Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2014, 01:21   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Gdyby miał serce, to biłoby szybciej już w chwili, gdy przekroczył próg ich kryjówki. Czy to możliwe, by ukryć coś przed Matką? Jako Archont miała swoje sposoby, by wiedzieć o wszystkim i być zawsze krok przed resztą. Czy był w stanie ją oszukać?

Kiedy JD przekręcił zamek w drzwiach mieszkania, okazało się ono puste. Mary wciąż nie wróciła. Z uczuciem ulgi mężczyzna zajął się zwykłymi sprawami. Czasu do świtu pozostało jednak niewiele, a Matki wciąż nie było. Ulga zmieniła się w niepokój.

Nastał ranek, JD poznał to po złocistej łunie, która gdzieniegdzie przemykała się pomiędzy grubymi roletami i zasłonami. Czyżby Mary wybrała inną kryjówkę na „nocleg”? A może coś się stało?

Brujah postanowił, że jest to właściwy moment, by wykorzystać podarowany komunikator. Sygnał wolnego połączenia. Raz... dwa... dziesięć.
Nikt nie odbierał.

"Może już śpi". - przyszło do głowy Ashfordowi.

Co mógł zresztą zrobić w dzień? Nic. Postanowił więc wykorzystać należny czas na odpoczynek, by jutro... zająć się swoimi problemami.




We śnie znów ją ujrzał - Bestię. Tę samą, która żyła w jego wnętrzu. Bestia osaczała go, straszyła, zaganiała niby owcę. Dręczyła go strachem, bawiąc się przy tym przednio.
Był bezradny. Czuł, że nic nie może zrobić, choć próbował używać wszystkich swoich mocy - od modlitwy, po wampirze dyscypliny.

I wtedy, gdy zapas jego pomysłów na walkę się wyczerpał, Bestia sama zaczęła się szamotać.Potężny, oniryczny stwór zawył z bólu.
To wycie przebudziło Ashforda.

Pierwsza rzeczą, jaką spostrzegł po oprzytomnieniu, był wymalowany na przeciwległej ścianie (idealnie na wysokości jego wzroku) napis:



Drugą rzeczą - było uświadomienie sobie, że napis ten został wykonany krwią człowieka, która zdążyła już zaschnąć i stężeć.

Trzecią zaś... że sam JD ma w serce wbity osikowy kołek i nie jest zdolny do żadnego ruchu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-01-2014, 22:42   #32
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
„Chyba ktoś mi grozi…”

Kontrasty zawsze najmocniej uderzają w człowieka. Na przykład katorga upiornego snu i spokój po przebudzeniu. Lub spokój po przebudzeniu i krwawy napis na ścianie. I znów - krwawy napis na ścianie oraz nocna czerń, niczym smoła przelewająca się do pokoju. W jej toni czas wydawał się nie upływać, a więc nie istniał powód do pospiechu. Ironia przejawiała się w tym, że za ludzkiego życia po zmroku JD czuł się bezpiecznie, a to zmieniło się po Spokrewnieniu.

Powinno być na odwrót.

„Boli.”

JD spiął wszystkie mięśnie, starając się poruszyć. Pokonać osikę wyrastającą z serca oraz ciężkie, przytłaczające przymulenie. Zupełnie tak, jakby w jego żyłach płynął alkohol zmieszany z ciężkim środkiem nasennym. Walka z torporem przypominała starcie z Hydrą. Odparłeś jedną falę nienaturalnego, wampirzego snu, a na jego miejscu pojawiały się dwie jeszcze silniejsze. Lecz JD się nie poddawał. Do czasu, gdy odkrył że rzeczywiście jest unieruchomiony i już się nie poruszy.

Lecz wciąż mógł rozmyślać. Napis wykonano za dnia i to dość dawno, gdyż krew zdążyła skrzepnąć. Musiał to być więc człowiek, prawdopodobnie ten, który porwał córkę Mullerów. Raczej nie łowcy, gdyż oni nie mieliby interesu w dawaniu ostrzeżeń, poza tym cel - pomocnik Archonta, co tylko jedną noc spędził w mieście - pozostawał zbyt specyficzny. Człowiek znał się na rzeczy - wiedział, że kołek - „ostrzeżenie” - nie zabije. Zdawało się więc, że w lesie śledził Ashforda wampir, prawdopodobnie w szpitalu też. Natomiast za dnia pałeczkę przejął jego pomocnik - ghoul. Dość prawdopodobne.

Ashford przeklął się, że wybrał tak prostą drogę do schronienia. Powinien kluczyć samochodem niczym rasowy detektyw. Teraz był skazany, by czekać na ratunek. A Mary miała raczej swoje problemy. To stawiało kolejne pytanie - skoro mordercza para wampir/ghoul zajęli się JD, to… kto jeszcze mógł zatrzymać samego Archonta?

Żaden mebel w pokoju nie był skłonny do udzielenia odpowiedzi. Wzrok Brujaha prześlizgiwał się po drewnianych konstrukcjach, aż w końcu spoczął na zegarze. Wskazówki poruszały się niemiłosiernie wolno, a uporczywe tykanie wnet przemieniło się w torturę. Po godzinie JD miał wrażenie, że zaraz głowa mu eksploduje, lecz nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec. Żaden bohater w drzwiach się nie pojawiał i prędko Ashford stracił nadzieję.

Kołek w piersi cały czas bolał, a krew zaczęła śmierdzieć. Lub tylko tak mu się zdawało.
 
Ombrose jest offline  
Stary 26-01-2014, 23:00   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- JD!

Krwawa Mary wpadła do mieszkania jak burza. Czyżby w jej głosie naprawdę słyszał troskę? W obecnym stanie, przy ciągłym upływie krwi, niczego nie był już pewien. Czuł się jak wyschnięta roślina i jedyne czego pragnął to „PIĆ”.

Kobieta błyskawicznie zlustrowała pokój i podeszła do napisu na ścianie. Delikatnie drganie chrapek zdradziło, że chłonie zapach krwi.

- Lupini. – powiedziała z całkowitą pewnością – Cholera. Jeszcze ich tu brakowało.

Podeszła do łóżka i spojrzała na JD.

- Wilkołaki. – wyjaśniła – Musiałeś zapuścić się na ich teren. Raczej nie są powiązani z naszą sprawą, choć ktoś mógł specjalnie podrzucić im twój trop żeby utrudnić śledztwo. Będzie bolało.

Mówiła tak szybko, że Ashford nie zrozumiał w pierwszej chwili, iż zmieniła temat. Dotarło to do niego dopiero w momencie, gdy kołek opuścił jego serce. Miała rację, ból był potworny. Przez moment Brujah żałował, że nie może poleżeć tak jeszcze trochę. Zaraz potem jednak odzyskał władzę nad swoim ciałem. Rany zaczęły się goić. Niestety, działo się to wolniej niż zazwyczaj, ponieważ wampir nie miał na to dość sił z upływu krwi.

- Szlag by to wszystko... – skomentowała sytuację Mary. – Nie mogę ci teraz nikogo przyprowadzić. Lupini na pewno obserwują ten budynek i lepiej żeby nas tu nie było, gdy zdecydują się na konfrontację. A zdecydują się na pewno, gdy zrozumieją, kim jestem.

Lekko, prawie czule objęła jedną ręką plecy JD, podtrzymując mężczyznę, by mógł usiąść. Westchnęła. Po chwili wahania wgryzła się w swój nadgarstek i przystawiła krwawiącą ranę do ust potomka.

- Pij. Musisz się wzmocnić, żeby opuścić to miejsce. Potem zapolujemy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 29-01-2014, 12:08   #34
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kiedyś modlitwa stanowiła rozmowę. Bóg był przyjacielem i subtelnie odpowiadał na każde moje wołanie. Jednak teraz mam wrażenie, że jestem rozbitkiem na bezludnej wyspie, a wszystko co posiadam, to komórka. Nie dość, że krzyczę do metalowego, sztucznego urządzenia, to de facto brakuje zasięgu i połączenie w ogóle nie jest nawiązane. Jednak wciąż krzyczę. Jestem świadomy, że powoli bateria się rozładowuje i niedługo zostanę pozbawiony chociażby cienia szansy na rozmowę. A ciepłe, morskie fale otulają moje stopy. Czuję narastającą ochotę, by rzucić w bok niesprawny telefon i zanurzyć się ciepłej pianie.

Podczas jednego ze snów rzeczywiście tak zrobiłem. Wolnym ruchem zmierzałem ku horyzontowi, chłonąc kojący skwar. Gdy fale już omywały mnie od stóp do głów, mrugnąłem oczami i okazało się, że płynę we krwi. Naturalny, zwykły charakter morza od początku był iluzją kryjącą szkarłat.

Na wyspie, na której się znalazłem, nie ma Boga, którego znałem. Pojawił się inny, nowy. Płynie we mnie, cyrkuluje wokół mnie. Vitae.

Tylko dzięki niej wciąż żyję i jedynie w niej mam szansę na przetrwanie.



Krople spływające z nadgarstka Mary kusiły wampira. Każdy krwawa łza pulsowała życiem, kryła się w niej magia. Przypominała boski nektar z Olimpu, czy może raczej ambrozję, dającą nieśmiertelność. Tkwiła w niej siła, której Ashfordowi brakowało. A jednak nie mógł po nią sięgnąć - bez względu na to, jak bardzo pragnął. Zakazany owoc, po skonsumowaniu którego będzie nieco mniej sobą, a bardziej niewolnikiem Mary. Wampir nie chciał podejmować żadnych pochopnych decyzji, których potem miałby żałować. Już teraz miał sobie wystarczająco dużo do zarzucenia.

Lecz takie podejście wcale nie koiło bólu łomoczącego o klatkę piersiową. Nie kazało ranom się zasklepiać, a mięśniom pulsować wigorem.

- Nie wiem, kim jesteś. Wyglądasz jak Mary, zachowujesz się jak Mary, lecz jeżeli naprawdę nią jesteś, to powinnaś pamiętać, jak doskonale Cook odgrywał Saschę Vlykosa. Możesz być wrogiem, który podszywa się pod moją matkę. Jeżeli w Wenecji Mary chciała mnie czegoś nauczyć, to jest to między innymi to, że teraz nie powinienem kosztować twojej krwi. Zarówno ty, jak i ja wiemy do czego to doprowadziłoby.

W rzeczywistości JD gdzieś głęboko w sercu wiedział, że rozmawia z Mary. Lecz gdy rozejrzał się po pokoju, jeszcze raz przeczytał krwawy napis na ścianie i ponownie przeniósł wzrok na wampirzycę, zastanowił się, jak wiele to zmienia. Ashford nie był pewny intencji swojej matki. Równie dobrze mogła manipulować wydarzeniami, nawet je tworzyć, by doprowadzić do tu i teraz - czyli wymówki, by uzależnić od siebie swojego potomka. Brujah nie wątpił, że Mary była do tego zdolna.

Ona była zdolna do wszystkiego.

- Jest tylko jeden sposób, byś mogła udowodnić, że naprawdę jesteś tym, za kogo się podajesz - rzekł Ashford, po czym przegryzł własny nadgarstek, a dwie eleganckie dziurki wnet zapełniły się płynem. - Wypij. Jeżeli jesteś Mary, to zrobisz to, aby twój potomek mógł przetrwać. Widzisz, poddaję cię próbie tak bardzo podobnej do tej weneckiej. Z tym, że wtedy ja miałem nie skosztować z pucharu, natomiast ty teraz… - nie dokończył, zamiast tego podsunął swój nadgarstek w kierunku wampirzycy. - Tylko to zweryfikuje czystość twoich intencji.

Odsunęła się instynktownie.

- Ty... gówniarzu... - słowa wypływały powoli, jakby kobieta starała sie opanować chęć zaklnięcia w innym języku. - Nie mamy na to czasu! Pij moją krew i spieprzamy.

Podsunęła nadgarstek bliżej pod usta JD. Miał wrażenie jak Bestia w jego wnętrzu szarpie i wyje, była jednak zbyt osłabiona, by przejąć kontrolę, dlatego w tej chwili to on był jej panem. Z uporem popatrzył na Mary, nie odsuwając ręki, nie siląc się nawet na dyskusję. Jego postawa nie uwzględniała apelacji.
W odpowiedzi matka spiorunowała go wzrokiem. Ta kobieta miała naturalny talent do przerażających spojrzeń. Mimo to wytrwał.

- Josephie Dawnie Ashford pragnę cię poinformować, że jesteś najwiekszym idiotą z jakim przyszło mi pracować.- Matka przyjęła ton rzeczowy, zimny, ale czy nie słyszał w nim też odrobiny podziwu? - Zrobię to. Ale będzie to ostatni raz, kiedy zgadzam się na taki test. Następnym razem umrzesz przez swój upór i wierz mi, to nie będzie kwestia mojego wyboru, bo przede wszystkim jestem Archontem i moim obowiązkiem jest pozostać sędzią niezawisłym. Rozumiesz?

Młody mężczyzna był już tak słaby, ze tylko skinął głową. Z westchnienie dezaprobaty, Mary pochyliła się nad nim i musnęła ustami krwawiący nadgarstek potomka. Żeby bardziej nie osłabić wampira, nie piła bezpośrednio z rany, JD czuł jednak, jak skrupulatnie zlizuje vitae, która przez czas trwania sporu, wypłynęła na powierzchnię. Kiedy skóra była niemal idealnie czysta, kobieta odsunęła się i ponownie podstawiła swój nadgarstek.

- A teraz pij, mój kłopotliwy potomku - powiedziała nadzwyczaj spokojnie.

Ashford uznał, że Mary nie oszukiwała i rzeczywiście - bez sztuczek - skosztowała jego Vitae. Bez dalszego wahania pochylił się nad jej nadgarstkiem i zaczął z całych sił ssać. Po kilku ekstatycznych łykach nieznacznie wycofał się, lecz nie przestawał przyjmować krwi wampirzycy. Rana w klatce piersiowej po kilku sekundach przestała być tak poważna, a następnie zasklepiła się. JD czuł napływające siły, aż w końcu…

Zaskoczył ich hałas dobiegający z niższych kondygnacji. Ashford prędko oderwał się od źródła Vitae i wymienił spojrzenie z Mary.

- Ktoś wyważa drzwi na parterze - powiedział na głos to, co oboje zauważyli. Stanął, skinieniem głowy podziękował za ratunek, po czym błyskawicznie narzucił na siebie spoczywającą na krześle obok koszulę. Chciał przykryć krwawe ślady na klatce piersiowej, które bez wątpienia zwracałyby uwagę podczas ewentualnej ucieczki w otoczeniu śmiertelników. - Masz plan? - zapytał. - Możemy spróbować wydostać się przez okno, a potem biec. Nie jest tak wysoko.

Mary skinęła głowa, na jej wargach pojawił się paskudny uśmiech, gdy wyjęła z podłużnej tuby na plecach srebrną karabelę.

- Mów ciszej - poinstruowała szeptem - Oni mają lepszy słuch od nas. Twój plan jest dobry. Ja wyskakuję pierwsza, ty po mnie. Spadaj na bark, wtedy nie połamiesz nóg.. Jeśli będą czekać, zajmę ich. Ty pędź jak najszybciej na wschód, potem skręć w lewo. Tam pod cukiernią stoi czerwone volvo. Drzwi są otwarte, kluczyki pod siedzeniem. Jeśli będą Cię gonić, odjeżdżaj. Spotkamy się w innej kryjówce. Jeśli nie, czekaj na mnie. No to trzy... czte... i... ry!

Po tych słowach kobieta rozpędziła się na przeciwległą ścianę i odbijając od niej - skoczyła prosto w okno - nie kłopocząc się nawet jego otwarciem. Trzask karoserii oraz wycie alarmu świadczyło o tym, że spadła na samochód - dorobek życia, któregoś z okolicznych mieszkańców.

JD wykorzystał kilka sekund na odnalezienie broni, którą dostał od Mary. Wziął ją, po czym przeżegnał się i skoczył przez otwór powstały po skoku wampirzycy. Spadł na stojącą nieopodal wraku pojazdu budkę, za dnia stanowiącą lokalny warzywniak. Natychmiast poczuł przeszywający ból barku, który po chwili nieco zelżał. Kątem oka ujrzał kilka kapust, które niczym rakiety pofrunęły po ulicy. Odbiły się rykoszetem od przypadkowych elementów, niejednokrotnie uderzając też w siebie - niczym kule bilardowe.

Nie oglądając się za siebie, pobiegł w kierunku wskazanym przez Mary. Mógłby znaleźć się przy samochodzie o wiele szybciej, korzystając z Akceleracji, lecz nie chciał marnować ani kropli drogocennej krwi. W końcu ujrzał cukiernię. Trudno byłoby jej nie dostrzec.


Wsiadł do czerwonego volvo od strony kierowcy. Kluczyk tkwił tam, gdzie powinien. Nie pozostawało nic innego, jak czekać na Mary.

Ostatnio dość często na nią czekał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 31-01-2014, 23:11   #35
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie musiał długo czekać, Krwawa Mary jak strzała wpadła za nim do pojazdu. Ona z pewnością używała akceleracji.


- Gazu, w stronę centrum Rostock. - rzuciła, zaglądając przez ramię czy ktoś za nimi nie biegnie.


JD nie trzeba było motywować do spełnienia tego polecenia, auto ruszyło z piskiem opon. Kobieta uklękła tyłem na siedzeniu pasażera, wypatrując wroga przez tylną szybę. Jedyne więc co Brujah ujrzał, gdy chciał sprawdzić w jakim stanie jest Matka, to jej wypięte pośladki, odziane w obcisłe leginsy.


Po kilkunastu sekundach Krwawa Mary wreszcie się odwróciła i teraz JD zauważył gojąca się na jej policzku szramę po pazurze, który mógłby należeć do niedźwiedzia. Część mięsa z policzka musiała jeszcze niedawno zwisać luzem, bo Matka przezornie podtrzymywała ją palcami.


- Draśnięcie. Zahaczył mnie po upadku z okna. - wytłumaczyła, zauważając zainteresowanie potomka - Mów lepiej jak poszło Twoje śledztwo. Będziemy musieli skończyć z obserwacjami i przejść do działania. I jedź. Przepisowo, ale cały czas jedź - choćbyś miał kluczyć. Tylko trzymaj się głównych ulic. Żeby były latarnie.




- Lupini -
odpowiedział Ashford, jakby na inne pytanie. - Kto by pomyślał - po wypowiedzeniu tych słów nastąpiła sekunda ciszy, po której wampir otrząsnął się. - Przepraszam. Rozmawiałem z zastępczą matką pierwszej ofiary. Jest wyraźnie przybita i wciąż nie otrząsnęła się po stracie. Anna była dobrze prowadzoną, młodą damą. Śpiewała w chórze, na którego spotkaniach po zmroku pojawiał się jakiś bogaty, nieznany mężczyzna. Po zaginięciu ofiary nie pojawił się ani razu.


