Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2014, 01:45   #49
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sophie nie miała wielkiego wyboru, więc skierowała się prosto na stację rozglądając bacznie. Na szczęście, lub na nieszczęście, nikogo nie zobaczyła. Podjechała pod dystrybutor paliwa i zaczęła tankować samochód.
Lekki wiatr obmywał jej twarz.
Uczucie pieczenia spowodowane niegroźną raną pośladka przypomniało Sophie, że powinna się zająć i tym. Zaczęła przeszukiwać samochód w poszkiwaniu apteczki. Nie przeliczyła się i po chwili mogła już przemyć rankę i ją opatrzeć. Jej dręczyciel zapewne teraz jej szukał, ale nie mogła nic poradzić na to. Czekała cierpliwie, aż zakończy się tankowanie…
Prawie jakby zaprogramowany zerwał się wiatr niosący pył. Poszarpany szlafrok, w który wciąż odziana była Sophie szarpany był jego podmuchami. Kobieta spojrzała w kierunku stacji i zawahała się. W środku mogły znajdować się potrzebne rzeczy, a przynajmniej jakieś ubrania. Wzięła głęboki oddech, rozejrzała się jeszcze raz po okolicy i skierowała swoje kroki do środka stacji.
W środku zastała obrazek, który tym razem zupełnie jej nie zdziwił. Przy kasie leżały zwłoki, praktycznie zmumifikowane, sklepikarza. Na całe szczęście prócz tego makabrycznego obrazka zalazła potrebne ubranie, szorty i t-shirty. Wzięła także rękawiczki, scyzoryk, zestaw pierwszej pomocy i trochę jedzenia i picia… chociaż znalazła głównie napoje gazowane i batoniki. Wyszła ze wszystkim ze stacji i załadowała to do samochodu, sama przebierając się w środku.
Tyle zdołała załatwić, ale… co teraz?
Sophie nigdy nie była przesadnie religijna. Jako dziecko chodziła z matką do kościoła, ale to dawno uległo zmianie. Teraz jednak potrzebowała ochrony, a skoro nie było ludzi, którzy mogli ją obronić… może coś wyższego się ulituje? Ruszyła w poszukiwaniu kościoła.

***

Kościół na który się natknęła był zabarykadowany. Musiała użyć samochodu by wedrzeć się do środka. Po staranowaniu wejścia... znalazła się w środku.


Nie wyglądało to za dobrze.
Budynek był opuszczony i zniszczony. Jedynie krucyfiks nad nawą główną był nietknięty.
-Nie masz prawa szukać schronienia w takim miejscu. - usłyszała za sobą Sophie. On tam stał..., jej zakapturzony prześladowca stał przed wejściem do kościoła, ale z jakiegoś powodu nie mógł przekroczyć jego drzwi.- Za późno na skruchę, za późno na żal za grzechy... jesteś skażona... jesteś jak ja.. jesteś mną.
- Nie jestem tobą, nie jestem taka jak ty. - zaprzeczyła Sophie. - Nie znasz mnie i nigdy nie poznasz. Czemu się tak na mnie uparłeś?
-Ależ mylisz się... To ty nie jesteś sobą. To ty nie znasz siebie. Ja zaś znam cię bardzo dobrze.- zachichotał opętańczo mężczyzna i spróbował przekroczyć granicę świątyni, ale... coś go powstrzymało. Warknął gniewnie niczym dzika bestia.- Ja cię może nie dostanę osobiście, ale zawsze ktoś może to zrobić za mnie.
- Nie poddam się tak łatwo. - odparła twardo Sophie. - Nie wiem czemu chcesz mojej śmierci, ale ani ty, ani ktokolwiek inny łatwo mnie nie dopadnie.
-Jakież to dramatyczne.- mężczyzna usiadł po turecku przed wejście i uśmiechając się rzekł.- Ale powiedz mi króliczku... kto tu dłużej wytrzyma. Ja nie muszę jeść, ani spać.
- Przekonamy się... - odparla ciszej i odwrocila sie w kierunku krucyfiksu. - Zobaczymy czy naprawdę jestem tak skażona jak mówisz.
-Liczysz na miłosierdzie jakiejś rzeźby? - zakpił stwór.- To nie jest nawet świat za który umarł. To nie jest rzeczywistośc w której zabijałaś. Tu jesteś moją kochanką.
- Nigdy nie zabiłam nikogo! A najwyraźniej to miejsce ma swoją moc, skoro nie wejdziesz tutaj.
-Tak. Ale nie powiem skąd się ona bierze.- zaśmiał się stwór i wzruszył ramionami.- Ale proszę bardzo. Macaj.
Sophie dotknęła rzeźby, ale nie stało się zupełnie nic.
Spojrzała na stwora i parsknęła.
- Jeszcze tu jestes? Ja prędzej zdechnę z głodu niż wyjdę do ciebie.
-Wolałbym cię zabić osobiście. Nie lubię wysyłać pionków...- uśmiechnął się stwór, splatając dłonie razem.- Ale... kusisz. Śmierć głodowa... jeszcze takiej nie widziałem.
Sophie usiadła w ławce i uklekla splatając dłonie do modlitwy. Musia,ła coś zrobić. Nie mogła tu zostać do końca świata… Spróbuje odczekać, może prześladowca zniknie na chwilę, a wtedy spróbować wydostać się tyłami, przez zachrystię...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 08-02-2014 o 17:04.
Zell jest offline