Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2014, 21:42   #91
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Pozostawało patrzeć jak chłopi odchodzą w stronę wsi. To nie miało prawa skończyć się dobrze… dla nikogo. Wiedział, że nie może ich zatrzymać i nie zamierzał tego robić. Deszcz sprawił tylko, że poczuł się gorzej. Zmęczenie dawało o sobie znać, a chłód i mokre ubranie tylko pogorszył jego stan. Jedyną rzeczą, jaka w tej sytuacji poprawiała jego samopoczucie, były fakt, że jeden z tutejszych postanowił zostać i pomóc. To zawsze coś.
Nie było rady, trzeba było ruszać dalej.

***

Już nie jeden raz musiał zmagać się z podobną pogodą i zmęczeniem, ale zawsze towarzyszył mu koń. Tym razem tak nie było i sam musiał sam przedzierać się przez błoto. Tylko doświadczenie i wykorzystanie całej siły woli, pozwoliło mu brnąć dalej. Czuł, że długo jednak nie wytrzyma. Ciągle miał nieodparte wrażenie, że pogoda kpi z nich. Pierwszy raz od dawna prosił bogów, aby dodali mu sił. Z tych szczerych modłów wyrwał go plusk. Spojrzał na błoto pod swoimi nogami i ujrzał Lyndis, która od jakiegoś czasu wisiała na jego ramieniu. Postanowił skorzystać z resztek sił jakie mu pozostały i przenieść ją w bardziej suche miejsce, a później paść na ziemie ze zmęczenia. Przerzucił ją przez ramię jak sieć z rybami. Gdy przyjął pozycję, w miarę możliwości pionową, usłyszał słowa Ralfa, ale ledwie je zrozumiał. Z trudem przeniósł dziewczynę pod drzewo i tam zostawił. Ku jego zdziwieniu, jeszcze mógł ustać. Zwrócił się do Ralfa.
-Nie będziemy… ich szukać. Poczekamy tu na nich i… odpoczniemy.
Usiadł pod drzewem i zabrał kilka głębokich oddechów.
-Dawno nie byłem tak zmęczony. Możliwe, że nigdy. Ja niedługo dojdę do siebie, ale z nią będzie gorzej. Kiedy dołączy reszta, też szybko nie wypoczną. Niedźwiedź ma bardzo ciężką zbroję, a przy tej pogodzie musi być bardzo wyczerpany.
Zamilknął na chwilę, po czym dodał.
-Kiedy to się skończy, zabiorę swoją zapłatę, a nie będzie to bała kwota, po czym pożyczę broń, wetkną “wielkiemu” baronowi w jego tłusty zad i oddam salwę honorową. Myślisz, że znajdę kogoś, kto będzie chętny mi pomóc?
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 07-02-2014, 16:50   #92
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Kłusownik jeszcze przed chwilą próbował jedynie opanować drgawki, teraz te powodowane zimnem samoistnie ustępowały przed skurczami ciała, które rozpaczliwie próbowało złapać powietrze. Choć Borys nie należał do słabeuszy, to jego przeciwnik trzymał go w tak stalowym uścisku, że próby rozwarcia jego dłoni, okazywały się równie nieefektywne co kopnięcia w tułów jakie starał się wyprowadzić.
Wydawało się, że Niedźwiedź niczym wściekły doberman jest tak silnie napompowany adrenaliną, że nie odczuwa najmniejszego choć bólu. Mroczki jakie pojawiały się Borysowi przed oczami świadczyły o tym, że jeszcze kilka chwil i on również nie będzie już odczuwał bólu, zimna, niczego...
___

-Nie będziemy… ich szukać. Poczekamy tu na nich i… odpoczniemy.
Słowa mężczyzny, który zaraz po nich padł ciężko dysząc pod drzewem pozornie tylko nie wywarły na Kurcie wrażenia - Borys sam był sobie winien, głupiec. Chciał bratać się z wieśniakami, niech więc oni go teraz szukają - chciał myśleć.
Gdy wydychana para na jego oczach cięta była niczym sztyletami zimnymi kroplami, tymi samymi, które siekły jego gołą czaszkę, a z całej grupy prócz ich nowego przewodnika był chyba jedynym, który stał jeszcze o własnych siłach, wzrok odruchowo skierował się w stronę z której przybyli i gdzie został jego brat.
___

Niedźwiedź wydawał się jednocześnie niewzruszony niczym skała i napięty do granic w wyczekiwaniu gdy ofiara osłabnie na tyle, by włączyć do walki drugą dłoń i rozszarpać ciało nieszczęśnika na strzępy. Kłusownik był od rycerza niższy, miał też krótsze ręce, prze co jakakolwiek próba sięgnięcia przeciwnika, który trzymał go na dystans przynosiła znikome rezultaty. Kolejne uderzenia serca mijały, a pompowana nimi krew dostarczała coraz mniej tlenu. - Puszczaj do cholery, bo, bo, bo...
Myśli niknęły w głowie szybciej niż Borysowi udawał się zbijać je w całość. Czuł, że za chwile przeciwnik wydusi z niego wszystko.

