Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2014, 00:31   #27
Avder
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
Stern uśmiechnął się sam do siebie, wiedział, że oznaczało to dobrze płatną, nie w pełni legalną ofertę, a właśnie takie był właśnie mile widziane, biorąc pod uwagę jego przestój w interesach. Nie miał w sumie specjalnie wyboru, potrzebował kredytów jak powietrza. Rzucił więc ochoczo
- Prowadź.
Chłopak zadowolony z reakcji Rugolo poderwał się z siedzenia i ruszył do wyjścia. Stern podążając za nim szybko się zorientował, że kierują swoje kroki ku jednemu z lądowisk stacji, ustawionego po przeciwnej stronie co to, które zajmował jego transportowiec. Rugolo doprowadzony został do jednego z niewielkich statków, które kursowały zazwyczaj tylko z planety na stację orbitalną, chociaż sądząc po stanie maszyny należała ona raczej do osoby, która może sobie na mechanika pozwolić.
Chłopak wszedł do środka żeby po chwili wyjść trzymając w garści kilka kredytów i oznajmić:
- Możesz wejść. Czeka już na ciebie.
Stern spojrzał jeszcze raz na statek, po czym ruszył. Nie miał takiego luksusu, aby narzekać na możliwą pracę, chociaż wszystko miało się okazać podczas czekającej go rozmowy…
… ale widok wnętrza statku nastawił go pozytywnie.
W środku wpierw natrafił na ochroniarza, który obejrzawszy go od góry do dołu, jakby był towarem, przepuścił go dalej. Tam zobaczył, że postarano się, aby pasażerowie nie mogli narzekać na wygody, a i bezpieczeństwo było zapewnione. Wygodne fotele po obu stronach, ukryty barek w jednej ze ścian, zupełnie jakby statek przystosowany był do dłuższych podróży. Na jednym z siedzisk zasiadał siwiejący mężczyzna około pięćdziesiątki, w schludnym, acz nie przesadnie bogatym ubraniu, pijący czerwony trunek z kielicha Zobaczywszy Rugolo uśmiechnął się szeroko.
- Pan Stern, jak mniemam? Ornetha? - zaproponował. - Ciepły.
- Chętnie - Odparł, nie pogardził darmowym trunkiem, szczególnie kiedy nie przelewało mu się, nawet jeśli oferta będzie nijaka, nie odejdzie w koncu z pustymi rękami.
- Tak więc? Podobno jest potrzeba moich skromnych usług. - Nie bardzo obchodziło go kim jest zleceniodawca, nie otrzymałby zresztą prawdziwych informacji jak to zwykle bywało w jego fachu, żadnych pytań, detale i zapłata, to wszystko co go interesowało.
Mężczyzna sięgnął ręką do ukrytego barku obok i wyjął z niego jeden kielich oraz karafkę czerwonego Ornetha. Zawartość parowała co oznaczało, że został on jeszcze niedawno podgrzany. Nalał go do kielicha wstał, aby podać trunek Rugolo.
- Potrzebuję transportu na Creę - odezwał się siadając. - Delikatna sytuacja polityczna między nią, a Pireusem wyklucza skorzystanie z rodzimych środków. Rozumie pan, dużo pytań i cała ta procedura… Do tego sam fakt, że wolałbym, aby zawartość transportu ominęła niechciane spojrzenia urzędników...
Nie spodziewał się niczego innego, mało obchodziły go polityczne gierki, jedyne co obchodziła sterna to ryzyko i zapłata, a właściwie, jak bardzo to ryzyko podbije stawkę. Zaczął więc ostrożnie.
- Jaki to towar? W jakiej ilości? I jak szybko musi się tam znaleźć? - Zapytał - No i oczywiście, o jakiej stawce rozmawiamy?
- Jest to broń, w ilości dwudziestu sztuk - wyjaśnił mężczyzna popijając Ornetha. - Pyta pan o stawkę… Myślałem o 2000 kredytów, po 100 za sztukę.
- Rozumiem - Odparł, zastanawiając się chwilę, rozsiadł się wygodniej i kontynuował - Jednak broń to gorący towar, jestem biznesmenem i wiem, że w ostatnich dniach takie zamówienia ceni się o wiele bardziej niż kilka kredytów. Jestem gotowy zastanowić się nad tą ofertą jeśli przyjmiemy cenę 500 kredytów od sztuki.
