Trochę zboczę z tematu. Widzę, że dawno tu nikt nic nie pisał, to sobie na to pozwolę. Choć moje zboczenie
nie będzie zbyt duże.
Niektóre scenariusze obfitują w sceny krwawych walk, w innych rewolwer zawinięty w szmatę pojawia się w pierwszej, a później dopiero w ostatniej scenie. Jak świat szeroki, mordujemy się w tych sesjach na potęgę. A przynajmniej dość często. Co jeśli jednak, trafia Wam się gracz, który o mordowaniu ma tak niewielkie pojęcie, że z drżącym sercem podchodzicie do każdej takiej sceny?
Oczywiście gracz ten mógłby odgrywać postać obwoźnego handlarza, co braki w jego wiedzy najzupełniej by się broniły. Jednak nie. Żeby było trudniej - gracz ten odgrywa postać wyszkolonego skrytobójcy.
Miałem kiedyś taką sytuację też, że gracz schował się za zasłoną. Jego wróg również. Rozpoczęła się strzelanina, która w ramach systemu strzałów na turę - wyglądała jak rytmiczna podrygiwanka. Paf-paf, tratatata. Paf-paf, tratatata. I pat. Liczyłem, że gracz wykaże się jakąś inicjatywą. Oczywiście wybrnąć z takiej sytuacji nie jest trudno. Jednak co robić, (nie chcę by zabrzmiało to próżniacko - ale niestety - to problem z życia wzięty) gdy gracz dysponuje małą wiedzą na temat taktyki, czy tego jak walczyć? Gdy jego walka jest tendencyjna, mało pomysłowa, a nawet zawiera szereg błędów [Podczas gdy BN dysponują tą wiedzą i nawet przy niewielkich parametrach - stanowią zagrożenie]. Idąc na rękę takiemu graczowi [przecież jest super zabójcą], tworzy się pewien niebezpieczny zwyczaj i przykład dla innych graczy, a sama przygoda staje się groteskowa.