Grom trzasnął równocześnie z błyskawicą, która przeszyła niebo tuż nad nimi trafiając w korony drzew kilkadziesiąt metrów dalej. W jednej chwili rozbłysk trupiego blasku rozjaśnił demoniczne oblicze jego nobliwego towarzysza. W tym samym jednak momencie uścisk dłoni wrzynającej się w gardło minimalnie zelżał, jak gdyby mężczyzna skurczył się na dźwięk gromu.
Borys zrozumiał, że to może być jedyną szansą, że gdy tylko Niedźwiedź otrząśnie się z tego wrażenia, wykończy go znudzony zabawą ze szmacianą lalką.
Złączył obie dłonie w uścisku ponad prawicą rycerza i całym ciężarem ciała naparł od góry na łokieć ręki, która trzymała go niczym imadło.

Opór był znaczniejszy niż mógł przypuszczać. Docisnął tracąc już jednak nadzieję.

Chwyt zelżał i żelazne palce rozchyliły się wypuszczając zdobycz. Borys runął na kolana łapiąc się za poranioną szyję. Wiedział, że nie jego cios uwolnił go z uścisku - po prostu stojący nad nim oprawca postanowił zmienić zabawę.
___

Deszcz atakował ich na zmianę potężną taflą przywalając do ziemi niczym źdźbła trawy, lub potęgowany wiatrem uderzał raz za razem niczym wodnymi biczami atakując ze strony, z której się akurat nie zabezpieczali. Kurt spędził w dziczy ćwierć życia i nie potrzebował zgadywać jak bardzo niebezpieczne jest połączenie takiej pogody i skrajnego wycieńczenia osłabiającego czujność w ciemnościach zamieszkałych przez potwory.

Blask wyprzedzał grom tylko o sekundy lecz wystarczało by sprawić wrażenie, że czas się zatrzymuje, a wszystko na co padło światło błyskawicy nieruchomieje w oczekiwaniu na przeszywający dźwięk. W makabrycznym widoku kompanii jaki ukazało światło wydawał się ona czekać jednak tylko na koniec.
- Zginiemy tu bez schronienia - warknął do Ralfa - Potrzebujemy czegokolwiek nad głową. Jaskini, skalnego nawisu, nory, czegokolwiek! Jesteś kurwa przewodnikiem, znasz ten lad to znajdź coś!
Topornik choć najtwardszy z nich czuł zbyt blisko granice swojej wytrzymałości, a to pozwalało jego nerwom na stopniowe opanowanie reszty ciała i umysłu. Jeśli ich przewodnik nie potrafiłby znaleźć im schronienia był w jego odczuciu zbędnym osobnikiem, na którym można wyładować frustrację.

Dwójka pozostawiona gdzieś na ścieżce mogła znaleźć schronienie wcześniej niż oni, mogła jednak też nie mieć szczęścia. Kurt co chwila oglądał się w stronę z której przyszli w nadziei, że ujrzy choć pojedynczą sylwetkę. Gdzieś w środku pojawiała się chęć powrotu.
___

Był za słaby by zwrócić wszystko co się w nim właśnie przewracało, przełknął tylko pozostałości śliny cofając zawartość przełyku do żołądka. Musiał szybko przewidzieć następny ruch przeciwnika, by dostosować do niego taktykę, błąd musiałby być ostatnim.
Sylwetka Niedźwiedzia górował nad klęczącym kłusownikiem spłukiwana słabnącym nieco deszczem. Delikatny wykrok zdradził zamiar rycerza i gdy jego ciężki but pomknął w stronę Borysa ten był gotowy, by zamortyzować kopnięcie wykorzystując jego siłę by odskoczyć od przeciwnika.
Zmęczenie po raz kolejny musiało jednak udowodnić, że musi się mierzyć nie tylko z jednym zagrożeniem. Udało mu się co prawda zyskać dystans, lecz utrzymać równowagi już nie zdołał, wylądował na plecach boleśnie trafiając w stary korzeń.

Niedźwiedź nie zamierzał pozwolić ofierze ujść po raz kolejny, powalony i wykończony Borys wydawał się być łatwym celem.

Kłusownik czekał jednak na atak - jedyne co mógł wykorzystać przeciw Niedźwiedziowi nie chcąc go pokaleczyć, to własna zwinność przeciwko ograniczającym rycerza blachom.