Mężczyzna spojrzał w trunek, jakby szukając w nim oparcia, po czym odparł:
- 500 to naprawdę spora suma. Rozumiem, ryzyko. Może dałoby się zbić cenę na, biorąc pod uwagę pańskie zastrzeżenia, 400 od sztuki?
- Oczywiście cena nie jest niska, ale nie wlicza się w nią jedynie transport, płaci pan za moje doświadczenie, pewny i szybki, a co najważniejsze bezpieczny oraz dyskretny transport. Jest to usługa która jest bardzo pożądana a jako, nie pochlebiając sobie, spec, jestem pewien, że spełnię wszelkie wymogi. Tak więc? -
Wyrecytował, wiedział, że 500 kredytów to kwota zupełnie nie przekracająca kieszeni tego gościa, rozmawiał już z takimi i wiedział doskonale, że im więcej mają, tym mniej zgodzą się wydać. Miał jednak swoją cenę.
Rozumiem, oczywiście rozumiem… - zamyślił się. - Czy jest jednak w stanie pan podać przykład podobnej transakcji, jaka zdarzyła się za pana udziałem?
- Niestety jak już mówiłem, detale moich klientów jak i transakcji są anonimowe, w tym biznesie ceni się tę dyskrecję. I właśnie to ma swoją cenę. Wymagam jedyne zapłaty, towaru, celu i nigdy się nie widzieliśmy. - Uśmiechnął się. - Tak więc, umowa stoi. 500 kredytów od sztuki i możemy dobijać targu.
Zapadło milczenie w trakcie którego mężczyzna wyraźnie rozważał i liczył. Czy mu się to opłaci? Czy lepiej szukać innego?
- I 500 to ostateczne słowo? Nawet nie 450?
- Och nie, nie jest to moje ostateczne słowo, zastanawiam się nad podbiciem stawki, wchodzą tutaj gierki polityczne a to w powiązaniu z bronią oznacza nie tylko niewygodne położenie ale również o wiele więcej komplikacji niż zwykle. - Uśmiechnął się perfidnie i wstał, złapał karafkę i dolał sobie. Nie odłożyl jej jednak spowrotem. - No i oczywiście zaliczka.
- Ile z tych 10.000? - zapytał najwyraźniej pogodziwszy się z opłatą 500 za sztukę.
- 25% - Skinął też w kierunku barku, dając do zrozumienia, że nie wypada odprawić gościa z pustą świeżo nabytą karafką.
- 25%... - mężczyźnie wyraźnie było ciężko przełknąć te sumy, ale pewnie obliczał też, że inny mógłby zażądać więcej. Trochę jakby pogrążony we własnych myślach, które zapętlały się wśród cyfr wziął karafkę od Rugolo i napełnił ją Ornethem, tyle że zimnym, i oddał Sternowi. - Transport będzie z powierzchni Pireusa na powierzchnię Crei.
Stern ukłonił się służalczo ale też ironicznie się uśmiechnął - Jak tylko otrzymam zaliczkę mogę ruszać. - Potrzebuje tylko więcej szczegółów.
- Zostaną one dostarczone wraz z zaliczką… Gdzie będzie można pana znaleźć? Pewnie jeszcze dziś się oba zjawią.
- Jak każdy szanujący się dżentelmen, będę oczekiwał wiadomości w barze. - Rzucił dobitnie odwracając się na pięcie i wymaszerował rzucając przez ramię - Miło było robić interesy!
Rugolo nie musiał czekać długo w barze na reakcję swojego pracodawcy. Do Sterna przybył niebawem posłaniec posiadający odpowiednią sumę, która miała być zaliczką oraz wytyczne. Rugolo miał wylądować na jednym z większych lądowisk Pireusu i stamtąd, z magazynu oznaczonego jako XXVev odebrać ładunek. Miał się powołać na nazwisko Tueson, chociaż było pewne, że służyło ono raczej za hasło, niż za realne miano.
Po załadowaniu na statek miał przebyć niedługą drogę na pobliską Creę i tam na następnym lądowisku w kolejnym magazynie, tym razem LVr, odnaleźć osobę imieniem Sameus, z którą już reszta transakcji zostanie dopełniona. Wtedy też miał otrzymać resztę zapłaty.
Prawdziwym wyzwaniem jednak było przedostać się przez kontrole....
- Czy są jakieś wątpliwości? - zapytał posłaniec, który przyniósł mu te wiadomości.
Rugolo z zadowoleniem zagarnął zaliczkę i zwrócił się do pośrednika - Powiedz szefowi żeby dostarczył na mój statek kilka skrzynek Ornethu, może i więcej, odstawie je do magazynu, w stanie… Prawie nie naruszonym - Dopił resztę trunku i wstał odprawiając posłańca bez dalszych wyjaśnień. Ruszył w stronę statku, musiał w końcu upewnić się, że jest w pełni sprawny.
Ku zadowoleniu Rugolo, statek został naprawiony i system nawigacyjny miał działać jak “nówka sztuka”, jak określił to mechanik przyjmując resztę sumy za naprawę. W tym niczym nie różnił się od Sterna- zaliczka, praca, reszta zapłaty. Oby tylko to, na co wydał ciężko zarobione fundusze okazało się warte tej ceny.
Pośrednik przekazał swojemu szefowi to, o co prosił go Rugolo, o czym mężczyzna przekonał się dość szybko, gdy na jego statek dostarczone zostało kilka skrzynek Ornethu. Przynajmniej w tej kwestii nie było większego problemu, a przynajmniej na to wyglądało.
Stern odebrał ładunek zgodnie umową i sprawnie rozlokował towar po licznych skrytkach znajdujących się na statku. Orneth służył jako przykrywka dla transportu, wszystko było przemyślane i starannie rozplanowane, jak zwykle, w końcu był profesjonalistą. Szybka odprawa i był w drodze. Nic nadzwyczajnego, dobra płaca, szybka robota. Statek zdawał się byćw pełni sprawny, nie wiedział czy pownien być zadowolony czy zdziwiony, nie mniej jednak był to wielki plus. Po lądowaniu na Crei sprawy jednak nieco sie skomplikowały, nadzór był wyraźnie zaostrzony i kontrolerzy nękani niekończącym się zrzędzeniem Sterna w końcu dali mu spokój. Pozostawało jedynie dostarczyć towar, Rugolo skierował się więc ku magazynowi LVr.
Lądowisko na Crei tętniło życiem. Jak to w Ulu, wszyscy gdzieś śpieszyli. Rozładowywano towar, przenoszono między statkami, naprawiano maszyny, rozmawiano w wolnych chwilach i wykłócano z urzędnikami. Nikt nie zwracał większej uwagi na jednego Sterna i jego statek, który wszak przeszedł konieczne kontrole. Wystarczyło tylko zakończyć interesy.
Ale, och, dopiero na Crei zaczynało być nieprzyjemnie…
Już lądując Stern wiedział, że warunki na tej planecie różnią się od tych, jakie pozostawił na Pireusie, kiedy tylko widok zaczęły mu przesłaniać ciężkie, śnieżne chmury. Nie spodziewał się jednak, że na zewnątrz będzie jeszcze mniej różowo. Zabrał ze sobą ciepłe ubranie, ale to, czego doświadczył uświadomiło mu, że mógł się przygotować lepiej. Wszechobecny ziąb Crei przywitał go z otwartymi ramionami sprawiając, że Rugolo posłał pod nosem przekleństwo skierowane na wieczną zimę tej planety.
Ruszył szybko w poszukiwaniu magazynu chowając ręce do kieszeni. Nie szukał na szczęście długo.
Magazyn, do którego dotarł Rugolo niczym się nie wyróżniał na tle pozostałych. Równie nijaki, równie brudny i oblepiony śniegiem. Stern bez namysłu pchnął boczne drzwi magazynu, aby znaleźć się wśród kontenerów, które zasnuwały pomieszczenie magazynowe. Rozejrzał się, aby zobaczyć zgromadzonych pośród kontenerów pięciu… sześciu mężczyzn, którzy przerwali rozmowy widząc wejście gościa. Jeden z nich dość młody, jasny blondyn o niebieskich oczach ruszył w stronę Rugolo.
- Jaki masz interes? - zapytał podchodząc bliżej.
- Szukam Sameusa - Odparł niedbale.
- To ja - odparł blondyn i przymrużył oczy. - O co chodzi?
- No cóż, przyszedłem po resztę zapłaty - uśmiechnął się Stern - Reszty powinieneś się domyślić. Wyglądasz na bystrzaka.
- Zanim dostaniesz zapłatę chcemy zobaczyć towar.
- Myślę, że sam sobie poradzisz, chyba, że potrzebujesz kolegów do pomocy w liczeniu? - zaśmiał się ironicznie i odwrócił wskazując zapraszającym gestem w stronę drzwi.
Mężczyzna parsknął bynajmniej nie rozbawiony “żartem” Rugolo. Jego kompani poruszyli się, ale nie podeszli bliżej, zadowalając się jedynie obserwacją przemytnika.
- Prowadź więc - odezwał się Sameus i ruszył za Sternem.
Rugolo zaprowadził Sameusa na swój statek. Tam zaczął prezentować przemyconą broń mężczyźnie, który sprawdził jej kompletność.Niezbyt spodobało mu się, że została ona wyjęta z oryginalnego kontenera, ale zamilkł, kiedy Stern powiedział wprost, że tylko w takiej formie mógł ją ukryć.
Wtedy też Rugolo mógł ponownie przyjrzeć się broni.
Wyglądała ona... zwyczajnie, chociaż wyraźnie miała pochodzenie wojskowe. Pistolety boltowe, karabiny laserowe. Oczywiście wszystkie miały zatarte numery seryjne, ale to nikogo nie powinno dziwić. Tym, co rzuciło się w oczy było pozbawienie wszystkich egzemplarzy symbolu Aquilii. Nie była to jednak sprawa Sterna, nieprawdaż?
Po przeprowadzeniu inspekcji Sameus zarządził transport broni i wraz nim oraz ze Sternem wrócili do magazynu.
- Zaraz dostaniesz swoje 6000 - odezwał się Sameus prowadząc Rugolo na tyły magazynu.
- 7500 jak mniemam - odrzucił Stern przeciągając się. Bardzo nie chciałby pociągać sznurków i wyciągać z nory starych dłużników żeby wyciągnąć całość swojej zapłaty, w tym fachu trzeba było umieć sobie poradzić. Uśmiechnął się do siebie czując jak pistolet laserowy odciska mu sie na boku.
- 7500? Jestem pewien, że słyszałem o 6000 - odparł Sameus i wszedł do wydzielonej niewielkiej przestrzeni magazynu, która służyła za stróżówkę.
- Liczy się to o czym ja słyszałem - rzucił niedbale rozglądając się wokół i stukając niecierpliwie palcami o udo.
- Wiesz, tylko ty możesz to mówić, aby ugrać więcej, niż było omawiane. - mężczyzna stanął przy biurku, jedynym meblu prócz dwóch krzeseł, jakie zajmowały prawie całą powierzchnię tego miejsca.
- 7500 - Uśmiechnął się kwaśno wyraźnie oczekująć zapłaty.
Mężczyzna schylił się i otworzył kluczem szafkę biurka wyjmując z niej zadowalająco ciężką kasetkę, którą niedbale położył na blacie.
- Przelicz.
Stern wzdruszył ramionami i zabrał się do przeliczania.
Kiedy przeliczał usłyszał za sobą kroki, które ustały niedaleko wejścia, Sameus jednak nie poruszył się. Pieniędzy zaś, już na pierwszy rzut oka wydawało się być za mało.
Rugolo wyprostował się niezadowolony i rzucił - Mam nadzieję, że twój znajomy jest tutaj żeby dostarczyć resztę zapłaty.
- Jest tutaj, aby pomóc ci wyperswadować, że tyle ile dostałeś to wystarczająca suma - odparł całkowicie spokojnie Sameus.
Stern wściekły niepotrzebnym opóźnieniem, wyćwiczonym ruchem sięgnął pod płaszcz wyszarpnąl pistolet i strzelił w kolano półgłówka przed sobą.
Oddany strzał trafił gładko do celu, przestrzeliwując kolano mężczyzny i sprawiając, że padł on jak długi na podłogę z okrzykiem bólu. Poruszenie za Rugolo świadczyło jednak o tym, że to nie pójdzie tak łatwo. Stern jednak był przygotowany na kłopoty. Od razu po oddanym, celnym strzale skoczył za biurko, które mogło mu dać prowizoryczną ochronę… przynajmniej na jakiś czas.
