Ałtyn, pan Jerzy Rossowski -Nawet nie wiesz waćpanna jakeś me serce uradowała list i przesyłke przewożąc. Rzecz to wielkiej wagi ale nie tu nam o tym mówić. Tyle tylko mogę rzec że tu o sprawy ważne, bardzo wżne idzie- tu stary Szkot połozył palec na ustach i obróciwszy się ku świetnym gościom począł sie ku nim zbliżać schylając w lekkim ukłonie (lekkim po inszego nie mógł za bardzo złożyć jako że brzuch miał niczym kufa gdańskiej okowity)
Teraz jednak
Ałtynowej chęci pomocy sprzeciwił się Jan.
-
Jakże to waćpanna ? - mruczał -
niewiasta przy prochach ? Nie może być.. Ałtyn chciała juz coś odrzec co myśli o pierwszym Apostole, ale ścisk i bieganina sług i pokojowych uniemozliwiały to.
Wyszli tedy ne Rynek jeszcze zdałoby się gęstszy i powoli przedzierali ku domostwu Gregoriusa gdy w ciżbę jak z katapulty wpadł poczet konnych w barwach żółtej i niebieskiej. Nie zważając na nic torowali sobie drogę przez tłum nic aż dopadli owej krytej daszkiem studni. Tu zostawiwszy konie pod opieką dwóch pachołków czterech sądząc z wyglądu znacznych szlachciców ruszyło ku domowi burmistrza.
Cisnąca się teraz przed przybyszami ciżba odepchneła od Jana
Ałtyn i poniosła za sobą. Dziewczyna próżno próbowała się opierać jej ruchowi ale było to tak jakby próbować płynąc przeciw prądowi bystrej rzeki. Znalazła się pod arkadkami i kamienicy Mediolańczyka i tu zrobiło się na moment nieco luzniej. Nagle uczuła jakby ukłucie i dotknawszy ręką boku uczula coś ciepłego, podniósłwszy ją ku oczom zobaczyła że palce jej są czerwone.
Zdumiona pomyslała - Krew, Skąd tu krew ?
Po czym zapadła w ciemność.
Jerzy Rossowski zastanawiał się chwilę jak przyodziać się na wizytę. Myśl o ubraniu w ten nieco dziwny strój polski odrzucił od razu. Miał on na pewno sporo zalet, ale jednak i tak nie mógł na razie do niego przywyknąć.
Zresztą zjechawszy do tego miasteczka gdzieś na krańcach swej Ojczyzny zdumiał się znacznie. Takiej różnorodności strojów nie widział nigdzie w Europie. Tu szlachta chodziła w kolorowych szatach wyraznie jednak preferując czerwienie, żółcie i zielenie. Mieszczanie nosili się raczej w czerniach, szarościach lub brązach lecz ze znacznie lepszych materiałów niż na Zachodzie. Ale i tu akurat nie było też reguły bo spotykał juz ludzi ubranych na modłę francuską, italską, hiszpańską i niderlandzką.
Zaś nacji połowy kupców gdyby miano mu sądzich ich pochodzenie po stroju mógł się jedynie domyślać.
Diabła zjesz a nie rozeznasz się kto jest tu kim - myślał patrząc na rosłego Szkota płynącego przez tłum niczym hiszpański galeon przez fale. Towarzyszyła mu drobna dziewczyna o ile zdołał dostrzec ubrana chyba na styl wschodni.
Uwagę jego odwróciło zamieszanie i rwetest jaki wybuchł w tłumie. Pół tuzina jezdzców wżeło się w tłum i dotarło na środek Rynku gdzie nie tak dawno odpoczywał on sam.
Zsiadłszy z koni przebijali się przez gęstwe w stronę gdzie jak sie domyślał biesiadował Książe Ostrogski.
Na lewo od okna z którego się wychylił ujrzał znów "Turczynkę" jak ją w myślałach nazwał. Była teraz bez towarzysza i stała oparta o jedną z kolumienek w podcieniu kamienicy. Zmrużył oczy bo co innego zwróciło jego uwagę. Oto w bezładnej cizbie widział dwie osoby wyraznie zmierzające w stronę dziewczyny. Umiejętnie lawirowali w kłębiacym się tłumie.
Jeden z nich, wysokie i wielkie chłopisko przypominał niedziwedzia tym bardziej iz na głowie nosił futrzaną czapę. Jego towarzysz chudy i żylasty był nieco niższy i ubrany z niemiecka.
Nagle "Niedzwiedz" rozsunął ręcę zagradzając drogę gawiedzi a "Niemiec" korzystając z sekundy gdy zrobiło się luzniej przemknął koło dziewczyny na moment się przy niej zatrzymując. Ta osuneła się opierając o kolumnę, a ów dziwny człek pochylił nad nią.