Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2014, 01:22   #81
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację

Na niebie zakotłowało się, gęste chmury formowały się na oczach ludzi zwiastując potężną nawałnicę. Iskrząca błyskawica rozdarła niebosa, a towarzyszący jej donośny huk przerwał modlitwy nad grobem straconego wojownika. Krople deszczu zaczęły powoli opadać ku ziemi mrożąc swym lodowatym dotykiem zebranych ludzi wokół trawionych przez ogień szczątków. Rozeszli się w milczeniu. Nie pomogły przestrogi Eusebia i nawet mięśnie Kurta nie były wstanie powstrzymać wieśniaków, którzy zwyczajnie go zignorowali. Ralf jako jedyny spośród mieszkańców Volkenplatz postanowił towarzyszyć najemnikom i nikt spośród chłopstwa nie starał się go powstrzymać - potrafili uszanować trudną decyzję człowieka, którego znali od lat. Żołnierze barona obserwowali odchodzących wieśniaków z rosnącym poczuciem bezsilności, a z każdym kolejnym krokiem ogarniał ich coraz większy strach. Śmierć jednego człowieka przyczyniła się do rozpadu i tak słabo uzbrojonej drużyny. Jeżeli za atakiem upiorów stał jakiś inteligentny byt to z pewnością wynik krótkiego starcia przerósł jego najśmielsze oczekiwania, a co jeśli wszystko to było wykalkulowane? Niezależnie od indywidualnych przemyśleń z pewnością można by rzec jedno; ożywieńcy byli najlepszymi żołnierzami w Starym Świecie. Nie znane im były uczucia i słabości, a każdy rozkaz potrafili wykonać bez najmniejszego zawahania. Ktokolwiek panował nad śmiercią panował też nad życiem.

Lyn zebrała wokół siebie najemników, starała się kilkoma słowami dodać im otuchy, lecz sama była pełna wątpliwości. Jej emocjonalna przemowa niewiele zmieniła, a większość z mieszkańców Volkenplatz zaczęła spoglądać na nią z pogardą. Nie chcieli by dowodziło nimi rozwydrzone dziewczę, które nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Potępiona Ziemia to nie Nuln, Altdorf, Middenheim czy jakiekolwiek inne miasto Imperium - tu łzy nie pomogą. Tylko Ralf uległ jej słowom, ale on nie był rodowitym Sylvańczykiem, o czym świadczyło jego szlacheckie usposobienie. Prawdziwi mieszkańcy Volkenplatz byli zahartowani jak ziemia po której stąpali – żadna choćby najbardziej porywająca przemowa nie była w stanie zmienić ich zdania. To ludzie w życiu, których nie ma miejsca na poezję, słabości i emocje. Ich działaniom kierował czysty instynkt przetrwania i żaden obywatel Imperium nie mógłby tego zmienić. Prawdę powiedziawszy największymi z ignorantów byli najemnicy, którzy w imię własnych ideałów i niespełnionych obietnic służyli baronowi równie bezmyślnie co ożywione trupy z którymi przyszło im walczyć. Mądrość ludowa powiada, że nadzieja umiera jako ostatnia. Możliwe, że tak właśnie z nimi było...

···

Potężny kopniak niemalże zwalił z nóg tęgiego mężczyznę. Baron uklęknął chwytając się za kroczę i wypuścił z dłoni nabity muszkiet. Cierpienie było niewyobrażalne, lecz zdołał sięgnąć za pazuchę po swój wierny pistolet. Zacisnął zęby starając się stłumić ból, wyciągnął przed siebie broń na końcu której znajdował się uciekający zygzakiem młodzieniec. Christof był niezrównanym strzelcem, a skurwiel, który mu przywalił w jajca zaraz miał się o tym przekonać. Wziął głęboki oddech, wycelował biorąc wiatr na poprawkę i pociągnął za spust. Kula z hukiem przecięła dzielący ich dystans i dosięgła pleców Kmietka zanim ten zdążył zniknąć w cieniu drzew. Pocisk przeszył go na wylot, a siła uderzenia rzuciła nim o ziemię.

Trawiony bólem Christof uśmiechnął się pod nosem widząc celny strzał. Chciał wstać i dobić swą ofiarę (o ile ta jeszcze żyła), lecz jego krocze miało na ten temat nieco odmienne zdanie. Baron dyszał ciężko z ręką podpartą o ziemię. Nie mógł teraz nic więcej zrobić, tylko poddać się i przeczekać aż dojmujący ból minie wraz z czasem.

···

Gęste chmury przesłoniły niebo nad Volkenplatz. Rozpętała się istna nawałnica; lodowato zimne krople deszczu wraz z porwistym wiatrem przywitały wycieńczonych podróżą wędrowców. Otuleni grubym płaszczem weszli do wioski przez główną bramę, która ku ich zdziwieniu stała otwarta. Po baronie i jego przydupasie śladu nie było, została tylko karoca, która była teraz ustawiona tuż pod chatą znachora.

Fritz chyłkiem wyszedł z domu zamykając drzwi za sobą jak najciszej tylko potrafił, po czym ruszył w kierunku zgromadzonych chłopów. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Co wy do jasnej cholery tu robicie?! - Syknął cicho. - Baron wpadnie w szał, jeśli was tu zastanie. Wcześniej zgwałcił Ewkę i sam jeden wymordował jej braci, którzy stanęli w jej obronie, a to rosłe chłopy, sami wiecie... Wrócił też Kmietek, wywiązała się ostra walka między nim a Heinrichiem, który został raniony w nogę i teraz leży z opatrunkiem. - Fritz głową wskazał drzwi od swojego domu, po czym głośno westchnął. - Baron dopadł włóczykija, a następnie zaciągnął go na wzgórza na północ od wioski. Kilka minut temu słyszałem huk broni palnej i jestem przekonany, że nie była to zwykła błyskawica. Wasze rodziny są przerażone, proszę... nie ryzykujcie ich życia!




Podróż przez las była niezwykle uciążliwa. Tym bardziej, że od kilku godzin najemnicy musieli mierzyć się nie tylko z własnym strachem, ale też z gniewem szalejącej pogody. Rozpostarte konary drzew zapewniały niewielką ochronę przed deszczem i wiatrem. Iskrzące się po nieboskłonie błyskawice tylko na ułamki sekund oświetlały mrok puszczy, zaś chmury ponad ich głowami były tak gęste, iż trudno było stwierdzić czy nastał już dzień. Brodzili w gęstym błocie po kolana, podróżne ubrania choć podobno przeciwdeszczowe w przeciągu kilku chwil zmieniły się w mokre szmaty, a przeszywające zimno przyprawiało o drgawki. W ulewie wszystko ukazane było w barwach szarości, twarze wykrzywiał grymas smutku oraz upór, włosy zlepiały się przylegając do ciała, zaś skórzane zbroje i ubrania wydawały charakterystyczny zapach. Jednakże najgorszym ze wszystkiego było potworne zmęczenie, które powoli ogarniało każdego z osobna. W końcu ktoś musiał paść z sił, a los sprawił, że padło na Niedźwiedzia, który spośród wszystkich był najciężej uzbrojony. Potężny wojownik zupełnie przypadkowo potknął się o wystający korzeń, lecz pomimo starań nie miał już sił wstać.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 02-02-2014 o 02:01.
Warlock jest offline  
Stary 02-02-2014, 22:19   #82
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Sylvańczycy rejterowali do swoich domostw. Eusebio patrzył jak pojedynczo zanurzali się w las. Miał ochotę popędzić ich korbaczem albo kotem o siedmiu ogonach. Wzburzoną krew ostudził zimny deszcz i jeden z miejscowych, który zdecydował się podążyć dalej z najemnikami. Co więcej domagał się, by fanatyk wraz z nim szedł na czele pochodu. Biczownik był przekonany, że to Sigmar ustami swego gorliwego wyznawcy natchnął mężczyznę zwanego Ralfem do nie opuszczania kompanii. Upewnił się tym samym, że podąża właściwą ścieżką...
Rzucił jeszcze gorzkie słowa w ślad za oddalającymi się chłopami, ale dudniące echo grzmotu zagłuszyło ich treść. W głębi duszy nie życzył jednak źle tym ludziom. Nawet błądzący odnajdą drogę do Pana...

