Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2014, 03:12   #2
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Towarzystwo w podróży oznaczało same kłopoty.

Myśli Eshte zareagowały na propozycję krasnoluda na długo przed tym, nim wargi zdołały ułożyć się w odpowiedzi. Oznaczało to zatem, że wypiła jeszcze o wiele za mało piwa, a przecież jego smak tylko był lepszy dzięki byciu.. darmowym. Niewybaczalne, aby tak się marnowało w kuflu!
Zatem zanurzyła usta w złocistym trunku, co nie tylko było jak najbardziej naturalnym odruchem w gospodzie mający na celu ugasić pragnienie, ale przede wszystkich na czas trwania długiego łyku pozwalał elfce zastanowić się nad jakimś zgrabnym unikiem w rozmowie.
Podróż z krasnoludem nie była tym co lubiła najbardziej. Ba, podróż z czymkolwiek posiadającym umiejętność wypowiadania swojego zdania oraz możliwość knucia, obojętne czy miało spiczaste uszy, skrzydełka, brody do ziemi lub było jak najbardziej ludzkie, nie leżało nigdzie w pobliżu gestii zainteresowań kuglarki. Ona o tym wiedziała, Mały Brid' mógł się tego domyślać, a Gruangal miał się o tym dopiero dowiedzieć. Delikatnie. W końcu dopiero co ocalił ją przed mało przyjemnymi konsekwencjami uczestniczenia w chłopskim ognisku, którego miała być główną atrakcją, czyniąc sytuację wielce ironiczną. Nie mogła być wobec niego obcesowa, tak jak byłaby w przypadku kogoś innego wychodzącego z tak niemądrym pomysłem.

-Czy to na pewno dobry pomysł? Słyszałam, że podobno... - zaczęła mówić po otarciu dłonią piany znad swych warg, jednak szybko urwała. Wprawdzie mieli całą izbę dla siebie i nikt ich nie podsłuchiwał, ale mimo to elfka zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu, nie chcąc wprowadzić swego gospodarza w zakłopotanie rozpowiadając światu wstydliwą słabość jego rasy - ..podobno wy krasnoludy nie za dobrze znosicie bycie oderwanymi od ziemi. Podobno przebywanie wyżej niż na poziomie gruntu, a do tego w ruchomym wozie, może wywoływać u was wręcz chorobę morską. A ja, rozumiesz, jestem przywiązana do mojego domku na kołach. Sama dekorowałam.
-Myślę, że mój syn wytrzyma te dwa… trzy dni na wozie panienko.
- rzekł ze śmiechem w głosie Gruangal niezrażony jej słowami. Po czym dodał.- Chłopak musi stwardnieć, jeśli chce być kimś więcej niż kowalem. Najemnicza robota to w końcu podróże z wojskowym oddziałem, nie wspominając już o prawdziwej walce. Pewnych rzeczy nie da się w tym fachu uniknąć.
Potarł pieszczotliwie swoją brodę mówiąc dalej spokojnym głosem.- No i lepiej we dwójkę przeprawiać się przez las, jeśli wybierzesz krótszą trasę. Co prawda mój syn potrafi sobie radzić, ale we dwójkę raźniej, zwłaszcza gdy puszcza Gonem naznaczona. Dla ciebie też to zysk. On drogę do miasta zna, bo jeździmy co miesiąc na jarmark grauburski. Ty… jesteś nowa w tych stronach, prawda?

-A jestem, jestem. Te okolice nie poznały jeszcze cudowności jakie zaprezentować im może Niezwykła Eshtelëa, Władczyni Ognia i Królowa Ekscytujących Iluzji! - zdołała na pojedynczym wydechu wypowiedzieć cały swój tytuł ( a raczej jeden z wielu, dopasowywany zależnie od sytuacji i osobistej pamięci elfki w danym momencie ). Pociągnęła łyk piwa i zerknęła gdzieś tam mniej więcej ponad brodę swego towarzysza. Uśmiechnęła się chytrze -Twój syn nie ma nic przeciwko dzieleniu niewielkiej przestrzeni mojego wozu z elfką? A Ty nie obawiasz się, że w drodze do Grauburga okażę się być wampirem gustującym w krasnoludzkiej krwi?
-Widziałem Pierworodnego, widziałem i wampira. Nie jesteś ni jednym, ni drugim panienko.
- stwierdził ze śmiechem Gruangal i wzruszył ramionami. -Ludzie jednak nie żyją tak długo jak my, ani nie mają tak dobrej pamięci. Natomiast opowieści o okrucieństwie wampirów przetrwały w legendach. A ostatnio…-upił piwa dodając ponuro.-Ostatnio znów zaczęli ginąć ludzie. Stare legendy ożyły. Niektórzy ponoć strzygę widzieli.

