Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2014, 20:12   #3
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Kenshi leniwie otworzył oczy drażniony szturchaniem. Spostrzegł stukający go w bok patyk trzymany przez niemą dziewczynę. Ognisko za nią dymiło ugaszone, a jej towarzysz pakował toboły na wielbłąda. Jednego planowali zostawić uwiązanego w oazie.
Duchowi towarzysze psa przyglądali się spokojnie tej małej scenie. Akihito starał się powstrzymać od rozbawienia, gdy kobieta wyrzuciła patyk i zaczęła próbować wepchnąć kość w usta psa.
- Przejrzeliśmy nieco okolicę, Kenshi-kun. Sachiko jednak jeszcze nie wróciła. - odezwał się duch starca.
Stary mnich wydawał się istną oazą spokoju w porównaniu do pozostałej dwójki towarzyszy zwierzoludzia. Z pewnością niewiele było na świecie rzeczy, które mogły wyprowadzić go z równowagi.
- Na pewno prędzej czy później się znajdzie - stwierdził Kenshi, po czym gwałtownie chwycił kość zębami i zbierając się do odejścia począł ją miarowo przeżuwać. Gdy był już w pełni wybudzony po długim śnie użył ponownie swojej magii by zamienić dwójkę duchów w widoczne dla wszystkich hitodamy. - Udało wam się odnaleźć kogoś żywego?
- Ktoś był w dzielnicy rządców. - odparł Akihito. - Najwidoczniej nie wszystkim pasował pomysł spania pod murami.
- Taa. Trochę tu gorąco - przyznał pies. - Mam nadzieję że w środku jest trochę chłodniej. Na mapie zaraz za miastem znajduje się las, więc zgaduję że klimat dość szybko się zmienia w trakcie wspinaczki.
Mnich przytaknął, po czym zwrócił się do dwójki rycerzy.
- Bardzo dziękuję wam za przypilnowanie Kenshiego - rzekł z wyrazami szacunku. - Także za to, że pozwoliliście mu sobie towarzyszyć. Wyglądacie na doświadczonych wojowników. Czy wspinaliście sie już kiedyś na górę?
- Nie. - przyznał mężczyzna prowadząc wielbłąda za uprząż. - nie byliśmy jeszcze na to gotowi. - uśmiechnął się mężczyzna. - To co, gotowi? Idąc drogą powinniśmy dojść dość wysoko. Chcę się zatrzymać koło drugiej bramy. - zasugerował.
- Czyli jednak nie tylko ja się boję - stwierdził z uśmiechem Kenshi, po czym głośnym szczeknięciem przywołał do siebie swojego żółwia i chwyciwszy go za lejce również zaczął prowadzić go w stronę bramy.
Podróż brukowaną pochyloną drogą trwała dobie dwie godziny. Miasto wydawało się być pochylone, niekoniecznie poprawnie zaplanowane na ten typ terenu, a może po prostu z starości część z budowli osunęła się, wprowadzając nieład w widziany zewsząd krajobraz.
Główna droga była dosyć szeroka i umiejscowiona ponad ulicami mieszkalnymi. Skonstruowana niby most ścieżka wiodła w górę. W górze zaś, widniała wielka brama. Przynajmniej dwukrotnie większa od bramy wejściowej.
W drodze do niej Kenshi napatrzył się na bogate i bogatsze mieszkania po swojej lewej. Pięknie zdobione, duże budynki klasyfikował się do mały posiadłości i willi mieszkalnych. Między nimi górował kościół oraz jakaś spiczasta wieża.
Po prawej stronie podróżnika znajdowały się slumsy. Dzielnica mieszkalna dla pospólstwa. Domy były małe, brudne i zaniedbane. Waliły się jeden na drugi a część z nich miała dziury w ścianach czy dachach. Mężczyzna miał wrażenie że dosłownie porusza się po granicy społecznej.
Brama pod którą zawitali, zdobiona runicznymi symbolami, okazała się być w rzeczywistości mostem zwodzonym. Miasto a las oddzielała fosa i brama. Brama na szczęście była otwarta. Problem był z samym mostem, którego ni jak nie było opuścić. Trzymające go w napięciu łańcuchy były ogromne.
- To będzie problem. - zauważył towarzyszący Kenshiemu mężczyzna, wiążąc swojego wielbłąda do wbitego w ziemię słupa. Coś przyciągneło jego wzrok.
