Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2014, 22:43   #17
piotrek.ghost
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Dagmar gdy tylko odnalazł Williama zaczął:
-Jak pewnie wiesz w przeszłości kontaktowałem się ze złodziejami, no i teraz gdy tylko zdałem sobie sprawę z możliwości jakie niesie taka uroczystość dla nich postanowiłem ich odnaleźć.- przerwał na chwilę, napiwszy się wody po czym kontynuował - jak się okazało nie było to wcale takie trudne. Rozmawiałam z jednym z nich. Dowiedziałem się, że w tym mieście w karczmie “Sprośne Prosie” znajduje się ich gildia, oni mogą coś wiedzieć na temat tych samozapaleń. Rozmawiałem już z Eliasem, ale nie jest on odpowiednią osoba, która nadaje się aby tak iść. Czy może ty zechcesz ze mną odwiedzić to miejsce?- zapytał łowca poprawiając kapelusz - Cyrkowcy i bardowie dość często są uznawani za niegodnych zaufania i złodziei więc nie powinieneś zostać jakoś źle przyjęty , mam nadzieję. - powiedział lekko niepewnie, a tym samym z pewnego rodzaju ironią, którą miał nadzieję towarzysz nie odbierze pochopnie. - To co?- skinął na przyjaciela
-Ja jak wiadomo niczego się nie lękam, cóż byłby ze mnie za artysta, gdybym unikał niebezpieczeństwa, które wszak jest kluczowe do napisania dobrego dzieła-zaśmiał się Bard-powiem ci przyjacielu, że w nie takich miejscach bywałem a i ze światkiem też miałem kontakty jeszcze za czasów kiedy pracowałem w trupie cyrkowej, tam to w sumie same złodzieje i żebraki-powiedział już bardziej do siebie- chodźmy więc zanim wszyscy w tej karczmie o jakże ujmującej nazwie urżną się do nieprzytomności!-niemalże zakrzyknął.


Znalezienie karczmy “Sprośne Prosię” nie było zbyt trudne. Zapytawszy kilka razy o drogę i przemierzywszy kilka ulic znaleźli się w dzielnicy portowej. Budynek karczmy Wyróżniał się wielkością i solidnością wśród tutejszej zabudowy. Przed wejściem i pod murami karczmy nie brakowało pijanych marynarzy i innych szemranych typów zajętych swoimi sprawami, ale też szukających zwady i okazji do zarobku kosztem jakiegoś frajera. Nie pozostało nic innego jak jak wejść do środka. Wnętrze przywitało Williama i Dagmara dymem z fajek, zapachem stęchłego piwa i mocniejszych trunków oraz gwarem rozmów prowadzonych w różnych językach i narzeczach staroświatowego. Bliskość karczmy do portu powodował, że pełno było tu marynarzy, dokerów, kupców i wszelkich ludzi związanych z transportem rzecznym. Nie brakowało też typów spod ciemnej gwiazdy, którzy witali nowych wrogim spojrzeniem. Nie zrobiono też wyjątku dla łowcy wampirów i barda. Oprócz wrogich spojrzeń stałej klienteli dwójce udało się przykuć spojrzenie krasnoludzkiego karczmarza.



- Nowi? Witam. Co podać?
-witajcie mości krasnoludzie- William wyprzedził Dagmara w drodze do szynku -piwa mi dajcie jeśli łaska, tym winem żem sie już nadto opił i jakąś zakąske-dodał i począł rozglądać się za jakimś wolnym miejscem, z którego jednocześnie mieliby dobry widok na karczme.
- Siądzcie tam przy oknie, właśnie się zwolniło miejsce. Zaraz ktoś was obsłuży.- co powiedziawszy karczmarz podszedł na zaplecze i zawołał na dziewkę służebną- Frida dwie porcje kaszy ze skwarkami i dwa piwa, na jednej nodze!
Wkrótce pojawiła się wspomniana Frida niosąc zamówione rzeczy. Po uiszczeniu należności William i Dagmar mogli zająć się jedzeniem i piciem oraz obserwowaniem otoczenia.
Dagmar nie mówiąc za wiele, za to bacznie się przyglądał oczywiście czynił to niewzbudzając podejrzeń. Znając język tajemny mógł wiele wynieść, przecież nikt jeszcze o tym nie wiedział. Mogli więc się w nim między sobą właśnie kontaktować. Łowca niczym szpieg starł się przechwycić nadawane znaki, jeśli takowe były. Bez sprzeciwu pozwolił aby to William wybrał miejsce gdzie siądą i skąd będą mogli zacząć swoje dochodzenie. Człowiek wiedział doskonale, że muszą się wtopić w tłum. Tak samo jak na zewnątrz czyniąc to z winem.
Obserwacje niewiele przyniosły nowego. Większość klienteli stanowili marynarze i pracownicy portowi. Złodzieje wymieniali informacje gdzie udało im się zarobić. Nic o spaleniach ludzi. Poza tym przeważały normalne rozmowy, także te dotyczące wina i święta.
-Muszę ci powiedzieć że ostatnio coraz bardziej czuje że te miasto jest nawiedzone przez wampiry, - powiedział łowca będąc zamyślony obserwując karczmę - ale to nic dziwnego w końcu tyle przejezdnych, nawet nikt nie spostrzeże gdy kogoś zabraknie.- westchnął popijając wodą ze swojego plecaka.
Zachowywał się jak gdyby wcale nie pamiętął o tym co stoi na stole, lecz tak na prawdę wiedząc że jest to miejsce gildi czuł się na baczności.
William z braku ciekawych rozmów przy stoliku postanowił przejść się między stolikami, zagadać tam i ówdzie, z nadzieją że dowie się czegoś ciekawego, z kuflem w ręku ruszył między stoliki starając się wybierać te przy których siedzą ludzie, którzy nie wyglądają na marynarzy. Przysiadłsię do pierwszych z brzegu zakapiorów.
-no panowie, skaranie boskie z tym co sie ostatnio tutaj dzieje, straszne rzeczy- zagadał zrezygnowanym głosem-aż strach wychodzić ze świątyni, chyba sie zgodzicie ze mną? Jak tu świętować w takiej atmosferze, słyszałem nawet że ktoś zginął w trakcie beztroskiego użynania się tanim winem.
-Ano racja.- odpowiedział mężczyzna z poznaczoną bliznami twarzą- Nie znasz dnia ani godziny jakby to powiedział kapłan Sigmara. Na szczęście to dotyka szaraczków i frajerów. Nie ma więc czym się przejmować-zaśmiał się chrapliwie co podchwycili siedzący z nim przy stole towarzysze rechocząc.


Łowca nawet nie zareagował gdy to bard wstał i poszedł do innych, teraz skupił się na karczmarzu, obserwował go dokładnie. Starał się tym samym określić czy ten mógł należeć do gildi, czy raczej był zwykłym pionkiem w grze.
Mimo wnikliwej obserwacji nie zauważył, by karczmarz używał przy gościach znaków złodziejskich, mówił złodziejskim językiem, czy w inny sposób zdradził się, że należy do gildii złodziei.
Dagmar był człowiekiem z wielką cierpliwością, dlatego też zdecydował się, że nie poczyni żadnych pochodnych kroków. Postanowił zwlekać, a nóż coś sie wydarzy. Starał się nie zwracać niczyjej uwagi i gdy tylko nadarzyła się możliwość postanowił zlać troche piwa z kufla do butelki, którą ukrywał pod stołem. Gdy tylko to udało się mu zrobić, zakorkował butelkę i ukrył ją z powrotem w plecaku. Przyglądał się też co zamawiają ludzie, jak się zachowują i cokolwiek co mogło by stanowić jakąś poszlakę w dochodzeniu.
