Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2014, 18:54   #26
bayashi
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
- Promieniowanie telepatyczne, słyszałem - jakby ktoś zapalił mu przed oczami ogromny ekran, Lakkai zobaczył znowu wszystko w realnych kształtach. Jeszcze przed momentem na ich miejscu były tylko wirujące bezsensownie kolory nakładające się na siebie. Czasem wypływały z nich twarze, mówiły coś i odpływały. Ponad ogólnym hałasem, który obejmował cały umysł, przebijały się wciąż powracające zwroty, coś jak "To jest głodne" i "Pomóż mi" na przemian. Bezsensowne i nieprzyjemne zarazem.
- A co poza tym? - zapytał naiwnie. Sobiesky pokazał na zalegającą podłogę maź i Lakkai musiał dobrze poprzecierać oczy, żeby dostrzec w brei kontury pływających ciał. Przedtem nie zauważył ich, a nie wiedząc, nie przypatrywał się bliżej substancji. Teraz widział kolejne ciała, od niego, aż do maszyny, która okazała się być...no właśnie, co to było? Wytwornica promieniowania telepatycznego? A więc gigantyczny zakłócacz? A może gigantyczny odbiornik? Na pewno coś, co go przerastało i z czym niezupełnie chciał się mierzyć. Przyszli tu koniec końców po jakieś odpowiedzi co do Kai Coloney AKA Alice Ballistri - i odpowiedzi otrzymali, bardzo konkretne i bardzo niepokojące.
Kiedy tylko do Belmonto dotarło co do niego mówili, wskoczył bez wahania w kałużę suportezydu. Więc ona, która rzekomo miała być niemożliwie trudna do znalezienia i w wielkim niebezpieczeństwie, tak sobie tu leżała? I na dodatek, Serbs po prostu przyprowadziła ich tu jak wycieczkę, pokazała zabawki... Nie, to stanowczo nie było dobrze.
Lakkai podszedł blisko maszyny, ledwie zauważając ciepło i łaskotanie, które wywoływała substancja. Nie koncentrował się na licznych osobnikach z róznych ras i miejsc pochodzenia, choć części z nich nigdy nie widział, przynajmniej nie poza filmami i koszmarami. Najbliżej ściany emitera promieniowania, zaczął chwytać kolejne ciała za ramiona i lekko unosić je w górę, żeby zobaczyć twarze. Jedna, druga, trzecia, wciąż obce osoby.
"Pomożesz mi się wydostać, prawda?" - zapytał ktoś kobiecym głosem.
- Skąd? - Lakkai obrócił się do Jennifer, pewny, że to ona pytała, ale ta czytała coś na swoim komunikatorze, nic nie mówiła.
Spojrzał na Sambora, który choćby chciał, nie mógł mówić w ten sposób. Wzruszył ramionami i pochylił się żeby szukać dalej.
"Ona też jest głodna" - powiedział ktoś, ale innym głosem, męskim. Tym razem był pewny, że to Sambor, więc się nawet nie podniósł. Trzymał właśnie ramię kobiety, której przypatrywał się uważnie. Poznawał ją, była znajoma, ale to nie była Alicia. Kai Coloney, prawdopodobnie tak. Rysy twarzy się zgadzały, ale detale nie. Zamiast zielonych oczu, kobieta miała biało-niebieskie, brak było blizny biegnącej od szyi do tyłu prawego ucha, różnił się też kolor włosów. Chociaż wiedział już, że nie znalazł tej, której szukał, patrzył w zadziwieniu na tak podobną do niej kobiety, jakby jej siostrę, lub sobowtóra. Pozwolił podnoszącym się emocjom opaść, musiał się odezwać do reszty.
Odchrząknął i przeczyścił gardło, odsuwając na bok zawiedzioną nadzieję.
- Znalazłem ją. Jak ją obudzić? - i gdy tylko to powiedział, zastanowiło go coś jeszcze. Po co właściwie ci wszyscy ludzie tu leżeli poukładani jak eksponaty?
Próbował unieść Kai z ziemi, ale zobaczył odchodzące z jej ciała: głowy i brzucha cienkie kable. Widok takiego upodlonego i uprzedmiotowionego ciała kobiety prawie identycznej z jego dawną miłością obudził w nim poczucie sprawiedliwości. Rozejrzał się wokół: ci ludzie nie powinni robić tu za źródło energii, ani za żaden inny cel, cokolwiek tu się działo.
- Trzeba ich wszystkich odłączyć - powiedział cicho, jakby obwieszczał nieodwołalną decyzję. Jennifer zaśmiała się histerycznie i zaczęła wyrzucać słowa:
- Ocknij się! Myślisz, że możemy? Są tu potrzebni, o ile nie chcesz zostać tu sam. Przestań gadać bzdur. Możemy skomunikować się z Coloney przez interfejs, ale nie możemy nikogo odłączyć. Mamy jeszcze cztery minuty i muszę włączyć maszynę.
Belmonto wstał, otrzepał dłonie ze śliskiej mazi i obrócił się do Serbs. Nie lubił tego uczucia, kiedy wiedział, że musi zrobić coś trudnego, czego prawdopodobnie będzie żałował. To jak przy próbie ratowania życia gangstera pomimo wiedzy, że za chwile spróbuje on zabić tego, kto byłby na tyle naiwny by mu pomóc.
-Odłączaj, wszystko - Lakkai pokazał palcem na Jennifer, kładąc pewie dłoń na kaburze pistoletu.
"Właśnie tak" - powiedział ktoś.
- Właśnie tak - powtórzył Lakkai.
 
bayashi jest offline