Tuż nad nimi, pomiędzy dwoma częściami muru, las jak i miasto łączyła lina. Zaczepiona dwoma hakami do dwóch murów na dwóch końcach fosy. Szła nią szczupła ukryta pod białym płaszczem postać z maską na twarzy wyglądającą jak czaszka. Postać była niesamowicie zwinna, bez najmniejszego problemu balansując swoją równowagę na cienkiej linie.
- Asasyn. - mruknął mężczyzna. - Zapłać im a pod samo piekło za człowiekiem zagonią, tylko po to aby przez bramę przekopać na drugą stronę.
- Raczej kiepski skoro ubiera się na biało - zauważył Kenshi, przekrzywiając głowę. - Ale skoro my go widzimy to on nas też, więc powinniśmy go zignorować. Gdyby któreś z nas było jego celem, to nie pokazywałby się nam w tak oczywisty sposób.
- Wygląda bardziej jakby wracał ze swojej misji - wtracił duch mnicha pod postacią żółtego ognika. - Nie powinien sprawiać nam kłopotów dopóki nie wejdziemy mu w drogę.
- Ja w międzyczasie sprawdzę jak działa mechanizm bramy i mostu - oznajmił Akihito, lecąc od razu w kierunku jednej z baszt, by po chwili zniknąć w jej murze.
- Skoro tylu ludzi tędy przechodzi i nikomu do tej pory nie udało się opuścić mostu, to mało prawdopodobne by było to wykonalne - stwierdził Ichirou kręcąc głową. - Będziemy musieli przedostać się w jakiś inny sposób.
- Żeby wspiąć się po murze będę potrzebował pomocy Sachiko - rzekł Kenshi, w zamyśleniu drapiąc się pazurami za uchem. - Spróbowałbyś jej może poszukać?
- Ah, ta niesforna dziewucha - westchnął ciężko mnich, odlatując powoli w kierunku cmentarza, który miała sprawdzić kunoichi. - Gdybyśmy tylko oboje nie byli duchami, to raz dwa nauczyłbym ją dyscypliny...
- Jestem pewien, że most był urzytkowany. - zaprzeczył wojownik. - Prędzej zakłądałbym, że jakaś cholera go podniosła.
Biała postać zeskoczyła na drugą stronę, znikając z pola widzenia zebranych. Duchowy pomocnik psa wrócił z swojej wyprawy.
- Nad mostem jest komnata z dźwignią. Wyłamaną. - oznajmił. - Ktoś zwiódł most mechanizmem i zniszczył go. A przynajmniej uszkodził.
Po tych słowach zebrani usłyszli drobne trzaskanie, po czym łupnięcie. Łupnięcie spadającej żelaznej bramy.
Barczysty mężczyzna ziewnął. - Ubiera się jak lampion i jeszcze jawny skurwysyn. Asasyni…
- Myślisz, że dałbyś radę naprawić dźwignię i otworzyć bramę? - spytał zwierzoludź ducha. - Chyba że macie inny sposób na utworzenie przejścia dla waszego znajomego - dodał w stronę dwójki rycerzy. - Skoro do tej pory żadnemu z moich przyjaciół nie udało się go znaleźć w mieście, to prawdopodobnie jeszcze do niego nie dotarł. Długo zamierzacie tu na niego czekać?
- To nie tak, że się śpieszymy. - wzruszył ramionami mężczyzna. - Więc z dzień możemy tu przenocować. - postanowił. - Może dwa. Dużo wygodniej byłoby zająć mieszkanie, ale nie chcemy go przegapić. - stwierdził w końcu.
- Wygląda na to, że reszta mechanizmu nie została uszkodzona, więc powinniśmy dać radę wymienić dźwignię w godzinkę lub dwie - stwierdził Akihito. - A póki co mogę zostać na posterunku przy bramie. Dam wam znać jeśli tylko ktokolwiek spróbuje wyjść z lasu, więc spokojnie możecie się gdzieś zadomowić.
- Ja myślę że pójdę sprawdzić ten cały cmentarz - rzekł niepewnie Kenshi, spoglądając na wschodnią część miasta. - Jest dość blisko stąd, więc zastanawiam się dlaczego Sachiko jeszcze do nas nie dołączyła. Wiecie może co to za miejsce? Jest dość spore na mapie, jednakże nie widzę tam stąd żadnych znaczących budowli.
Dwójka przyglądała się przez chwilę mapie w zamyśleniu. Nawet wielbłąd rzucił okiem.
Mężczyzna w końcu ją skomentował. - Na podstawie tego co widzieliśmy do tej pory, wydaje się być w miarę poprawna. - zdziwił się. - Nie wiem jednak co to cmentarz. Zamalowano go chyba węglem...czerń dobrze mi się nie kojarzy, pewno jakaś przestroga. - wydedukował prostym, chłopskim rozumem. - Dałbyś nam tą mapę na jakiś moment? - zapytał. - Przerysujemy ją szybko kawałkiem węgla. - wyjaśnił.
- Żaden problem - oznajmił Kenshi, wręczając mapę rycerzowi. - Nie jest zbyt skomplikowana, więc i tak już ją w całości zapamiętałem. Pójdę więc sprawdzić to miejsce, kiedy wy będziecie przerysowywać mapę. Jeśli w ciągu godziny nie dam wam znaku życia, to możecie uznać, że stało się tam coś niedobrego.
Pies dobywając swego długiego miecza który oparł wygodnie na ramieniu, zaczął powoli zmierzać w kierunku cmentarza. Po drodze zaś starał się wywęszyć jakiekolwiek istoty, które mogły w niedawnym czasie poruszać się w jego okolicach.
Ścieżka była nieco długa. Aby zejść na dół z pomostu Kenshi musiał wrócić się kawałek, po czym zejść drabiną diabli go wiedzą ile stopni. Nie zmachał się aż tak bardzo, choć był całkiem świadom, że wiele osób mogło tutaj kiedyś nabawić się ran czy grzechów. Jeżeli była to jedyna droga na górę od strony slumsów, to w wypadku chociażby pożaru mieszkańcy byliby zgubieni.
Zauważył też, że pod mostem są krótkie tunele z metalowymi, teraz powyłamywanymi bramami pozwalającym na przejście z slumsów do dzielnicy arystokratów. Wątpił jednak, że były używane przed tym gdy czas i podróżnicy z jego ery sami zabrali się za ich wyniszczenie.
Mężczyzna szedł wzdłuż fosy. Mur był od tej strony nieco niższy, każdy element ściany miał w sumie mniej-więcej taką samą wysokość ale powierzchnia górska była nierówna, unosząc lub zaniżając go co kilkanaście kroków.
Chaty po jego prawej były w większości zniszczone i w mało której dało się dojrzeć cokolwiek istotnego w środku, lub potencjalnie mogącego być użytecznym. Domy te były z spróchniałych dech i pewnie niejednokrotnie rozbierano je aby robić ogniska chociażby na moście do bramy leśnej. Podróżnicy wiedzieli jak wykorzystać surowce pozostawione przez antyczną cywilizację.
Gdy w końcu psi człowiek doczłapał do cmentarnej ziemi, miasto właściwie urywało się. Jakaś metalowa brama odgradzała domy od sporego płatu ziemi, pełnego kamiennych posągów przedstawiających zakapturzonych ludzi trzymających kamienne listy, na których wybito imiona jakiś ludzi, w języku którego litery podobne były do używanych na kontynencie, jednak ciężkich do przeczytania i zrozumienia.
Patrząc w głąb dziwnej wystawy posąg, chodząc pomiędzy kopcami pozostałymi po zakopywaniu czegoś w ziemi, Kenshi dojrzał kolejny posąg. Jednakże dużo większy.
Przedstawiał on drabinę, trzymaną przez wielu ludzi jak i zwierzokształtnych, kierowaną ku chmurom.
Sachiko i stary dobry nauczyciel psa przyglądali się niebu, patrząc tak jak sięga drabina. Nie byli jednak Hitodamami, wyglądali na zahipnotyzowanych wręcz, a Sachiko była tak przeźroczysta, jakby zaraz miała się rozpłynąć wraz z powietrzem.
Również Kenshi zaczął się czuć dziwnie. Popełniony przez niego grzech wydawał się nader go przytłaczać. Mimo że tak naprawdę niekoniecznie uważał go za zły uczynek sceny z tamtych dni przejawiały się w jego umyśle, utrudniając koncentrację na miejscu, w którym się znajdował.