Niestety w karczmie nie działo się nic nadzwyczajnego. Ot klienci przychodzili, zamawiali i wychodzili. Może trochę więcej niż gdzie indziej szemranej klienteli, ale zachowującej się spokojnie. Jeśli lokal faktycznie był jedną z siedzib gildii złodziejskiej to starannie było to ukrywane. Stwierdzenie “najciemniej pod latarnią” wydawało się doskonale pasować do karczmy “Sprośne Prosię”.
Dagmar wstał i skierował się ku swojemu towarzyszowi. Będąc już obok oznajmił:
- Jednak nic tu po mnie, czy chcesz zostać dłużej czy wracasz ze mną? - zapytał uprzejmie.
-Ja jeszcze chwile posiedzę-powiedział zamawiając piwo u przechodzącej obok dziewki-wieczór jest, nie chce mi sie już łazić po mieście, a tutaj wydaje sie może coś ciekawego wydarzy
Po wyjściu Dagmara i mniej więcej godzinie siedzenia nad kuflem piwa istotnie coś się wydarzyło. Drzwi na piętrze otwarły się i zamknęły z trzaskiem. Na schodach było słychać tupot podkutych butów i wkrótce pokazali się ich właściciele. Trzech oprychów ogolonych na łyso podobnie ubranych w identyczne skórzane kurty i spodnie. Dwóch z nich musiało być braćmi bliźniakami. Trzeci nieco wyższy trochę się od nich różnił. Przewodził im kruczowłosy męzczyzna z włosami do ramion, szeroki w barach, z twarzą poznaczoną bliznami. Miejscowi skwapliwie usuwali im się z drogi gdy szli do kontuaru.
- Jak interes się kręci? Wszystko gra? - zapytał kruczowłosy karczmarza.
- O tak Faustmann, wszystko w najlepszym porządku- Odpowiedział krasnolud.
William zanotował to imie w pamięci.
- Idziemy tam gdzie zwykle- odpowiedział kruczowłosy i skierował się na zaplecze.
William niby zajęty swoim piwem uważnie przysłuchiwał się rozmowie przy szynku i obserwował gdzie kierują swoje kroki mężczyźni, którzy wyszli z piętra karczmy, starał się zajrzeć na zaplecze gdy ci tam wchodzili. Wyszedł z karczmy i obszedł ją, stwarzając pozory potrzeby wyszczania się, tak żeby znaleźć się na jej tyłach, następnie wspiął się na stojącą nieopodal beczke, tak by móc zajrzeć na zaplecze przez okno. Jednak jedyne co zobaczył to to jak mężczyzni schodzą do piwnicy. Nic więcej nie udało mu się usłyszeć ani zobaczyć. Rozejrzawszy się po tyłach z niezadowoleniem stwierdził, że nie ma możliwości dostania się do piwnicy tak zeby nikt go nie zauważył, jednak w jego głowie zaświtał inny plan, postanowił że wynajmie pokój a gdy noc zapadnie na dobre poszpera troche po karczmie. Cena, trzech koron jakie podał krasnolud niezbyt zadowoliła Williama jednak nie miał innego wyboru, w tej karczmie było coś nie tak i postanowił sprawdzić co.
-A niechże sie psi syn zadławi tymi monetami - powiedział pod nosem kopiąc przebiegającego szczura, który uciekł z piskiem w kąt-mam nadzieje że to wszystko będzie czegoś warte bo jak nie to siłą mu te trzy korony z gardła wytargam - tak marudząc doszedł do pokoju na piętrze, który swoją drogą trzech koron wart na pewno nie był, ba! on nawet korony wart nie był brudna podłoga, rozchodząca się szafka w kącie i brudne skrzypiące łóżko, które niewątpliwie było siedliskiem pluskiew jeśli nie innego plugastwa zniechęcało do noclegu. Szczęśliwie Bard nie miał zamiaru iść spać, miał plan żeby poczekać aż głosy z dołu ucichną aby móc spokojnie przeszukać przybytek.
 
piotrek.ghost jest offline