Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2014, 14:11   #18
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Dagmar nie mając więcej zbędnych pytań skierował się ku wyjściu. Wyszedł z przepełnionej karczmy, gdzie nie mógł już wytrzymać. Starał się mieć na baczności wychodząc z rzekomej gildii złodziei, która wcale nie wiadomo czy aby takową była. Wyszedł na uliczkę gdzie było wystarczająco jasno i gdzie można było zobaczyć jakichś ludzi. Teraz nie było to wcale trudne, przy celebracji wina. Nie, aby się nazbyt obawiał, ale wolał myśleć rozsądnie. Starał się być czujny, nasłuchiwał czy nikt go nie śledzi. Gdy tylko napotkał pierwszo napotkanych ludzi zapytał:
-Czy wiecie może gdzie mogę znaleźć Leopolda Schnozberga?
Zagadnięty mieszczanin zrobił minę jakby zobaczył Sigmara młotodzierżcę, który powtórnie zstąpił na ziemię.
- Leopolda Schnozberga? Nie znam nikogo takiego. Możecie powiedzieć, czym się ów jegomość zajmuje?
Dagmar spojrzał na mieszczanina i lekko się uśmiechnął.
-Prawdę mówiąc nie wiem do końca, myślałem, że możesz ty wiedzieć. Znam tylko jego imię.- odparł, po czym kontynuował dalej - ostatnio w mieście wiele się dzieje, czy także słyszałeś o tych samo zapaleniach?
- Co bym nie słyszał. To sprawka tych przeklętych czarowników jak nic.
- Jakich czarowników?- zapytał zainteresowanie łowca
- No tych z kolegiów magii. Tych, co to nam niby pomagają a tak naprawdę skumali się z chaosem i knują. Powinno się ich wszystkich spalić na stosie.- wyrzucił z siebie coraz bardziej zapalczywy mieszczanin.
- Ja zaś słyszałem, że za samospaleniami stoją kultyści Chaosu. Czy w takim wiec razie to mowa o tych samych czarownikach?- ciągnął dalej z zaciekawieniem
- A kto ich tam rozróżni- ciągnął z zapałem mieszczanin- Kultysta chaosu a czarownik to jedno i to samo. Najlepiej by ich wszystkich na stos, tak dla przykładu. To przez pobłażanie tym czarownikom ta cała Burza Chaosu.
- A czy spotkałeś jakiegoś czarownika?- zapytał ciekawsko, poprawiając swój płaszcz i drapiąc się po karku, starał się dobierać słowa tak, aby nie urazić swojego rozmówcy.
Mieszczanin zaskoczony pytaniem otworzył usta jak ryba, która próbuje złapać oddech.
- Czarowników na szczęście nie spotkałem i bardzo dobrze. Jeden Sigmar wie, co by mnie spotkało ze strony tych zaprzedańców chaosu.
- Masz rację, trzeba się mieć ciągle na baczności, zwłaszcza teraz, gdy do tego wszystkiego ludzie zapalają się na ulicach. - powiedział ożywiony - nie wiem czy słyszałeś, ale z tego, co dane mi było się dowiedzieć z zaufanego źródła, że to robota nie, jakiego Grega Borga. - powiedział starając się być jak najbardziej poważnym
- Skąd to wiesz? Nie znam żadnego Grega Borga.- mieszczanin wyglądał na wyraźnie zaciekawionego.
-Ja też nie znam go, ale jak go tylko spotkam, to z pewnością zapłaci za swoje. - powiedział zaciskając ręce - Jedyne, co o nim wiem to to, że każdemu rozpowiada, że jest najlepszym czarnoksiężnikiem. Słyszałem to od jednego z tutejszych
- Trzeba by to zgłosić straży miejskiej. Kapitan Joerg Bruckert mógłby od razu wszcząć poszukiwania gagatka.
-I słusznie, ale ja niestety muszę znaleźć innego strażnika. - powiedział, gdy nagle przypomniał sobie, kim jest ów Leopold Schnozberg, dokładnie poprawił kapelusz, tak, aby mieszczanin nie był stanie go zapamiętać [i]- mam nadzieję, że uda się to wszystko wyjaśnić[i]- odparł
- Jeśli to strażnik to najlepiej będzie zapytać w siedzibie straży przy rynku. Przy okazji będziesz mógł zgłosić tego czarownika
[i]- Na pewno tak zrobię nie musisz się o to martwić, z pewnością znajdą go i to szybko, dostanie za swoje opętaniec. Dziękuję ci dobry człowieku. [i]- odparł dobrodusznie, po czym pożegnalnym gestem skinienia głową skierował się w stronę siedziby straży miejskiej
Po przejściu kilku ulic i zapytaniu się o drogę znalazł się na rynku. Na południowym boku placu znajdował się wyróżniający się okazałością budynek będący jednocześnie siedzibą straży i aresztem. Przy wejściu zatrzymało go dwóch strażników pełniących wartę. Po poinformowaniu ich, w jakiej sprawie przychodzi został skierowany do recepcji w holu. Służbę tam pełnił starszy mężczyzna. Widząc Dagmara zagadnął.
- W jakiej sprawie przychodzisz obywatelu?
- Witam zwą mnie Dagmar i przybywam, aby porozmawiać z Leopoldem Schnozbergem. - odpowiedział patrząc mężczyźnie prosto w oczy
- Leopold ma służbę w porcie. Możesz się tam udać, powinien patrolować ulicę a ile nie wstąpił do jakiejś karczmy jak to ma we zwyczaju. Możesz też zaczekać tutaj. Za jakieś dwie godziny powinien schodząc ze służby się tu zameldować.
- Dziękuję za informację, pewnie zaczekam tutaj, tak abyśmy się nie minęli. - powiedział ściągając kapelusz
Dagmar usiadł na jeden z ław, które znajdowały się pod ścianami długiego holu. Czekanie przeciągało się. Nic się nie działo za wyjątkiem patrolu strażników, który przyprowadził, jakiego nietrzeźwego mieszczanina, który po pijaku wszczął bójkę. Pijak wylądował w areszcie a strażnicy opuścili budynek. Tak jak powiedział człowiek w recepcji po dwóch godzinach zaczęli się schodzić strażnicy z popołudniowej zmiany. Gdy weszła kolejna dwójka recepcjonista powiedział.
- Leopold ten człowiek do ciebie- powiedział wskazując Dagmara.
Strażnik odwrócił się do niego i podszedł.
- Jaką sprawę ma pan do mnie?
Był wysoki z dużym nosem i równie wielkimi wąsiskami lekko podkręconymi do góry.
-Dobry wieczór - przywitał się wstając z ławy - Przychodzę do ciebie, ponieważ przesłuchuję świadków samo zapaleń, które ostatnio miały miejsce w mieście. - powiedział wstając - czy możemy porozmawiać na osobności?
Strażnik westchnął podkręcił wąsa i zaczął swoją opowieść.
-Pamiętam to jak dziś, co miałbym nie pamiętać. Właśnie kończyliśmy obchód. Noc była ciepła i pociliśmy się w mundurach. Gunter stwierdził, że zimne piwko pomoże nam wypełniać obowiązki. Ten stary łobuz znał wszystkie najlepsze oberże w mieście. Mówił, że w sprawach trunków trzeba ufać żeglarzom. Jego ulubione miejsca to tawerny przy rzece: “Cnotliwa Syrenka”, “Sprośne Prosię”, “Zagubiony Wielorybnik”. Ruszyliśmy w tamtą stronę, a Gunter, który nie miał specjalnie bujnej wyobraźni, nagle zapytał mnie o coś dziwnego.
-Leopold- rzekł- chciałem cię o coś zapytać.
- O co?- odparłem.
-Widujesz kiedyś kolory?- Gdy pytał minę miał jakąś taką niewyraźną.
-Jakie znowu kolory- zdziwiłem się szczerze.
-No wiesz… Kolory wirujące w powietrzu wokół ludzi- bąknął, a ja roześmiałem się i zapytałem, czy coś popijał dziś na służbie.
Gunter potrząsnął głową i powiedział, że chyba ma przywidzenia i najwidoczniej jest już za stary na nocne patrole. W końcu dotarliśmy do oberży, wypiliśmy po piwku i pośmialiśmy się trochę. Dwie noce później, znów pod koniec obchodu, Gunter nagle zapalił się. Próbowałem ugasić płomienie płaszczem, ale nie dałem rady, a mój przyjaciel obrócił się w czarny pył. To dziwne, lecz jego kolczuga nawet się nie rozgrzała. Od tamtej nocy sporo się modlę, trochę do Sigmara, lecz w większości do Pani Vereny. Nie sądzę, aby śmierć mojego przyjaciela była przypadkowa. Ktoś go zamordował, ale nie wiem, dlaczego. Nie mam też żadnych dowodów, jedynie instynkt starego weterana. Wczoraj w nocy śniła mi się bogini Verena, a dziś ty się pojawiasz. Dorwij drania, który zabił Guntera.

