Pozostawało patrzeć jak chłopi odchodzą w stronę wsi. To nie miało prawa skończyć się dobrze… dla nikogo. Wiedział, że nie może ich zatrzymać i nie zamierzał tego robić. Deszcz sprawił tylko, że poczuł się gorzej. Zmęczenie dawało o sobie znać, a chłód i mokre ubranie tylko pogorszył jego stan. Jedyną rzeczą, jaka w tej sytuacji poprawiała jego samopoczucie, były fakt, że jeden z tutejszych postanowił zostać i pomóc. To zawsze coś.
Nie było rady, trzeba było ruszać dalej.
***
Już nie jeden raz musiał zmagać się z podobną pogodą i zmęczeniem, ale zawsze towarzyszył mu koń. Tym razem tak nie było i sam musiał sam przedzierać się przez błoto. Tylko doświadczenie i wykorzystanie całej siły woli, pozwoliło mu brnąć dalej. Czuł, że długo jednak nie wytrzyma. Ciągle miał nieodparte wrażenie, że pogoda kpi z nich. Pierwszy raz od dawna prosił bogów, aby dodali mu sił. Z tych szczerych modłów wyrwał go plusk. Spojrzał na błoto pod swoimi nogami i ujrzał Lyndis, która od jakiegoś czasu wisiała na jego ramieniu. Postanowił skorzystać z resztek sił jakie mu pozostały i przenieść ją w bardziej suche miejsce, a później paść na ziemie ze zmęczenia. Przerzucił ją przez ramię jak sieć z rybami. Gdy przyjął pozycję, w miarę możliwości pionową, usłyszał słowa Ralfa, ale ledwie je zrozumiał. Z trudem przeniósł dziewczynę pod drzewo i tam zostawił. Ku jego zdziwieniu, jeszcze mógł ustać. Zwrócił się do Ralfa.
-
Nie będziemy… ich szukać. Poczekamy tu na nich i… odpoczniemy.
Usiadł pod drzewem i zabrał kilka głębokich oddechów.
-
Dawno nie byłem tak zmęczony. Możliwe, że nigdy. Ja niedługo dojdę do siebie, ale z nią będzie gorzej. Kiedy dołączy reszta, też szybko nie wypoczną. Niedźwiedź ma bardzo ciężką zbroję, a przy tej pogodzie musi być bardzo wyczerpany.
Zamilknął na chwilę, po czym dodał.
-
Kiedy to się skończy, zabiorę swoją zapłatę, a nie będzie to bała kwota, po czym pożyczę broń, wetkną “wielkiemu” baronowi w jego tłusty zad i oddam salwę honorową. Myślisz, że znajdę kogoś, kto będzie chętny mi pomóc?