JD skręcił w prawo, o mało nie zahaczając o jedną z przydrożnych latarni. Wspomnienia wydarzeń ostatnich dni dekoncentrowały go, podobnie jak zdawanie z nich relacji. Fakt, że nie był doświadczonym kierowcą, również nie pomagał.


- Niby wampir, ale w sumie mógł to być ktokolwiek. Pani Muller ma dowiedzieć się czegoś więcej i do mnie zadzwonić, lecz nie jestem pewny czy tak postąpi - dodał, delikatnie zjeżdżając na środek jezdni, by nie uderzyć w pijanych nastolatków. - Kurde, w mieszkaniu został jeden z rysunków ofiary. Pomyślałem, że może ci się do czegoś przydać, choć właściwie przedstawiał jakiegoś jednorożca. Lub pegaza. Nic specjalnego. I wracając do tematu, w dniu zaginięcia dziewczynkę miał odebrać późnym wieczorem ojciec. Jednak okazało się, że nie dotarła na próbę chóru, nie było jej też na lekcjach. Koleżanki widziały ją po raz ostatni, gdy wysiadała rankiem z autobusu szkolnego, miała iść do ubikacji. Pewnie nawet tam nie dotarła, nie znaleziono w toalecie żadnych śladów. Najważniejsze w tej historii jest to, że Anna zniknęła za dnia. Myślałem, że porwał ją ghoul, ale mógł to być też wilkołak - rzekł JD. Gdyby nie prowadził, w tej chwili wzruszyłby ramionami. - Tak wiele możliwości…


Wampir uznał, że nie ma sensu wspominać o Kugelgen. Jej przypadek niewiele wnosił do sprawy.

- Nieznajomy koneser dziecięcych występów... zniknięcie za dnia... brak śladów... - Mary rozłożyła się wygodniej w fotelu i sięgnęła po papierosa. Jej policzek zupełnie się zagoił i tylko zaróżowienie skóry w tym miejscu zdradzało działanie procesu regeneracji.


- Na wilkołaki to zbyt subtelna robota. Pomijając brak motywu, oni by podjechali po prostu pod szkołę i zgarnęli małą do auta. Z drugiej strony... jedna z ofiar miała ślady szponów. Choć to akurat równie dobrze może wskazywać na nasz gatunek.
- JD poczuł się nieswojo, gdy kilkadziesiąt centymetrów od jego twarzy, Matka zapaliła zapalniczkę. Nie mogła używać tej żarowej, która była zamontowana w aucie?


- Ok. Nieźle się spisałeś, Twoje spostrzeżenia pasują do jednej z moich teorii, ale... nie będę Cię na razie sugerować. - zaciągnęła się dymem, po czym wypuściła jego kłąb przez uchylone okno - Wróćmy do rodziny. Nie szukając mordercy, a połączeń... kto przychodzi Ci do głowy? Który ze spokrewnionych mógłby być jakoś połączony ze sprawą?


- Nie żebym znał jakoś dużo tych Spokrewnionych
- odparł JD. - Ale na pewno warto przyjrzeć się Katarinie. Chociażby jej wiek wskazuje na ewentualny związek ze sprawą. Być może jej stwórca po prostu lubi małe dziewczynki… jak widać, aż za bardzo. Albo sama Katarina jest za to odpowiedzialna i w chory sposób mści się za swoją śmierć, mordując „rówieśniczki”… Na pewno warto sprawdzić ten trop. Z drugiej strony Mścisława również nic nie wyklucza, a jako Ventrue może lubić taki specyficzny rodzaj ofiar - Brujah na moment przerwał. - W każdym razie dlatego tak paliłem się do balu organizowanego z okazji urodzin Toreadorki. Podczas niego możemy dowiedzieć się więcej. Zresztą Katarina obiecała mi już, że opowie swoją historię… i może nie będzie kłamać.


- Nie mamy na to czasu. Ale Twoje wnioski są dobre. Czas chyba złożyć wizytę Katarinie.


JD uśmiechnął się. Raz zrobił coś dobrze. Jednak w następnej sekundzie przed oczami stanęła mu martwa Kugelgen i dobry nastrój znikł tak prędko, jak się pojawił.

Mieli plan. Ashford dostał adres rezydencji wampirzego dziecka, gdzie właśnie zmierzali. Czy Mary mu się przypatruje ukradkiem? Nie, na pewno nie. Był przeczulony. Kobieta wypaliła papierosa, po czym zaczęła nucić jakąś piosenkę. Ze zdziwieniem, po parunastu sekundach JD rozpoznał wątek z filmy Dirty Dancing.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/A2H_BhVMEwA?[/MEDIA]

Czyżby w duchu jego Matka była sentymentalna? A może ta piosenka coś przypomina? Jej twarz nie wyrażała emocji, a żeby mógł się przyjrzeć oczom… było zbyt ciemno. Poza tym musiał się skupić na prowadzeniu samochodu.

Wreszcie dotarli pod budynek z plakietką miejscowego uniwersytetu.


- To tutaj. – potwierdziła Krwawa, która znów była w pełni skupiona i jak zwykle w takich chwilach mówiła szybko, ale rzeczowo - Uniwersytet to przykrywka. Teraz zrobimy tak… Ponieważ Kati Cię polubiła, spróbujesz uzyskać widzenie z nią. Mnie na pewno nie przyjmie tak z marszu. Idź więc, bądź czarujący i powiedz, że zastanawiasz się nad prezentem urodzinowym dla niej… czy coś. Katarina jest dość próżna. Jak wpuści Ciebie, wtedy ja się już sama wproszę. Beze mnie jednak nie zaczynaj tematu, nie zdradzaj, że choćby myślisz o połączeniu jej ze sprawą. Jasne? I ani słowa o Lupinach.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 31-01-2014 o 23:17.
Mira jest offline  
Stary 03-02-2014, 16:49   #36
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kiedyś, w innym życiu, JD był bogatym, rozpuszczonym dzieckiem. Cyferki na koncie bankowym ojca układały się w miliony funtów, w samej posiadłości wartościowe artefakty promieniowały łuną dobrobytu i dostatku. Po rozwodzie oraz zdiagnozowaniu choroby matki, część dóbr trafiła pod wyłączną opiekę młodego Ashforda. Z tego też powodu nigdy nie musiał zamartwiać się środkami - wystarczyło wpłacać ich część na odpowiednie lokaty i bezproblemowo iść przez życie. Jako że JD nie miał ani ambicji naukowych, ani nie odczuwał konieczności pozyskania odpowiedniego zawodu, nigdy tak naprawdę nie rozważał studiowania. Tej nocy - w jednym z niemieckich miast - wampir po raz pierwszy przekroczył próg uniwersytetu. W celu tak odbiegającym od oczywistego, jak to tylko możliwe.

Szczęśliwie drzwi pozostawiono otwarte. Z drugiej strony JD błyskawicznie odniósł wrażenie, że Katarina - księżniczka skryta w którejś ze strzelistych baszt - spodziewa się go. I zna każdy najskrytszy sekret. W duchu pokręcił głową, myśl zdawała się paranoiczna, lecz jednak… zmierzał prosto w kryjówkę primogenu klanu Toreador goszczącego w ciele co prawda wyglądającym na kruche, lecz w rzeczywistości utwardzonym przez setki lat nieżycia. Dobrze, że Mary ubezpieczała tyły, choć… przechadzając się po pustym, ponurym holu uniwersytetu, Ashford czuł się samotny i w pewnym sensie - opuszczony. Niczym mięso armatnie.

- Katarina? - zapytał szeptem. Gmach budynku był ogromny i nie było sensu sprawdzać każdego pomieszczenia, stąpając cichutko na paluszkach po wypolerowanych płytkach. Wampirzyca mogła tkwić wszędzie, a biorąc pod uwagę jej niewielki rozmiar - dosłownie wszędzie, chociażby w szafce, gdyby tylko chciała się ukryć. - Katarina? - powtórzył głośniej. Uznał, że to dobra taktyka. Toreadorka nie pomyśli, że przybył ze skrytobójcza misją, zaczynając od wrzeszczenia jej imienia na korytarzu.

Pomimo wyczulonych zmysłów - zarówno przez ciszę, jak i wampiryzm - JD nie spostrzegł osoby schodzącej po dębowych, wiekowych schodach. Dopiero jej głos - niezidentyfikowany, ani męski, ani damski - zdradził jej obecność. W słabym świetle wpadającym przez okrągłe okna, sylwetka wydawała się w pełni nijaka, obojnacza. Nawet, gdy Brujah podszedł bliżej, czar obupłciowości nie zniknął, lecz nawet - o ile to możliwe - umocnił się. Długie włosy dodawały nieco kobiecości, lecz o niczym to jeszcze nie świadczyło. Wąskie, brązowe oczy, pełne usta oraz krótko przystrzyżona grzywka - prosta, jakby skrojona od rondla. Niczym Mandark z Laboratorium Dextera. Czarny podkoszulek opinał płaską klatkę piersiową. Choć wydawało się, że JD dostrzegł ramiączka od biustonosza, był to jedynie element bluzki.


- Jestem Sam - cicho rzekł Mandark, świdrując Ashforda wzrokiem.

Sam jak „Samuel”, czy „Samantha”, kurwa?

- A to skrót od…? - zapytał JD. Gdy tylko wypowiedział słowa, dostrzegł ile rezerwy przelał w ton głosu.

- Po prostu Sam. Zaprowadzę cię do Pani. Schodami w górę.

Jednak rostocka Hidźra ani nie obróciła się, ani nie poruszyła. Czekała, aż JD pierwszy ruszy wytyczonym szlakiem, po czym - niczym cień - przez całą drogę kroczyła za jego plecami, jedynie w strategicznych punktach każąc skręcić w odpowiednim kierunku. Ashford zastanowił się, czy właśnie to mieści się w ideale piękna Toreadorki. Prędko odegnał wizję Katariny we francuskim bereciku z miną konesera malującą akty Mandarka, choć i tak z niezdrowym, zapewne nieuzasadnionym zainteresowaniem przyglądał się ukradkiem obrazom, które oboje mijali. Po kilku minutach Ashford zastanowił się, czy specjalnie nie kluczą po plątaninie korytarzy… oraz przestraszył się, jak Mary dotrze do nich odpowiednią drogą. Gdyby tylko miał okruszki, które mógłby rozrzucać… choć z drugiej strony może właśnie dlatego Mandark szedł za nim - by takie wybiegi w czas spostrzec. Przydałaby się więc niewidzialna nić Ariadny, lub inny magiczny artefakt…

- To tutaj - w końcu rzekła chromosomowa zagadka. Oboje stali przed niczym niewyróżniającymi się, hebanowymi drzwiami. Brujah uśmiechnął się niepewnie, po czym podziękował. Hidźra jednak ani nie myślała się ruszyć. JD uznał, że Katarina potrafi tresować.

Ashford prędko zaciągnął koszulę, która nieco odkryła obszar ukazujący skrzepniętą krew. Jednak sługus wampirzycy raczej nie dostrzegł szkarłatu, zdawał się być zbyt zajęty skrywaniem poruszenia przed spotkaniem ze swoją „Panią”.

- JD, kochany JD! - wnet usłyszał. Ku zdziwieniu wampira Katarina wychynęła zza jednego z zakrętów korytarza, a nie drzwi. Jej włosy zostały ozdobione dwoma pomarańczowymi wstążkami, natomiast ciało przystrajała… sukienka, którą Ashford - mógłby przysiąc - oglądał w szafie Anny Kugelgen. Nieco rozkloszowana, czerwona w kolorze wpadającym pod marchewkowy. Na ramionach z dwiema misternymi, białymi kokardami. Brujah już nie wierzył własnej pamięci, zresztą nawet jeśli rzeczywiście się nie pomylił, to nic to nie zmieniało. Po prostu mogły być kupione w tym samym sklepie.

Katarina nie wygląda jednak na kogoś, kto kupuje sukienki w sklepie”, pomyślał JD.

Wampir nie miał pojęcia, co to mogło znaczyć. Anna dostała ją w prezencie od bogatego mężczyzny, który pojawiał się na próbach chóru? A może Katarina - niezrównoważany morderca - upamiętniała każde zabójstwo, szyjąc sobie kopię sukienki ofiary w ramach chorego zbierania pamiątek? JD prędko uśmiechnął się do Toreadorki, może nieco zbyt szeroko.

- Katarina, każdego dnia coraz piękniejsza…! - krzyknął wesoło. - Chciałbym z tobą porozmawiać o twoim święcie. Nie jestem pewny, co ci kupić. A nie chciałbym nie trafić z prezentem… Masz może dla mnie trochę czasu? Przepraszam za niezapowiedzianą wizytę, mam nadzieję, że nie jesteś zła…?