- Bardzo mi przykro to słyszeć. Jest to jak pan wie nie pierwsze z samo zapaleń. Pański sen z pewnością jest dobrym znakiem, podróżuję z kapłanem ze Świątyni Vereny, wierzę, więc, że to Ona nas tutaj przyprowadziła. - powiedział łowca uśmiechając się tak, aby pocieszyć rozmówcę - Jeśli mogę zapytać jak długo znaliście się z Gunterem?
-Będzie z osiem lat.
-W takim razie tym bardziej mi przykro. A czy Gunter nigdy nie miał nic wspólnego z czarami? Może jacyś inni znajomi, może jakieś pokrewieństwo? To bardzo ważne i może pomóc w dochodzeniu. - powiedział stanowczo Dagmar, notując najważniejsze fakty na jednym ze skrawków papieru
-Gunter był prostym strażnikiem. Od czarów trzymał się z daleka. Nic mi nie wiadomo żeby miał w rodzinie jakiś czarodziei.
-Rozumiem. Czasem bywa, że ludzie, gdy są niezrozumiani szukają zrozumienia wśród innych. Gunter widział te kolory czy może mówił o kimś, kto widział je także? - zapytał zaciekawiony Dagmar
-Nie mówił nic ponad to, co powiedziałem. Nie mówił o nikim, kto także je widział.
-Rozumiem nie mam więcej pytań, mogę pana poinformować gdybyśmy ustalili, kto chciał śmierci pańskiego przyjaciela, oczywiście, jeśli pan sobie życzy tego? - powiedział nadzwyczaj przyjacielsko Dagmar.
Wiedział on doskonale jak to jest stracić przyjaciela, do którego jest się przywiązanym. Wiedział to nazbyt dobrze, bo stracił nawet swoją rodzinę, co jest czymś więcej. Ta rozmowa przywiodła wiele wspomnień. Przed oczami stanął mu obraz, jaki zastał kilka lat temu po powrocie do domu, gdy to ciała jego rodziców leżały rozprute, porozrywane na podłodze ich własnego domu. Obrazów było więcej, bowiem w każdym momencie jego życia pojawiał się trupy. Zazwyczaj były to osoby mu dobrze znane. Sprawca zazwyczaj był jeden, być może w różnych osobach - wampir. - Myśląc o tym łowca nerwowo zacisnął zęby.
-Jeśli to wszystko to idę do domu. Powodzenia w śledztwie.
Strażnik skinął głową i odszedł
Dagmar pożegnawszy się ze strażnikiem także wyszedł z budynku kierując się główną ulicą do Richterów, gdzie mieli się wszyscy spotkać. Szedł ulicą pośród ciągle świętujących ludzi. Pili porządnie, impreza kręciła się w najlepsze. Dało się słyszeć pokrzykanie, a nawet gdzieniegdzie zaczynające się awantury i krzyki. Łowca czynił swoją powinność i gdy był w tłumie zaczepił jednego z ludzi i zapytał dość głośno, że mogli usłyszeć to zarówno inni:
-Czy wiesz, kim jest ten przeklęty Greg Borg? - zapytał się udając lekko poddenerwowanego, a zarazem ciekawego
Zaczepiony mężczyzna wyglądał zdecydowanie na zaskoczonego. Popatrzył na Dagmara jak na wariata.
-Greg Borg? Pierwsze słyszę. Powiedz proszę o nim trochę więcej może skojarzę nazwisko.
-No jak to nie słyszałeś o nim? Ja dowiedziałem się od jednego z tutejszych, że to on, no ten Borg, uważa się za największego wyznawcę chaosu, że to jego sprawka te samozapalania. Że właśnie w ten sposób pokazuje, że nie ma mu równych. - powiedział zaskoczony, starając się być jak najbardziej poważny i oburzony
Teraz zaskoczenie ustąpiło miejsca strachowi.
-Pierwsze słyszę dobry człowieku. Jeśli masz pewne informacje idź z tym do jakiegoś łowcy czarownic lub do świątyni Sigmara. Mnie w każdym razie zostaw w spokoju, chcę popróbować wina i dobrze się bawić.
-Dobrze, po pytam innych o niego, a ty bracie napij się i za mnie. - powiedział poklepując mieszczanina po ramieniu.
