Katarina byłą przeuroczą istotką, jednak po kolejnej godzinie rozmowy o wystroju sali, kolorze zastawy oraz konwencji strojów,
JD czuł ogarniające go znużenie. Miał też dojmujące wrażenie, że
Matka wystawiła go po to, żeby nie deptał jej po piętach. To do niej w końcu pasowało, nie lubiła pracy zespołowej – sam
Cook o tym wspominał.
Wtem odezwało się jakieś urządzenie w „Niebieskim Salonie” – jak przedstawiła pomieszczenie Toreadorka, gdy poprosiła gościa o zajęcie miejsca na sofie. Faktycznie, większość mebli i wyposażenia miała odcień błękitu.
- Przepraszam na chwilę.
Wampirzyca z miną naburmuszonego dziecka nacisnęła przycisk na niedużym stoliku, przy którym siedziała. Do uszu Brujaha dobiegł głos służącego.
- Pani, przybył kolejny kość… matka p…panicza Ashforda… i ona… nie chciała czekać. Idzie po schodach. Czy mam atakować? Podobno ona jest… ona mówiła, że jest…
- Archontem – dokończyła kwaśno
Katarina, a jej pozbawiony sympatii wzrok spoczął na
JD. –
Pozwól jej przejść do Niebieskiego Salonu. Jeśli jednak chciałaby zboczyć z drogi, powiedz, że panicz Ashford może odczuć wtedy moje niezadowolenie.
- Tak jest, milady. – potwierdził służący, po czym rozłączył się.
Cisza, która zapadła, była tak krępująca, że niemal namacalna.