Strzyga...Eshte słyszała o nich. Przemienieni przez wampira ludzie, służący mu do brudnej roboty. Opętani przez głód krwi, za dużą siłę i zwinność płacący zezwierzęceniem umysłu. Idealni słudzy potwora.

Wzruszył ramionami krasnolud.- Ponoć posłano już do miasta po zakonników Peruna, co by złu zaradzili, ale… wiesz jak to jest. Zrobiło się nerwowo i na obcych patrzy się kosym okiem. Na elfów… szczególnie.
Potarł brodę dodając żartobliwie.- Poza tym mój syn, jest dobrze wychowanym cnotliwym krasnoludem. Nie w głowie mu płoche figle. Będzie spał poza wozem. Ktoś musi was pilnować w nocy, prawda? Niech się chłopak wprawia. Wojaczka to nie tylko machanie toporem w potyczkach. To także warty, oporządzenie wierzchowców szlachty… i inne przyziemne obowiązki.

Byłaby zachichotała sobie szczerze pod nosem, gdyby tylko nie musiała się zaraz tłumaczyć kowalowi ze swego zachowania. A byłaby to bardzo niezręczna chwila, po której sam mógłby zechcieć rzucić ją w płomienie, gdyby okazał się być jednym z tych krasnoludów wrażliwych na wzrost swój i swej rasy. Bo i czyż on w ogóle widział Małego Brid'a?! Już ona, jako elfka, miała problemy z sięgnięciem tej przerośniętej bestii do łba, a co dopiero krasnolud! Wprawdzie nie była żadną szlachcianką, i nie miała pewności, że mowa tutaj była o niej, ale przecież mogłaby.. pozwolić mu się wprawiać w oporządzaniu koniu na jej okazie. Jedynie młody musiałby skombinować sobie drabinkę.

-Oczywiście, zawsze to my, spiczastouchy jesteśmy za wszystko obwiniane – zamarudziła, a w jej oczach błysnął jakiś tak wyrzut, czy to ku swojemu pochodzeniu, czy też ku reszcie świata -Czy wiesz, jak bardzo moje życie byłoby łatwiejsze, gdybyście to na przykład wy mieli tak niesławnych kuzynów? Krępych, dostojnych i brodatych krwiopijców, którymi matki mogłyby straszyć swoje dzieciaczki, a chłopi wesoło ganiać z widłami i pętami czosnku.

Nigdy jakoś nikt specjalnie nie wdrażał jej w zawiłości elfiej krwi i pokoleń. W końcu żyła wśród ludzi, których też to niewiele interesowało. Z tego też powodu po mocno rozwidlonym drzewie genealogicznym swej rasy poruszała się mocno.. po omacku. Równie dobrze te elfy o wampirzych skłonnościach mogłaby nazwać wujostwem, dziadkami lub pradziadkami. Bardzo dalekimi.

