Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2014, 19:17   #38
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby



Pobudka była przyjemna, ranek wydawał się jasny… do czasu aż się dowiedział o Amelii. W co ona się wpakowała? W co pakował się jej wyjec? Co ich łączyło?
Nie pytał. Nie interesował się. Miał własne życie. Własne problemy. A Amelia też się nie narzucała. Tak jak teraz. Może zresztą uznała, że nie jest jej potrzebny. Może i rzeczywiście nie był?
Bo w końcu elfka nie była delikatnym kwiatuszkiem prerii. Potrafiła ubić wróbla na czubku stodoły jednym strzałem sztucera. Potrafiła złamać szczękę namolnemu półorkowi. Potrafiła wytrzymać trafienie kulą ognia szalonego magusa i wyjść z tego bez szwanku.
Amelia była twarda.
Może martwił się niepotrzebnie?
Dzień był wszak ładny… Idealny na dłuższy spacer, który okazał się potem wędrówką przez miasto.

Do domu Saelrima… dziwne imię jak na ludzkiego barda. A może nieludzkiego? Właściwie Morgan nie przyglądał mu się w ogóle. Kolejny błąd. Jeb ostro by go zrugał za takie przeoczenie. Od obserwacji otoczenia zależy wszak przetrwanie na prerii. Od czujności i spostrzegawczości zależy wszak bezpieczeństwo przemytu.
Lockerby musiał więc stwierdzić, że trochę zardzewiał podczas pobytu w więzieniu. Dobrze, że przynajmniej oko miał nadal pewne, a dłoń szybką.

Dom Saelrima, był typową robotniczą ruderą, jedną z wielu kamienic stojących wzdłuż ulicy. Na schodach do nich przesiadywali starzy ludzie, półelfy, półorki i stare krasnoludy. Dziadkowie i babcie… utrzymywani z pracy swych dzieci, pilnowali wnuków i szykowali posiłek dla rodziny. No i plotkowali.
Oczom tej grupki nic nie mogło umknąć. Wiedzieli gdzie mieszka Saelrim, wiedzieli że jest ćwierćelfem: potomkiem półelfki i człowieka. Wiedzieli, że jest bardem komponującą dziwaczną muzykę i wiedzieli o potępieńczych krzykach, które wydobywają się z jego pokoju podczas niektórych nocy. Ani chybi uprawia czarną magię… albo jak zasugerował stary bezzębny staruszek.- Sukkubusa se psydymał i uwiesił, ani chybi sukkubusa.
-Dupę nie sukkubusa. Chyba że lubi obdzieranie ze skóry, bo tak to brzmi po nocach, jakby go obdzierali żywcem.- żachnęła się starowinka siedząca obok niego.
Niemniej wszyscy oni byli zgodni, że coś się czasem nocami złego działo u Saelrima… zwanego też i Voltaire’m. Bo taki był jego przydomek sceniczny. Wiedzieli też, że zaginął… Od dwóch dni nie wracał do domu. Wiedzieli o tym, że przyszła tu Amelia, jego dziewczyna… jak twierdziło wielu.
Wiedzieli, że weszła do mieszkania. A potem szybko z niego wyszła. I pogadała z Timem, dokerem i huncwotem strasznym. Ponoć pracującym jako silnoręki dla gangsterów… tych gnomich, a może krasnoludzkich?
Tim jest ponoć miłych chłopcem jak twierdziła część staruszek, ale mężczyźni mówili że na pewno rozrabia po nocach. W końcu to osiłek silny jak tur.
To wszystko Morgan dowiedział się za darmo. Wystarczyło podrzucić temat do plotkowania i pilnować by z niego emeryci nie zbaczali. Bo staruszkowie uwielbiali plotkować… Niestety nie lubili za bardzo chodzić. Reumatyzm i zadyszka ograniczały ich wiedzę do ulicy, przy której mieszkali.
Nie wiedzieli dokąd potem poszła Amelia, za to wiedzieli dokąd poszedł Tim.
Oczywiście do pracy…

I tak Morgan trafił do doków miasta.


Będąc nadmorskim miastem i wrotami dzikiego zachodu New Heaven zawsze było pełne statków, różnej wielkości, różnego napędu i z różnych stron świata.


Harmider wypełniał port, zawsze kręciło się tu pełno ludzi, zawsze były towary do wyładowania. Zawsze kapitanowie kłócili się z oficerami celnymi. A ciężarówki wywoziły towary ze statków, lub przywoziły je do doków. Każdy gdzieś pędzi, każdy miał coś do załatwienia.
I mało czasu i cierpliwości, by odpowiadać na pytania Morgana. A obecne wszędzie patrole policji miejskiej studziły zapędy Morlocka do wymuszania zeznań. Niemniej upór jego i spokój zostały nagrodzone.
Wpadł na trop Tima.
Skierowano do stojącej na kotwicy “Morskiej Tancerki”, stojącej w porcie brygantyny z której wynoszono skrzynie z porcelaną ze starego kontynentu.
Tam też miał obecnie pracować Tim, jako pracownik fizyczny przy rozładunku. I rzeczywiście pracował.
Rudy brygadier wskazał kciukiem na Tima, akurat miał przerwę na lunch. Muskularnego wysokiego półorka z bandaną na głowie.


I Lockerby’emu mina zrzedła. To zdecydowanie nie był jego dzień.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-02-2014 o 15:54.
abishai jest offline