Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2014, 21:07   #51
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Chicago przywitało go wiatrem znad jeziora.

Teodor lubił to miasto. Lubił miejski gwar, ścierające się w tyglu pasji nacje i narodowości, dodające od siebie do miasta wiatrów zarówno to, co najlepsze, jak i to, co najgorsze. Dopiero wsiadając do taksówki zrozumiał, jak bardzo jest zmęczony. Od zmęczenia bolała go głowa, a na ten ból nie pomagały nawet środki przeciwbólowe kupione na lotnisku. Już dawno nie czul się tak podle. Na dodatek zraniona w niewyjaśnionych okolicznościach noga bolała go, jak diabli. Dlatego najpierw, zamiast do domu, pojechał do szpitala.

Odkąd zaczął godziwie zarabiać na Zycie, jego prywatne ubezpieczenie gwarantowało mu uprzywilejowany dostęp do świadczeń medycznych, z czego skorzystał bez najmniejszej krępacji. Lekarz i pielęgniarka oczyścili ranę, dali mu zastrzyk przeciwtężcowy, założyli solidne szwy i opatrunek i dopiero wypuścili do domu, dając przy okazji receptę na mocniejsze środki przeciwbólowe.

Po powrocie do domu Teodor wziął prysznic, uważając, by nie zamoczyć opatrunku, a potem nalał sobie mocnego drinka z niewielką ilością lodu i siadł w fotelu. Kartę tarota przedstawiającą księżyc położył przed sobą, wyjął notes i zaczął notować wydarzenia, których doświadczył, podobnie jak zwykł czynić z planem swoich powieści.

Zaczęło się od podrzucenia karty, potem bezdomny z psem w zaułku, potem koszmarny sen nie sen, ścigające go wilki, majaki, obłęd. Wzdrygnął się czytając, co napisał. Nalał sobie więcej alkoholu.

Wieczór skończył w łóżku, powalony tabletkami i whiskey.

* * *


Następnego dnia wstał późno, ale przynajmniej miał poukładany w głowie plan dnia. Zaczął od miejskiej biblioteki, gdzie był doskonale znany personelowi. Pracując nad swoimi powieściami Wuoornos dbał o szczegóły i realia, co wymagało licznych studiów z różnych dziedzin: politologii, socjologii, psychologii, technik wojskowości czy nawet toksykologii. Nikt więc nie był zdziwiony, gdy wybrał kilka książek o tarocie.

Otoczony publikacjami na temat tych „magicznych kart” rozpoczął studia nad zawiłą i usystematyzowaną sztuką stawiania kabały. Nigdy nie sądził, że ludzie zrobili z wróżenia prawdziwą wiedzę. Nie miał szans pojąć tego, bez konsultacji. Na szczęście i na to miał swoje sposoby.

Popołudniem skoczył na lunch, a potem do zaprzyjaźnionego wydawnictwa, gdzie spotkał się z Janosem Tootorem.


Janos był mężczyzną pod sześćdziesiątkę o wiecznie zmęczonej twarzy i oczach cocker spaniela, ale za tymi oczami krył się bystry i dociekliwy umysł badacza.

- Mam dla ciebie zagadkę, Janos – powiedział Teodor, kiedy już siedzieli gabinecie starego wydawcy i popijali gorące napoje.

Oczy Janosa błysnęły zdradzając zaciekawienie. Pisarz wyjął kartkę z maszynopisu znalezioną w hotelu w Phoenix.

- Czy potrafisz powiedzieć, z jakiej maszyny pochodzi ta kartka oraz gdzie kupiono papier do niej.

Tootor wziął kartkę w palce z czcią, jakby zetknął się ze starożytnym artefaktem.

- Nie. Maszyna wygląda na nieźle wyrobioną, ale istnieje szansa, że dowiem się, co to za model i typ. Z papierem może być gorzej.

- Wie, że dasz sobie radę i wiem, że zdasz mój mały teścik. W podziękowaniu za wcześniejsze przeboje z wyjazdem do rezerwatu Indian.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Nadal wisisz mi butelkę dwunastoletniej whiskey.

- A jak myślisz, co mam w torbie – uśmiechnął się Teo wyciągając butelkę markowej THE DALMORE.

Janos uśmiechnął się.

- Wyśmienity wybór, drogi przyjacielu.


* * *


Po spotkaniu z Tootorem Wuoornos wrócił do biblioteki po wcześniej zamówione książki. Realne śnienie, świadome śnienie, zjawiska paranormalne. Dwanaście pozycji wypożyczonych do domu. Sporo. Starannie wybranych przez pracowników biblioteki.

Korzystając z taksówki Theo wrócił do domu i zagłębił się w lekturze, robiąc kolejne notatki.

Liczył na to, że może w „fachowej” literaturze znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania.
 
Armiel jest offline