Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-02-2014, 21:14   #531
 
MistrzKamil's Avatar
 
Reputacja: 1 MistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znany
Otrzepuję się i ruszam w stronę miejsca wybuchu
 
__________________
Pływał raz po morzu kucharz
w rękach praktyk był onana
a załoga się dziwiła
skąd w kawie śmietana
MistrzKamil jest offline  
Stary 08-02-2014, 22:29   #532
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Andy, Winchester, Rosalie, Killwood, Butch:
- No najwyraźniej nie udało wam się w życiu skoro tu trafiliście. - powiedział do was, a w jego oczach dostrzegliście zielony błysk. Z podłoża, którego nie widzicie (mgła jest gęsta, ale posadzka równa) pojawiły się nagle zielone pnącza, który oplotły Winchestera i Killwooda i niemal w jednym momencie usunęły ze sceny wciągając ich w dół.
- Z nimi kto inny i inaczej porozmawia. - stwierdził Elizeusz kiwając głową.
- Z informacji jakie posiadam wynika, że wasze życie nie obfitowało w zło. Rosalie chciała ratować przypadkowo znalezione dziecko, Butch próbował pokojowo wyjść z opresji w Junction City, a Andy... no jedyna skaza Andiego w ostatnich czasach to pozostawienie Lucy Wilson na pastwę Sztucznej Inteligencji, która teraz przemierza pustkowia w jej ciele. Ogólnie nie jest z wami źle jak na okoliczności przyrody w jakich przyszło wam żyć. Chciałem wysłać was spowrotem i nawet zabrać się z wami, ale dostałem instrukcje, że taka opcja odpada. Mam dla was jednak nie-tak-złe wieści.
Czekaliście co dalej. Widzieliście jak porusza dalej ustami, ale nic nie słyszeliście. Z układu ust i znajomości Słowa zorientowaliście się, że powtarza coś o Ogrodzie Eden.
W jednym momencie byliście wśród mgły przy Bramie, a w drugiej w środku upiornej dżungli. Neodżungli. W oddali słyszeliście krzyki męczonych ludzi i dzwony kościelne. Czyżbyście zostali odesłani do porośniętego przez zielsko Clay Center? Czy takie rzeczy w ogóle są możliwe? Przeszliście sto metrów podziwiając zadziwiającą przyrodę, która was otacza, a równocześnie obawiając się, że zostaniecie zaatakowani. Atak nie nastąpił i nawet minęliście grupę dziwnych roślinożerców przypominających skrzyżowanie goryla i hipopotama z dwie trąbami jak u słonia. Dotarliście do niemal całkowicie przykrytej przez zieleń drogi asfaltowej. Przy niej stał przerdzewiały znak z napisem Manaus 30 km. Ze skarpy przy asfalcie zeszli Killwood i Winchester. Ich twarze były poryte jakby żyletkami i obficie krwawili. Ich dłonie były przebite gwoździami, ale przynajmniej Winchester nie miał już połamanej ręki jak wcześniej. Wyglądało na to, że się zrosło. Nie pamiętali za bardzo gdzie byli. Bełkotali tylko próbując wyjawić z każdą sekundą co raz bardziej mgliste wspomnienia. Wyszło na to, że byli niewolnikami w Piekle i w końcu wysłano ich tutaj z jakiegoś powodu.

Przygody, a raczej cierpienie Andiego, Winchestera, Rosalie, Killwooda, Butcha trwały jeszcze jakiś czas, ale to zupełnie inna historia pełna płaczu i zgrzytania zębami. Dość powiedzieć, że ich losy były Czyśćcem mającym nie tylko ukarać ich za grzechy, ale i uspokoić ich umysły po pobycie w piekielnych Zasranych Stanach.
Nie żyli ani długo, ani szczęśliwie.
Dzięki za grę.