Zimno tłumiło ból, lub bardziej odwlekało o kilka sekund moment, w którym nadchodził. Nie poczuł więc nic gdy szarpnął w bok ciałem na mrugnięcie okiem przed tym jak rycerz padłby na niego. Nie poczuł nic gdy odbił się po raz drugi wracając i dążąc do zwarcia w parterze. Spotęgowana fala bólu uderzyła dopiero gdy oplótł stopy na pancernym napierśniku a dłonie zamknął na stalowym karku krępując wijące się metalowe ręce. W tym samym momencie każdy mięsień poczuł palący ból powodowany szybkim ruchem obolałego ciała i ten wywołany przez zwierza szarpiącego się z zastawionym przez kłusownika potrzasku.
 
Akwus jest offline  
Stary 07-02-2014, 22:02   #93
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ralf rozejrzał się dokładnie po okolicy. Starał się coś dojrzeć bądź usłyszeć. W takich warunkach jednak podstawowe zmysły były mocno ograniczone. Na szóstym zmyśle mężczyzna polegać też nie mógł... nie miał go. Truposze mogły do nich podejść, a oni zauważyliby to tuż przed atakiem. Las nie chciał zdradzać przed nimi swych tajemnic i jasno dawał to do zrozumienia. Dalej będzie jeszcze gorzej.
Banita oparł o pień swój łuk, zdjął z pleców swój tobołek i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyprostował się, trzymając w dłoniach jakieś zawiniątko. Była to chusta skrywająca w sobie kilka płatów suszonego mięsa. Mężczyzna dbając o to, by jedzenie nie namokło za bardzo, zbliżył się do każdego z najmitów.
– Powinno dodać nam trochę sił. Nie jest zatrute – jakby na potwierdzenie swych słów odgryzł kawałek z jednego z płatów.

Zatrzymał się przy Dantem. Humor tego mężczyzny powinien dodać im otuchy. Jednak w przypadku Ralfa efekt nie do końca był taki.
– Jeśli tknął kogoś w wiosce, nawet jego zwłok nie będziesz mógł zbezcześcić. – powiedział poważnym głosem – Najwyżej później będziesz mógł mi pomóc upozorować napad bandytów czy umarlaków. Co się tyczy schronienia... – zwrócił się następnie do Kurta – Coś w okolicy na pewno się znajdzie. Jednak będziemy musieli zboczyć z trasy do ruin. A czy wspominałem o możliwości połamania nóg na wystających gałęziach, poślizgnięciem się i dość bolesnym, jeśli nie śmiertelnym sprawdzeniu stromości wzniesienia, zgubieniu się i przede wszystkim przeoczeniu kryjówki, bo nawet w normalnych warunkach dość trudno ją dostrzec? I bym zapomniał. Trochę wysiłku trzeba będzie włożyć, by mogło to nas chronić przed deszczem. Wiesz, pogoda w tych stronach jest najmniejszym zmartwieniem w nocy. – wyliczał, zginając palce z każdym zagrożeniem. – To jak? Idziemy?
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 07-02-2014, 23:43   #94
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację

Jakob szczękał zębami i trząsł się jak osika na wietrze, kiedy już (nie)wesoła gromadka dotarła z powrotem do Volkenplatz. Odgarnął rude loki przyklejone do czoła i popatrzył po Sylvańczykach. Ich reakcja na fritzowe wieści wcale go nie zaskoczyła. Zaskoczyła go za to jego własna reakcja, kiedy poczuł narastającą w trzewiach złość, by nie powiedzieć furię. Ci obcy przybysze jeszcze nie tak dawno jedli ich jedzenie, pili ich zapasy alkoholu, siedzieli z nimi pod jednym dachem. Zdradzili, złamali święty obyczaj.

Cyrulik nie miał żadnej rodziny, jeśli nie licząc Adelheidy. Z tym, że jego ciotka nawet mimo wieku, płci i pozornego szaleństwa nie była bezbronna. Miejscowych odstraszała sama jej reputacja, wzmacniana ponurą chatą i wywieszanymi talizmanami. Jakob znał kobietę i mógłby rozwiać te mity, powiedzieć że żadna z niej wiedźma, ale nigdy przenigdy nie powiedziałby że należy do osób łagodnych. Gdyby ci obcy chcieli jej coś zrobić, podziurawiłaby ich strzałami zanim zdołaliby dotrzeć do drzwi chaty. Co, jak co, ale talent do łucznictwa był we friedmannowej krwi.

- Sprawdzę, co z tym Heinrichem. - zaoferował Jakob.

Ale nikt nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Większość rozbiegła się po wiosce, spiesząc do swych rodzin, przysięgając zemstę Baronowi. Fritz nadal próbował przemówić im do rozsądku, ostudzić wrzącą krew. Bezcelowe działanie.

* * *


- Boooliii. - jęknął pacjent, rozwalony na posłaniu, podczas gdy Friedmann grzał się przy ogniu.

- Jakob. - warknął Fritz, który nie wiadomo kiedy wszedł do środka - Daj mu mleka makowego.

Cyrulikowi nie trzeba było mówić dwa razy. Zaczął zbierać potrzebne mu rzeczy, wyjął parę przedmiotów z torby i wziął się do roboty. Einthal, jak to miał w zwyczaju kiedy się zdenerwował (co było częstym zjawiskiem), zamknął się w swoim pokoju. Friedmann miał co najmniej pół godziny czasu sam na sam z Heinrichem. Nie zamierzał zmarnować takiej okazji.

Wywar był w końcu gotowy i Jakob podstawił pacjentowi pod nos pełną miskę. Po długiej chwili, pełnej nieufnych i podejrzliwych spojrzeń, mężczyzna w końcu wziął łyk napoju.

- Kurwa, jakie to obrzydliwe. - skrzywił się - Ty to nazywasz mlekiem makowym?

- Tak. - odparł krótko cyrulik - Do pełna.

Miska została opróżniona, Heinrich na powrót wyciągnął się na posłaniu. Jakob z uwagą przyglądał się, jak mężczyzna rozluźnia się i grymas bólu powoli znika mu z twarzy. Chłopak odwrócił i odłożył naczynie i zebrał swoje rzeczy do torby. Wszystkie, oprócz jednej - rośliny o fioletowych płatkach, którą zerwał podczas powrotnej wędrówki; rośliny, której zmiażdżony korzeń i nasiona wylądowały w "mleku makowym". Obrócił ją powoli w palcach.


"Aconitum," Jakob powtórzył w myślach formułkę znaną z fritzowego zielnika. "Potocznie znana jako tojad lub mordownik, jedna z najsilniejszych trujących roślin świata. W odpowiednich proporcjach może służyć do uśmierzenia bólu. Większe ilości działają paraliżująco i prowadzą do problemów z oddychaniem."

Friedmann wyszedł na deszcz z dziwnym poczuciem satysfakcji, które zaraz zostało stłamszone, kiedy biegiem ruszył tam, gdzie miał być Kmietek i Ewka. No, i reszta Sylvańczyków.






___________________________________
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 08-02-2014, 18:15   #95
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
- Zabierz nas stąd.
Kurt coraz mniej martwił się o niebezpieczeństwa czające się w lesie, czy to ze strony sił przyrody czy nieumarłych. Był zmęczony do granic swojej wytrzymałości, więc reszta musiał czuć się jeszcze gorzej. W tym stanie nie byli w stanie się bronić. Iść musieli.

Kawałek mięsa który w normalnych warunkach wzbudziłby jego śmiech teraz okazywał się zbawieniem, szczególnie po tym gdy najmita zorientował się, że jego własna torba z zapasami przepadła gdzieś podczas wędrówki, zapewne zaczepiona na jakiejś gałęzi przez które się przedzierali, lub wciągnięta przez błoto z którego kilkakrotnie dźwigał swoje ciało.

Kobieta nie była w stanie iść, a pozostawienie jej tu choć nie sprawiało sumieniu Kurta najmniejszego problemu, wydawało mu się znaczącym osłabieniem grupy. Ogniste zabawki jakimi władała, przekraczały jego umiejętności, lecz nie mogły zostać niedocenione przez kogoś tak lubiącego walkę. Podszedł do skulonej na kępie mchu Lyn podnosząc ją niczym worek ziemniaków i przerzucając sobie przez ramię. Przeszkadzające w niesieniu kobiety pukawki oddał Dantemu.

Szeroka błyskawica przez chwile pozwalała im zorientować się, że nadal grupa jest szczuplejsza o dwóch towarzyszy. Gdy jednak minęła, twarze umazane w błocie zniknęły ponownie skrywając kompanię w ciemnych strugach zimnej wody.

- Prowadź! - Krzyknął pokonując kolejny grom.
 
Akwus jest offline  
Stary 09-02-2014, 21:39   #96
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Młody mężczyzna z trudem podniósł się na nogi. Kmietek chwycił się za zraniony bok, zacisnął zęby by stłumić ból i ruszył przed siebie tocząc wewnętrzną walkę z własnymi słabościami. Jego przeciwnikiem był nie tylko baron i krwawiąca rana, a także nieokiełznana siła natury, która teraz szczególnie emanowała swą potęgą chłoszcząc lodowatym deszczem i gradem. Wydawało się, że cały świat obrócił się przeciw niemu.

Błyskawica rozświetliła las na ułamki sekund by po chwili pogrążyć go z powrotem w nieprzeniknionych ciemnościach. Kmietek z każdym krokiem rozsypywał uschnięte liście i błoto wokół siebie, z każdym pokonanym metrem było mu coraz trudniej, a po Ewce śladu nie było. Upadł. Brakowało mu tchu, czuł się niczym cyrkowy siłacz pod miażdżącym ciężarem próbując dźwignąć się na równe nogi. Z trudem wyprostował się i ruszył dalej przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniej kryjówki.

···

- Dorwę sukinsyna! - baron stanął w miejscu gdzie ostatnim razem widział Kmietka. Po jego ofierze zostały ślady krwi, ale to było więcej niżby mógł sobie życzyć doświadczony łowca pokroju Christofa. Trzymając w gotowości swój wierny muszkiet wkroczył do lasu tropem rannego mężczyzny.

···

Kmietek oparł się o pień drzewa. Z coraz większym trudem oddychał, zamknął oczy i zaczął pocierać krępującym jego dłonie sznurem o twardą korę, lecz bez rezultatów. - Możesz uciekać, możesz się chować, ale i tak Ciebie dorwę... - usłyszał odległy głos barona dochodzący zza pleców. - …a wtedy będzie błagał o szybką śmierć. - młodzieniec otworzył oczy, przełknął głośno ślinę i zbierał resztki sił by ruszyć dalej przed siebie, lecz coś z przodu przykuło jego uwagę. Trzy, nie... cztery pokraczne istoty wyszły z zarośli. Serce podskoczyło mu do gardła na widok wyłaniających się upiorów z którymi wcześniej przyszło najemnikom walczyć. Chciał uciekać, lecz jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Sparaliżowany przyglądał się jak ghoule powoli zbliżają się niczym polujące dzikie koty. Osunął się na ziemię, chciał skryć twarz w dłoniach i zapłakać głośno, lecz nawet na to nie miał już sił. Upiory zbliżyły się na kilka kroków, lecz nie zaatakowały. Wpatrywały się w jakiś punkt za jego plecami. Zdumiony Kmietek szybko zrozumiał kogo na swój cel wzięły piekielne istoty. - Pokaż się skurwysynu! - grzmiał baron. Skupione na ofierze ghoule minęły młodzieńca o ledwie kilka cali, z paszczy ślina litrami lała się na ziemię zostawiając po sobie tłusty ślad, a ich żelazne mięśnie spięte były jak na drapieżnika przystało. Kmietek widząc szansę dla siebie poderwał się szybko i rzucił do przodu. Kula świsnęła mu koło głowy i rąbnęła w pobliskie drzewo posyłając w powietrze drzazgi. Przez chwilę naszła go myśl, że równie dobrze jego twarz mogłaby teraz wyglądać jak pień tego drzewa, ale szybko odegnał ją od siebie skupiając się na swojej ucieczce. - Zbyt dużo masz szczęścia nędzny wieś... co?! Co to jest kurwa?! - dwa strzały, jeden po drugim rozdarły ciszę. Kmietek uśmiechnął się pod nosem, lecz nie miał zamiaru sprawdzać czy jego oprawca wciąż żyje. Ewka z pewnością była gdzieś w pobliżu, a on miał zamiar ją odnaleźć.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=C_7HB7LBV9Y[/MEDIA]

Deszcz rytmicznie dudnił w blachy skuwające ciało potężnego wojownika. Borys i Niedźwiedź stali kilka metrów od siebie mierząc się groźnym spojrzeniem. Rycerz zaatakował pierwszy posyłając kopniaka przed siebie, lecz kłusownik był zbyt zwinny; zrobił unik, szybko skrócił dystans i wyprowadził lewy sierpowy w podbródek Niedźwiedzia, który zatoczył się pod siłą uderzenia. Potężny rycerz w zbroi miał znaczną przewagę fizyczną nad drobniejszym od niego kłusownikiem i nie miał zamiaru bawić się z nim w podchody. Ogarnięty piekielnym szałem wojownik miał zamiar wykorzystać wagę swojego ciała; rzucił się na drugiego mężczyznę powalając go na ziemię. Borys i Niedźwiedź tarzali się w błocie wymieniając się potężnymi ciosami. Wojownik rąbnął pięścią w twarz Borysa, przygniótł go własnym ciałem do ziemi, wcisnął łokieć pod szyję i zaczął prawą ręką okładać po twarzy unieruchomionego przeciwnika niemalże pozbawiając go przytomności. Jedyną szansą Borysa była ciężka gałąź za jego plecami, sięgnął po nią i z całej siły rąbnął w głowę rycerza, który osunął się na ziemię. Kłusownik zepchnął go na bok i usiadł na nim. Teraz rolę się odwróciły. - Oprzytomnij kurwa! - warknął i uderzył go w twarz. Przez chwilę jego oczy wróciły do normalności by sekundę później wybuchnąć ognistą czerwienią. Okute żelazem dłonie Niedźwiedzia wystrzeliły w kierunku szyi Borysa dusząc go w stalowym uścisku. Charcząc i krztusząc się kłusownik wpadł w szał dorównywający jego przeciwnikowi, niczym maszyna do zabijania zignorował zaciskające się wokół jego szyi dłonie i zaczął okładać po mordzie rycerza. Była to walka na śmierć i życie, żaden z przeciwników nie miał zamiaru odpuścić drugiemu. Borys posiniał, zrobiło mu się ciemno przed oczami, gdy dłonie rycerza stopniowo miażdżyły mu tchawicę. Z kolei twarz Niedźwiedźa pod ciosami Borysa wyglądała jakby przeszła przez maszynkę do mięsa. Wojownik był oślepiony własną krwią, czuł jak kości twarzy pękają od uderzeń kłusownika, lecz demon wewnątrz tłumił ból. - O-przy-to-mnij sku-rwy-synu! - wycharczał z nienawiścią Borys, zrobił potężny zamach w który włożył resztkę sił i po raz ostatni uderzył pięścią w twarz rycerza. Niedźwiedź stracił przytomność, a wraz z nią odszedł także demon. Borys opadł całkowicie z sił. Zszedł z rycerza głośno kaszląc i plując krwią. Położył się w błocie obok Niedźwiedzia ciężko oddychając, głowa pulsowała mu z bólu, a ze złamanego nosa obwicie ciekła krew.

···

Kmietek dotarł na skraj polany, gdzie dzień wcześniej znaleziono zwłoki młodej arystokratki. Przetarł spocone czoło i usiadł na pobliskim kamieniu. Wszystko wydawało się pozbawione sensu; po Ewce śladu nie było, a w lesie grasowały stwory, które o dziwo zignorowały jego obecność. Dlaczego? Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań, a było ich wiele. Rana pulsowała bólem, ale wyglądało na to, że udało mu się zatamować upływ krwi. Przynajmniej ta jedna rzecz w paśmie porażek była pocieszeniem. Rozejrzał się wokół siebie. Cholera, może nie był tropicielem, ale na podróży przez lasy znał się wcale nie gorzej, a w dodatku znał dobrze swoją kobietę. Zamknął na chwilę oczy próbując intuicyjnie wyobrazić gdzie jego zguba mogła się udać. Ruszył w kierunku, który jako jedyny wydawał mu się właściwy.

···

Wieśniacy rozbiegli się szybko do swych chat by sprawdzić swoje rodziny. Na całe szczęście dla nich baron nie skrzywdził nikogo prócz Ewki i jej najbliższych. Cały orszak wzburzonych chłopów szedł szybkim krokiem w kierunku wzgórz na północ od wioski. Trzymając pochodnie i widły opuścili bezpiecznie schronienie chcąc wymierzyć sprawiedliwość uprzykrzającemu ich życie baronowi. ,,Dość tego!”, ,,Nie będzie obcy pluł nam w twarz!”, ,,Zabić barona i jego pachołków!” grzmiały rzucane przez chłopstwo hasła. Z mężczyzn w wiosce tylko Fritz pozostał kręcąc głową za odchodzącymi wieśniakami. Obawiał się odwetu ze strony elit Ostermarku lub chociażby ze strony samych najemników.

···

Ewka leżała w leśnym runie, naga, zmarznięta i nieprzytomna. Nie była jednak sama, gdyż leżała u stóp wysokiego mężczyzny o skórze bladej jak pergamin i długich zakrzywionych kłach. Jego oczy lśniły krwistą czerwienią, a podobnego koloru były też jego szaty zdradzające wysokie urodzenie. Nawet dla tak mało doświadczonego człowieka jak Kmietek nie było żadnych wątpliwości, iż przed nim stoi nie kto inny jak wampir – prawdziwy władca śmierci, istota, której wystrzegają się nie tylko wyznawcy Sigmara, ale także służalcy Mrocznych Potęg. Stwór nocy wzniósł w górę ramiona i zaczął tkać zaklęcie w jakimś antycznym języku. Jego melodyjny głos echem rozbrzmiewał w całym lesie przeszywając strachem serce młodzieńca. Powietrze wokół niego aż pulsowało od nagromadzonej magicznej energii. Chmury nad ich głowami zmieniły się w oko cyklonu rozświetlane przez błyskawice. - Ahm'vo'izh fek sa chron, Ozkavosh! - ryknął na całe gardło, a wszystko dookoła ucichło skrywając Potępione Ziemie w całkowitych ciemnościach.


Wieśniacy szybko znaleźli się na wzgórzach i bez trudu dostrzegli miejsce gdzie baron rozwiązał sznury spętanym ofiarom. Ruszyli tropem Christofa, aż dotarli do miejsca gdzie rozegrała się potyczka z upiorami. Baron siedział na kamieniu opatrując zranioną rękę, a u jego stóp leżały martwe truchła ghouli. - Co wy tu kurwa robicie? - warknął, po czym sięgnął po swoje zasłużone pistolety. - Nie mieliście przeczesywać las?! - wstał celując w najbliższych mu chłopów. - No tak, Fritz pewnie wszystko widział i wam o tym powiedział, a wyście przyszli wymierzyć mi sprawiedliwość? Wasze niedoczekanie, skurwysyny! Jestem lepiej od was uzbrojony, więc zawrócicie zanim poślę was wszystkich do piachu.

