Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2014, 20:02   #52
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość


Shira & Kuro

Nikt nie robił problemów z pomieszczeniem Eriko i Atsushiego. Pokój był przestronny, widok z balkonu przyjemny dla oka, a posłania wygodne. Aż prawie nie chciało się wstawać na smakowite śniadanie, po którym ta sama dziewczyna, która dnia poprzedniego przyjęła Kuro i Shire, powiadomiła grzecznie o tym, że mają gościa.
- Pewien samuraj prosi o spotkanie z wami. Prosił mnie by przekazać wam, że będzie czekał w ogrodzie miejskim dziś o południu.
Gdy dziewczyna poszła mnich spojrzał po towarzyszach.
- Uuum… powinniśmy iść? Brzmi podejrzanie?
- W ogóle podejrzane te miasto i atmosfera - wtrąciła Eriko, będąc pewna, że wszyscy pragną jej opinii. - Ale raczej nikt nie wie, że macie mnie. Mogę tam pójść i się rozejrzeć za podejrzanymi samurajami! - rzuciła nagle podekscytowana. - Będziemy mieli wspólną przygodę i w ogóle wam pomogę. Kiedyś mi się odwdzięczycie.



Diego

Z rana w obozie panowało zorganizowane poruszenie, gdy żołnierze pakowali swoje minimum. W posiadaniu Anzaia były ledwie cztery wozy i dziesięć koni, jeden dla niego, drugi dla Mikado i po dwa na jeden wóz. Jak na górskie standardy to i tak było to sporo i wymagało wprawy i opanowania woźnić. No i oczywiście spokojnych, górskich koni.
Diego wymanewrował łażących i pakujących się żołnierzy i wszedł do chaty Anzaia. Oczywiście musiał zdjąć buty, co w jego przypadku zajmowało więcej czasu niż u japończyków. Wiele zwyczajów mieli, całą masę etykiety, drobnych kwestii honoru, a jeśli chodziło o wbijanie nożów w plecy, spiski i intrygi, to chyba nie mieli sobie równych. Kraina hipokrytów.
- Witaj Julianie Diego - powiedział cichym głosem. Anzai był to mężczyzna, z czarnymi, choć troszkę podsiwiałymi włosami spiętymi w długi, koński ogon, zaczynający się bardzo wysoko na jego głowie. Ubrany był w nienaganne kimono, z insygniami rodu Tokugawa.


Po raz pierwszy Diego widział by Minoru wstał. Podszedł do stojaka z mieczami i przytroczył je sobie powoli do pasa.
- Rozmawiałem wczoraj z Mikado, zaproponował on małą zmianę planu i zgodziłem się na nią - mówił powoli, barwę głosu miał zniszczoną, jakby każde słowo paliło go w krtań, sprawiał wrażenie wiecznie chorego, nie moż mu jednak było odmówić, że dzięki temu, znacznie zyskiwał na hardości.
- Mikado stwierdził, że niewarto zabijać pierwotnego syna Izakiego. Korishi zostanie przy życiu pod naszą opieką. Pojmij go. Później dostarcz go nam. Proszę - dodał odwracając się do niego i poprawiając pasy hakamy. - Ponadto to co znajdziemy w wiosce, do której wyruszamy, może być twoje czy twoich ludzi. Wieśniaków już tam nie ma, wszyscy znaleźli sobie nowe, bezpieczniejsze miejsca, wielu zostawiła wszystko w pośpiechu, z tego co mówią moi szpiedzy.
Mikado uśmiechał się lekko, ale unikał spojrzenia Diego. Ciekawe czy zaszedł tak daleko w oczach Anzaia, dzięki ciągłemu podkradaniu pomysłów innych ludzi.
- Jeśli nie masz żadnych pytań, wątpliwości… - zachłysnął się kaszlem, prędko jednak powrócił do pionu. - Czy sugestii to możemy wyruszać…



Ishimura Masaru

- Shinobi-kun! - Ishi usłyszał głośny szept za swoimi plecami, tuż przed tym, gdy miał ześlizgnąć się z dachu. Instynktownie wyciągnął broń, choć powitanie było oczywiste. Inny ninja. Jak to możliwe, że to on znalazł jego? Albo był po prostu lepszy, albo lepiej poinformowany. To drugie zresztą też czyniło go lepszym. Mimo to ukłonił się grzeczniościowo.
- Piękna noc, nieprawdaż? Niestety nie bezksiężycowa - powitał się wesoło, dość nieoficjalną formułką wśród shinobi. Bezksiężycowa noc zawsze stwarzała najlepszą możliwość do działania, ale słynęła też z rzekomego nasilenia sił oni - demonów, najmocniejszego tuż po święcie setsubun. - Nie mam zamiaru ci przeszkadzać w łowach, jednak musisz je nieco przekierować. Korishi Izaki ma zostać schwytany w trakcie oblężenia miasta, w tym zresztą będziesz brał udział jak wiesz, pod wodzą tego… obcokrajowca. Pojawił się jednak inny cel. Mikichi Fuse, brat twojego poprzedniego chyba celu, inspektora straży miejskiej Koge Fuse. Ma zginąć jutro, im wcześniej tym lepiej. Niestety spodziewa się ataku. Niech zginie tak jak brat, od tej dziwnej broni. Tak rozkazał pan Anzai.


Shinobi spojrzał w górę na gwiazdy i księżyc. W końcu skupił wzrok i na Masaru.
- Ku chwale klanu! - powiedział i ruszył cichym pędem w swoją stronę.
Czasu na nowego zlecenie było mało. Jednak plan spróbowania nawiązania kontaktu z jakąś grupą przestępczą mógł pomóc. Złapałby dwa patki za jeden ogon. Była noc, najlepsza pora na bandziorów, a jeśli Mikichi się ukrywał to i dla niego. Może światki ofiary i pobocznego celu Ishimury się przeniknęły? Sposobów na wykonanie zadania było wiele i to było w tej pracy najlepsze.



Isao

Miasto Orishi przygotowywało się na wizytę shoguna aż za bardzo. Gwar jaki powstał tylko się nasilał. Jedna mucha lgnęła do drugiej, podejrzewając, że pierwsza wychwyciła jakiś fajny odór. Jednak im więcej ludzi, tym więcej kłopotów. No i sam shogun, to dopiero kłopoty pierwszej klasy. Isao usłyszał o nagrodach za bandytów. Pięć ryo za jednego i sto za szefa ich paczki, Minoru Anzaia. Podobno jedna, malutka grupka już na nich polowała i niedawno wróciła do miasta, by odebrać część nagrody. Ronin miał szansę by ich odnaleźć tak wielką, jak pospolity mieszkaniec na zamordowanie shoguna. Strażników zdawało się być więcej niż gapiów, którzy zjechali się w różnych zakątków prowincji, mimo, że do wizyty pozostał jeszcze tydzień. Bandyci zdawali się być dobrym zajęciem, w pojedynkę, lub nie. Choć z pewnością mógł znaleźć coś innego do roboty w takim okresie i to w takim mieście.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline