Ester uśmiechnęła się do niego słodko, nieco bezczelnie. Skinęła głową, odwracając się i kierując do wyjścia. Nie zatrzymywała się, słyszała i wiedziała, że faceci za nią idą. Nie odzywała się, nie w tym budynku. Ściany mają uszy. Dopiero, gdy opuścili to mało gościnne miejsce, rozejrzała się za samochodem brata, odzywając do obu towarzyszących jej facetów.
- Strasznie prymitywny typ. Czy tu wszyscy przyzwyczajeni są do grożenia? - westchnęła z niezadowoleniem. - Damy mu te sześćset tysięcy i przekażemy, że kolejne pięćdziesiąt dopiero jak nie uda się Adama żywcem przyprowadzić? - spytała, głównie Damiana. - A może nie powinniśmy nic dawać, bo szansa na dorwanie tego gościa jest za mała? - tu już bardziej pytała Victora. |