-Strzygą stał się mój kuzyn, więc wierz mi “dotknięcie Pierworodnych” dosięga każdej rasy… No, może poza wróżkami czy chochlikami.- podrapał się po policzku krasnolud wzdrygając na wspomnienie kuzyna. Upił nieco piwa dodając filozoficznie dodając. -Czasy ogólnie są ciężkie. Dwie baronie na północ od tej wiesza się wszystkich odmieńców jak leci. A elfy profilaktycznie pali żywcem, jak i po zgonie. Ale tam niedawno był całkiem spory Mały Gon. I teraz pół tej baronii, wygląda ponoć jak wyjęta żywcem z koszmaru.
-Zatem to już dwie kolejne baronie do skreślenia z moich map. Nie mogę ostatnio narzekać na nadmiar zarobków..
-odmruknęła Eshte nie tyle do krasnoluda, co do siebie, a przede wszystkim do kufla i wypełniającego go gorzkiego trunku, w którym niepocieszona zamoczyła wargi -A jak wygląda dłuższa droga do Grauburga? Ta druga wioska z radością przyjmuje wędrowców, nawet jeśli ci są odmieńcami pokazującymi niewinne sztuczki z płonącymi gołębiami? Czy może lepiej unikać tamtejszych mieszkańców, szczególnie jeśli ich kowal nie jest tak.. wyrozumiały?
- Mojego syna znają tam więc, jego rękojmia będzie ci ochroną, acz… To ta wioska właśnie została dotknięta plagą zaginięć. Tutejsi zaś boją się, że prędzej czy później i tu zaczną ginąć dzieci.
- wyjaśnił krótko krasnolud.- Więc… samej bym ci tam jechać nie radził. Ale mój syn może ich przekonać do zastawienia cię w spokoju. Tyle, że wątpię by tamci wieśniacy, byli w nastroju na magiczne pokazy.
Wzruszył ramionami dodając.- Obawiam się moja droga Eshtelëo, żeś niefortunnie wybrała sobie tą trasę do Grauburga.
To prawda… niefortunnie, ale też nie miała wielkiego wyboru.

-Ufam, że moje tymczasowe życie w ubóstwie zostanie mi wkrótce wynagrodzone – mówiąc to opuściła spojrzenie dla podkreślenia swej niedoli, w razie gdyby któryś z bożków postanowił się przyjrzeć jej sprawowaniu w tak ciężkich chwilach. Nie to, żeby któremukolwiek z nich oddawała cześć, wznosiła doń modły lub zostawiała w ich rękach swój los. Powoływała się na twory ludzkiej wyobraźni i potrzeby głównie w złości, a i wtedy wzywała imię tego, który akurat miał przyjemność nasunąć jej się na język.
Kolejne jej słowa niewiele już wspólnego miały ze skromnością, szczególnie kiedy wypowiedziane zostały z jakąś taką nutką.. pretensji -Po wielokroć, najlepiej. A samo miasto? Mówiłeś, że tam bywałeś. Mieszkańcy chętnie sięgają do swych głębokich kieszeni i pękatych sakiewek?
-Jako i wszędzie. Najchętniej po pijaku, z dala od żony i na widok pary cyców wylewających się z dekoltu.-
zaśmiał się krasnolud zamawiając kolejne kufle piwa.- Grauburg to największe skupisko odmieńców w baronii. Mają nawet getto krasnoludzkie i gnomią enklawę. Mają zamtuz z elfimi dziewkami… I lubią pokazy kuglarskie. To miłe miasto dla nas… Prowincja taka nie bywa. Niemniej ubicie odmieńca jest tutaj karane wysoką grzywną. A czasami i gardłem. To więcej niż powiedzieć, o prowincji na wschód od nas. Dla rodu Vilgotzów, którzy nią rządzą, my odmieńcy jesteśmy lepsi od zwierząt… ale gorsi od ludzi czystej krwi.

