Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2014, 21:39   #96
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Młody mężczyzna z trudem podniósł się na nogi. Kmietek chwycił się za zraniony bok, zacisnął zęby by stłumić ból i ruszył przed siebie tocząc wewnętrzną walkę z własnymi słabościami. Jego przeciwnikiem był nie tylko baron i krwawiąca rana, a także nieokiełznana siła natury, która teraz szczególnie emanowała swą potęgą chłoszcząc lodowatym deszczem i gradem. Wydawało się, że cały świat obrócił się przeciw niemu.

Błyskawica rozświetliła las na ułamki sekund by po chwili pogrążyć go z powrotem w nieprzeniknionych ciemnościach. Kmietek z każdym krokiem rozsypywał uschnięte liście i błoto wokół siebie, z każdym pokonanym metrem było mu coraz trudniej, a po Ewce śladu nie było. Upadł. Brakowało mu tchu, czuł się niczym cyrkowy siłacz pod miażdżącym ciężarem próbując dźwignąć się na równe nogi. Z trudem wyprostował się i ruszył dalej przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniej kryjówki.

···

- Dorwę sukinsyna! - baron stanął w miejscu gdzie ostatnim razem widział Kmietka. Po jego ofierze zostały ślady krwi, ale to było więcej niżby mógł sobie życzyć doświadczony łowca pokroju Christofa. Trzymając w gotowości swój wierny muszkiet wkroczył do lasu tropem rannego mężczyzny.

···

Kmietek oparł się o pień drzewa. Z coraz większym trudem oddychał, zamknął oczy i zaczął pocierać krępującym jego dłonie sznurem o twardą korę, lecz bez rezultatów. - Możesz uciekać, możesz się chować, ale i tak Ciebie dorwę... - usłyszał odległy głos barona dochodzący zza pleców. - …a wtedy będzie błagał o szybką śmierć. - młodzieniec otworzył oczy, przełknął głośno ślinę i zbierał resztki sił by ruszyć dalej przed siebie, lecz coś z przodu przykuło jego uwagę. Trzy, nie... cztery pokraczne istoty wyszły z zarośli. Serce podskoczyło mu do gardła na widok wyłaniających się upiorów z którymi wcześniej przyszło najemnikom walczyć. Chciał uciekać, lecz jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Sparaliżowany przyglądał się jak ghoule powoli zbliżają się niczym polujące dzikie koty. Osunął się na ziemię, chciał skryć twarz w dłoniach i zapłakać głośno, lecz nawet na to nie miał już sił. Upiory zbliżyły się na kilka kroków, lecz nie zaatakowały. Wpatrywały się w jakiś punkt za jego plecami. Zdumiony Kmietek szybko zrozumiał kogo na swój cel wzięły piekielne istoty. - Pokaż się skurwysynu! - grzmiał baron. Skupione na ofierze ghoule minęły młodzieńca o ledwie kilka cali, z paszczy ślina litrami lała się na ziemię zostawiając po sobie tłusty ślad, a ich żelazne mięśnie spięte były jak na drapieżnika przystało. Kmietek widząc szansę dla siebie poderwał się szybko i rzucił do przodu. Kula świsnęła mu koło głowy i rąbnęła w pobliskie drzewo posyłając w powietrze drzazgi. Przez chwilę naszła go myśl, że równie dobrze jego twarz mogłaby teraz wyglądać jak pień tego drzewa, ale szybko odegnał ją od siebie skupiając się na swojej ucieczce. - Zbyt dużo masz szczęścia nędzny wieś... co?! Co to jest kurwa?! - dwa strzały, jeden po drugim rozdarły ciszę. Kmietek uśmiechnął się pod nosem, lecz nie miał zamiaru sprawdzać czy jego oprawca wciąż żyje. Ewka z pewnością była gdzieś w pobliżu, a on miał zamiar ją odnaleźć.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=C_7HB7LBV9Y[/MEDIA]

Deszcz rytmicznie dudnił w blachy skuwające ciało potężnego wojownika. Borys i Niedźwiedź stali kilka metrów od siebie mierząc się groźnym spojrzeniem. Rycerz zaatakował pierwszy posyłając kopniaka przed siebie, lecz kłusownik był zbyt zwinny; zrobił unik, szybko skrócił dystans i wyprowadził lewy sierpowy w podbródek Niedźwiedzia, który zatoczył się pod siłą uderzenia. Potężny rycerz w zbroi miał znaczną przewagę fizyczną nad drobniejszym od niego kłusownikiem i nie miał zamiaru bawić się z nim w podchody. Ogarnięty piekielnym szałem wojownik miał zamiar wykorzystać wagę swojego ciała; rzucił się na drugiego mężczyznę powalając go na ziemię. Borys i Niedźwiedź tarzali się w błocie wymieniając się potężnymi ciosami. Wojownik rąbnął pięścią w twarz Borysa, przygniótł go własnym ciałem do ziemi, wcisnął łokieć pod szyję i zaczął prawą ręką okładać po twarzy unieruchomionego przeciwnika niemalże pozbawiając go przytomności. Jedyną szansą Borysa była ciężka gałąź za jego plecami, sięgnął po nią i z całej siły rąbnął w głowę rycerza, który osunął się na ziemię. Kłusownik zepchnął go na bok i usiadł na nim. Teraz rolę się odwróciły. - Oprzytomnij kurwa! - warknął i uderzył go w twarz. Przez chwilę jego oczy wróciły do normalności by sekundę później wybuchnąć ognistą czerwienią. Okute żelazem dłonie Niedźwiedzia wystrzeliły w kierunku szyi Borysa dusząc go w stalowym uścisku. Charcząc i krztusząc się kłusownik wpadł w szał dorównywający jego przeciwnikowi, niczym maszyna do zabijania zignorował zaciskające się wokół jego szyi dłonie i zaczął okładać po mordzie rycerza. Była to walka na śmierć i życie, żaden z przeciwników nie miał zamiaru odpuścić drugiemu. Borys posiniał, zrobiło mu się ciemno przed oczami, gdy dłonie rycerza stopniowo miażdżyły mu tchawicę. Z kolei twarz Niedźwiedźa pod ciosami Borysa wyglądała jakby przeszła przez maszynkę do mięsa. Wojownik był oślepiony własną krwią, czuł jak kości twarzy pękają od uderzeń kłusownika, lecz demon wewnątrz tłumił ból. - O-przy-to-mnij sku-rwy-synu! - wycharczał z nienawiścią Borys, zrobił potężny zamach w który włożył resztkę sił i po raz ostatni uderzył pięścią w twarz rycerza. Niedźwiedź stracił przytomność, a wraz z nią odszedł także demon. Borys opadł całkowicie z sił. Zszedł z rycerza głośno kaszląc i plując krwią. Położył się w błocie obok Niedźwiedzia ciężko oddychając, głowa pulsowała mu z bólu, a ze złamanego nosa obwicie ciekła krew.

···

Kmietek dotarł na skraj polany, gdzie dzień wcześniej znaleziono zwłoki młodej arystokratki. Przetarł spocone czoło i usiadł na pobliskim kamieniu. Wszystko wydawało się pozbawione sensu; po Ewce śladu nie było, a w lesie grasowały stwory, które o dziwo zignorowały jego obecność. Dlaczego? Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań, a było ich wiele. Rana pulsowała bólem, ale wyglądało na to, że udało mu się zatamować upływ krwi. Przynajmniej ta jedna rzecz w paśmie porażek była pocieszeniem. Rozejrzał się wokół siebie. Cholera, może nie był tropicielem, ale na podróży przez lasy znał się wcale nie gorzej, a w dodatku znał dobrze swoją kobietę. Zamknął na chwilę oczy próbując intuicyjnie wyobrazić gdzie jego zguba mogła się udać. Ruszył w kierunku, który jako jedyny wydawał mu się właściwy.

···

Wieśniacy rozbiegli się szybko do swych chat by sprawdzić swoje rodziny. Na całe szczęście dla nich baron nie skrzywdził nikogo prócz Ewki i jej najbliższych. Cały orszak wzburzonych chłopów szedł szybkim krokiem w kierunku wzgórz na północ od wioski. Trzymając pochodnie i widły opuścili bezpiecznie schronienie chcąc wymierzyć sprawiedliwość uprzykrzającemu ich życie baronowi. ,,Dość tego!”, ,,Nie będzie obcy pluł nam w twarz!”, ,,Zabić barona i jego pachołków!” grzmiały rzucane przez chłopstwo hasła. Z mężczyzn w wiosce tylko Fritz pozostał kręcąc głową za odchodzącymi wieśniakami. Obawiał się odwetu ze strony elit Ostermarku lub chociażby ze strony samych najemników.

···

Ewka leżała w leśnym runie, naga, zmarznięta i nieprzytomna. Nie była jednak sama, gdyż leżała u stóp wysokiego mężczyzny o skórze bladej jak pergamin i długich zakrzywionych kłach. Jego oczy lśniły krwistą czerwienią, a podobnego koloru były też jego szaty zdradzające wysokie urodzenie. Nawet dla tak mało doświadczonego człowieka jak Kmietek nie było żadnych wątpliwości, iż przed nim stoi nie kto inny jak wampir – prawdziwy władca śmierci, istota, której wystrzegają się nie tylko wyznawcy Sigmara, ale także służalcy Mrocznych Potęg. Stwór nocy wzniósł w górę ramiona i zaczął tkać zaklęcie w jakimś antycznym języku. Jego melodyjny głos echem rozbrzmiewał w całym lesie przeszywając strachem serce młodzieńca. Powietrze wokół niego aż pulsowało od nagromadzonej magicznej energii. Chmury nad ich głowami zmieniły się w oko cyklonu rozświetlane przez błyskawice. - Ahm'vo'izh fek sa chron, Ozkavosh! - ryknął na całe gardło, a wszystko dookoła ucichło skrywając Potępione Ziemie w całkowitych ciemnościach.


Wieśniacy szybko znaleźli się na wzgórzach i bez trudu dostrzegli miejsce gdzie baron rozwiązał sznury spętanym ofiarom. Ruszyli tropem Christofa, aż dotarli do miejsca gdzie rozegrała się potyczka z upiorami. Baron siedział na kamieniu opatrując zranioną rękę, a u jego stóp leżały martwe truchła ghouli. - Co wy tu kurwa robicie? - warknął, po czym sięgnął po swoje zasłużone pistolety. - Nie mieliście przeczesywać las?! - wstał celując w najbliższych mu chłopów. - No tak, Fritz pewnie wszystko widział i wam o tym powiedział, a wyście przyszli wymierzyć mi sprawiedliwość? Wasze niedoczekanie, skurwysyny! Jestem lepiej od was uzbrojony, więc zawrócicie zanim poślę was wszystkich do piachu.

···

- Ach... zaszły ciemności zgodnie z proroctwem mego pana. - rzekł goblin o skórze bladej i przegniłej. Wokół niego zebrał się cały tuzin upiorów z głodem obserwujących grupę uzbrojonych mężczyzn opuszczających wioskę. - Spokojnie... dajcie im odejść.


Najemnicy wraz z Ralfem poświęcili dobrą godzinę na poszukiwaniu odpowiedniego schronienia. W końcu ich wysiłki zostały wynagrodzone kiedy ich oczom ukazała się płytka grota wydrążona w wysokiej skale. Zmęczeni weszli do środka, rozpalili ognisko i zjedli w ciszy ostatnie zapasy żywności. Było tu przytulnie i nadzwyczaj bezpiecznie. Na zewnątrz wciąż padało, a światem dalej wstrząsały błyskawice, ale przynajmniej tu w środku było ciepło. Rozwieszono przemoknięte ubrania oraz skórzane zbroje, chcieli już iść spać gdy ich spoczynek przerwała wysoka postać stojąca w wejściu do jaskini. Był to nie kto inny niż Gerhard, słynny łowca potworów z którym przyszło im wcześniej podróżować. - Spokojnie, odłóżcie tą broń. Żaden ze mnie ożywieniec. - wszedł do środka, usiadł przy ognisku i oparł się o skalną ścianą. - Natknąłem się na was trop gdy wracałem do wioski. Mam dla was złe wieści. Byłem w ruinach Vanhaldenschlosse, nie widziałem tam naszego wampira, ale widziałem jak przez bramy miasta wyrusza cały orszak upiorów pod przywództwem jakiegoś zmutowanego goblina. Zmierzali w kierunku wioski. - ściągnął z głowy przemoczony kapelusz i postawił nieopodal ogniska. - W lesie działa jakaś mroczna siła, która nie pozwoli nam tak łatwo opuścić jego granicę. Ta ciemność, ta pogoda... to nie jest normalne. Czuję, że dziś wydarzy się coś strasznego.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 09-02-2014 o 23:37.
Warlock jest offline