Oddał garłacz zabitego Lyndis.
- I tak nie potrafię się posługiwać tym piekielnym narzędziem, zresztą może być uszkodzone... - rzekł spokojnie, patrząc na dzierlatkę, przemoczoną i zziębniętą. Widok rozczuliłby zdecydowaną większość mężczyzn, ale nie Eusebia. Ta wyprawa nauczy dziewczynę życia. Kiedy poczuje ból, bezsilność, smagana cierpieniem, upokorzona, samotna... będzie bliżej Boga niż kiedykolwiek. Jest na najlepszej ku temu drodze. Wtedy z ciemności zawoła do Sigmara...

***

Pokutnikowi nie raz podczas wędrówek przyszło zmagać się z paskudną pogodą. Ta wydawała się być wręcz przeklęta, zesłana przez mroczne moce. Błyskawice i gromy na przemian oślepiały i ogłuszały. Deszcz chłostał po twarzy, wicher zaś przeszywał nasiąkniętą wodą skórzaną kurtę. Szedł z Ralfem na czele i oni jako pierwsi zbierali na siebie furię złowieszczej natury. Dodatkowo las zdawał się wysysać siły witalne, karmić zmęczeniem, zsyłać koszmarny nastrój. Eusebio nie oglądał się za siebie. Recytując modlitwę, parł szaleńczo do przodu, mimo że kusza, którą niósł na plecach krępowała ruchy. Utyłany błotem, osłoniwszy rękawem od wiatru i siekących kropel, przekrwionymi oczami wypatrywał zagrożenia. Za każdym pniem, kępą krzewów mogły czaić się upiorne istoty - obraza praw boskich. Sprawdzian dla jego korbacza i wiary...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 03-02-2014 o 00:37.
Deszatie jest offline  
Stary 03-02-2014, 11:56   #83
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Borys szedł z tyłu nie chcąc gadać z nikim, a przynajmniej z nikim do kogo dostępu nie strzegli na zmianę Niedźwiedź i Dante. Pochód posuwał się dramatycznie wolno, błoto nie chciało łatwo puszczać butów zasysając je przy każdym kroku. Im dłuższa była zaś przerwa na to by idący z przodu towarzysz wyciągnął swoją stopę, tym zacieklej błoto wciągało nogi wszystkich czekających z kolejnym krokiem za jego plecami.

Po trzech godzinach tego zabójczego marszu Borys zastanawiał się, jak ogromnym brakiem rozsądku wykazał się nie idąc z wieśniakami. Choć szopka mająca na celu sprowokowanie Kurta, była czystą grą, to jednak teraz gdy wyżymał po raz kolejny koszulę, starając się choć na chwilę uchronić się przed przesiąkającą ją zimną wodą, kłusownik zastanawiał się czy jednak pomysł odwrotu nie był choć wart rozważenia.

Las próbował wykończyć ich kolejnym sposobem, a oceniając jego pierwszą próbę i skalę w jakiej uszczupliła ona drużynę, nie było wątpliwości, że jest na doskonałej ścieżce do ostatecznego zwycięstwa.

Pierwszy padł Niedźwiedź. Padł i pomimo żądzy życia jaką każdy z najemników miał rozwiniętą jako instynkt podstawowy, leżał wciąż z twarzą w strugach wody spływających wartko z pagórka na jaki właśnie się wspinali.
- Zatrzymać się! - Krzyknął na czoło kolumny zdając sobie sprawę, że nikt prócz niego nie zorientował się nawet z tego co działo się na tyłach.

Kolejne strugi deszczu skutecznie zagłuszały jednak jego krzyk - Do kurwy nędzy! Zatrzymajcie się!.

Głos niknął pomiędzy kolejnymi falami wody lejącymi się, zdawać by się mogło, z każdej strony. Doskoczył do leżącego mężczyzny dźwigając jego głowę, tak by ten mógł choć oddychać. - Hej! Kurt! Dante! - Próbował nadal ściągnąć uwagę towarzyszy, których za chwilę miła oddzielić od nich szczyt niewielkiego wzniesienia.