-Oczywiście!
- kufel z głuchym stuknięciem uderzył o blat stołu. Jego drewniane nogi prawie zadrżały pod ciężarem wściekłości i rozgoryczenia całej elfiej rasy, wszystkich odmieńców małych i dużych, których kiedykolwiek dotknęła dyskryminacja ze strony ludzi.
Albo może była to jedynie złość Eshte, która zawsze z gorącą pasją wytykała ociemniałość i herezję śmiertelników. Alkohol w żyłach tylko podsycał to wrzenie krwi, upodobniając ją do jakiego butnego przywódcy uciśnionych -Kiedy przychodzi do spełniania wymyślnych fantazji, to oh, nagle odmieńce takie cudowne i rozchwytywane. Ale kiedy jednemu czy drugiemu szabelka nie stanie na wysokości zadania, to zaraz czary, mary, klątwy i szarlataństwa! Spalić elfkę, bo pewno krzywo spojrzała, magicznym pyłkiem z końcówek uszu posypała i męskość jaśnie panu ukradła.
-Bo i szlachta to się rodzi często z kuśkami małymi…- zarechotał krasnolud dolewając sobie piwa, a i Eshte także.-... i toteż...Toteż niewiele satysfakcji dać potrafi. Ot, miękkie życie w pier… piernatach, miękki mieczyk daje… Twardy żywot, gwarantuje tę… no… twardość… Nie… Nie to słowo...ooo! Satysfakcję!
Piwo tu mieli wyborne, jak na wiochę bez browaru. A Gruangal okazywał się znawcą okolicy i nie tylko… Widać brodacz, zwiedził trochę świata, zanim kowalstwem się zajął.- Astrea mówiła…
Krasnolud przyłożył gruby paluch do swych ust. Rozejrzał się po wieśniakach dookoła. Po czym dodaj ciszej.- Że połowa rajców wymięka w połowie… I bez wróżkowego pyłu żaden, dogodzić nie potrafi kobiecie. Ona… i jej koleżanki, muszą udawać. Wyją więc jak opętane w tych łóżka, co by rajcy… mieli się za buhajów.
I wybuchł głośnym śmiechem.

-Tak, tak – nie mając zamiaru ni na moment przerwać swej tyrady, Eshte jedynie skinieniem głowy podziękowała za trunek. Był za darmo, a to co za darmo smakowało jeszcze lepiej. Nigdy nie miała w zwyczaju żebrać o jakiekolwiek dary, ale skoro ktoś dawał z własnej woli to jakże mogła odmówić? No nie mogła!
-Potem tacy wielcy panowie uważają się za ogiery, za wręcz boskich mężów zesłanych kobietom do ukojenia ich rozbuchanych chuci. Istne wybawienie dla płci pięknej każdej rasy, bo przecież elfi mężczyźni to od ciepła kobiecego ciała wolą wąchanie kwiatów i przytulanie drzew, krasnoludy i tak nie mogą się rozróżnić pod tymi wszystkimi brodami. A wróżki to dopiero biedactwa, bez choćby jednego jurnego kogucika wśród swojej rasy! - ciesząc się przyjemnym ciężarem kufla w swoich dłoniach, elfka zawahała się na krótki moment przez upiciem odrobiny. W razie, gdyby kowal okazał się być jednym z tych krasnoludów, którzy są wrażliwy nie tylko na punkcie swego wzrostu, ale i tematu mitycznych kobiet w ich rasie, pośpiesznie dodała z cichym odchrząknięciem -A.. a.. a przynajmniej tak sądzą niekiedy ci przesądni chłopi.

Jednak krasnolud albo nie był czuły na punkcie swej rasy, albo też znieczulony wypitymi trunkami… bowiem nie wybuchł słusznym gniewem. Zamiast tego wybuchł śmiechem głośnym i rubasznym. A opróżniwszy swój kufel, zamówił kolejne dwa… dla siebie i swej drogiej przyjaciółki Eshte.- Tak, tak… gorzej jak wyniósłszy błędne mniemanie z zamtuza, próbują sprawdzić swe możliwości w praktyce. Ot, tytuły rzeczywiście rozkładają nogi dziewkom, choć czasem z musu. Ale tytuły talentów nie dają, ni jurności… Pamiętam takiego jednego szlachetkę, co uwiódł… ba… zmusił groźbami ładną mieszczkę co by rozgrzała mu łoże. I niewdzięcznica… wyobraź sobie…- kolejny głośny śmiech Gruangala, okazał się zaraźliwy, także i kątach karczemnej sali.- ...zasnęła mu podczas figlowania. On tam wtyka swojego patyczka, dyszy i sapie. A ona… chrapie.
Wzruszył ramionami. -Nie wiem jak ta prywatna… sprawa z alkowy rozniosła się po mieście. Niemniej biedaczkę spalono na stosie, za “zadawanie się z demonami”. Pocieszającym jednak okazał się fakt, że sam… hrabia bodajże, kilka dni później zginął zasztyletowany w danskerze. Sprawców nie znaleziono… ale ja bym podejrzewał zdradzoną żonę owego “uwodziciela”.

-Ale przecież i niektóre kobiety wcale nie są lepsze od tych wszystkich ogierów, buhajów i kapłonów! - odparła wzburzona elfka, po tym jak już otarła palcami łzy rozbawienia z kącików oczu. Ludzka rasa była tak przezabawnym tematem rozmów.

Nadęła lekko policzki, minę twarzy przybrała wielce stężałą, a i nawet rękami teatralnie zarysowała kształty gdzieś w okolicach swej drobnej sylwetki -Dostojne matrony, których figurze najbliżej do.. do.. do wypchanego worka ziemniaków, a palcom do tłustych kiełbasek opiętych błyszczącymi pierścieniami. Przechadzają się takie...ah, nie! Częściej noszone są na uginających się pod nimi lektykach, co by nóżek nie zbrukać błotkiem lub zbędnym wysiłkiem. Nie spojrzy taka nawet na odmieńca, nie rzuci nawet swego najgorszego świecidełka, a oddychać tym samym powietrzem będzie jedynie przez wypachnioną chusteczkę – dłonią przesłoniła swe usta i nosek, tchnienie przy tym wydając przepełnione jakąż wielką boleścią przeznaczoną dla klas o wiele wyższych. Potem zaś głos zniżyła, aby podzielić się z towarzyszem wstydliwym sekretem salonów -Ale gdy mąż oczami zaczyna wodzić za młodymi niewiastami, to i te wielkie panie nagle poszukują pocieszenia w ramionach elfich kochanków. Albo w gnomach skrywanych skrzętnie pod spódnicami..
-Och tak… albo zaciągają porządnego krasnoluda spojonego i piwem co by posmakować, dzikości odmieńców. A rankiem wrzask robią i o gwałt oskarżają.
- zaśmiał się Gruangal rechocząc wesoło i na cały głos.- Piszczy i wrzeszczy jak taki mały… piesek. Te koszmarki, co to hodują na dworach. Czworonożne kurczaki zębami, nie pieski. Zresztą jak kurczak smakują, ale… to.. o czym to ja…Aaaa... A najgorsze, że te babiszony pod tym całym pudrem i perukami, brzydkie jak noc. Nie lza tknąć tego na trzeźwo… a twierdzi, że to ona została zgwałcona. Ba! To ja powinienem się domagać zadośćuczynienia, za tą no… charytatywność w łożnicy.
Im bardziej pijany był kowal, tym bardziej sięgał po wątki osobiste świadczące o dość ciekawej i burzliwej młodości krasnoluda.

-Aaahh... zatem Ty to postrachem sypialnianych piernatów byłeś.. jesteś.. - mruknęła Eshte nieco.. zatrwożona takim obrazem jaki pozostawił w jej wyobraźni kowal. Aż musiała to zapić, a ta kolejna strużka cierpkiego trunku wpływająca przez gardło do ciała i duszy, przyprawiła ją o krzywe uniesienie jednego kącika warg.
-Wyobraź sobie tylko tych wszystkich wielkich panów oczekujących na narodziny swych rozkosznych pociech, których poliki okazywały się być już obrośnięte bujnym zarostem! - parsknęła rubasznie. Nawet jeśli krasnoludy nie rodziły się z brodami ( tak naprawdę nie była pewna czy w ogóle się rodziły, czy może wykuwały sobie potomków z kamienia ), to taka myśl była bardziej niż ucieszna -Pewno tłumaczyli to wszystkim parszywością krwi rodzin swych żon, w których to nawet kobiety obrastały brodami. Żaden przecie by się nie przyznał, że jaki odmieniec jego kobiecie dogodził.
-Na pewno nie spodziewały się, że ich synowie będą tak hojnie obdarzeni, pod każdym względem.
- odparł rubasznie krasnolud prężąc muskuły lewej ręki. Po czym nieco spokojniejszym tonem dodał. -Nie… zawsze prowadziłem osiadły tryb życia. Nie zawsze… konie kułem. Bo trzeba wpierw zwiedzić trochę krain, by...ten… no… poznać swe miejsce na świecie. Ja tak uczyniłem… Teraz kolej na mego syna.