Gdy przyjrzał się jeszcze raz posągowi, spostrzegł na nim napis.
Jacob's ladder for our goddess Tannu. For thy to approach the god's side.
Nie był to znany mu jednak język.
- OOOY! Sachiko! Ichirou-san! - pies zawołał głośno w kierunku dwójki duchów. - Nani ga okotta no ka? Anatatachi ha kikoeru no ka!? Kenshi da!
Starzec odwrócił się po dłuższej chwili. - Nie, wszystko w porządku. - stwierdził. - Choć, zobacz. Czy niebo nie jest piękne? - zapytał, z uśmiechem.
- O czym ty...? - zapytał zdziwiony zwierzoludź, stając pod posągiem. Miał złe przeczucia co do tego miejsca. - Nie po to tutaj przybyliśmy żeby podziwiać pogodę. Lepiej stąd chodźmy. Nie podoba mi się ten pomnik. Dziwnie się czuję w jego pobliżu...
- No dobrze. Chodźmy w takim razie. - staruszek był wciąż opanowany, nie wyglądało aby coś go dotknęło. Sachi jednak nie reagowała zbytnio. Duch starca pociągnął ją w swoją stronę. - Wracamy.
- Mieliście spać. Wciąż jest dzień. - odparła nagle skupiając się na dziwnie niestotnym fakcie.
- Nie zamierzałem spać przez cały miesiąc, Sachiko - wyjaśnił spokojnie zwierzoczłek, chowając miecz z powrotem do pochwy przy pasie. - Pamiętasz, że to dla ciebie tutaj przyszliśmy, prawda? Chciałaś zemścić się na tym który pozbawił cię ciała. Ja też nie chcę żeby skrzywdził jeszcze kogoś innego. Dlatego potrzebuję twojej pomocy żeby go powstrzymać. Pójdziesz więc z nami, czy mamy cię tutaj zostawić?
- Ehh...a ta zemsta nie będzie grzechem? - spytała Sachiko rzucając szybkie spojrzenie ku drabinie i niebu. - Raczej nie. - uśmiechnęła się do siebie. - Oczywiście, chodźmy.
- Chyba to miejsce jakoś dziwnie działa zarówno na ludzi, jak i duchy - stwierdził Kenshi, ruszając z powrotem w kierunku wyjścia z cmentarza. - Tak jakby coś roztaczało tutaj jakąś podejrzaną aurę.
Gdy oddalili się na bezpieczną odległość od pomnika z drabiną, zwierzoludź zatrzymał się przy jednym z setek kopców, kucnął przy nim i zaczął go obwąchiwać, by stwierdzić co też może być pod nim zakopane.
Ziemia nie oddawała jednak żadnych nietypowych zapachów. Cokolwiek tu było, musiałobyć albo zbyt głęboko albo zbyt dawno aby pozostał po nim swąd. Może należało obejrzeć więcej kopców?
Zamiast tego pies wyczuł coś innego. Ktoś tu był niedawno. Ślad ludzki. Trzech osób. Gdy przyjrzał się ziemi faktycznie dostrzegł wczorajsze ślady. Obuwie musiało być metalowe. Zbrojni.
- Ktoś tutaj niedawno był - Kenshi poinformował dwójkę duchów, nie zaprzestając węszenia. Starał się ustalić po śladach z której strony przybyła owa trójka i dokąd zmierzała.
ślad nie zaskakująco zaczynał się na zewnątrz i szedł przez bramę do wnętrza cmentarza, podążając gdzieś w dół drogi do przerażającego posągu.
Pies nie miał jednak zamiaru wracać do tamtego miejsca. Zamiast tego wciąż zmierzając w kierunku wyjścia z cmentarza obwąchał w ten sam sposób jeszcze kilka innych kopców. Domyślał się że zważywszy na podejrzaną aurę tego miejsca, sprawdzenie co też było pod nimi zakopane było dość niemądrym pomysłem, jednak nie mógł oprzeć się swemu wrodzonemu instynktowi, który z jakiegoś powodu podpowiadał mu, że może tam znaleźć kości lub inne ciekawe rzeczy.
- Mało prawdopodobne żebyśmy znaleźli tu jakieś skarby - stwierdziła kręcąc głową Sachiko. - Gdyby rzeczywiście ktoś chciał je zakopać, to robienie tylu kopców dla zmyłki byłoby zwyczajną stratą czasu. Zgadywałabym raczej że jest to jakieś miejsce kultu, a bezczeszczenie takich miejsc, to zdecydowanie zły pomysł. Nawet nie zauważysz kiedy nabawisz się jakiegoś grzechu.
- Ale jeśli rzeczywiście byłoby to miejsce kultu, to Ichirou-san z pewnością coś by o nim wiedział, prawda? - odparł z powątpiewaniem zwierzoludź. - Chyba nie zaszkodzi jeśli sprawdzimy chociaż jeden.
Ku zdziwieniu nie tylko Sachiko ale i Kenshiego pod kilkoma grobami nie było czuć zapachu ziemi czy właśnie kości. Zamiast tego, nos zwierzokształtnego wyczuwał metal bądź czasami drewno. Spruchniałe bądź pordzewiałe stare przedmioty musiały być zakopane w ziemi.
- A nie mówiłem? - rzekł pies, merdając wesoło ogonem. - Może jednak znajdziemy tu coś ciekawego.
To powiedziawszy zatrzymał się przy jednym z większych kopców i podwinąwszy swoją szatę zaczął pospiesznie kopać w nim pazurami, wyrzucając jednocześnie ziemię pomiędzy tylnymi łapami, by dokopać się do domniemanego skarbu.
Było to małe, poniszczone drewniane pudełeczko. Zamknięte na kłódkę miało bronić przed skradzeniem jego zawartości. Stare jednak pudło dużo zrobić nie mogło. Ledwo gdy Kenshi je podniósł boczna ścianka odpadła, a wyleciał przez nią mały, otwierany medalion. W jego wnętrzu znajdowały się zdjęcia przestawiające jakąś parę.
- Pewnie miało im to przynieść szczęście, czy coś w tym rodzaju - stwierdziła dziewczyna, przyglądając się medalionowi trzymanemu przez Kenshiego. - Mówiłam, że nie znajdziemy tu nic wartościowego.
- Chyba masz rację - przyznał lekko zawiedziony zwierzoludź, wrzucając pudełko i jego zawartość z powrotem do dziury w ziemi, którą szybko z powrotem przysypał i ruszył ponownie w kierunku północnej bramy. - A tak w ogóle udało wam się znaleźć coś ciekawego w mieście? Może w tych żółtych domach, albo strażnicy?
- Ledwo tu dotarłam. - wyznała Sachiko kolejny raz zdradzając, że straciła rachubę czasu.
- Nigdzie nie wchodziłem. - burknął Ichirou. - To ty masz mapę, nie my.
- Rzeczywiście - przyznał pies, drapiąc się po głowie. - No ale mamy jeszcze sporo czasu na eksplorację. Tamta dwójka zamierza wyruszyć jutro albo pojutrze, więc zajmijmy się przeszkuaniem ciekawszych miejsc. Ichirou-san, mógłbyś polecieć sprawdzić strażnicę? Dość łatwo ją stąd dostrzec. Co prawda nie jest wyróżniona żadnym kolorem, ale może uda się tam znaleźć coś ciekawego.
- W takim razie za godzinę spotkamy się pod północną bramą - zgodził się mnich, odłączając się od zwierzoludzia by udać się w kierunku największego budynku prawdopodobnie największego budynku we wschodniej części miasta, gdy Kenshi zamierzał czym prędzje powrócić do dwójki rycerzy.
Psi podróżnik trafił pod bramę szybciej od swojego ducha. Nie wiedział ile będzie musiał czekać na jego powrót.
To co go zastało było jednak nieco zadziwiające. Mężczyzna z którym tu przyszedł połamał pomost i zrobił z desek ognisko. Jedyne co zwisało to rama zawieszona na łańcuchach, droga do zamkniętej bramy była prosto przed ich oczyma.
- Fosa jeszcze istnieje, ale od dawna wysycha. Można spokojnie przejść ją pieszo. - tłumaczył jego przyjaciel, oddając mu oryginał mapy.
- To mocno ułatwia sprawę - pokiwał głową Kenshi, odbierając pergamin.
