Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2014, 17:02   #3
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Melis siedział na uboczu. Czuł się tu obcy. Obracał kolejne paciorki modlitewne między palcami, prosząc boginię o radę.

Zdrowaś Mystro,
Magiiś pełna,
Moc z Tobą


Jego twarz wydawała się miejscowym znajoma, podobno miał twarz podobną do matczynej, zaś chudość i włosy po ojcu odziedziczył, którego przezywali "Tyką". To znaczy przezywali Tyką gdy żył. Krótko po odejściu Melisa, pamiętny najazd zielonych zostawił po sobie wiele mogił...

Najznamienitsza-tyś pomiędzy Planami,
a błogosławion owoc rąk Twoich
Splot.


Twarze, kolejne twarze przesuwały mu się przed oczami i za każdym razem gdy spotkał kogoś ze wsi miał uczucie deja-vu - niby widział tego kogoś, a niby nie. Miejscowi, mimo, że przebywał tu od kilku dni też przyglądali mu się ze zdziwieniem. Las otaczający osadę był niebezpieczny, a jemu udało się go przebyć - najpierw jako smarkaczowi, gdy dwanaście lat temu uciekł przed pogardą dziewczyny i rówieśników, na zatracenie. I teraz, gdy wrócił w niewielkiej kompanii, już jako mężczyzna na białym mule. Odziany w zakurzone, podróżne ubranie - długą do uda koszulę i bryczesy, przepasane pasem z żelazną klamrą, ciżmy z zakręconym do góry nosem, płaszcz z niebieskiej wełny - wyglądał na zwyczajnego wędrowca. Jakież było ich zaskoczenie, gdy oznajmił że nazywa się Melis i pochodzi stąd. Jeszcze większe było, gdy oznajmił, że przybył tu, by odprawić swoją mszę prymicyjną! Później, już kapłańskim ornacie, śpiewając litanię do wszechmocnej Pani Wszelkiej Magii był kimś zupełnie innym zapamiętali go rówieśnicy.

Święta Magio, Moco Boża,
Skup się nad obdarzonymi
Teraz i godzinę śmierci naszej.

Melis z wieloletnią wprawą odruchowo przesunął palcem paciorek na modlitewnym sznurze, kiedy ktoś przechodząc obok szturchnął go wytrącając z modlitwy. Wisior upadł, zaś kapłan zezłościł się w duchu, podniósł z ziemi i ucałował święty symbol.
"Z ziemi! Tak! Dziękuję Ci o Pani! Muszę zająć się rzeczami przyziemnymi! A konkretnie tym co trapi Viseńczyków. To rodacy, nawet jeśli jeszcze nie czuję tego sercem. Może na bycie Viseńczykiem trzeba sobie zasłużyć?".

- To przeznaczenie - szepnął kapłan - przybyłem tu we właściwym momencie.

Melis wstał i podszedł do Yarkissa, złożył dłonie, ukłonił się. Po czym rzekł czystym, wyraźnym głosem.
- Ta sprawa z kryształami i porywaniem obdarzonych magią nie jest miła Przemagicznej Panience. Pójdę z wami - nie stchórzę i nie będę opóźniał marszu, a jeżeli mnie nie zabierzecie - ruszę sam. Wygląda, że będziesz dowodził, więc pytam: co rzekniesz?

I spojrzał pewnym wzrokiem na Yarkissa, oczekując odpowiedzi. A pod tą pewnością tylko kotłowały się dzikie, niechciane myśli. "Ciekawe czy domyśli się, że chcę też zejść z oczu Kimri? Pewnie wszyscy się domyślą, przez nią uciekłem wtedy, przed nią uciekam teraz... Ehhhh, w klasztorze życie było prostsze".
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-02-2014 o 17:17.
TomaszJ jest offline