Connor:

Wyglądało na to, że cała grupa zwiadowcza zginęła, gdy eksplodował budynek. Wypaliło również rośliny, więc pędem ruszyłeś w stronę centrum. Biegnąc wśród płonącej zieleni natknąłeś się na gromadę ciał, z których drzewa wyciągały soki. Nie dbałeś jednak o to. Chciałeś dokończyć misję. W centrum grupa ludzi pod przywództwem Big Billa już wyszła z piwnic. Big Bill widząc cię powiedział:
- To był dobry pomysł z tym podpaleniem. - jednak nagle zauważyliście jak pnącza spod ziemi zaczęły chwytać niektórych z ocalałych. Uciekacie i zostawiacie ich, czy pomagacie?

Doc Peter (i Roberts i nieprzytomny Piwosz):
Na twoich oczach rany Robertsa zasklepiały się, choć tam gdzie powstawały blizny miały nienaturalny zielony kolor. Nawet jego oko odrosło, ale również miało nienaturalny, zielony kolor. W całości. Nie tylko tęczówka. Po chwili Roberts stał się w pełni sił i razem z nim zabraliście nieprzytomnego Piwosza do ciężarówki. Chciałeś pomóc i innym rannym, ale takowych nie było. Roberts nie zapomniał zabrać pudełek, w których wciąż miał Cudowną Sałatę. W ustach wciąż czuł jej smak. Cudowny.
 
Anonim jest offline  
Stary 09-02-2014, 15:40   #533
 
MistrzKamil's Avatar
 
Reputacja: 1 MistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znany
Ostrzeliwuję pnącza krótkimi seriami żeby odciąć możliwie najwięcej ludzi, ewentualnie pomagam sobie jakimś nożem/maczetą czy co tma mam jeśli coś jest blizej a przy tym się wycofuję.
Dawaj krótkimi seriami po zielsku.
Wrzeszczę do wszystkich
WYCOFUJEMY SIĘ LUDZIE, TNIJCIE ZIELSKO I GAZEM!
 
__________________
Pływał raz po morzu kucharz
w rękach praktyk był onana
a załoga się dziwiła
skąd w kawie śmietana
MistrzKamil jest offline  
Stary 11-02-2014, 20:36   #534
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Piwosz leżał na wznak tuż obok kompana. Gruba skórzana kurtka schowała swój kolor pod grubą warstwą pyłu opadającego z zawalonego budynku. Na kolanach stargane jeansy zaczynały przesiąkać krwią. Kamizelka zniosła sytuację lepiej niż właściciel; urwało się kilka sprzączek.
Kapelusz najwyraźniej został w ruinach
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 16-02-2014, 21:11   #535
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Connor problematyczny Zdolności Przywódcze (7):
Rzut: 19, 10, 6
Porażka!


Connor, Big Bill:
Connor próbował zapanować nad tłumem, ale szok wywołany ostatnimi wydarzeniami był zbyt silny w tłumie skrytym wśród piwnic Clay Center. Rozbiegli się na prawo i lewo. Większość zginęłą w trzewiach roślinnych istot Neodżungli. Nieskończony ryk kilkudziesięciu gardeł niemalże rozerwał taśmę sklejającą ostatnie kawałki rzeczywistości. Groza opanowała wszystkich. Oto wcześniej zamordowani mieszkańcy kroczyli teraz niczym armia żywych trupów. Niektórzy nawet nie mieli głów! Ciągnęli za sobą złowieszcze liany. Nie czas było na walkę. Trzeba było uciekać. I to szybko!

Roberts bardzo trudny Niezłomność (4;4)
Rzut: 13, 9, 3
Porażka!

Roberts, Piwosz, Doc Peter, Praudmoore:
W momencie, gdy zaschnięte gardła przemienionych zwłok ludzkich wydarły swój pośmiertny skowyt Roberts odchrząknął głośno po czym sięgnął po jeden z pistoletów z ciężarówki i przystawił sobie lufę pod brodę.
- Raj nadchodzi! - krzyknął i pociągnął za spust, a kawałki jego mózgu wyfrunęły ze szczytu jego czaszki. Piwosz przełknął głośno, gdy Roberts wcale nie upadł na ziemię, a coś. Coś co go kontrolowało natychmiast próbowało was pozabijać. Ranny został jakiś typ z Junction City, ale wspólnymi siłami nafaszerowano zwłoki Robertsa taką ilością ołowiu, że już nie miał prawa ruszyć się. Niestety bezprawie panuje w tym Kansas. Dopiero kilkukrotne uderzenie maczetą poodcinało mu członki i uniemożliwiło ruch. Cudowna Sałata była pułapką. Neodżungla robi wszystko, żeby do niej dołączyć. Roberts nie chciał mieć nic wspólnego z głosami, które pojawiły się w jego głowie. Był człowiekiem.

Piwosz, Doc Peter, Praudmoore, Connor, Big Bill:
Kilka chwil po rozczłonkowaniu Robertsa nadbiegli Connor i Big Bill, a z nimi poruszało się jeszcze kilku ludków w tym wcześniej spotkany Max (Piwosz poznał, ze to "trup" z chatki nad rzeką, który im wcześniej nawiał, okazało się, że to jednak przyjaciel Big Billa, ciężko nadążyć). Nie czas było jednak na wyjaśnienia. Doc Peter szybko przerzucił Praudmoore niczym worek ziemniaków z samochodu na pakę ciężarówki i zdołaliście uciec z tego przeklętego miejsca. Krzyki jeszcze długo was ścigały. Przez kilka kilometrów naprawdę, a potem już tylko w waszej wyobraźni. Nic innego was nie ścigało.

Kilka godzin później.

Jechaliście w dość ponurej atmosferze. Wielu ludzi zginęło tego dnia, wiele cennych istnień ludzkich. Piwosz podniósł wzrok i spojrzał na Alistaira. Bez słów zrozumieli się. Ten świat przekroczył wszelkie granice okrutności jakie przedwojenny człowiek jest sobie w stanie wyobrazić. Porwania, morderstwa, zmutowane dzieci, niemal niejadalna roślinność - to wszystko można było jeszcze przewidzieć, ale ludzie traktowani jako marionetki w rękach roślin? To już było Piekło. Piwosz przez kilka chwil żałował, że Roberts zanim zabił się nie wpakował jemu samemu kuli w głowę. Myśląc o tym dotknął pistoletu - tego samego, z którego zabił się Roberts. Allistair z zaniepokojeniem pokiwał głową, żeby tego nie robił, ale nie wykonał żadnego gestu powstrzymującego. To była decyzja Piwosza.

Zanim jednak zdecydował się ciężarówka zatrzymała się. Wszyscy wyjrzeli co się stało. Był to dom. Kolejny samotny dom na ich drodze. Ściemniało się.


Wbrew jednak przewidywaniom okazało się jednak, że to był zwyczajny dom. Właściciele już dawno nie żyli. Nie było tajnych przejść, sekretnych laboratoriów, ani więzień dla ofiar kanibalizmu. Zwykły dom jakich dziesiątki tysięcy stały porozrzucane po Kansas. Big Bill, Connor i Doc Peter po prostu zasnęli. To był długi dzień dla nich wszystkich. Praudmoore trawiła gorączka. Budził się co pewien czas i przewracał na bok. Nikt nie zauważył, że z jego nosa pociekła struga krwi. Blady jak śmierć leżał w kącie pokoju. Rankiem gorączka ustąpiła, a on sam przezornie wytarł krew z twarzy. Miał uzasadnione podejrzenia, że w przypadku wyjścia na jaw jego choroby zostawionoby go tu na śmierć. Piwosz nie zmrużył oka. Wziął wartę. Nic jednak nie zjawiło się oprócz ciągle powracającej zjawy Robertsa mówiącej w zapętleniu "Raj nadchodzi!" i pociągającej za spust.

Później dotarli do Junction City, ale to już zupełnie inna historia.

Koniec
 
Anonim jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172