- Och, JD, jestem zła, lecz jak przyniesiesz mi rozczłonkowane młode dziewcze, to może przestanę się gniewać - w wyobraźni wampira odpowiedziała wampirzyca. Następnie przeraźliwie zarechotała.

- Oczywiście, że mam czas! Jessie, proszę, przynieś nam jakąś przekąskę - rzekła w rzeczywistości. Wydawało się, że Mandark chce coś odpowiedzieć, lecz jedynie skinął głową, po czym zniknął w jednym z korytarzy. - Chodź, zaprowadzę cię do mojego ulubionego pokoju. Jest na samym szczycie, widać z niego całe miasto - dodała, przeciągając pierwszą sylabę w przedostatnim wyrazie.

- A skąd ManSam… znaczy Jessie, będzie wiedział… będzie wiedzieć, gdzie jesteśmy?

- Mamy tu monitoring - wyjaśniła optymistycznie. - Poza tym Dżej bardzo dobrze mnie zna - zachichotała, jakby to było oczywiste.

JD oraz Katarina ruszyli przed siebie. Jedynie światło Księżyca oświetlało im drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 03-02-2014 o 16:59.
Ombrose jest offline  
Stary 08-02-2014, 15:27   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Katarina byłą przeuroczą istotką, jednak po kolejnej godzinie rozmowy o wystroju sali, kolorze zastawy oraz konwencji strojów, JD czuł ogarniające go znużenie. Miał też dojmujące wrażenie, że Matka wystawiła go po to, żeby nie deptał jej po piętach. To do niej w końcu pasowało, nie lubiła pracy zespołowej – sam Cook o tym wspominał.

Wtem odezwało się jakieś urządzenie w „Niebieskim Salonie” – jak przedstawiła pomieszczenie Toreadorka, gdy poprosiła gościa o zajęcie miejsca na sofie. Faktycznie, większość mebli i wyposażenia miała odcień błękitu.



- Przepraszam na chwilę.

Wampirzyca z miną naburmuszonego dziecka nacisnęła przycisk na niedużym stoliku, przy którym siedziała. Do uszu Brujaha dobiegł głos służącego.

- Pani, przybył kolejny kość… matka p…panicza Ashforda… i ona… nie chciała czekać. Idzie po schodach. Czy mam atakować? Podobno ona jest… ona mówiła, że jest…

- Archontem
– dokończyła kwaśno Katarina, a jej pozbawiony sympatii wzrok spoczął na JD.Pozwól jej przejść do Niebieskiego Salonu. Jeśli jednak chciałaby zboczyć z drogi, powiedz, że panicz Ashford może odczuć wtedy moje niezadowolenie.

- Tak jest, milady.
– potwierdził służący, po czym rozłączył się.

Cisza, która zapadła, była tak krępująca, że niemal namacalna.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 17-02-2014, 20:43   #38
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Czy już mówiłem, jak pięknie dzisiaj wyglądasz? I ta sukienka… naprawdę, idealnie do ciebie pasuje, jeżeli mogę tak powiedzieć. Czyżbyś sama ją uszyła? Jeżeli tak, to jesteś niezwykle utalentowaną osobą… chociaż myślę, że to akurat jest oczywiste - zaśmiał się JD.

- Czego chce twoja matka, że tak nachodzi mój dom? - fukneła w odpowiedzi Katarina, po czym dodała - To prezent od księcia.

- Czyżby już znudziło cię moje towarzystwo? - Ashford zmarkotniał, a przynajmniej na to wskazywała jego mina. - Miałaś mi opowiedzieć historię twojego spokrewnienia… a ty nic, tylko o Mary… Pewnie chce mi tylko przynieść torebkę z krwią, którą zapomniałem wziąć z domu, lub coś w tym rodzaju. Przecież wiesz, jakie są matki.

To nieco rozluźniło Katarinę. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo drzwi z hukiem otwarły się, a Matka weszła żwawym krokiem do środka. Wampirzyce stanęły naprzeciw siebie - jakby wyjęte z innych bajek. Mary w swoich glanach i obcisłych ubraniach nadawała sie do taniego filmu akcji, moze nawet s-f, Katarina zaś była żywcem wyjętą laleczką z XVI-XVII wieku.

- Witaj, pani. Przepraszam, ze zakłócam spokój twego domu, ale moja praca wymaga czasem pośpiechu. - powiedziała Krwawa Mary tonem tak obojętnym, że nie było watpliwości, co do jej prawdziwego nastawienia.

Mimo to Toreadorka podjęła grę.

- Ależ oczywiście, twoje śledztwo jest dla nas bardzo ważne i marzę tylko o tym, by udało się zakończyć się je sukcesem przed naszą małą imprezą.

- Świetnie - ucieszyła się Mary, zwalając się ciężko na kanapę obok JD. - W takim razie może opowiesz nam o wydarzeniach z nocy 23 listopada 1946 roku?

Śliczna twarzyczka napięła się, a oczy zaczęły ciskać gromy.

- Nie rozumiem... - Katarina mówiła powoli - Co... to... ma wspólnego... z waszą sprawą.

- Naprawdę? JD, kochanie, a ty jak myślisz, co nasza urocza gospodyni może mieć wspólnego z tą sprawą?

Ashford zmarszczył brwi i podrapał głowę, wpatrując się uporczywie w sufit.

- Jestem przekonany, że 23 listopada 1946 miało miejsce częściowe zaćmienie Słońca. Kiedyś interesowałem się astrologią… a może astronomią. W każdym razie ludzie na mieście mówią, Katarino, że zrobiłaś wtedy coś tak złego, tak bardzo złego… że nawet Słońce się obraziło - JD rozpostarł ręce, po czym przegryzł wargi. - Już dostatecznie Słońce nie lubi Kainitów, po co pogarszać nasze relacje? - zapytał, przenosząc spojrzenie raz na Mary, raz na Toreadorkę.

Włożył rękę do kieszeni, zauważając, jak Katarina momentalnie się spięła. Wyjął komórkę, postukał w klawisze, po czym pokazał zgromadzonym drobny ekran z wyświetloną stroną internetową,


- Nie kłamałem, o. Ja nigdy nie kłamię.

Ashford uznał, że należy mu się trochę rozrywki po dniu spędzonym z kołkiem w piersi.