···

- Ach... zaszły ciemności zgodnie z proroctwem mego pana. - rzekł goblin o skórze bladej i przegniłej. Wokół niego zebrał się cały tuzin upiorów z głodem obserwujących grupę uzbrojonych mężczyzn opuszczających wioskę. - Spokojnie... dajcie im odejść.


Najemnicy wraz z Ralfem poświęcili dobrą godzinę na poszukiwaniu odpowiedniego schronienia. W końcu ich wysiłki zostały wynagrodzone kiedy ich oczom ukazała się płytka grota wydrążona w wysokiej skale. Zmęczeni weszli do środka, rozpalili ognisko i zjedli w ciszy ostatnie zapasy żywności. Było tu przytulnie i nadzwyczaj bezpiecznie. Na zewnątrz wciąż padało, a światem dalej wstrząsały błyskawice, ale przynajmniej tu w środku było ciepło. Rozwieszono przemoknięte ubrania oraz skórzane zbroje, chcieli już iść spać gdy ich spoczynek przerwała wysoka postać stojąca w wejściu do jaskini. Był to nie kto inny niż Gerhard, słynny łowca potworów z którym przyszło im wcześniej podróżować. - Spokojnie, odłóżcie tą broń. Żaden ze mnie ożywieniec. - wszedł do środka, usiadł przy ognisku i oparł się o skalną ścianą. - Natknąłem się na was trop gdy wracałem do wioski. Mam dla was złe wieści. Byłem w ruinach Vanhaldenschlosse, nie widziałem tam naszego wampira, ale widziałem jak przez bramy miasta wyrusza cały orszak upiorów pod przywództwem jakiegoś zmutowanego goblina. Zmierzali w kierunku wioski. - ściągnął z głowy przemoczony kapelusz i postawił nieopodal ogniska. - W lesie działa jakaś mroczna siła, która nie pozwoli nam tak łatwo opuścić jego granicę. Ta ciemność, ta pogoda... to nie jest normalne. Czuję, że dziś wydarzy się coś strasznego.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 09-02-2014 o 23:37.
Warlock jest offline  
Stary 09-02-2014, 23:20   #97
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Widok, a przede wszystkim słowa wypowiedziane przez łowcę, na nowo rozbudziły nadzieje Eusebia na wyprawę. Nie zmrużyłby oka w jaskini, nie w taką noc...

Był przyzwyczajony do trudów i ascezy. Kęs suszonego mięsa darowany mu wcześniej przez Ralfa i łyk spirytusu w zupełności wystarczyły, by zregenerował siły. Żadna przeklęta burza czy ciemność nie powstrzyma go od pełnienia służby wobec Sigmara. Stanął przed Gerhardem...
- Magia, Panie...? - zapytał bez strachu. Nie był zabobonny, niejedno już widział w czasie żywota i swojej posługi. Jeśli jakieś chaotyczne siły działają w lesie, potwierdza to tylko boską wolę, która zaprowadziła go do tej krainy. Wyczytał z twarzy mężczyzny, że miał rację.

Zelota gotów był samojeden wybiec w mrok na spotkanie upiorów. Zaniósł w myślach dziękczynne modły do Młotodzierżcy za wszelkie doznawane dziś łaski. Rozpalonym wzrokiem spoglądał na drużynę, zdawało się, że i płomienie ogniska buchnęły w górę. Fanatyk poprawił rzemienne wiązania skórzanej kurty, gwałtownym ruchem zważył w ręku swój oręż, potwierdzając, że wstąpiły weń nowe siły...
- Nie traćmy czasu! Ruszajmy stąd co rychlej! To noc czynu!
 
Deszatie jest offline  
Stary 13-02-2014, 11:15   #98
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Fakt dotarcia do jaskini ucieszył i trochę zaskoczył Ralfa. Już dawno stracił pewność czy kierował grupę we właściwym kierunku. Ostatnio zaczął mieć wątpliwości czy w ogóle to on się poruszał, czy świat wokół niego się przemieszczał. Koniec końców udało im się odnaleźć schronienie, w którym mogli wyschnąć i zregenerować siły, chociaż w małym stopniu.