Niedźwiedź okazał się cięższy niż można było przypuszczać, lecz mimo to Borysowi udało się dźwignąć go na kolana, a następnie zarzucając jego pancerne ramię na swoje barki postawić do pionu - Musisz mi trochę pomóc chłopie, bo nie dotargam cię sam na drugą stronę. Prócz tego wisisz mi porządne piwo po tym wszystkim. - Mruknął by utrzymać kontakt z ledo przytomnym kompanem, po czym nabrał powietrza i postąpił pierwszy krok. W każdym mięśniu czuł piekące zmęczenie potęgowane ciężarem kompana.

Ponury Las nie mógł nie wykorzystać takiej okazji, a kłusownik powinien był to przewidzieć. Skórzana podeszwa nie była w stanie utrzymać się na pochyłym gruncie pod ciężarem obu mężczyzn. Nie zdążył nawet krzyknąć...

---

Kurt szedł kilka kroków przed Lyn i towarzyszącym jej przepatrywaczem, a dwukrotnie większy dystans dzielił go od czujki która sprawdzała ścieżkę. Mimo iż tyły kolumny również były podobnie obstawione, topornik nie pozwalał sobie na zmniejszenie czujności. Las był bardziej niebezpieczny niż z początku zakładali i zagrożenie mogło przyjść z każdej strony. Ulewa była doskonałym sposobem na ukrycie zasadzki. Nie trzeba było nadmiernych starań, ni specjalnych zdolności, by w taką pogodę ujść czujności przedniej straży i uderzyć w środek grupy, który powinien być najsłabiej chroniony.

Był potężnym i wytrzymałym mężczyzną, którego zahartowały lata życia poza cywilizowanym społeczeństwem, ciągnące się noce w dziczy, służba w wojsku i uchodzenie przed prawem. Brak snu znosił zazwyczaj tak samo dobrze jak chłód czy zacinający deszcz. Kilkugodzinny marsz również nie powinien robić na nim wrażenia większego niż na każdym innym zakupy na miejskim targu. Tu jednak nakładało się wszystko jednocześnie a do tego konieczność pozostawania w stanie permanentnej czujności powodowały, że zmęczenie nadchodziło szybciej niż by sobie tego życzył. Szedł, bo szli wszyscy, ale też dla tego, że doskonale czuł, że za chwilę któryś ze słabszych członków grupy będzie wymagał odpoczynku, najpewniej Lyn. Nie mógł okazać słabości wcześniej niż ona. Szedł.

---

Borys ocknął się rozdygotany z zimna i zalewany wartkim potokiem rozlewającym się w kałuże sięgającą niemal jego twarzy. Leżał na plecach przywalony żelaznym ciężarem z trudem łapiąc powietrze. Potrzebował chwili by oprzytomnieć na tyle by zrozumieć co się stało. Szczyt wzniesienia z którego obaj z Niedźwiedziem się stoczyli majaczył kilka metrów wyżej i kilkadziesiąt dalej.
Splunął pozbywając się zaziemionej wody, która zaczęła już przelewać się po jego brodzie.

Deszcz uderzający o blachy jego odzyskującego przytomność kompana potęgował nieprzyjemne wrażenie. Wrażenie grozy. Grozy i zimna. Grozy, zimna i samotności.
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 03-02-2014 o 13:18.
Akwus jest offline  
Stary 03-02-2014, 15:13   #84
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Żyła okazał się zbyt twardogłowy, by posłuchać któregokolwiek z nich. Mogło być inaczej. Chłop swój rozum w końcu miał, ale niestety każde prawie słowo wypowiadane przez obcych jeszcze bardziej zachęcało go do powrotu do wsi. Groźby i puste gadanie o tym całym ich bożku. Byli już tacy, co ich próbowali na jakiegoś Sigmara nawracać. To ich wysłuchali, a potem wykopali. I kolejność nie ta. Najpierw groźby, a potem jakaś ta dziwna žena poryczała się, sceny robiąc. I to ona miała dowodzić? Jak upiory nadeszły, to osłupiała, jak trzeba było grupę zatrzymać, ocknęła się na koniec. Smutny los czekał tych obcych, skoro płaczka miała zagwarantować im przeżycie.

Ciężka była droga powrotna, w deszczu przedzierając się przez czarny las. Pochodnie gasły, nogi potykały się korzenie, gałęzie chlastały po twarzy. Sylvańczycy byli zbyt twardzi, by ich to zatrzymało, lecz gdy wreszcie ukazał się zarys Volkenplatz, wcale się nie polepszyło. Z nieba spadła ściana wody. Olaf prawie słaniał się na nogach, trzymał go na nich niepokój. I wrodzona wytrwałość. Albo upartość, jak zwał tak zwał.
I jak się okazało, szybko przestał myśleć o zmęczeniu. Wystarczyło kilka słów Fritza. Cisnął głowę ghula na środek błotnistej drogi. Czego on od nich oczekiwał?! Że będą latać na posługi, bo jakiś obcy tak chciał? Że śmierć swoich pozostawią bez zemsty?! Żyła taki nie był.

- LUDJE! - ryknął Olaf, nie tłumiąc wściekłości. Nawet mimo deszczu, głos miał donośny - Ostermarki naszich zrżič ne volja! Ktoji z mną?
Nie zamierzał słuchać Fritza. Splunął mu pod stopy. Już raz go posłuchał, teraz dobre chłopy przez to zginęły. Nie zamierzał być bierny, nie mógł. Właśnie ze względu na swoją rodzinę.
- Gdje je?! - warknął bardziej niż spytał znachora. Zamierzał pójść, nawet sam i słaniając się ze zmęczenia. Krew spłacić można było tylko krwią.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-02-2014, 15:20   #85
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kmietek usłyszał huk i ułamek sekundy później poczuł okropny ból i szarpnięcie. Poleciał do przodu i jego twarz zaryła się w ziemię. Gdyby nie strach i nienawiść, które w tym momencie trawiły jego serce, pewnie nie zdołałby się zebrać po takim strzale. W Kmietku jednak było tyle emocji że nawet okropny ból nie zagłuszył w nim chęci przetrwania. Przechylił się na bok, wypluł mieszankę ziemi z krwią i z trudem wygramolił się na proste nogi. Biec już nie dał rady a i chodzenie nie było łatwą czynnością, chwiejąc się starał się w końcu dotrzeć pod osłonę lasu.
 
Komtur jest offline  
Stary 03-02-2014, 16:58   #86
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Konrad trochę współczuł Lyndis. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Pozostawiła go jednak w przekonaniu, że musi czym prędzej wracać do wioski. Wędrówka dalej oznaczałaby zgon ze ręki wampira albo jakiegoś jego sługi i to tylko po to, by jakiś baron miał z tego ubaw albo zysk. Konrad nie był jego niewolnikiem. Baron zachował się całkowicie nie tak, jak powinien. Wysłał najemników pod dowództwem rozbeczanej kobietki by zabiły dla niego wampira w tak ponurym i ciężkim miejscu jakim był Ponury Las a mieszkańcy wioski mieli robić mu za ewentualne mięso armatnie i przewodnika. To nie był dobry plan.
- Nie mogę tobie pomóc - odrzekł spokojnie do Lyndis - Mam dla kogo żyć. Mam żonę. Obiecałem jej że wrócę zdrów. Nie wiem co tobie poradzić. Przywiązana do niego nie jesteś, więc możesz coś zrobić. Ja tobie nie pomogę w podróży, ale mogę dać ci radę - nie idź wgłąb tego lasu jak żywot chcesz uchować - powiedział i odszedł od najemników razem z innymi.
- Ralf! - rzucił jeszcze szybko odwracając się w jego stronę. Chciał dać mu jakąś radę czy pokrzepienie ale po krótkim zastanowieniu doszedł do wniosku, że to nie miałoby sensu, Ralf wiedział na co się pisze. Odwrócił się ponownie w stronę wioski.