Elfka wzniosła kufel w toaście.
-Dobrze, niech się uczy. Niech poznaje, smakuje soki życia, te słodkie i te gorzkie. Niech.. niech.. - pogubiła nieco wątek. Miało coś być o przeznaczaniu, o jego niciach, o nadmiernej ilości małych krasnoludów wypadających z łon ludzkich kobiet.. ale jakoś tak zapatrzyła się na brodę swego swego towarzysza. I zgubiła się, ale widać nie było to dla niej zbyt dużą przeciwnością losu, bowiem uśmiechnęła się przewrotnie.
-Czy grywasz w karty, Gruangalu? - mówiąc to sięgnęła ku niemu ręką, po czym palcami skrytymi za delikatnością rękawiczki wyciągnęła z głębin siwego zarostu pojedynczą kartę. Sztuczka jakaś!
-Grywam grywam… gdy żona nie patrzy.- krasnolud ostatnie słowa dodał cicho i rozejrzał się dookoła. Na szczęście owej żony nie wypatrzył, bo dodał cichaczem. -Ale na małe stawki panienko. Na wsi zarobek lichy, to wiele wyłożyć.

Dwóch chłopów o dość pospolitych obliczach i czerwonych nosach podeszło do dwójki odmieńców przy stole. Obaj rumiani na obliczach i o włosach jak słomiane strzechy. Starszy miał brodę na obliczu, młodszy pryszcza na policzku. Ale sukmany mieli porządne, a mieszki dość ciężkie.
-Zauważylim my karty.- stwierdził brodaty.- Można się dosiąść?
-Kurt Bartnik i jego kuzyn Waner… też bartnik jeno tylko zawodu, bo nazwisko… Kapusta.- rzekł Gruangal przedstawiając najpierw brodacza, a potem pryszczatego. Były to spore chłopy, ale z gęby tępe, a z wejrzenia potulne. No i kieski ich wydawały się prosić o opróżnienie.
-Ależ zapraszamy, zapraszamy. Partyjka, albo dwie, co by przegonić wszelkie urazy – aż Eshte przyklasnęła radośnie w dłonie, a kiedy je rozłożyła to po łuku w powietrzu teatralnym gestem zatoczyła. Za wnętrzami dłoni zaś powędrowały karty, cała talia trzepocząca w locie niczym stadko motyli. Zbędne i nazbyt widowiskowe gesty, ale cóż robić. Nie sposób było się wyrzec swej wewnętrznej kuglarki poza sceną.
Karty usłużnie opadły na długich palcach kobiety i zręcznie jęły je przetasowywać.

-Jeno o wyrozumiałość panów muszę prosić i.. łagodność względem mej sakiewki. Bogowie nie sprzyjają ostatnio występom, to i ona.. nie tak pełna jakby każde z nas chciało – uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem, któremu było kawałek drogi do prawdziwości. Kowal wprawdzie jej dzisiaj pomógł, i dla niego sama będzie delikatna. Ale w przypadku tych dwóch nie miała zbytnio powodów do wstrzymywania się. Szczególnie, jeśli sami przyszli zagrać.

Rozgrywka się rozpoczęła i bynajmniej nie była jednostronna, o nie… Kowal czasem wygrywał, Eshte czasem przegrywała. Elfka była zbyt dobrą szulerką, by wiedzieć, że nie należy ciągle wygrywać. Czasem dobra karta musi się trafić i jeleniom, których się oskubywało. Monety jednak powoli zmieniały właścicieli, kufle piwa ulegały opróżnieniu. A dobry uśmiech nie opuszczał grających, elfka o to zadbała zadbała.
Choć… z każdym kufelkiem pieniącego się trunku wzrok stawał się coraz bardziej zamglony, a myśli coraz bardziej ociężałe.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 04-02-2014 o 21:46.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem