Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2014, 22:29   #532
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Andy, Winchester, Rosalie, Killwood, Butch:
- No najwyraźniej nie udało wam się w życiu skoro tu trafiliście. - powiedział do was, a w jego oczach dostrzegliście zielony błysk. Z podłoża, którego nie widzicie (mgła jest gęsta, ale posadzka równa) pojawiły się nagle zielone pnącza, który oplotły Winchestera i Killwooda i niemal w jednym momencie usunęły ze sceny wciągając ich w dół.
- Z nimi kto inny i inaczej porozmawia. - stwierdził Elizeusz kiwając głową.
- Z informacji jakie posiadam wynika, że wasze życie nie obfitowało w zło. Rosalie chciała ratować przypadkowo znalezione dziecko, Butch próbował pokojowo wyjść z opresji w Junction City, a Andy... no jedyna skaza Andiego w ostatnich czasach to pozostawienie Lucy Wilson na pastwę Sztucznej Inteligencji, która teraz przemierza pustkowia w jej ciele. Ogólnie nie jest z wami źle jak na okoliczności przyrody w jakich przyszło wam żyć. Chciałem wysłać was spowrotem i nawet zabrać się z wami, ale dostałem instrukcje, że taka opcja odpada. Mam dla was jednak nie-tak-złe wieści.
Czekaliście co dalej. Widzieliście jak porusza dalej ustami, ale nic nie słyszeliście. Z układu ust i znajomości Słowa zorientowaliście się, że powtarza coś o Ogrodzie Eden.
W jednym momencie byliście wśród mgły przy Bramie, a w drugiej w środku upiornej dżungli. Neodżungli. W oddali słyszeliście krzyki męczonych ludzi i dzwony kościelne. Czyżbyście zostali odesłani do porośniętego przez zielsko Clay Center? Czy takie rzeczy w ogóle są możliwe? Przeszliście sto metrów podziwiając zadziwiającą przyrodę, która was otacza, a równocześnie obawiając się, że zostaniecie zaatakowani. Atak nie nastąpił i nawet minęliście grupę dziwnych roślinożerców przypominających skrzyżowanie goryla i hipopotama z dwie trąbami jak u słonia. Dotarliście do niemal całkowicie przykrytej przez zieleń drogi asfaltowej. Przy niej stał przerdzewiały znak z napisem Manaus 30 km. Ze skarpy przy asfalcie zeszli Killwood i Winchester. Ich twarze były poryte jakby żyletkami i obficie krwawili. Ich dłonie były przebite gwoździami, ale przynajmniej Winchester nie miał już połamanej ręki jak wcześniej. Wyglądało na to, że się zrosło. Nie pamiętali za bardzo gdzie byli. Bełkotali tylko próbując wyjawić z każdą sekundą co raz bardziej mgliste wspomnienia. Wyszło na to, że byli niewolnikami w Piekle i w końcu wysłano ich tutaj z jakiegoś powodu.

Przygody, a raczej cierpienie Andiego, Winchestera, Rosalie, Killwooda, Butcha trwały jeszcze jakiś czas, ale to zupełnie inna historia pełna płaczu i zgrzytania zębami. Dość powiedzieć, że ich losy były Czyśćcem mającym nie tylko ukarać ich za grzechy, ale i uspokoić ich umysły po pobycie w piekielnych Zasranych Stanach.
Nie żyli ani długo, ani szczęśliwie.
Dzięki za grę.

Connor:

Wyglądało na to, że cała grupa zwiadowcza zginęła, gdy eksplodował budynek. Wypaliło również rośliny, więc pędem ruszyłeś w stronę centrum. Biegnąc wśród płonącej zieleni natknąłeś się na gromadę ciał, z których drzewa wyciągały soki. Nie dbałeś jednak o to. Chciałeś dokończyć misję. W centrum grupa ludzi pod przywództwem Big Billa już wyszła z piwnic. Big Bill widząc cię powiedział:
- To był dobry pomysł z tym podpaleniem. - jednak nagle zauważyliście jak pnącza spod ziemi zaczęły chwytać niektórych z ocalałych. Uciekacie i zostawiacie ich, czy pomagacie?

Doc Peter (i Roberts i nieprzytomny Piwosz):
Na twoich oczach rany Robertsa zasklepiały się, choć tam gdzie powstawały blizny miały nienaturalny zielony kolor. Nawet jego oko odrosło, ale również miało nienaturalny, zielony kolor. W całości. Nie tylko tęczówka. Po chwili Roberts stał się w pełni sił i razem z nim zabraliście nieprzytomnego Piwosza do ciężarówki. Chciałeś pomóc i innym rannym, ale takowych nie było. Roberts nie zapomniał zabrać pudełek, w których wciąż miał Cudowną Sałatę. W ustach wciąż czuł jej smak. Cudowny.
 
Anonim jest offline