Ralf rozejrzał się dokładnie po okolicy. Starał się coś dojrzeć bądź usłyszeć. W takich warunkach jednak podstawowe zmysły były mocno ograniczone. Na szóstym zmyśle mężczyzna polegać też nie mógł... nie miał go. Truposze mogły do nich podejść, a oni zauważyliby to tuż przed atakiem. Las nie chciał zdradzać przed nimi swych tajemnic i jasno dawał to do zrozumienia. Dalej będzie jeszcze gorzej.
Banita oparł o pień swój łuk, zdjął z pleców swój tobołek i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyprostował się, trzymając w dłoniach jakieś zawiniątko. Była to chusta skrywająca w sobie kilka płatów suszonego mięsa. Mężczyzna dbając o to, by jedzenie nie namokło za bardzo, zbliżył się do każdego z najmitów. – Powinno dodać nam trochę sił. Nie jest zatrute – jakby na potwierdzenie swych słów odgryzł kawałek z jednego z płatów.
Zatrzymał się przy Dantem. Humor tego mężczyzny powinien dodać im otuchy. Jednak w przypadku Ralfa efekt nie do końca był taki. – Jeśli tknął kogoś w wiosce, nawet jego zwłok nie będziesz mógł zbezcześcić. – powiedział poważnym głosem – Najwyżej później będziesz mógł mi pomóc upozorować napad bandytów czy umarlaków. Co się tyczy schronienia... – zwrócił się następnie do Kurta – Coś w okolicy na pewno się znajdzie. Jednak będziemy musieli zboczyć z trasy do ruin. A czy wspominałem o możliwości połamania nóg na wystających gałęziach, poślizgnięciem się i dość bolesnym, jeśli nie śmiertelnym sprawdzeniu stromości wzniesienia, zgubieniu się i przede wszystkim przeoczeniu kryjówki, bo nawet w normalnych warunkach dość trudno ją dostrzec? I bym zapomniał. Trochę wysiłku trzeba będzie włożyć, by mogło to nas chronić przed deszczem. Wiesz, pogoda w tych stronach jest najmniejszym zmartwieniem w nocy. – wyliczał, zginając palce z każdym zagrożeniem. – To jak? Idziemy?
__________________ Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas. |