Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2014, 01:22   #81
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację

Na niebie zakotłowało się, gęste chmury formowały się na oczach ludzi zwiastując potężną nawałnicę. Iskrząca błyskawica rozdarła niebosa, a towarzyszący jej donośny huk przerwał modlitwy nad grobem straconego wojownika. Krople deszczu zaczęły powoli opadać ku ziemi mrożąc swym lodowatym dotykiem zebranych ludzi wokół trawionych przez ogień szczątków. Rozeszli się w milczeniu. Nie pomogły przestrogi Eusebia i nawet mięśnie Kurta nie były wstanie powstrzymać wieśniaków, którzy zwyczajnie go zignorowali. Ralf jako jedyny spośród mieszkańców Volkenplatz postanowił towarzyszyć najemnikom i nikt spośród chłopstwa nie starał się go powstrzymać - potrafili uszanować trudną decyzję człowieka, którego znali od lat. Żołnierze barona obserwowali odchodzących wieśniaków z rosnącym poczuciem bezsilności, a z każdym kolejnym krokiem ogarniał ich coraz większy strach. Śmierć jednego człowieka przyczyniła się do rozpadu i tak słabo uzbrojonej drużyny. Jeżeli za atakiem upiorów stał jakiś inteligentny byt to z pewnością wynik krótkiego starcia przerósł jego najśmielsze oczekiwania, a co jeśli wszystko to było wykalkulowane? Niezależnie od indywidualnych przemyśleń z pewnością można by rzec jedno; ożywieńcy byli najlepszymi żołnierzami w Starym Świecie. Nie znane im były uczucia i słabości, a każdy rozkaz potrafili wykonać bez najmniejszego zawahania. Ktokolwiek panował nad śmiercią panował też nad życiem.

Lyn zebrała wokół siebie najemników, starała się kilkoma słowami dodać im otuchy, lecz sama była pełna wątpliwości. Jej emocjonalna przemowa niewiele zmieniła, a większość z mieszkańców Volkenplatz zaczęła spoglądać na nią z pogardą. Nie chcieli by dowodziło nimi rozwydrzone dziewczę, które nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Potępiona Ziemia to nie Nuln, Altdorf, Middenheim czy jakiekolwiek inne miasto Imperium - tu łzy nie pomogą. Tylko Ralf uległ jej słowom, ale on nie był rodowitym Sylvańczykiem, o czym świadczyło jego szlacheckie usposobienie. Prawdziwi mieszkańcy Volkenplatz byli zahartowani jak ziemia po której stąpali – żadna choćby najbardziej porywająca przemowa nie była w stanie zmienić ich zdania. To ludzie w życiu, których nie ma miejsca na poezję, słabości i emocje. Ich działaniom kierował czysty instynkt przetrwania i żaden obywatel Imperium nie mógłby tego zmienić. Prawdę powiedziawszy największymi z ignorantów byli najemnicy, którzy w imię własnych ideałów i niespełnionych obietnic służyli baronowi równie bezmyślnie co ożywione trupy z którymi przyszło im walczyć. Mądrość ludowa powiada, że nadzieja umiera jako ostatnia. Możliwe, że tak właśnie z nimi było...

···

Potężny kopniak niemalże zwalił z nóg tęgiego mężczyznę. Baron uklęknął chwytając się za kroczę i wypuścił z dłoni nabity muszkiet. Cierpienie było niewyobrażalne, lecz zdołał sięgnąć za pazuchę po swój wierny pistolet. Zacisnął zęby starając się stłumić ból, wyciągnął przed siebie broń na końcu której znajdował się uciekający zygzakiem młodzieniec. Christof był niezrównanym strzelcem, a skurwiel, który mu przywalił w jajca zaraz miał się o tym przekonać. Wziął głęboki oddech, wycelował biorąc wiatr na poprawkę i pociągnął za spust. Kula z hukiem przecięła dzielący ich dystans i dosięgła pleców Kmietka zanim ten zdążył zniknąć w cieniu drzew. Pocisk przeszył go na wylot, a siła uderzenia rzuciła nim o ziemię.

Trawiony bólem Christof uśmiechnął się pod nosem widząc celny strzał. Chciał wstać i dobić swą ofiarę (o ile ta jeszcze żyła), lecz jego krocze miało na ten temat nieco odmienne zdanie. Baron dyszał ciężko z ręką podpartą o ziemię. Nie mógł teraz nic więcej zrobić, tylko poddać się i przeczekać aż dojmujący ból minie wraz z czasem.

···

Gęste chmury przesłoniły niebo nad Volkenplatz. Rozpętała się istna nawałnica; lodowato zimne krople deszczu wraz z porwistym wiatrem przywitały wycieńczonych podróżą wędrowców. Otuleni grubym płaszczem weszli do wioski przez główną bramę, która ku ich zdziwieniu stała otwarta. Po baronie i jego przydupasie śladu nie było, została tylko karoca, która była teraz ustawiona tuż pod chatą znachora.

Fritz chyłkiem wyszedł z domu zamykając drzwi za sobą jak najciszej tylko potrafił, po czym ruszył w kierunku zgromadzonych chłopów. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Co wy do jasnej cholery tu robicie?! - Syknął cicho. - Baron wpadnie w szał, jeśli was tu zastanie. Wcześniej zgwałcił Ewkę i sam jeden wymordował jej braci, którzy stanęli w jej obronie, a to rosłe chłopy, sami wiecie... Wrócił też Kmietek, wywiązała się ostra walka między nim a Heinrichiem, który został raniony w nogę i teraz leży z opatrunkiem. - Fritz głową wskazał drzwi od swojego domu, po czym głośno westchnął. - Baron dopadł włóczykija, a następnie zaciągnął go na wzgórza na północ od wioski. Kilka minut temu słyszałem huk broni palnej i jestem przekonany, że nie była to zwykła błyskawica. Wasze rodziny są przerażone, proszę... nie ryzykujcie ich życia!




Podróż przez las była niezwykle uciążliwa. Tym bardziej, że od kilku godzin najemnicy musieli mierzyć się nie tylko z własnym strachem, ale też z gniewem szalejącej pogody. Rozpostarte konary drzew zapewniały niewielką ochronę przed deszczem i wiatrem. Iskrzące się po nieboskłonie błyskawice tylko na ułamki sekund oświetlały mrok puszczy, zaś chmury ponad ich głowami były tak gęste, iż trudno było stwierdzić czy nastał już dzień. Brodzili w gęstym błocie po kolana, podróżne ubrania choć podobno przeciwdeszczowe w przeciągu kilku chwil zmieniły się w mokre szmaty, a przeszywające zimno przyprawiało o drgawki. W ulewie wszystko ukazane było w barwach szarości, twarze wykrzywiał grymas smutku oraz upór, włosy zlepiały się przylegając do ciała, zaś skórzane zbroje i ubrania wydawały charakterystyczny zapach. Jednakże najgorszym ze wszystkiego było potworne zmęczenie, które powoli ogarniało każdego z osobna. W końcu ktoś musiał paść z sił, a los sprawił, że padło na Niedźwiedzia, który spośród wszystkich był najciężej uzbrojony. Potężny wojownik zupełnie przypadkowo potknął się o wystający korzeń, lecz pomimo starań nie miał już sił wstać.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 02-02-2014 o 02:01.
Warlock jest offline