Zobaczył na wprost stojącego z pistolerem laserowym mężczyznę, którego już widział w magazynie, jak i przy załadunku broni. Powstawało pytanie… Co teraz? Nie będzie w stanie bronić się przed wszystkimi… a przynajmniej nie długo.
Rugolo nie zamierzał pogrywać z bezmózgimi oprychami, strzelił w kierunku drzwi, drugą ręką wciskając kciuk w rane psotrzałową idioty za sobą. - No kolego, albo nas stąd wyprowadzisz albo inaczej sobie porozmawiamy. - Przekręcił kciuk wsłuchując się w okrzyk bólu.
- Jak mam cię, kurwa, wyprowadzić w tym stanie?! - krzyknął zbolałym głosem Sameus, jednocześnie patrząc w stronę drzwi. Strzał ominął drugiego mężczyznę, który teraz chował się za ścianą.
- Jesteś bystrym chłopakiem, odwołaj resztę kretynów - Wcisnął kciuk głębiej i wykorzystując nieobecność drugiego szybko obszukał lężącego za nim żałosnego osobnika.
- Kestor! Każ im… - krzyknął głośno. W tym samym momencie Rugolo zorientował się, że Sameus sięga do swojego boku i wysuwa z kabury pistolet… ale wtedy…
Wtedy wszystko stanęło na głowie, kiedy magazynem rozległy się okrzyki:
- ADEPTUS ARBITES! PODDAĆ SIĘ!
- NA ZIEMIĘ, RZUCIĆ BROŃ!
I rozległy się strzały.
Stern wymierzył w leżącego na ziemi oszusta i strzelił mu między oczy po czym odrzucił pistolet na bok, ale nadal w zasięgu ręki i ukrył się za biurkiem.
Ten, który skrywał się za drzwiami musiał być dobrze zdezorientowany… pewnie podobnie jak i czterech pozostałych mężczyzn, którzy jeszcze przed chwilą kręcili się po magazynie. Nie próbował on wejść do pomieszczenia, w którym za biurkiem skrywał się Rugolo ani strzelać do środka, więc najwyraźniej porzucił uznawanie Sterna za najważniejsze zagrożenie. Rugolo nie potrafił stwierdzić czy ten osobnik odszedł z tej pozycji w poszukiwaniu kryjówki lub, w bardziej brawurowej wersji, lepszego miejsca do ostrzelania Arbites… chyba, że poszukiwał drogi ucieczki z tego metalowego kontenera. Stern nie był pewien czy prócz wejścia, którym się tu dostał istniało inne, boczne.
Strzelanina rozgorzała na dobre, ale trwało to zaledwie chwilę. W końcu strzały stały się rzadsze i więcej było słychać krzyków i żądań o poddanie się oraz pośpiesznych kroków. Rugolo usłyszał ostrożne kroki zbliżające się do pomieszczenia. Zatrzymały się one przy wejściu, po czym skierowały w stronę biurka, a kiedy zbliżyły się dostatecznie i obeszły biurko Stern zobaczył czarny uniform Adeptus Arbites… i sam został zauważony. Arbites wycelował w niego z broni.
- Na ziemię!
- Znowu to samo - mruknął do siebie Stern i przetoczył się pretensjonalnie na ziemię niezadowolony - Spokojnie, spokojnie, mam problemy z plecami. - Rzucił cynicznie.
Arbiter szarpnął ręce Rugolo na plecy i po chwili Stern poczuł, jak jest skuwany.
- Byłeś mądrzejszy od swoich kolegów - mruknął Arbiter stawiając go na nogi.
Ten jedynie prychnął pod nosem i przeciągnął się w miarę możliwości.
Rugolo został wyprowadzony z pomieszczenia. W magazynie aż roiło się od Arbites, co mogło oznaczać, że akcja miała szczególny priorytet… Stern będąc prowadzonym w stronę wyjścia naliczył jeszcze dwóch żywych, pojmanych mężczyzn chociaż żaden z tej dwójki nie wyszedł bez rany. Niezadowolony z tego wszystkiego wyprowadzony został na zewnątrz i od razu przywitany lodowatym wiatrem, który przeniósł na niego płatki śniegu, jakby sama Crea żartowała sobie z jego położenia. Widząc transportowiec Arbites wykonany na wzór Rhino mógł pocieszać się tylko jednym. W środku nie będzie śniegu...
 
__________________
Ave Sanguinus.
Avder jest offline