William jak zaplanował tak zrobił. Przyczaił się w pokoju i późno w nocy ostrożnie i po cichu zszedł na dół. Karczma była już od jakichś dwóch godzin zamknięta. W izbie karczemnej panowała cisza i spokój. Na ławach spało kilku świątecznych gości, których nie stać było na wynajęcie pokoju. Poza tym nie było śladu karczmarza, czy kogokolwiek z obsługi. No i było ciemno. Na szczęście wziął z pokoju płonący kaganek. Najciszej jak potrafił zakradł się na zaplecze do pomieszczenia z klapą w podłodze. Ostrożnie podniósł klapę i jego oczom ukazały się schody prowadzące w dół. Po zejściu na dół zobaczył dosyć typową karczemną piwnicę. Pod kamiennymi ścianami piętrzyły się beczki tu i ówdzie stał gąsior z winem. Uwagę Williama zwrócił zydel stojący pod jedyną wolną od beczek ścianą. Gdy podszedł bliżej i zaczął się przyglądać zauważył na ścianach i podłodze krwistoczerwone ślady. Niektóre były całkiem świeże. Trudno było w tych warunkach ocenić co to była za substancja, ale do złudzenia przypominała krew. Wyglądało na to, że ktoś urządził sobie w podziemiach karczmy katownię. Bogatszy o to wiedzę William wyszedł z piwnicy, ostrożnie zamykając za sobą klapę i czmychnął z powrotem do swego pokoju na górze. Na szczęście nikt nie zauważył jego nocnej aktywności. Położył się na łóżku niecierpliwie wyczekując świtu. Godziny mijały i gdy zorza poranna zabarwiła horyzont na czerwono, usłyszał jak karczmarz otwiera drzwi karczmy i w akompaniamencie przekleństw budzi śpiących na ławach, wyganiając ich zaraz na zewnątrz, by nie zajmowali miejsc do siedzenia klientom. William jak tylko to usłyszał zszedł na dół i wyszedł bez słowa przez otwarte drzwi na ulice. Powitało go rześkie i miarę czyste jak na miejski świt powietrze. Swe kroki od razu skierował do zajazdu "U Richterów" gdzie spodziewał się zastać resztę kompani. Nawet idąc i nie zatrzymując się jego uszu dobiegała plotka, którą żyło miasto. Ludzie powtarzali sobie, że oto Rajmund Leitdorf, bratanek jednego z najbogatszych Averlandczyków Kastora Leitdorfa, stanął późną nocą w płomieniach i jako jedyny do tej pory przeżył to zdarzenie. Leży teraz ponoć ranny w jednej z karczm.
***
Ta część drużyny, która nocowała w zajeździe "U Richterów" spędziła w miarę spokojną noc. Oczywiście co i rusz było słuchać z ulicy pijackie krzyki i śpiewy, ale takie atrakcje były w czasie trwania święta nieuniknione. Gdy wstali rano i zeszli na dół zastali już posilającego się Williama. Gdy wszyscy zasiedli przy jednym stole podeszła do nich Josefina-siostra Eliasa niosąc miski ze strawą. Podając im jedzenie zagadnęła.
- Całe miasto huczy od plotek. Rajmund Leitdorf stanął w nocy w płomieniach i przeżył. Kuruje się ponoć pod silną strażą w karczmie "Rzeczny Sekret". To jedna z najlepszych i najdroższych gospód w dzielnicy kupieckiej. Cuda... cuda.