Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2014, 15:33   #114
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Visena
Doba czternasta


“Nie mamy ani trofeów z wilkołaków, ani z goblinów, a kryształ... Alvenus się pewnie na nim wyzna, ale też to nie dowód na spisek likantropów. Potraktują nas jak nieposłuszne dzieci, które przyczaiły się gdzieś w lesie na dekadzień, a teraz wymyślają bogowie wiedzą jakie historie byle by tylko uniknąć kary za ucieczkę w czasie zbiorów...

Prorocze słowa Eillif brzęczały wszystkim “bohaterom” w głowach, gdy stojąc na środku karczmy opowiadali o swoich wyczynach. O znalezieniu wozów, o bitwie jednej, drugiej, goblinach i Justusie. I im dłużej mówili tym więcej zwątpienia widzieli w oczach słuchaczy. Bo karawana to jedno - mieli przedmioty z niej, łuk Damiela, fiolki… Ale dogadać się z goblinami? Odbić więźnia wielkim pająkom? Wykryć spisek likantropów? Toć to Visena a nie Waterdeep, tu się takie rzeczy nie zdarzają. No dobra, orki, gobliny - jasne. Ale reszta?
- Fernas, przyznaj, tyś to wszystko nawymyślał! - huknął karczmarz. - Ten durny półelf twój bajkami ci łeb napchał i teraz się wyłgać nimi próbujesz, hę?
Inni też zaczęli szemrać. Jak Rafaela czy Yarkissa mało kto w oczy nazwałby kłamcą, to już na młodego barda łatwiej było naskoczyć.


- Przynajmniej jedna gęba mniej do wykarmienia została. I o dziecko się martwić nie będę - burknęła macocha Etroma, przygarniając do piersi dwuletnią córkę. Kilka innych bab pokiwało głowami, rade pozbycia się “Zaraźnika” ze wsi. Tylko grabarz pokręcił głową z dezaprobatą i smutkiem.
- Etrom był bohaterem! Dzięki niemu żyjemy, osłaniał nas odwrót przed pająkami i dzięki niemu odbiliśmy wozy! Gdyby nie on nie byłoby nas tutaj, a wy nie mielibyście co jeść! Nie macie prawa tak o nim mówić! - wybuchnęła nagle Eillif. Może troszkę przesadziła, ale te głupie babska nie miały prawa tak o nim mówić. Odwróciła się i podeszła do siostry Saelima, która chlipała cicho w kącie. Zaginięcia złodziejaszka nie miało nic wspólnego z bohaterstwem, ale rozgoryczona postawą viseńczyków zielarka znalazła i o nim kilka ciepłych słów, głaszcząc Fionę po głowie.

- Skoro wozy są i złoto jest, to trza jak najszybciej je odzyskać i do wsi dotaszczyć. A potem albo ochotnicy pójdą do Futenberg, albo zimę przegłodujemy. Trza się naradzić jak przeżyć mrozy, a nie o jakichś wilkołakach bajać, co zęby zjedzą, ale na naszych łukach i ostrokole! - zarządził sołtys. A potem w powstałych rejwarze nikt już na “bohaterów” uwagi nie zwracał.

Solmyr stał z boku, przyglądając się słuchaczom. W oczach kilku osób widział coś więcej niż wątpliwości. Zrozumiał, że jeśli będą chcieli znajdą osoby, które wysłuchają ich historii… a nawet udzielą kilku odpowiedzi. Że niektórzy tu wiedzą więcej niż mówią… i więcej niż chcą, by wiedzieli inni. Zresztą przecież tak na prawdę to nie na sołtysa i miejską straż liczyli. Mieli własny plan.

“Jeśli starsi nam nie uwierzą, pójdziemy do młodych. Jeśli ich przekonamy, też będzie dobrze. Nawet, jeśli starszych siłą czy argumentem zmusić nie zdołamy, to... No, wystarczy mieć ich potomków. Bo zgadzać się z nami nie muszą. Ale jeśli zdołamy zebrać grupę wsród młodszych - *gotowa* pójść na wilki - to będą musieli ustąpić. Bo WIEDZĄ, że bez żadnej pomocy z dziatkami koniec będzie. No, i z Viseną.”

Fernas widział, że miał rację. Musieli sami zabrać się za ratowanie swoich domów. Zwłaszcza, że czas naglił, a dzieciarnia wpatrywała się w nich jak w obraz. Nadeszła pora na kolejne spotkanie w starym młynie.

Ale najpierw musiał się porządnie wyspać. A potem… potem napisze nowy rozdział w historii Viseny.





 
Sayane jest offline