Zmęczenie dawało się coraz to bardziej we znaki. Niby towarzyszyła mu nadzieja że po dotarciu do wioski sobie odpocznie i rano powróci do normalnego życia, a z drugiej strony czuł że coś jest nie tak, jest albo będzie. Konrad wiedział, że baron nie będzie zadowolony z tak szybkiego powrotu wieśniaków, tym bardziej że najemnicy poszli dalej. A do tego zaczął padać deszcz.
Na słowa Fritza Konrada przymurowało. Gdy tylko usłyszał co się stało z Ewką i jej braćmi ruszył biegiem do swojego domu.
- Elsa - pomyślał. Biegł na złamanie karku, pomimo zmęczenia, by zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Nie darowałby sobie gdyby coś się jej stało. Nie darowałby też baronowi.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 04-02-2014, 01:04   #87
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
W głębi siebie wiedziała, że wszystko tak się skończy. Tutejsi to tutejsi. Może mieli wszystko w dupie, może po prostu nienawidzili wyżej urodzonych, może po prostu nie lubili nikogo z zewnątrz. Nie mając na to nadziei i tak jej wnętrze zostało bardziej potargane jak poszli wszyscy. Ostał się tylko jeden. Nawet nie mógł dojrzeć jednego promyku słońca pojawiającego się na jej całkowicie przybitym i rozklejonym wyrazie twarzy. W odpowiedzi Ralfowi tylko delikatnie pokiwała głową cała posępiała. Mając całą grupę ludzi obok, poczuła się sama, gdy połowa z nich odeszła. Wiedziała, że mogło być już coraz gorzej. I było, gdy pogoda zarywała się. Przed ruszeniem się z miejsca nabiła z powrotem rusznicę, chwyciła latarnie. Cieszyła się dziękując samej sobie i swojemu pomysłowi, by zabrać je ze sobą, choć nawet wcześniej nic nie zapowiadało takiej prognozy.

W pielgrzymce ku "sercu" ziem zakazanych starała się być dzielna. Przynajmniej na tyle ile miała w sobie siły. Tej natomiast nie starczyło na długo. Wyciągnięta ręka z latarnią opadała coraz niżej. Koncentracja spadła prawie do zera. Po jakimś czasie w ogóle nie pilnowała się a walczyła, by nie odpaść a iść dalej. Coraz większe błoto powodowało, że coraz bardziej grzęzła i z przodu pochodu lądowała na jego koniec. Mężczyźni litując się nad zapadającą się w błocie i walczącą z nim białowłosą wyciągali pomocną dłoń i pomagali wypełzać z bagna. W tej roli doskonale spisywał się Niedźwiedź poprawiając swoją opinie "że jednak się nią interesuje jak powinien". Czasem też było trzeba podgonić przód by upewnić się co do swojego kursu, czy pozycji. Komunikacja była mocno utrudniona na lekko większą odległość.

Przesiąknięte niemal wszystko nie pomagało w żadnym stopniu. Sam gruby płaszcz spisywał się na medal przez dłuższy czas, w końcu jednak odpuścił a Lyn była cała obleziona mokrymi szmatami. Suknia, czy właśnie płaszcz, bardzo chętnie przyklejały się raz do innych ubrań, do siebie samych a przede wszystkim do bagnistej ziemi. Schowane pod ubraniami bronie były chronione przed wodą, jednak w takiej nawałnicy ciężko było stwierdzić, czy w ogóle wypalą. Czy w ogóle cały proch jest jeszcze palny.

Tak, czy siak czas na nią musiał nadejść. Będąc jakiś czas z przodu wyczerpała swoje ostatki sił, by nie spaść znowu na tył. W brodzeniu w błocie pomagał jej Dante, którego od jakieś pół godziny trzymała za ramię, by nie zacząć pływać. Trzymana przez nią latarnia w drugiej ręce nie była już w ogóle uniesiona a ciągnęła ją za sobą. W końcu osunęła się na kolana z lekkim pluskiem puszczając mężczyznę. Była już na tyle zmęczona, że nie chciała nic powiedzieć, w sumie nie musiała, bo sprawa była oczywista. Jej ledwie przytomna twarz i cała zmoczona drżała sama. Usiadła na swoich piętach skupiając swoje siły by trzymać odchylone powieki. Te nawet już po chwili zamknęły się a kobieta podpierając się ręką powoli zaczęła się kulić starając się plaskiem nie wpaść do wody.

Dała z siebie wszystko. Nawet więcej niż mogła po sobie przypuszczać. Była dzielna i zagryzając zęby dała z siebie wszystko i jeszcze trochę. Z drugiej strony jej zaciętość nie zasygnalizowała nikomu, że dawno przekroczyła linie, której przekraczać nie powinna. Że zadanie przerosło ją. Nie mówiąc reszcie "muszę się zatrzymać, bo jak przejdę kolejną milę padnę trupem" co oczywiście mogła i zrobić powinna, po prostu padła półprzytomna nie mając sił na kompletnie nic a niemalże osuwając się w nieprzytomność ze zmęczenia.
 
Proxy jest offline  
Stary 04-02-2014, 13:20   #88
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Otto jak postanowił, razem z Olafem zrobił z ciałem obcokrajowca, co należało aby uniknąć jego ponownego spotkania, podczas pracy niemalże cały czas byli nagabywani przez fanatyka jakiegoś boga wielkich panów i osiłka, który próbował zastąpić im drogę, w Kastnerze aż krew gorała, tak głupio łysy szaleniec gadał i chyba tylko zmęczenie uratowało go od przyozdobienia tej łysej pały siekierką wystającą z jej czubka. Na widok przywódczyni ludzi hrabiego i tego jak popłakała się jak mała dziewka z niemowy odpłynęły już itak nikłe oznaki szacunku do przybyłych. Kiedy zwłoki zajęły się już żywym ogniem skinął na Olafa a potem wskazał na niebo, zrozumieli się doskonale, czas im było wracać, przed burzą już nie zdążą, ale marudzenie tutaj na nic im sie zda. Ominęli osiłka i rzucili jeszcze ostatnie spojrzenie na Ralfa, każdy spodziewał się, że w końcu znudzi mu się życie w głuszy, tutaj trzeba się urodzić.

Deszcz lał się strumieniami a pochodnie dawno zgasły i gdyby nie błyskawice raz po raz rozświetlające okolice niechybnie by się zgubili, nawet z Ottem, który zaznajomiony był z lasem, kolejna błyskawica oświetliła bramy wioski, które odziwo były otwarte, co zaniepokoiło mieszkańców, wartkim krokiem ruszyli w stronę chaty znachora, który wyszedł i zarysował im wydarzenia z wioski pod ich nieobecność. Olaf wpadł w szał, zaczął złorzeczyć i grozić, niedziwota wszak krew należało popamiętnić krwią. Kastner położył ręke na ramieniu Żyły na znak że jest z nim, ruchem głowy wskazał w stronę swojego domu, Olaf zrozumiał, sam chciał sprawdzić czy jego rodzina jest cała i zdrowa. W domu sporządził sobie wywar z berberysu, pokrzywy, czarnego bzu i małych ciemnych owoców, podobnych jagodom jednak o bardziej cierpkim smaku, wywar ten może nie przywracał pełni sił, jednak dodawał troche energii, a tej potrzebował na te parę chwil jakie dzieliły ich od wyrównania rachunków z Hrabią. Następnie wyszedł przed chatę i skierował swe kroki w stronę centrum wsi, z zamiarem oczekiwania na Olafa. Tej nocy, poleje się więcej krwi.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 04-02-2014, 16:23   #89
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
~ Co za tupet! ~

Rycerz z niesmakiem obserwował odchodzących chłopów. Może sam powinien wymierzyć im sprawiedliwość za dezercję? Nie, nie był samobójcą. Co innego, gdyby był jeden. Niedźwiedź nie bał się o swoje życie, nie bał się też wieśniaków, ale rozumiał, że większych szans nie miałby w starciu z nimi, a dodatkowe osłabienie grupy byłoby strzałem w stopę. Pokręcił tylko głową z dezaprobatą i spojrzał na Eusebia jak gdyby chciał powiedzieć „to było do przewidzenia”. Cóż mieli teraz robić? Trzeba ruszyć naprzód. Przemowa pani Lyndis nie wywołała w nim żadnych emocji. Widział w niej już tylko tą biedną, płaczącą dziewczynę, której trzeba pomóc przeżyć wyprawę.

***

Niedźwiedź dzielnie stawiał opór deszczowi, wiatrowi i całemu lichu tej krainy. Zbroja ciążyła mu niesamowicie, tak samo miecz. Z każdym krokiem oddychał coraz ciężej. Szeptał ostatkiem sił modlitwy. Lyndis co chwila upadała, a idący obok niej rycerz pomagał jej wstać zmuszając się do sporego wysiłku. Przed jego oczami pojawiły się mroczki. Wśród całego tego zmęczenia sygnały, które do niego dochodziły zaczęły powoli gasnąć. Coraz mniej słyszał wiatr, coraz mniej czuł smaganie deszczu po twarzy. Zamiast tego słyszał – śmiech. Dobrze znał ten śmiech i wiedział, że jego pojawienie się oznacza kłopoty. Po chwili ze śmiechu wyłoniły się słowa.

- Już czas!

Rycerz padł na ziemię.

***

Otworzył oczy. Gdzie był? Nie wiedział. Zobaczył twarz Borysa. Podniósł się. Nic nie odczuwał. Ani zimna, ani bólu, ani zmęczenia. Wtem, ku swemu zdziwieniu, ujrzał jak jego własna ręka chwyciła za szyję niczego nie spodziewającego się kompana. Ciało rycerza rzuciło się drapieżnie na zdumionego towarzysza. Niedźwiedź nie wiedział co się dzieje, żadnego z ataków nie przeżywał w taki sposób. Plugawy demon wewnątrz niego wiedział, kiedy zaatakować, kiedy zabrać mu władzę nad ciałem. Jego twarz śmiała się, a tęczówki przybrały krwistoczerwoną barwę.

~ Panie, wspomóż Borysa! ~ pomyślał prawdziwy Niedźwiedź.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 04-02-2014, 19:11   #90
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Skinieniem głowy pożegnał się z wieśniakami. Doskonale rozumiał co czują. Gdyby był w pełni na ich miejscu, z pewnością też zostawiłby najemników na pastwę losu. Jednak wiedział coś, z czego mieszkańcy Volkenplatz nie zdawali sobie sprawy. A nawet jeśli o tym wiedzieli, pewnie nie przywiązaliby do tego odpowiedniej wagi. Jeśli chociaż jedna osoba poświadczy, że wioska była ostatnim miejscem, jakie odwiedził baron przed swoim „tajemniczym” zniknięciem, oznaczało to jej koniec – bo jeśli chodzi o śmierć barona, ta była dla Ralfa dość pewnym elementem przyszłości. Trzeba było zadbać o to, by chociaż krewni Rotenstadta nie mieli z kim rozmawiać.

Z każdym krokiem zagłębiającym go w las, z każdą kroplą deszczu uderzającą w jego ciało, z każdą dawką zmęczenia wdzierającą się w jego organizm zaczynał mieć coraz poważniejsze wątpliwości dotyczące wyboru strony, po której stanął. Czy aby na pewno zdecydował dobrze? Czy była to decyzja przemyślana, czy może podjęta pod wpływem chwili? Czy uda mu się powrócić i jeśli tak, czy będzie miał, do czego i kogo wracać?

Jako myśliwy musiał cechować się ostrożnością, spostrzegawczością i sprytem. Nikt nie wymagał od niego wytrzymałości. Jednak w wiosce nie tylko polował, ale też pomagał, komu mógł, w czymkolwiek mógł. Pozwoliło mu to zachować chociaż część samozaparcia z czasów, gdy dłuższe zatrzymanie się w miejscu oznaczało śmierć. Jednakże czas spędzony na nogach, nerwy i ciągła obawa o rodzinę zrobiły już swoje.

Ralf oparł się o pień jednego z drzew. Łukiem zastąpił drogę fanatykowi, nie przejmując się tym, jak ten na to zareaguje.
– Dalej nie idziemy. Musimy odpocząć. W takim stanie nawet walczyć nie damy rady. – powiedział, odwracając się do ludzi barona. Szybko omiótł ich wzrokiem. Najwyraźniej wybrał odpowiedni moment na postój. Dziewczyna opadła już z sił, a odziany w zbroję i najemny łucznik gdzieś zniknęli. – Coś nas mało się zrobiło. Dwóch zniknęło. – poinformował resztę, która najwyraźniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie, żeby mu to przeszkadzało, jednak postawienie ghuli przed większym wyborem możliwych źródeł pożywienia podnosiło jego szanse na przeżycie. – Jak chcecie ich szukać, to proszę bardzo. Może się nie zgubicie, może nic was nie zje. Ja samemu w tych warunkach i w tym lesie zasuwać nie zamierzam.
Zastanowił się, ilu z nich miało pojęcie jak wrócić do Volkenplatz. Pewnie niewielu, jeśli w ogóle ktokolwiek. Nie mógł ich jednak porzucić. Chciał mieć pewność, chociaż przede wszystkim chciał wrócić do wioski, a samemu temu nie podoła.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172