Pojawienie się łowcy potworów, a raczej słowa, jakie wypowiedział roztrzaskały na kawałki chwilowy i jakże kruchy spokój. Banita zaczął sobie pluć w twarz. Nie powinno go tutaj być. Z najemnikami jedynie oddalał się od wioski. Powinien być przy rodzinie. Powinien ją ochraniać. Musiał wracać. Jeśli miał zginąć wolał zrobić to w słusznej – jego zdaniem – sprawie.
Ciało protestowało. Nie miało zamiaru podejmować kolejnego wysiłku. Było już na skraju wytrzymałości. Umysł jednak przejął nad nim pełną kontrolę. Teraz nie można było poddać się zmęczeniu. Trzeba było działać.
Mężczyzna zebrał swoje rzeczy. Upewniwszy się, że wszystko jest na właściwym miejscu stanął przy wyjściu z jaskini. Krew w jego żyłach wrzała. Był gotowy do walki. Do wyrżnięcia upiorów w pień, choćby za cenę własnego życia.
– Byłeś gotów przynieść mi tuzin czerepów. Teraz wystarczy jak co najmniej tyle roztrzaskasz. – zwrócił się do Eusebia.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 13-02-2014, 20:42   #99
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Władował się do chałupy, w ciemności przewracając wiadro i grzechocząc czymś znajdującym się w środku. Wszyscy spali głęboko, nie na tyle jednak, by nie zostać obudzonymi przez Olafa, zwłaszcza, że ten podłaził do każdego członka swojej rodziny i dokładnie sprawdzał czy nic mu nie jest. Posiadali, gapiąc się na niego nieprzytomnie. Trzepnął żonę po twarzy, lekko, coby otrzeźwić tylko.
- Vrata zawrzyj. Pozor na okna. Zlo blizu.
Upewnił się, że ona i syn zrozumieli, a potem wyszedł. Poczekał aż usłyszy jak ryglują co mogą i zastawiają czym się da. Warknął coś jeszcze po nosem, sprawdził swoją broń i skrzyknął towarzyszy, którzy tak jak i on nie zamierzali płazem baronowi niczego puścić.

Przed wyjściem ze wsi podszedł jeszcze do Fritza. Wskazał paluchem na bramę.
- Zawrzyj za nami.
Nie dodał nic więcej. Jedynie spojrzał w oczy znachora, do którego zdawał się już stracić szacunek, lecz jeszcze posiadać nadzieję, że coś się mu zmieni.
Wymaszerowali wreszcie. Żyła nie odzywał się po drodze, skupiony na śladach. Okazało się, że wiele szukać nie musieli, trop znalazł się sam.

I niedługo po nim znalazł się także baron. I byłby go może Żyła jakoś zwodził, coś kombinował, zastanowił się skąd te cielska upiorów na ziemi. Nie zrobił tego. Deszcz lał. Ciemność zasłaniała wszystko. Ktoś rzucił pochodnię. Chłop był na to wszystko zbyt zmęczony. Miał dość i zdawało się, że było mu nawet wszystko jedno.
Dlatego zaczął działać bez szczególnego wytężania łepetyny. Rzucił w kierunku barona swoją kosę.
- Umri, ti kurvin sine!
Dywersja była prosta i miała służyć temu, by z pistoletów nie trafił. Miał w nich jeden strzał. A choć Olaf znać się na tym nie znał, to nawet jego prosta wiedza obejmowała to, jak taki proch działa zmoknięty. Raz wystrzeliły, czy dwa razy mogły?
Skoczył jednocześnie w bok, w ciemność. Sięgnął po siekierę. I cicho niczym sama śmierć ruszył na barona nieco z boku, z jasnym zamiarem zamordowania go bez najmniejszego zawahania.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-02-2014, 22:07   #100
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Nie dało się opisać słowami radości, którą poczuł, gdy znaleźli grotę. Ledwie poruszając nogami, wszedł do środka i zrzucił z siebie broń oraz pancerz. Po zjedzeniu swojej porcji zapasów, które teraz smakowały jak ze stołu samego Imperatora, położył się przy ognisku, chcąc zasnąć. Już czuł jak ogarnia go sen, gdy usłyszał słowa łowcy potworów. Z trudem otworzył oczy i usiadł. Mimo braku snu, zdążył odpocząć na tyle, żeby móc wykonywać podstawowe czynności. O walce jeszcze nie było mowy, ale już niedługo, jeśli będzie miał okazję odpocząć dłużej. Słowa powoli docierały do jego świadomości. Spojrzał na wyjście z groty. Całkowicie wróciła świadomość, a sen odszedł w niepamięć.
-Do wioski jest kawał drogi, nawet normalnie. Teraz, jeśli tam dotrzecie, będziecie tak wyczerpani, że na nic się nie przydacie, może nawet będziecie zawadzać. Inną sprawą jest to, że goblin i upiory mogą tam już być, więc raczej nie zdążycie, ale róbcie co chcecie.
Nie kładł się znów, nie było sensu. Jeśli nikt inny go nie poprze, będzie musiał iść. Nie chciał zostawać samemu w tym lesie.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172