- Zdałeś - pochwaliła Mary. - Częściowe zaćmienie to okazja do wielu rytuałów. Jeśli mnie pamięć nie myli jeden z nich odbywał się w tych okolicach.

O ile to możliwe, wampirze dziecko zbladło.

- Hrabina Aldona Habsburg odkryła karty - kontynuowała opowieść Archontka - i postanowiła złożyć ofiarę pradawnej bogini z 12 dziewic. Nie wzięła jednak młodych kobiet, choć w tamtym czasie wiano traciło się zazwyczaj dopiero z mężem. Nie, ona sama gustowała w dzieciach - dziewczynkach ledwo 10-12 letnich, tak niewinnych i ślicznych szlachcianeczkach, które...

- Przestań! - Katarina krzyknęła, a w drzwiach pojawił się od razu znajomy służący - Przestań! Moja matka okryła mnie wstydem, skazała na życie w tym... tym ciele. Każdego dnia za to pokutuję, myślisz, że chciałabym kogoś skazać na taki sam los?

- Ty nie, ale... - Matka zawiesiła znacząco głos, JD wychwycił jej ledwo widoczny gest dłonią w kierunku służącego, po czym ich spojrzenia na moment sie spotkały.

- Powiedz mi Katarino, gdy zarządzono krwawe łowy na hrabinę, kto ją zgładził? I kto był świadkiem tej śmierci?

- Nie muszę odpowiadać na twoje pytania - wybuchnęła Toreadorka - Macie się natychmiast stąd wynieść!

- Katarino, ja tylko żartowałem, nie miej mi tego za złe - nagle wtrącił JD. - Wiemy, że nie ty jesteś winna i nie przyszliśmy po to, by ciebie nękać. Nie jesteśmy twoimi wrogami, choć właśnie tak nas traktujesz… co też jest zrozumiałe. Ja uważam cię za przyjaciółkę i proszę o twoją pomoc. To ty jesteś z nas wszystkich najbardziej… kompetentna, by zakończyć sprawę. O ile kompetentna to dobre słowo. Popatrz na te twarze - rzekł, pokazując na komórce zdjęcia małoletnich ofiar. - Zostałaś skrzywdzona przez twoją matkę, ale i one zostały skrzywdzone. Co czujesz, gdy na nie spoglądasz? Czy w każdej z nich nie tkwi drobne odbicie ciebie? Czy nie chcesz ich pomścić? Katarino, jeszcze raz proszę spójrz na te zdjęcia… - dodał, po czym na chwilę przerwał. - Bardzo cenię ciebie jako sojusznika i właśnie dlatego o sojusz proszę. Oboje prosimy.

Toreadorka niechętnie popatrzyła na zdjęcia, a z każdym kolejnym jej podbródek zaczynał drżeć. Wreszcie opadła na fotel i zakryła twarz dłonmi.

- Myślicie, że moja matka może żyć? Ona... ona obiecała - wampirzyca pękła. - Tak, macie racje. Tamtej nocy to ja, Gregor i książę znaleźliśmy matkę. Mieliśmy ją zgładzić, ale... ona żałowała. Naprawdę żałowała. Obiecała, że wyjedzie... że jeśli zrobi coś takiego, to sama się zabije.

- Widać kiepska z niej samobójczyni - skwitowała sarkastycznie Mary. - Gregor nie żyje, prawda?

- Tak, zginął w 1968 w Wietnamie.

- Więc zostaje tylko książę... albo ty, Kati.

- Katarino, sukienka, którą dostałaś od księcia to idealna kopia sukienki, którą znaleziono w szafie pierwszej ofiary. To na niego wskazuje - wtrącił JD, po czym uświadomił sobie, że równie dobrze wampirzyca mogła skłamać co do pochodzenia części garderoby. Choć Ashford wątpił, by była aż tak przebiegła i właściwie współczuł Toreadorce. - Ale nie rozumiem, dlaczego Aldony Habsburg nie wymieniłaś - zwrócił się do Mary. - Przecież skoro przeżyła, to właśnie ona jest najbardziej prawdopodobnym mordercą.

- Po tym, co powiedziała Kati, jestem pewna, ze to Aldona. W grę wchodzi jednak co innego... współudział. Stara wiedźma nie połapałaby sie w tym świecie. Ukrywane ślady zbrodni, kiepskiej jakości zdjecia policyjnych fotografów... ktoś tuszował ślady i... odpowie przed Radą Camarilli za swoje czyny. - Mary podniosła się i stanęła naprzeciwko drzwi - Z wiadomych względów podejrzenia padna na Ciebie Katarino, bowiem jesteś córką swojej matki. Raz już uszczędziłaś jej życie. Jeśli więc chcesz pozostać poza podejrzeniami, radzę Ci współpracować jak nigdy wcześniej. Jeśli znajdziemy kolaboranta, będziesz czysta, a jeśli to książę Mścisław, kto wie? Może nawet ty sama przejmiesz jego urząd?

Rzucona mimochodem uwaga podziałała jak lep na muchy. Dziewczynce zapaliły się oczy.

- To... możliwe. Jego ród rządził tymi krainami wedle prawa ludzi, jednakże wedle naszego prawa to Aldona była księżną. Mścisław przez lata był jej zastępcą. A gdy nastała Camarilla... no cóż, matka miała zbyt krwawą przeszłośc, by zgodzono się pozostawić ją na tronie, dlatego sama ustąpiła na rzecz Mścisława. On zawdzięcza jej wszystko i... i z tego co wiem, ostatnio dość często wyjeżdza poza miasto. Parenaście lat temu wykupił na wpół zatopioną kopalnię wapienia. Może tam, w tych korytarzach... coś ukrywa. Już wcześniej o tym mysleliśmy z Sebastianem. Coś tam musi być.

Mary okręciła się na pięcie.

- No i to jest całkiem konkretny trop. Jedziemy tam. Kati jedziesz z nami.

- Ja? Ależ!

- Tak, ty. I to bez obstawy. Jeśli mówisz prawdę, nie masz się czego bać, prawda? A stara Aldona Ciebie na pewno nie skrzywdzi.

- Pamiętaj, że nie jesteś naszym więźniem. Twoja obecność jest konieczna i wierzę, że rozumiesz dlaczego - zaznaczył JD. - To po prostu ważne, byś rozumiała dlaczego.

