakał wokół niego na małych, krzywych nóżkach. Miał pomarańczową, przechodzącą w zieloną skórę, całą kapiącą od błyszczącego szlamu. Dwa czarne oczka nad krzywą paszczą, a w krótkiej ręce patyk z uwiązanym na końcu kamieniem.
Lakkai potrząsnął głową, wycelował snop światła w to coś i czekał na jego ruch, żeby rozsmarować go na podłodze.
- Zostawi, zostawi, zostawi! - krzyczał karzeł, trzęsąc się, aż maź kapała z niego i bryzgała wokół.
Lakkai splunął smak krwi i piachu, który zalegał mu usta.
- Czym ty jesteś?! - Serbs na pewno dobiegała już do połowy drabiny, jeszcze chwile i nie będzie szansy jej w ogóle zobaczyć, a tu pojawił się jakiś mały sukinsyn. Po tym jak zaatakował, Lakkai zastrzelił by go bez mrugnięcia okiem, ale to coś mówiło, rozumiało go.
- Zrobi co mięsko powie! Przyda się! Niech nie odsyła! - potworek odrzucił na bok patyk, swoją jedyną broń.
"Nie zabijaj mnie, pokażę jak ją złapać" - wyraźnie i głośno usłyszał w swojej głowie Lakkai. Wspaniale. Oślizgły potrafił wchodzić do głowy. Może jednak trzeba było włączyć zakłócacz.
- Sobiesky, jesteś tu? Masz linę albo coś takiego? - karłowate obrzydlistwo stało posłusznie na swoim miejscu, ale mimo to Lakkai usłyszał znów w swojej głowie: "Wiem czego chcecie. Mogę rozmawiać z tamtymi" - jednocześnie śmieszna rączka potworka wyciągnęła się w stronę pomieszczenia, gdzie leżeli ludzie zatopieni w kisielu "Czasem chodzimy tam się z nimi pobawić. Mogę rozmawiać ze sztucznym człowiekiem i z białą kobietą. Czuję sztucznego człowieka nawet teraz, gotuje się do bicia i zabicia".
 
bayashi jest offline  
Stary 23-02-2014, 22:42   #29
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
- Oto moje królestwo, rozgośćcie się, proszę, zaraz do was wrócę – powiedział z uśmiechem, uznając, że tylko żartobliwe podejście do sprawy może jako tako uratować jego godność.
Saurio podobno wiedzieli o statkach wszystko. Daniels zastanawiał się, czy widzieli kiedyś takiego gruchota i czy nie stanowiło dla nich zagadki, jak to możliwe, że nadal może poruszać się w przestrzeni kosmicznej. Po rozejrzeniu się po wnętrzu fregaty, nie pozostawały żadne złudzenia co do tego, iż mieszka tu sam mężczyzna. Ubrania walały się tu i ówdzie, w kuchni rządziły tłuste plamy i okruszki, a w całości panował bliżej nieokreślony zapach. Jednocześnie wszelkie stanowiska pracy przedstawiały kompletnie kontrastowy obraz: panował tam idealny ład. Cały Joe – człowiek pracy.
Poszedł do kabiny łazienkowej, żeby zyskać sobie nieco prywatności i po kilku minutach przeklinania podczas próby nawiązania kontaktu, usłyszał:
- Czego! – nie było to nawet pytanie, tylko jasne wyrażenie niezadowolenia przez pozornie słodką nastoletnią blondynkę.
- Potrzebuję pomocy – wytłumaczył uprzejmie.
- Pocałuj się w dupę! Przecież przesłałam ci wszystkie potrzebne informacje.
- To już załatwione
– uspokoił ją.
- Pocałowałeś się w dupę? – zakpiła się. – To czego jeszcze chcesz?
- Oczekiwałem jakiegoś miłego słówka na wieść, że przeżyłem, no, ale mniejsza. To cię zainteresuje.

Zapadła chwila nieufnego milczenia, ale w końcu padło:
- Dawaj.
- Są tu ze mną sáurio
- Sáurio?
– rzeczywiście zdobył jej uwagę.
- …którzy poszukują – teraz coś dla ciebie – starożytnych cywilizacji. Potrzebują na ich temat informacji, wiesz, standard: co, jak, gdzie...
- Nieee…
– usłyszał ekscytację w jej głosie.
- Zdobyłem twoją pomoc?
- Mam warunek.
– Łowca westchnął, słysząc te słowa. Nie zapowiadały niczego dobrego. – Zabierz mnie ze sobą.
Daniels zmarszczył czoło i dopiero po kilku sekundach doszło do niego, o co młodej chodzi.
- Po pierwsze, chyba oszalałaś. Po drugie, przecież wcale nie powiedziałem, że mam zamiar się z nimi wybrać. Obiecałem im informacje, to wszystko. Mam przecież do zakończenia jeszcze kwestię tego twojego Serba.
- To zakończ ją i zabieramy się z nimi, proste – fuknęła rozzłoszczona.
- Dziewczyno, siedź na dupie i rób co do ciebie należy, po co chcesz się gdzieś pchać. Nie masz na ten temat najmniejszego pojęcia – warknął, powoli tracąc cierpliwość do jej dziecięcych zachcianek.
- Skoro tak, to uświadomię tych twoich sáurio, że nie są ci niczego winni, skoro ja mam odwalić całą robotę. Muszę się gdzieś wyrwać, bo oszaleję, rozumiesz? A dobrze wiesz, że to mnie kręci... Proszę, proszę, proooszęęę – jęknęła.
- Wrócimy do tego. Teraz załatw, co trzeba i zaraz cię z nimi połączę.
Rozłączył się i powoli wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. Do niczego nie będzie wracał, bo nie było o czym gadać. Wyszedł z łazienki i skierował się w stronę obcych. Na statku panował senny półmrok, tylko lampki wprowadzały nieco życia na okręt. Mógłby tu posprzątać, przemknęło łowcy przez myśl. W sumie nie spodziewał się gości i – prawdę mówiąc – w poważaniu miał ich zdanie, jednak sam zaczynał być zmęczony tym smutnym widokiem. Nie tylko mało co tu działało, to jeszcze wszystko wydawało się bardzo zaniedbane, a przez to ponure. Może gdyby chociaż…
Opamiętał się, trzęsąc blond czupryną. Spytał:
- To jak, twój człowiek przejrzał, co jest w stanie pomóc Walentynie? Dziewczyna nie jest może najmłodsza i najzdrowsza, ale mimo wszystko to moja dobra pani. Daje mi dach nad głową. Z naprawami chodzi głównie pierdoły, priorytet stanowią systemy bezpieczeństwa. – Po wstępie zawiesił głos, czekając na odbicie piłeczki.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
Stary 25-02-2014, 23:31   #30
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Pisany z Ali

Stwierdzenie że sáurio wiedzą o statkach wszystko, było wielkim błędem. Ale wiedzieli bardzo dużo o jednostkach pozbawionych nowoczesnych komputerów, tam gdzie SI zastępował cały czas mózg istot rozumnych. Nie interesowali się sztuczną inteligencją, no bo po co? Uważali że nic nie zastąpi statku tradycyjnego. Żadne elektroniczne błyskotki, tylko toporne i oblatane jednostki miały szansę zwojować obecny kosmos.
Statek najemnika był jedną z takich jednostek, a elektroniki były w nim tyle co na lekarstwo. A przynajmniej tej działającej. Z resztą główny inżynier nie był sáurio i dlatego aed Rast zrekrutował go na wyprawę. Po kilku ustaleniach powoli zabrał się do pracy.
Kiedy wrócił człowiek, główny inżynier wiedział już w czym rzecz i bynajmniej nie chodziło tylko o systemu bezpieczeństwa. Rzucił pod nogi przepalony przewód doprowadzający paliwo do silników.
- Rozgrzane paliwo uciekało przez ten przewód i przy okazji topiło okoliczne układy, w tym bezpieczeństwa. Przewód trzeba wymienić, ale systemy da się odratować – zakomunikował gdy padło pytanie Joe.
- Na czas napraw, twój statek może spocząć w naszej ładowni – dodał aed Rast – A teraz pogadajmy o tym, o czym mieliśmy gadać.

Daniels zmrużył oczy na słowa inżyniera. Serio? Tak bardzo zaniedbał Walentynę, że pożerała się własnymi sokami? Cóż, to wcale nie brzmiało nieprawdopodobnie. Nie zamierzał się kłócić. Było parę spraw, w których był dobry, jednak jeśli prawdziwy mężczyzna musiał potrafić wytknąć mechanikowi błędy, to jemu wiele brakowało do takiej męskości.
- Tak – kiwnął głową. – Właściwie to nie. Nie chcę, żebyś rozmawiał ze mną.
Uniósł przedramię i wcisnął parę klawiszy na komputerze personalnym. Na okrętowych ekranie holograficznym zaraz pojawiła się czyjaś rozmyta twarz o nienaturalnych barwach. Ciężko było cokolwiek powiedzieć o wyglądzie tej osoby, tak jak i głosie, który brzmiał jak cyfrowy:
- Bez kitu, sáurio – postać nachyliła się i po energicznych ruchach można było się domyślić przynajmniej tego, że prawdopodobnie jest to młody człowiek. – Przybywacie w pokoju? – holograficzna istota zachichotała, ale nie dała czasu na odpowiedź. – W układzie planetarnym HD 40307 znajduje się sześć planet, w tym trzy skaliste, cięższe od Ziemi. Na pewno kojarzysz, Joey, kamienne figurki astronautów z różnych starożytnych cywilizacji – Mezopotamia, Egipt, inne takie-takie? – łowca odpowiedział tylko zniecierpliwionym machnięciem ręką, ale w tym czasie na ekranie pojawił się obraz, który po chwili zniknął.


– Na HD 40307 g znaleziono oznaki życia, choć oczywiście nie jest o nich głośno. Z tego co wiem, prace archeologiczne wstrzymano, ale dlaczego – do tej informacji już nie udało mi się dotrzeć. W każdym razie odkrycia wydają się obiecujące i są mocno powiązane z osławionymi gośćmi na Ziemi sprzed tysięcy lat… zainteresowani? – postać nachyliła się.

Aed Rast spojrzał na człowieka, a potem na wyświetlające się obrazki i osobę ukrytą za mgłą. Rozmówca powinien się przedstawić, ale widać nie wszyscy byli na poziomie sáurio pod względem kultury, cóż, zdarzały się i takie rasy.
Kapitan słuchał tego wszystkiego z uwagą, przyswajając sobie informacje. Chyba został źle zrozumiany przez Danielsa, nie szukał cywilizacji żadnych, a nie zamieszkałych i nieodkrytych planet. Ale był ciekaw co mają ludzie do zaoferowania, więc na pytanie o to czy jest zainteresowany, skinął tylko głową.

- Tego pana bardziej interesują warunki na planecie, aniżeli figurki – powiedział Joe, rozglądając się za fajkami. Zapadła chwila ciszy.
- Nudy – padła odpowiedź. – Planeta skalista typu superziemia, temperatura średnia 279 K, występuje woda i atmosfera, choć z mniejszą ilością tlenu niż na ziemi, roślinność raczej uboga. Nie wiem, czy to odpowiada jaszczurom. W każdym razie… da się mieszkać.

- Terraformacja załatwi sprawę z niską ilością tlenu - powiedział sam do siebie - Lecz nim podam jej położenie moim przełożonym, chciałbym wiedzieć dlaczego taka planeta nie została zamieszkała?

- Została zamieszkała, w tym cały pic – zaśmiał się holograf. – To nie są oficjalne informacje, ludzie nie lubią przyznawać istnienia obcych cywilizacji, ale oznaki życia to właśnie – między innymi – pozostałości po mieszkańcach. Nie mam pojęcia, co się stało, że ich tam zabrakło… ale może nic strasznego. Majowie też bez powodu wymarli, co nie? – postać zawierciła się podekscytowana. – Wyobraźcie sobie, co można tam znaleźć!

- No nie wiem - jaszczur podrapał się po łuskach na pysku - Czym… Kim ty w ogóle jesteś? Na pewno nie SI i WI. Przedstawisz się?

Znów zapadło głuche milczenie.
- Nie mam zwyczaju się przedstawiać, panie Jaszczurze. Nie w ten sposób, w Sieci to niebezpieczne. Ale wkrótce się spotkamy – co nie, Joey?
Daniels wzdrygnął się jak oparzony, ale postać znowu nie dała czasu na odpowiedź.
- Osobiście podam wam koordynaty i wszystkie informacje, jakie będą wam potrzebne. I wszyscy zadowoleni – ucieszył się nieznajomy.
- Ja nie – powiedział łowca, nareszcie zapalając papierosa. – Nie będę brał za ciebie odpowiedzialności.
- Pierdoły. A to najbliższa i najbardziej przyjazna planeta w waszym zasięgu. Szkoda byłoby przepuścić taką okazję. Prawda, panie Sáurio? Będę okazem grzeczności i… no, i wszystkiego. Nie musi pan pytać Joeya.

- Zaiste, Pani Człowieku, żal by było chociaż nie wylądować i jej nie zbadać pod kątem przydatności… Proszę przesłać na komputer mojego statku koordynaty Pani miejsca pobytu, statek Pani towarzysza jest na razie niesprawny, dopóki nie nabędzie przewodu do swojego statku. A na tej planecie ciężko mu będzie znaleźć odpowiednią część, póki co - dodał.
Spojrzał na Danielsa i zaczął się zastanawiać nad czymś, ale nie dał tego po sobie poznać.
- A teraz Pan wybaczy, muszę zobaczyć co u mojego pilota. Proszę przyjść rano na mój frachtowiec - skierował się w stronę drzwi wyjściowych.

Blondyn spojrzał z niedowierzaniem na sáurio, po czym uśmiechnął się blado. W porządku. To już nie jego cyrk, nie jego małpy – taką przynajmniej miał nadzieję. Przynajmniej będzie miał okazję spieniężyć swoją nagrodę…

Jaszczuroczłek wrócił na statek wraz ze swoimi ludźmi, wrócił też główny inżynier bo Joe nie mówił nic, aby naprawiać jego statek. Może chciał go tam zostawić? Nie wspominał też nic o jego transporcie tej łupinki do magazynów frachtowca.
Urządzenia medyczne miały mały problem z naprawą pilota, ponieważ wszystkie domyślne programy były przestawione na ludzkie DNA. Dopiero po dodatkowych kilkunastu minutach majstrowania przy urządzeniu, udało się dodać wzór DNA saurio.

- Kapitanie - medyk podkładowy zaczepił go, gdy wracał ze statku najemnika - Pilot przeżył, jego bok został odratowany. To bardzo młody saurio, silny organizm, ale do pilotowania będzie zdolny dopiero po długim miesiący odpoczynku. Może przesadzam, ale to i tak będzie długo rehabilitacja.
- Dziękuje. Uszykuj mu łóżko w lazarecie, jutro rano startujemy. Wyślę ludziom list z podziękowaniami za ich nieocenioną pomoc. I kilka marek.
- Sądzę że to będzie aż nadto, udostępnili nam tylko stół operacyjny, choć fakt, bez niego pilot by nie przeżył.
- Główny inżynierze! - aed Rast zwrócił się do Kehmlera - Zimny silnik ustaw tak, aby działała bariera i broń średniego dystansu. Wydaje mi się że takie zabezpieczenie wystarczy na noc, ale na wszelki wypadek zarządzę trzy pięcio godzinne wachty w punkcie obserwacyjnym.
Pozostałe rozkazy i polecenia wydał dopiero jak wrócił na statek. Reszcie załogi, życzył miłej nocy i spokojnych snów. Sam odwiedzając pierwszą wachtę i wraz z nią, lustrując otoczenie, udał się do kajuty i zasnął. Obudził się rano, czas oczekiwania na Joe spędził w kantynie wraz z załogą.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172