Dagmar nie był usatysfakcjonowany tak powolnym rozchodzeniem się plotek przy tak wielu rozmowach i tak wielu wypitych kieliszkach czerwonego trunku. Szedł prosto do miejsca spotkania się towarzyszy, aby im opowiedzieć, czego dowiedział się podczas swojego małego śledztwa, a trochę się tego nazbierało. Gdy tylko doszedł do towarzyszy widząc Eliasa zaczął :

-Dobrze cię widzić, akurat tak się składa, że przesłuchałem strażnika i natknąłem się być może na bardzo ważną poszlakę. Strażnik mówił, że jego towarzysz przed śmiercią mówił, że widzi w okół ludzi kolory. Czy może być to związane z magią?
- Widział kolory? - Elias powtórzył za Dagmarem, nieco niedowierzając. - Zapewne chodzi o Wiatry Magii. W tych stronach zazwyczaj tylko czarodzieje potrafią je dostrzec. Interesujące.
-Wiatry Magii? - tym razem to Dagmar powtórzył po Eliasie - Czym że jest ten Wiatry Magii? - zapytał zaciekawiony
-Wiatr Magii jest… wiatrem. - Elias odparł, pokazując wątpliwe predyspozycje do bycia nauczycielem. - Czarodzieje potrafią je dostrzec i splatać, czerpią z nich energię do zaklęć. Bardzo możliwe, że ten strażnik miał uśpiony talent magiczny. Tak daleko na południu zwykły człowiek nie byłby w stanie zobaczyć Wiatrów.
-No dobrze, dobrze - powiedział rozumiejąc po części - ale jak jest to możliwe aby ktoś nie będąc wapirem spalił się, ale przy tym nie zniszczył swoich ubrań, a nawet ten ogień nie parzył innych, a sam obrócił się w pył? - zapytał mając mętlik w głowie
-Magia, zapewne. - odparł Elias, wzruszając ramionami - Ogień nie szkodzi tylko i wyłącznie wampirom.
Zaiste, jak ja niecierpie magii. Ta przygoda juz dała mi wiele do myślenia. Łowca czarownic to jak nic powołanie dla mnie. - mówił błądząc wzrokiem, ale po chwili przypomniawszy sobie ze jest w trakcie rozmowy kontynuowął -Dzisiaj po raz kolejny słyszałem o karczmie “Sprośne Prosie”. Wymienił ją strażnik jako miejsce do którego udawał się jego przyjaciel aby się napić, który jak wiadomo spłonął. Pomimo że tam byłem i niczego nadzwyczajnego nie zauważyłem to, to miejsce mi śmierdzi. Chciałem także was ostrzec. - tym razem zwrócił się do wszystkich towarzyszy, którzy tam stali - Puściłem plotkę o nie, jakim Gregu Borgu, który nawet nie istnieje. - mówiąc to zaśmiał się - chcieli byście zobaczyć minę ludzi gdy o nim opowiadałem. - po raz kolejny parsknął śmiechem, niemogąc wytrzymać, zaś gdy się już uspokoił, kontynuowął dalej - Nie robiłem tego tylko dla żartów, chciałem tym samym sprowokować wroga, aby się ujawnił, aby popełnił jakiś błąd, który pozwoli nam go odnaleźć. - powiedział bardziej poważnie
Wyciągnął pajdę chleba z plecaka i butlę z wodą i zaczął potrochu zajadać. Stojąc jeszcze przy Eliasie przypomniał sobie o dobrych manierach i zapytał:
-Chcesz kawałek - pokazał kawałek bochenka leżacego w plecaku [i] - a ci jak dzisiaj poszło śledźtwo? - zapytał zdając sobie sprawę, każdy szczegół przybliża ich do rozwiązania dochodzenia.

- Nie, dziękuję. - kapłan grzecznie odmówił - Ja również słyszałem dzisiaj nazwę “Sprośne Prosię”, ale nic konkretnego się nie dowiedziałem.

- W karczmie byłem z Williamem, a go tutaj nie widzę. - powiedział widząc nieobecność towarzyszą [i]- czy powinniśmy coś zrobić? Ostatnie co widziałem, że porządnie pił, może poprostu się upił do nieprzytomności i śpi gdzieś tam pod któraś z tamtejszych ław. - Powiedział niepewnie spoglądając na towarzyszy.

- Raz to wypadek. - odezwał się Elias - Dwa to przypadek, trzy to schemat. Popularne motto Śledczych. Powinniśmy sprawdzić ten zajazd.
 
Inferian jest offline