Toreadorka lekko skinęła głową. Wydawało się, że jej usta ułożyły się w uśmiech skierowany do Brujaha, lecz nie trwał on długo - o ile rzeczywiście zaistniał.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-02-2014 o 20:49.
Ombrose jest offline  
Stary 01-03-2014, 21:59   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Pozostały po kopalniach kompleks budynków był naprawdę ponury i zdewastowany. To rodziło jednak więcej pytań. Dlaczego książę wykupił to miejsce? Czemu tak często je odwiedzał i w końcu – po co założył system monitorujący? Na szczęście sługa Katariny okazał się specem od elektroniki i szybko shakował system – nim zostali zauważeni. A przynajmniej taką mieli nadzieję.

JD spojrzał na idącą obok niego Katarinę. Oboje wyposażeni zostali w latarki. Teraz byli sami. Służący Toreadorki pilnował na zewnątrz wejścia – miał też za zadanie przejąć cały system monitoringu i zajrzeć w jego zapisy. Mary… no cóż, matka jak zwykle robiła co chciała i nie myślała o innych. Przy pierwszym rozwidleniu oddzieliła się od nich, mówiąc, że mają kontynuować poszukiwania, a ona sama zobaczy coś innego.

Czas mijał.

Klap, klap, klap – odgłosy ich kroków niosły się po opustoszałym korytarzu.


Było zimno, brudno, mokro i ślisko. O dziwo, Kati nie narzekała. Nawet słowem nie poskarżyła się na ubłocony teraz dół sukni. Ashford coraz bardziej wierzył w jej determinację, by odkryć prawdę. A może wabik książęcego statusu podziałał?

Po kilku godzinach chodzenia dotarli do suchszego obszaru. Tutaj ściany i chodnik były nawet otynkowane – choć wciąż sprawiały ponure wrażenie. Pojawiło się też coś nowego – smród. Im dalej szli, tym mocniejszy wydawał się dziwny zapach. Wreszcie JD go rozpoznał. Był to zapach rozkładających ciał.
Wkrótce znaleźli też to…


... Ślady szponów i krwi na korytarzu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-03-2014, 00:18   #40
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD uczęszczał - jeszcze jako dziecko - na kursy szybkiego czytania, szermierki, gry na wiolonczeli oraz savoir-vivre’u. Jego matka - być może nieco naiwna - wierzyła, że zapewnia mu dobry start, obładowując szeregiem zajęć pozalekcyjnych. Gdy młody Ashford w ramach rozwijania pamięci uczył się szeregu bzdetów - łacińskich przysłów, wierszy oraz przypadkowych dat - nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek odniesie z tego jakąkolwiek rzeczywistą korzyść. Jednakże - gdy usłyszał słowa Mary - od razu skojarzył je z zaćmieniem Słońca. Niezwykły przypadek. Lub też wampirzyca znała każdy najdrobniejszy szczegół dotyczący potomka. JD uznał, że i tak nie ma to znaczenia. Jego uwagę w pełni zajął labirynt nieco upiornych kopalnianych korytarzy, gdzie umrzeć mógł nie z ręki wroga - którego się obawiał, lecz z powodu kruchości zwykłej, przegniłej konstrukcji.

Brujah bez najmniejszego problemu przyznał przed sobą, że boi się Katariny. Małej dziewczynki w kolorowej sukience, lecz także - wiekowej wampirzycy, której udział w sprawie pozostawał niepewny. Zostając z nią sam na sam czuł dyskomfort, nie wzajemne zaufanie. Z drugiej strony wolał się nie rozstawać z Toreadorką, ponieważ nie mogła knuć za plecami, gdy miał ją na oku. W uszach Ashforda wciąż rozbrzmiewał ton Katariny sugerującej, że może „odczuć jej niezadowolenie”, jeśli Mary zboczy z trasy. W pierwszym odruchu JD chciał w jakiś sposób zemścić się za te słowa, lecz prędko uzmysłowił sobie, że nie wynikłoby z tego nic dobrego. Wręcz przeciwnie - same złe rzeczy. Dlatego też ucieszył się - choć bez przesady - z sojuszu, jaki się pomiędzy nimi nawiązał. Miał nadzieję, że był on prawdziwy.

Dyskretnie wąchał, lecz nie wyczuł metanu - być może dlatego, bo to bezwonny gaz. Powietrze przygniatało, zdawało się o wiele cięższe, niż na powierzchni. Elektryczne lampy niepewnie migotały, jakby w każdej chwili mogły zgasnąć, by pozwolić zapanować gęstej niczym smoła ciemności. Korytarze zdawały się nie mieć końca. W pewnej chwili JD przesądnie pomyślał, że labirynt posiada swoją własną inteligencję i w końcu ich wszystkich pochłonie. Kilka szczurów biegło wśród cieni, co właściwie ucieszyło Brujaha. Gryzonie stanowiły żywe worki krwi, więc jeśli pobyt w kopalni się przedłuży, nie będzie zdany jedynie na własne rezerwy Vitae. Choć wizja szczurzego osocza spływającego wzdłuż przełyku była co najmniej odpychająca, JD nie miał najmniejszego zamiaru grymasić.

Dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę, że właściwie oboje podążają z gryzoniami w jednym kierunku. Wampir zastanowił się i doszedł do wniosku, że muszą zbliżać się do jakiegoś źródła… pożywienia. Tylko to tłumaczyło ekscytację wręcz namacalną w cichutkich popiskiwaniach. Gdy poczuł smród rozkładającego się mięsa, wszystko już było jasne.

- Katarina… słyszysz coś? - zapytał. Liczył na wyostrzone zmysły swojej towarzyszki. Nie był pewny, czy to już czas, by uciekać, a do tej opcji najbardziej się skłaniał, gdy dostrzegł ślady szponów i krwi na korytarzu.

- Nie... nic... dziwnego - wampirzyca wahała się chwilę, ale wydawało się, że mówi szczerze.

- Co o tym sądzisz? - zapytał, mając na myśli ślady po pazurach. - Czyje to? Myślisz, że to mogła być… twoja matka?

- JD... pragnę się mylić - odpowiedziała, po czym dodała ciszej, wspinając się na palce, żeby mówić jak najbliżej ucha wampira - Jeśli to ona, to nas słyszy.

- Bądź ostrożna. Ja też będę. Uciekamy, jeśli kogokolwiek zobaczymy - odpowiedział. Ruszył naprzód, uważnie przyglądając się otoczeniu. Prędko wyciągnął otrzymaną od Mary broń, a następnie ją odbezpieczył. Miał nadzieję, że nie będzie potrzebna.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172