- Cz-czy on w mniej niż godzinę rozwalił cały most zwodzony? - zapytała Sachiko, z rozdziawionymi ustami przyglądając się rycerzowi pod postacią hitodamy. - K-kim wy w ogóle jesteście?
Mężczyzna wskazał kciukiem spory, dwuręczny topór bojowy oparty o ścianę niedaleko jego wielbłąda. - Te dechy były potwornie spróchniałe. - wyjaśnił. - To oczywiste, że łatwo uległy.
- Zapomniałem zapytać was jak się o wasze imiona - stwierdził pies z nieco zmieszaną miną. - Ciekawi mnie też skąd pochodzicie i dlaczego przybyliście aż tutaj by spotkać się ze swoim przyjacielem. Słyszałem że to dość niebezpieczne miejsce.
- Jestem Mark. A to Leila.- przedstawił siebie po czym swoją koleżankę, wskazując prostacko palcem. - Przyjaciel to złe określenie. To nasz...mistrz. Powiedział, że mamy tu przyjść gdy będziemy gotowi. Miał wyjść po nas pod bramę. Skoro tego nie robi, to pewnie nie spodziewał się nas tak wcześnie.
- Albo chce się upewnić czy rzeczywiście jesteście gotowi - zauważył Kenshi, unosząc do góry palec wskazujący. - Podczas jego nieobecności mieliście trenować żeby stać się silniejsi. Dobrze zgadłem? Inaczej po co kazałby wam tutaj przychodzić jeśli nie po to żeby sprawdzić czy spełniliście jego oczekiwania?
- Oczywiście - odparł zbrojny.
- W takim razie może powinniście zacząć szukać jakichś wskazówek od niego? - zaproponował zwierzoludź. - Z tego co wiecie nawet ja mogę być waszą pierwszą próbą.
W międzyczasie zaczął węszyć dookoła bramy, próbując ocenić kiedy po raz ostatni ktoś przez nią przechodził i gdzie zniknęły zapachy trójki podróżnych których widział idących główną drogą poprzedniego dnia.
Zapachy wskazywały, że tajemnicza trójka nie doszła dalej niż pod most zwodzony. Musieli zawieść się zamkniętą drogą.
Brama również nie miała zbyt wielu śladów. Czuł jeden zapach, dość słodki. Niemalże przypominał zapach perfum. Był jednak męczący. Gdyby się tego nawdychać, można by mroczków przed oczami dostać.
- Bleh... - pies aż wzdrygnął się z obrzydzenia. - Nie lubię takich zapachów.
Wyprostował się, po czym zerknął jeszcze raz na mapę i drapiąc się za uchem zaczął rozważać jakie jeszcze miejsca warto by było zwiedzić.
- Akihito, ty sprawdzałeś dzielnicę rządców, prawda? - postanowił w końcu zapytać swojego ducha. - Byłeś może w środku tamtej dużej wieży i kościoła?
Hitodama zakręciła się przecząco.
- Nigdzie nie byłem. Zobaczyłem jakiegoś rycerza pilnującego jednego z domostw, więc się cofnąłem. - odparł.
Wtem do grupy dołączył trzeci z duchów. Starzec nie śpieszył się z swoim lotem. - [i]Strażnica jest pusta. - [i]Oznajmił. - Duża. Ładnie zaplanowana i bezpieczna. Gdyby coś się działo, to świetne schronisko. - oznajmił.
- Cóż, dziękuję wam obu za pomoc - oznajmił Kenshi, zwracajac się do swoich duchów. - Akihito, myślisz że ten rycerz znajdował się w okolicach tego domu? - zapytał, wskazując palcem na mapie oznaczony na żółto budynek w północnej części miasta.
- Możliwe. - przytaknął, przyglądając się mapie.
- W takim razie warto by było sprawdzić co to za jeden - oznajmił zwierzoczłek, po czym zwrócił się do Marka. - Postaram się wrócę przed zmrokiem... to znaczy przed porą na spanie.
To powiedziawszy odnalazł na mapie najkrótszą drogę do żółtego budynku i skierował się w jego stronę. Nie zamierzał jednak podchodzić od frontu, by nie zostać od razu zauważonym przez rycerza. Zamiast tego zbliżał się od boku, tak by wyglądając zza sąsiedniego domostwa mógł przyjrzeć się stróżowi, unikając przy tym wykrycia z jego strony.
 
Tropby jest offline