Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2014, 23:43   #94
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację

Jakob szczękał zębami i trząsł się jak osika na wietrze, kiedy już (nie)wesoła gromadka dotarła z powrotem do Volkenplatz. Odgarnął rude loki przyklejone do czoła i popatrzył po Sylvańczykach. Ich reakcja na fritzowe wieści wcale go nie zaskoczyła. Zaskoczyła go za to jego własna reakcja, kiedy poczuł narastającą w trzewiach złość, by nie powiedzieć furię. Ci obcy przybysze jeszcze nie tak dawno jedli ich jedzenie, pili ich zapasy alkoholu, siedzieli z nimi pod jednym dachem. Zdradzili, złamali święty obyczaj.

Cyrulik nie miał żadnej rodziny, jeśli nie licząc Adelheidy. Z tym, że jego ciotka nawet mimo wieku, płci i pozornego szaleństwa nie była bezbronna. Miejscowych odstraszała sama jej reputacja, wzmacniana ponurą chatą i wywieszanymi talizmanami. Jakob znał kobietę i mógłby rozwiać te mity, powiedzieć że żadna z niej wiedźma, ale nigdy przenigdy nie powiedziałby że należy do osób łagodnych. Gdyby ci obcy chcieli jej coś zrobić, podziurawiłaby ich strzałami zanim zdołaliby dotrzeć do drzwi chaty. Co, jak co, ale talent do łucznictwa był we friedmannowej krwi.

- Sprawdzę, co z tym Heinrichem. - zaoferował Jakob.

Ale nikt nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Większość rozbiegła się po wiosce, spiesząc do swych rodzin, przysięgając zemstę Baronowi. Fritz nadal próbował przemówić im do rozsądku, ostudzić wrzącą krew. Bezcelowe działanie.

* * *


- Boooliii. - jęknął pacjent, rozwalony na posłaniu, podczas gdy Friedmann grzał się przy ogniu.

- Jakob. - warknął Fritz, który nie wiadomo kiedy wszedł do środka - Daj mu mleka makowego.

Cyrulikowi nie trzeba było mówić dwa razy. Zaczął zbierać potrzebne mu rzeczy, wyjął parę przedmiotów z torby i wziął się do roboty. Einthal, jak to miał w zwyczaju kiedy się zdenerwował (co było częstym zjawiskiem), zamknął się w swoim pokoju. Friedmann miał co najmniej pół godziny czasu sam na sam z Heinrichem. Nie zamierzał zmarnować takiej okazji.

Wywar był w końcu gotowy i Jakob podstawił pacjentowi pod nos pełną miskę. Po długiej chwili, pełnej nieufnych i podejrzliwych spojrzeń, mężczyzna w końcu wziął łyk napoju.

- Kurwa, jakie to obrzydliwe. - skrzywił się - Ty to nazywasz mlekiem makowym?

- Tak. - odparł krótko cyrulik - Do pełna.

Miska została opróżniona, Heinrich na powrót wyciągnął się na posłaniu. Jakob z uwagą przyglądał się, jak mężczyzna rozluźnia się i grymas bólu powoli znika mu z twarzy. Chłopak odwrócił i odłożył naczynie i zebrał swoje rzeczy do torby. Wszystkie, oprócz jednej - rośliny o fioletowych płatkach, którą zerwał podczas powrotnej wędrówki; rośliny, której zmiażdżony korzeń i nasiona wylądowały w "mleku makowym". Obrócił ją powoli w palcach.


"Aconitum," Jakob powtórzył w myślach formułkę znaną z fritzowego zielnika. "Potocznie znana jako tojad lub mordownik, jedna z najsilniejszych trujących roślin świata. W odpowiednich proporcjach może służyć do uśmierzenia bólu. Większe ilości działają paraliżująco i prowadzą do problemów z oddychaniem."

Friedmann wyszedł na deszcz z dziwnym poczuciem satysfakcji, które zaraz zostało stłamszone, kiedy biegiem ruszył tam, gdzie miał być Kmietek i Ewka. No, i reszta Sylvańczyków.






___________________________________
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline